mąż odchodzi po raz drugi....jak widać niejeden

Problemy z partnerami.

mąż odchodzi po raz drugi....jak widać niejeden

Postprzez Ola23 » 16 lut 2009, o 21:12

Witajcie !!!!!

Pewnie niewiele osób mnie tu pamięta - pisałam na tym forum około 2 lat temu i próbowałam się uporać ze zdradą męża. Minęły dwa lata i incydent się powtórzył - tyle że kochanka tym razem inna. Ktoś tu przede mną poruszył podobny problem...to strasznie przykre, wiem o tym z własnego doświadczenia. Wewnętrznie nie jestem pogodzona z jego odejściem...tęsknię za nim i chciałabym żeby wrócił. A on???? On oczywiście się zarzeka że nie wróci, że mnie nie kocha i chyba nigdy nie kochał, że nasze małżeństwo umarło oraz że składa papiery w sądzie....obecnie jest także na etapie zapoznawania naszej córki ze swoją Panią, czemu jestem przeciwna. Uważam, że na to jest za wcześnie, dziecko jeszcze przeżywa całą sytuację i niepotrzebne mu są dodatkowe atrakcje. Nie umiem sobie poukładać w głowie tego całego szamba, prześladują mnie wspomnienia i myśli o tym jak było cudownie, dręczę się poczuciem winy, ciągle mam nadzieję że on wróci...nie umiem z nim rozmawiać o ważnych sprawach....nie umiem się odnaleźć......:((((((((((((((
Ostatnio edytowano 16 lut 2009, o 21:53 przez Ola23, łącznie edytowano 1 raz
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez mahika » 16 lut 2009, o 21:25

:( ja pamiętam Twoją historię... to bardzo przykre :pocieszacz:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez mi » 16 lut 2009, o 21:38

Smutna i trudna sytuacja. Bardzo współczuję... :(
Avatar użytkownika
mi
 
Posty: 52
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 21:12
Lokalizacja: Mazowieckie "B"

Postprzez Ola23 » 16 lut 2009, o 21:52

dziękuję :*
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez z » 16 lut 2009, o 21:57

Olu, ja tez pamietam twoja historie.
Smutne, ze Wam sie nie ulozylo. Moze jednak jeszcze sie ulozy.
Wtedy to maz za Toba biegal, prosil i przepraszal.
Teraz jest inaczej, z tego co piszesz.

:pocieszacz:
z
 
Posty: 226
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:04

Postprzez Ola23 » 16 lut 2009, o 22:15

Przez wiele miesięcy próbowaliśmy jakoś dojść do ładu, nie udawało się generalnie z mojego powodu. Byłam zamknięta i przez długi czasu ja sama twierdziłam że moje uczucia do niego się wypaliły. W pierwszej chwili kiedy okazało się że mój mąż ma kogoś i chce odejść uznałam to za jedyne dobre wyjście z sytuacji. Nawet osobiście pomagałam mu pakować jego rzeczy i bez ani jednego ściśnięcia gardła z żalu uroczyście wyniosłam jego klamoty do samochodu. To było pod koniec listopada....minęło jednak trochę czasu, moje uczucia do niego gdzieś się odnalazły. Nie wiem jak i gdzie - przez ponad rok sama żyłam w przekonaniu że ich już nie ma! życie potrafi nam płatać figle...wiem teraz że chcę walczyć o swoją rodzinę, że źle się stało między nami i oboje zawiniliśmy. Paradoksalne jest to, że pomimo tych wszystkich złych rzeczy jakie mi wyrządził ja nadal chcę z nim być. Nie bez znaczenia jest także chyba fakt, że i na moim horyzoncie pojawił się facet który zaangażował się jakoś w naszą relację. Próba wejścia z nim w jakiś związek zakończyła się fiaskiem - właśnie dlatego że uświadomiłam sobie, ze moje uczucia do męża jeszcze nie wygasły. W tym punkcie dopadły mnie rzeczy, których myślałam że już w sobie nie mam. Problem polega tylko na tym że mąż takiej iluminacji nie przeszedł (jeszcze:). Na moment obecny ja jestem trochę w dwóch światach - z jednej strony ciągle liczę na ratunek dla mojej rodziny...z drugiej staram się jakoś żyć i iść do przodu nie depcząc tego co mam obok. Ten facet który pojawił się w moim życiu jest mi bardzo bliski, ale nie czuję do niego tego co powinnam, nie czuję do niego nawet połowy tego co do męża...Co prawda mamy stały kontakt, widujemy się, wychodzimy razem do kina, do restauracji itp...ale robię to trochę "na siłę" żeby jakoś przetrwać tern czas i nie oszaleć w pustym domu z żalu. Nie wiem czy ta relacja ma szansę zmienić się w coś bardziej poważnego - dopóki we mnie żyje nadzieja na powrót męża tamten facet ciągle stoi na przegranej pozycji....choćby był najcudowniejszy na świecie serce nie sługa.........
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez z » 16 lut 2009, o 22:50

Olu, czy twoj maz wiem o tym mezczyznie, z ktorym sie spotykasz ?
z
 
Posty: 226
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:04

Postprzez Ola23 » 16 lut 2009, o 23:14

Tak, wie. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia - wręcz uznał, że chyba dobrze się stało że mam kogoś obok siebie. Wie także o tym, że dla mnie ta relacja nie rokuje żadnego związku ...
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez limonka » 16 lut 2009, o 23:30

oj Ola...ale sie namieszalo:( dziwne...pamietam jak jakis czas temu pisalas ze juz meza nie pokochasz:( ale roznie to bywa:):):)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez KATKA » 16 lut 2009, o 23:50

ja też niesttey...pamiętam....Ola głowa do góry......musi byc dobrze......los już wie jak ma nami kierowac...tak sobie myślę.....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez ewka » 17 lut 2009, o 01:01

Witaj Ola. Pamiętam Cię z tym całym tamtejszym zamieszaniem... eh, chciałoby się jak najlepiej, a czasem nie wychodzi.

Ola23 napisał(a):Tak, wie. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia - wręcz uznał, że chyba dobrze się stało że mam kogoś obok siebie. Wie także o tym, że dla mnie ta relacja nie rokuje żadnego związku ...

Nie sądzisz, że "dzięki" temu ułatwiasz mu odejście? Jeśli chcesz ułatwić, to spoko. Jeśli nie - dajesz mu pewien komfort, na który chyba nie zasłużył.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Ola23 » 17 lut 2009, o 09:52

widzicie kochani - namieszało się strasznie. Ja sama jestem w ciężkim szoku - przez wiele miesięcy sama chciałam rozstania i jakoś nie docierało do mnie że jednak uczucia nie wygasły. Przez wiele miesięcy marzyłam o tym aby odzyskać wolność i móc rozpocząć nowe życie. Może to jest trochę tak, ze doceniamy coś dopiero jak to stracimy.Poza tym widzę rozpacz dziecka i to jak przeżywa brak ojca na co dzień - pewnie to też mnie wewnętrznie skłoniło do głębszej analizy problemu. Wiem, że życie idzie do przodu i ja nie mogę się zatrzymać - ale boli mnie to wszystko...czuję się winna, chciałabym żeby to wszystko inaczej wyglądało, chciałabym aby wrócił mimo że nie jest ideałem. Może to też jest jakiś etap godzenia się ze stratą...nie wiem...

wiem jednak że nie jestem w stanie nikogo pokochać tak ja kochałam jego...

chciałabym móc to wszystko odmienić i ułożyć inaczej...:((((((
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez timszel » 17 lut 2009, o 10:32

wiem jednak że nie jestem w stanie nikogo pokochać tak ja kochałam jego...


tego akurat nie wiesz Olu :lol:

Kiedy wyleczysz się z tego uczucia spokojnie spojrzysz na nwy zwiazek
timszel
 
Posty: 28
Dołączył(a): 12 gru 2008, o 14:54

Postprzez pietrek » 17 lut 2009, o 11:10

Witaj!
Wydaje mi się, że jeśli jest coś jeszcze do uratowania, to chyba najlepiej będzie udać się po poradę do specjalisty.
Może się okazać, że im Ty będziesz chciała lepiej, tym będzie gorzej.
Nie wiem, czy paradoksalnie nie byłoby lepiej, gdybyś Ty uprzedziła jego ruch i złożyła papiery w sądzie. Wiem, że to może być trudne, ale im Ty bardziej będziesz chciała z nim rozmawiać, będziesz chciała, żeby wrócił, tym on będzie sie oddalał. Bądź dumna!
Wydaje mi się, że mąż niepotrzebnie wie, że relacja z tym drugim nie rokuje żadnego związku.
Jeśli coś w nim jeszcze zostało, to on musi się zacząć się starać o Ciebie, powinnaś zrobić coś, żeby mu znowu na Tobie zaczęło zależeć. Jeśli mu nie zależy, niech idzie. I im szybciej tym lepiej dla Ciebie. Niestety zawsze najbardziej cierpi na tym dziecko...
I nie czuj się winna, bo to nie jest twoja wina, a na pewno nie tylko twoja.
Sam przeżywam ostatnio dość trudne chwile, może nie aż tak, ale boję się o relacje w moim małżeństwie. Wiem jednak, że w pewnym momencie trzeba zagrać ostro. I albo coś z tego będzie, albo do widzenia. A i tak najbardziej ucierpią dzieci.
pietrek
 
Posty: 26
Dołączył(a): 16 sty 2009, o 18:06
Lokalizacja: południe

Postprzez KATKA » 17 lut 2009, o 20:35

ej no bez przesady :) słonce ja też miałam już nigdy nikogo nie pokochac...już zawsze miałam miec wewnetrzne piekło ogólną depresję i wstręt do życia, mężczyzn i tej jednej znienawidzonej niegdyś kobiety.......a teraz mam inne problemy...jakoś tak się zawsze toczy...tylko trzeba najgorsze przeczekac...przeżyc
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: oisavuru i 38 gości