wiem ze swięta ze nie powinnam teraz pisac ale musze gdzies to wszytko z siebie wyrzucic.
no zle sie dzieje. i to raczej ze mna.
Luby mój Kochany to naprawdę cudowny chłopak, gwiazdka z nieba itd...
chociaz moze i nie.
Zaczełam ostatnio zastanawiać sie czy ja czasem nie zabardzo wyidealizowałam Go sobie... czy nie za bardzo "przywłaszczyłam" czy czasem juz taki "moj" sie stał.
Wiec nagle TERAZ pragne osamotnienia..ciszy..spokoju....braku emocji...samotnosci.... tesknoty...
nie umiem zateskinc za Nim bo On jest wszedzie, we wszystkim co robię....
ciagle Go pełno. wiec ograniczam dostep do siebie...
nie wiem stad to ciagłe "NIE" i "NIE WIEM"
jeszcze do niedawna nie znałam tych słów...On pyta a ja :nie wiem moze nie nie nie itd...
smutno i przykro bo wiem ze Go ranię
ranie ze swiadomoscią i siebie tez gdzies po drodze kaleczę..
nie wiem po co te kolce....
Dostałam filoetowa w rózowe kropeczki bieliznę z karteczka :bez niej i tak wygladasz najpiekniej"....
tak strasznie sie wkurzyłam. zupełnie nie wiem dlaczego i powiedziałam "dziwki ze mnie nie rób"
po godzinie przeprosiłam...tylko On nie rozumie juz moich zachowan. wie ze kocham itd...
niektorych rzeczy nie umiem kontrolowac choć chcę zawsze byłam uszczypliwa ale teraz to juz przesada... dzis nic nie napisze mu złego bo podobno jak sie w wigilię człowiek kłoci to pozniej cały rok:)
no nic wyrzuciłam z siebie czesc zła..
lepiej.
dobranoc.
;/