Opiszę krótką swoją historię dla tych, którzy nie znają.
Byłam w związku który się rozpadł.
Po półroku po rozstaniu znów zaczeliśy się spotykać. Bez blikości fizycznej, wyłącznie na stopie przyjacielskie. Trwało to 3 miesiące. Wszystko było jak dawniej. Powiedziałam, że nie chce się spotykać i robić sobie nadzieji, ze znów będziemy razem.
Po dwóch miesiącach od nasze ostaniego spotkania wyjechałam za granicę. Z myślą, że odległość, nowe cele pozwolą mi się stopniowo uwolić od uczucia, którego darzę go. "Stało się" tak. Nowi ludzi, nowy świat, nowa praca. Zaczeło się nowe życie.
Po trzech miesiącach mojego pobytu na emigracji (czyli we wrześniu) odezwał się on z serią pytań: dlaczego?. Tak poprostu pisze, że tęskni, że nie ma serca z kamienia, że chce porozmawiać, że chce się spotkać. Postanowiłam, że dam mu czas do nowego roku. Jeśli chce byś ze mną to nie się wysili i przyleci. Jeśli nie przyleci to moje postanowienie noworoczne będzię, że będę szczęśliwa bez niego. Więc powiedziałam chcesz się spotkać to przyleć. Był to dwa tygodnie przed świętami. On, że po nowy roku, bo nie ma już urlop. Dla mnie było jasne, postanowie noworoczne już mam.
Zaczął się nowy rok.
Jakieś 4 dni temu dowiedział się ( nie mam pojęcia skąd), że będę w Polsce na urlopie pod koniec stycznia. Chce się spotkać, porozmawiać. Już dostałam zaproszenie na wspólną kolacja i tańce. Pyta się czy ja chce się spotkać, bo on bardzo chce, że nie boi się, nie wstydzi.
W głębi chcę, ale się boje bo znów odżyją uczucia do niego. Gdy jestem daleko czuję się bezpieczna. Mówię sobie wtedy, że ja jestem tu on tam i dlatego nie będziemy razem. Boję się spotkania, ale z drugiej strony chce.
Czy powinna się spotkać?