ja bym była miła na tyle,na ile ktoś mi pozwala... bez wchodzenia w tyłek,bez udawania ale i bez agresji w sytuacjach niedobrych... po prostu bycie sobą bez oglądania się na to czy komuś to się podoba czy nie.... no i dążyłabym do konfrontacji,bo uważam i mam takie podejście,że jak coś z kimś mi nie gra,to otwarcie z tym problemem idę i pytam "o co Tobie konkretnie chodzi,pogadajmy i rozwiążmy te sprawę" -bez agresji,po prostu pytam i dążę do tego,aby sprawę obgadać i znaleźć satysfakcjonujące obie strony rozwiązanie...zwłaszcza,jeśli dotyczy to osób ze mną w jakiś sposób powiązanych -rodziny,znajomych,bliskich.... oczywiście jak zawsze -w tym cały ambaras aby dwoje chciało naraz ...jeśli ktoś nie wykazuje nawet najmniejszej chęci,aby współpracować w danej kwestii... to mówię/robię swoje i gdy brak raz-drugi odpowiedzi -zabieram swoje zabawki i tyle...
wiem,że w rodzinie nie jest łatwo te swoje zabawki wziąć i pójść ot tak... jednak nie wiązałaś się z rodziną faceta,ale z nim i jeśli rodzina wciąż i wciąż tak Ciebie traktuje,bez chęci współpracy ...no to moje zdanie jest takie -jeśli nie szanuje Ciebie,to tak jakby nie szanowała Twojego narzeczonego
czy mówiłaś mu o tym w ten sposób? bo to nie chodzi,aby mieć pretensje do niego o to jak zachowuje się jego rodzeństwo ale o to, jak Ty się w tym masz i powiedzieć mu o tym...aby spróbował zobaczyć całą sytuację Twoimi oczami ...mając pretensje do niego wprost,np typu "czemu nic z tym nie zrobisz?" "okropną masz rodzinę" "załatw to, to twoja rodzina" zrzuca się problem na niego a to nie o to chodzi
no ale to moje widzenie kwestii ..nie lubię niedomówień...gdy coś wisi nad relacją i się tak buja się niewypowiedziane czy niedopowiedziane ...no chyba,że są to radosne niespodzianki lub emocjonujące motylki w brzuchu no to co innego
pozdrawiam!