"miłość" ... a co to w ogóle jest ?

Problemy z partnerami.

"miłość" ... a co to w ogóle jest ?

Postprzez smerfetka0 » 24 lut 2009, o 20:20

tak mnie wzięło na refleksje...
wydawać się może, że taka młodziutka co może wiedzieć o miłości i jeszcze wiele się musi nauczyć...ale tu nie wiek jest miernikiem...a jak na swoje latka myślę, że uczuciowo wybiegam sporo ponad normę...
więc co to ta miłość?
zawsze są motylki, chociaż na początku?
skąd wiedzieć, że to miłość a nie zakochanie? niby "to czuć". ale każdy kto trwa w zakochaniu czuje że to miłość tak czy siak puki nie przejrzy na oczy.
akceptacja wszystkich wad, dostrzeganych wad, nie możność wyzbycia się myślenia chociaż "ciekawe co on/ona robi", przeżywanie jego/jej kłopotów, spokój odnajdywany w ramionach drugiej osoby, itp itd to już miłość? nawet jeśli wtedy nie czuć motylków...
istnieje coś w ogóle takiego jak "miłość" ? czy po prostu jest to uczucie pociągu fizycznego, dopasowanie charakterów uzupełniających się wzajemnie?...co z czasem przeradza się w przyzwyczajenie do drugiej osoby więc już tak sobie żyje ta para do końca...
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez wuweiki » 24 lut 2009, o 20:41

"Miłość to radość z tego, co jest. To zachwyt i zgoda na siebie i ciebie"

"Miłość to mieć coś najcenniejszego na świecie a tego nie posiadać"

"Miłość ogarnia nas wtedy, gdy jesteśmy w harmonii ze sobą i ze światem"

"komunia dwojga ludzi (znana potocznie i przez poetów opiewana mianem miłości) nie jest przedmiotem znalezionym (choćby i w najbogatszym katalogu!), ale wytworem uszczęśliwiającej a pełnej przeszkód i pułapek, żmudnej pracy dwojga ludzi powodowanych wzajemną troską o szczęście partnera. Pracy dokonywanej co dnia i co dzień podejmowanej na nowo"

"Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. "

a ode mnie? ...pomilczę
wuweiki
 

Postprzez undset1 » 24 lut 2009, o 20:51

Miłość to bycie nie za coś i dlaczegoś, ale pomimo .

takie moje skromne zdanie :)
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez dziunia » 24 lut 2009, o 20:59

dla mnie miłosc jest wtedy gdy krzyczę gdy mam ochotę zabic i gdy rzucam wszystkim co znajdą rece.... wtedy pojawia sie On i choć nie chce by był to mimo to jest i zności to wszystko i sciska mnie mocno choc tego nie chce, choc gryze go po rekach On mowi wykrzycz to.... a gdy juz wykrzycze i siadam i przewaznie płączę z bezsilosci i ze wstydu ze ta złosc znów mnie ograneła... On nie mówi Ty wariatko, tylko "juz jest dobrze..cichoooo i całuje w czoło"

dla mnie miłosc jest wtedy gdy nie mówie przez tydzien ze Go kocham bo akurat złe dni są, On nie nasicka i nie szuka powodu dlaczego nie mówię...wie ze gdy przyjedzie i tak wtulę sie w Jego ramiona....

i wtedy gdy dzwonię i mówię ze dziś tak strasznie przemarzłam i ze buty i skarpetki były całe mokre i ze ta szkoła wykonczyła mnie i wyprowadziłą z równowagi, On kupuje actimel i tabletki neo-angin, i znosci te wszystkie narzekania
i za to Go kocham ze jest taki dzielny:)
Moj Rycerz. prawdziwy cud.
tylko ja taka niedobra:)
dziunia
 

Postprzez wuweiki » 24 lut 2009, o 21:03

wuweiki
 

Postprzez smerfetka0 » 24 lut 2009, o 21:04

zazdroszczę dziunia... nienawidzę tego uczucia zazdrości i napracowałam się nad sobą by nie zazdrościć błahych rzeczy i przyziemnych... ale tego Ci zazdroszczę nie wiesz jak bardzo
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez dziunia » 24 lut 2009, o 21:13

zapomnialam dodac ze ilekroc chce to zakonczyc. bo niepodobami sie to wszystko, bo horomny które biorę robią ze mnie wariatkę....
to...
zakochuje sie w Nim na nowo... moze to dziwne, ale w te najgorsze dni gdy tak Go nienawidzę to kocham Go najbardziej, i On dobrze o tym wie.

Wiesz, ja kiedys zazdrosciłam szczescia pewnej parze, chciałam spotkac mezczyznę takiego jak On...pozniej dowiedziałam sie ze tamtem mezczyzna nie był az tak idealny jak wygladała jego "okładka"
od tamtej pory nie zazdroszę zadym parą niczego.....

Poza tym powiem Ci ze nie zawsze jest idealnie. On tez ma złe dni i jest naprawdę cieżko.
Ale spotkałam naprawdę wspaniałego człowieka...czasem boję sie ze mogę Go stracic....
<dowiodłam juz tego ze przez głupotę go nie stracę, został, ale pewnie wiele rzeczy pamieta, tego wybaczyc sobie czesto nie mogę ale usprawiedliwiam sumienie ze jestem jeszcze młoda.>

ps: szczescia Ci zycze zagubiona
dziunia
 

Postprzez smerfetka0 » 24 lut 2009, o 21:21

czy osoba kochana ma prawo wiedzieć że jest kochana? nawet jeśli nie odwzajemnia uczucia? lepiej wylać swoje smutki wprost i niech się dzieje co chce? czy tłumić je i przyjaźnić z wybrańcem bo tylko tak go można mieć przy sobie?
czy to jakaś reguła że kobiety potrafiące dać tak wiele uczucia zawsze muszą pierwsze zrobić malutki krok?
siedzę i myślę... siedzę i nie chcę wcale się przyznać do tego że się zakochałam... nie chcę go kochać... nie chcę wiedzieć co on skrywa w sobie... tak bardzo go pragnę jednak wcale go nie chcę...
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez tender » 24 lut 2009, o 21:25

mały fiat, skoda, opel, mercedes - każdy z nich to samochód, a każdy tak innych mimo, ze mają wspólne cechy. Wszystkie mają koła, silnik itd a każdy jeździ inaczej. Tyle ile ludzi tyle rodzajów miłości a sama miłość, ewaluuje, zmienia się, przechodzi z jednego stadium do drugiego. Miłość to na pewno dla mnie kombinacja III składników: intymności, namiętności i przywiązania (Polecam "psychologię miłości" Bogdana Wojciszke). Każdy mózg kształtuje się pod wpływem hormonów już w łonie matki, dlatego już rodząc się jesteśmy w pewnym stopniu predysponowani do pewnego rodzaju emocji.
Czy możliwość odczuwania emocji partnera to miłość - dla mnie nie, bo to empatia, mająca swoje miejsce w strukturze samego mózgu i jest bardzo zależna od płci. Mężczyźni są w tym słabsi... dużo słabsi...
akceptacja wszystkich wad dostrzeganych - to nie miłość, to głupota, ślepe zapatrzenie
nie możność wyzbycia się myślenia chociaż "ciekawe co on/ona robi jeżeli tylko myślimy i radzimy sobie z tym to ta tęsknota jest kawałkiem miłości, ale jeżeli nie możemy żyć bez tej osoby i taka myśl nas zatruwa nie pozwala funkcjonować to znów ślepe zapatrzenie, brak miłości do siebie samego i doszukiwanie się swojego szczęścia w innym. To uzależnienie a prawdziwa miłości nie uzależnia tylko daje wolność rozwoju pozytywnych zachowań. To inspiracja do bycia lepszą osobą, lepszym kimś.
Miłość przychodzi i odchodzi. nie można powiedzieć, że jej nie było jeśli się od kogoś odeszło, mogła zmienić się w nienawiść - to tak w końcu tak samo silne uczucie.
Miłość, ta prawdziwa a nie ślepa i toksyczna to świadoma chęć budzenia się przy kimś co rano i patrzenia w tym samym kierunku. To codzienna próba starania się o dobro kogoś i swoje. Czasami bardziej, czasami miej, ale zawsze najlepiej jak potrafimy. Wiadomo, że mamy gorsze lub lepsze dni ale zawsze trzeba się starać najlepiej jak można.
Jest jedna podstawowa rzecz bez, której świadoma miłość nie może istnieć - to szacunek. Bezwzględne poszanowanie godności II człowieka. Ja osobiście uważam, że pary które stosują wobec siebie przemoc, która jest właśnie skrajnym wyrazem braku szacunku, powinny się bezwzględnie rozstać bo tam nie ma już miłości jest walka i toksyczność zatruwająca dwa serca i umysły.
Kochasz kiedy kogoś podziwiasz ale nie gloryfikujesz i nie wynosisz pod niebiosa bo to znów ślepe zapatrzenie. Musisz podziwiać kogoś za to kim jest, co sobą reprezentuje, żeby widzieć w nim osobę wartościową. Bo wtedy czujesz, że dzięki niemu możesz stać się lepszy. Ale przede wszystkim miłość do kogoś to miłość do siebie. Jeśli nie lubisz się choć trochę nie jesteś w stanie pokochać kogoś innego. Wtedy jesteś ślepa na wady, godzisz się na upokarzanie na brak szacunku wobec siebie. Co prowadzi do frustracji, nienawiści chęci rewanżu.... A w końcu być może miłość to sztuka kompromisów i dobry sex :D :D :D :D
tender
 
Posty: 34
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 00:27
Lokalizacja: Olsztyn

Postprzez dziunia » 24 lut 2009, o 21:31

Ma prawo wiedziec ale musimy pamietac ze jestesmy odpowiedzialni za swoje uczucia tak samo jak ktoś inny jest odpowiedzialny za uczucia jakie wzbudza w drugiej osobie.
moim skromnym zdaniem nie odwzajemnia uczucia bo moze nie jest swiadom tego ze cos "jest"
albo sie boi.\
i bym powiedziała niech sie dzieje co chce zycie jest jedno, jak sie uda to dobrze jak nie to bedzie następny:) obiekt westchnien.
szczerze Ci powiem gdy ja poznałam K. nie chciałam sie zakochac, nie chciałam z Nim byc itd, bo zycie singielka podobało sie. a pozniej sie zakochalam i myslałam i miałam motyle w brzuchu( do dzis je mam)
w dni w ktorym chciałam powiedziec ze musimy troche ograniczyc spotkania bo chyba sie angazuje za bardzo.... chciałam dodac jeszcze kilka zdan a On ręką zakrył moje usta a do ucha powiedział...ale ja Cie kocham....
a nie dawał zadych oznaków zakochania czy miłosci, fakt pisał dzownił itd....
normalnie szok w trampkach:)
dziunia
 

Postprzez smerfetka0 » 24 lut 2009, o 21:45

tender....i tylko mnie uświadomiłeś w tym w czym nie chciałam żeby ktoś mnie uświadomił :p :p :p

zazdroszczę Ci tego szoku dziunia... ja wiem że nie jestem mu obojętna... ale też już czuję to że nie znaczę nic poważnego... muszę się wiele namęczyć by usłyszeć coś miłego, takiego co nie mówi się tylko koleżankom... kilka razy przyciskałam...i nic...wiem że się boi...że dla niego to nie jest takie łatwe... ale minęły dwa miesiące stanu "pomiędzy"... i mogę od tak dorosłego człowieka wymagać jakiś konkretniejszych zdań...nie oczekuję że już powie że mnie kocha...że już nagle będziemy razem...ale że skonkretyzuje kim ja jestem, dokąd to zmierza, że zacznie się starać i przyznawać co mu z dnia na dzień w duszy gra...

wierzę i wiem że jak nie ten to inny...
chciałabym czasami takiego szoku w trampkach :) takiego zaskoczenia że gdy spiszę na straty swoje uczucie on przyjedzie i powie że mu mnie brakuje...że raz złamie te swoje je..ne zasady.

chcę mu to powiedzieć...i tak wie że nie jest mi obojętny...chcę w końcu powiedzieć co czuje i że nie potrafię dłużej być przyjaciółką...że nie chce nią być, że musimy chociaż tymczasowo sie nie kontaktować... ale z drugiej strony boję się słów "ok. nie chcę żebyś cierpiała więc odezwij się jak uznasz że jesteś w stanie już się kolegować"..czy coś takiego..boje się że go przez to stracę całkowicie.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez dziunia » 24 lut 2009, o 22:09

---------- 21:08 24.02.2009 ----------

Zagubiona. nie bój sie tego uczucia.
nie jestes mu obojetna to wspaniale
przyjaznicie sie jeszcze lepiej:)

po pierwsze daj sobie czas jemu tez
stopniowo okazuj uczucie.
pozdrawiam i ide juz spac
miałam dzis ciezki dzien.
:*
do napisania jutro

---------- 21:09 ----------

musze dodac ze mimo tego iz on powiedział kocham
mineły kolejne 2 miesiace zanim zaczał kochac naprawdę
róznice sie wyczuwa,
pozniej nie Ty a on zabiega o Ciebie
dziunia
 

Postprzez smerfetka0 » 25 lut 2009, o 15:01

---------- 21:22 24.02.2009 ----------

dziękuję :*

ale ten układ jest chory...nigdy w sumie nie powiedział niczego konkretnego, zawsze się muszę doszukiwać jakiś znaków. doszło do za wielu rzeczy między nami. nie potrafię odsunąć się jak stoję na przeciwko gdy chce mnie przytulić lub pocałować...i wszystko było by świetnie jak by nie utwierdzał mnie w tym że jestem koleżanką.

juz dawno zamierzałam mu powiedzieć że musimy urwac kontakt bo ja nie potrafię...teraz się tylko zastanawiam czy powiedzieć mu tak czy nie? pozostawić to biegu czasu? to nie trwa tydzień. mógłby chociaż czasami powiedzieć "stęskniłem się". mógłby powiedzieć cokolwiek miłego...

ja nie potrafię już czekać nie wiedząc czego chce czego oczekuje ode mnie. mimo że mi strasznie dobrze jak z nimm jestem i nie chce tracic tego wszystkiego taki stan rzeczy nie moze sie utrzymywac.

?

---------- 14:01 25.02.2009 ----------

no i stało się. dwie godziny wczoraj zastanawiałam się czy wysłać czy nie. napisałam wszystko. powiedziałam że usuwam się z jego życia. że kolejny krok należy do niego. że jak nie chcę tego stracić będzie wiedział co zrobić ale jak mnie uważał i uważa za koleżankę to niech da mi czas bo ja nie umiem już być koleżanką.
mam wątpliwości co do słuszności swojej decyzji.
ale ileż można trwać w takim dziwnym układzie? ile można czekać na jakiś znak, będąc odtrącanym wtedy kiedy się zbliżam bardziej? nie toleruje "wolnego związku" - a tak to z zewnątrz wyglądało.
dobrze zrobiłam? powiedzcie mi że dobrze. że tak było trzeba.
żałuję z jednej strony i strasznie mi żal tego. ale oprócz sercem muszę też chyba kierować się trochę rozumem i swoimi wartościami?
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez cvbnm » 25 lut 2009, o 16:06

ha czy dobrze... chyba tak, chyba tak czujesz sama, nie?
a co dalej, czas pokaze...
cvbnm
 

Postprzez smerfetka0 » 25 lut 2009, o 16:20

czuję że go straciłam całkowicie. a z tego nie jestem zadowolona. nie wiem czy to był dobry moment, czy może lepiej jak bym jeszcze trochę "potrwała'' w tym wszystkim ale przynajmniej była obok niego.
nie wiem.
a czas pokazał...powiedziałam mu na koniec że jak ma mi mówić znowu to samo co za każdym razem niech mi tego oszczędzi bo ja nigdy takiego postępowania nie zrozumiem...że się liczę z tym że nie odpisze mi na to wszystko. ale że będzie wiedział co zrobić jeśli zależy.
no i milczenie. a wiem że był na gg. że odczytał.
cóż....odpowiedź dostałam. a czas to teraz może jedynie sprawić że powoli będzie mniej bolało.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 42 gości