Co daje terapia partnerska?

Problemy z partnerami.

Co daje terapia partnerska?

Postprzez carita » 3 gru 2008, o 16:51

Chciałam Was zapytać, czy korzystaliście kiedyś z porad terapeuty w formie terapii partnerskiej. Czy to Wam pomogło, coś zmieniło?
Może ktoś podzieli się ze mną swoim doświadczeniem.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

tak, korzystałam

Postprzez wielkabogini » 15 gru 2008, o 01:54

Cześć,
wiesz, "przewlokłam się" w życiu po różnych psychologach, zanim trafiłam na tę najwłaściwszą, wymarzoną terapeutkę. Ta osoba i jeszcze jedna poprzednia pracowały za mną, uważając, że jestem ofiarą przemocy. Próbowaliśmy z byłym partnerem chodzić na terapię dla par, ale bardzo mi nie odpowiadała terapeutka. Była to Pani starszej daty, która cały czas mówiła mi, że coś muszę, wpychając mnie w ten sposób ponownie w sytuację przemocową. Czasem terapia par (podczas której terapeuta rozmawia z obydwiema osobami jednocześnie) jest dobra, ale na przykład w terapii przemocy, jest bardzo szkodliwa. Porozmawiaj najpierw z psychologiem sama, opisz sytuację i zasięgnij rady. Dobry psycholog powie CI, czy potrzebna Ci terapia par czy raczej terapia każdego partnera osobno. Zadzwoń po poradę do krakowskiego Ośrodka interwencji Kryzysowej, tel. 12 421 92 82. Mają świetnych specjalistów, którzy zawsze mają czas rozmawiać.
Pozdrawiam ciepło.
wielkabogini
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 cze 2008, o 00:58
Lokalizacja: Kraków

Postprzez carita » 15 gru 2008, o 17:27

Bardzo dziękuję, że ktoś odpisał na moje pytanie. Trochę mnie zastanawia, dlaczego tak małe jest zainteresowanie terapią partnerską wśród osób mających problemy w związkach. No chyba że źle sformułowałam pytanie i nikomu nie chciało się odpisywać. Dla mnie terapia partnerska to nadal wielka zagadka i spora porażka. Wielka zagadka, bo jak na wspólnej terapii zająć się dobrze problemami jednego i drugiego? Ja potknęłam się właśnie na tym, że jednak swoje problemy każdy musi rozwiązać sam, a terapeuta pewnych spraw nie poruszy "we dwoje". I jak piszesz wielkabogini, jeśli chodzi np. o sprawy przemocowe, sięgające korzeniami dzieciństwa partnera, to nadal nie bardzo rozumiem, jak może pomóc wspólna terapia (a taką zaproponował nam terapeuta). To tak jakby przyklejać plasterki z opatrunkiem na otwarte złamanie.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez Księżycowa » 17 gru 2008, o 01:02

Mnie też ciekawią informacje na temat takiej terapii. I też jestem ciekawa jak to wygląda w przypadku przemocy. Zastanawiałam się jak porusza się problemy indywidualne w przypadku takiej terapii i czy w ogóle się je porusza. Jeszcze bardziej ciekawią mnie skutki i przebieg takiej terapii.

Wiesz Carita ja myślę, że nie każdy ma po prostu odwagę tak podejść do sprawy, żeby razem do psychologa się udać. Samemu jest trudno czasem z sobą, a co tu mówić o drugiej osobie i trzeźwym myśleniu, gdy się jest emocjonalnie związanym z sobą. Kwestia pogubienia się we wszystkim chyba. Może jestem w błędzie, ale patrząc na swój związek, tak mi się wydaje.

Bardzo dobry wątek. Obserwuję z ciekawością.
Księżycowa
 

Postprzez basia_k » 17 mar 2009, o 16:13

Czy ktos zna dobrego terapeute w lodzi, ktory pomaga parom? Chcialabym sprobowac, bo sami nie potrafimy sie czasem porozumiec i mamy kilka powaznych problemow.
basia_k
 
Posty: 1
Dołączył(a): 25 lut 2008, o 10:12

Postprzez Alex » 17 mar 2009, o 17:16

Tez dowiedziala bym sie czegos wiecej, ale jest ogolnie tak malo info ze trudno o cos "zahaczyc" zeby sobie jakis obraz wyrobic.

U mnie wchodzi w gre tylko terapia partnerska. Jestesmy dlugotrwalym szczeslie zyjacym zwiazkiem - kochamy sie, szanujemy, pomagamy sobie
No ale jak to w zyciu bywa, mamy tez problemy z ktorymi nie mozemy sobie dac sami rady :? Myslelismy ze rozmowami przegadamy problem, nie raz nam sie to udawalo - tym bardziej ze jestesmy bardzo otwarci na siebie, ale niestety to wraca.

Oczywiscie ze moj M. moglby sam podreptac do psychologa zaciagnac porady co z tym swoim fanten zrobic, bo stwierdzil ze sam nie moze objac tego wszystkiego ... ale mysle ze jestem wspoluzalezniona i powinnam tez wiedziec jak z tym postepowac. Tym bardziej ze jestem "niewidzialnym dzieckiem" a do tego moj poprzedni zwiazek byl z tych toksycznych. Moze nie ekstremalny i zawalczylam zeby sie skonczyl... ale jednak :roll: to wlasnie poprzednie doswiadczenia przyczynily sie do tego ze zaczelo cos mnie niepokoic od jakiegos czasu i przez to czuje sie przytloczona.
Alex
 
Posty: 44
Dołączył(a): 16 mar 2009, o 17:52

Postprzez ina 1 » 17 mar 2009, o 20:36

zazdroszcze CI ,że twój M tak do tego podchodzi ,ja mam totalnie coś przeciwnego. Twarzą w twarz z każdą osobąnp ze swoim synem (nawet ze mną )jest wku.......) Potrafi nagadac tak ,że serce boli .Ale potrafi pisac do starych koleżanek co siedzą w USA i Kanadzie godzinami i żeby było śmiesznie w/g niego wtedy jesteśmy kochaną rodziną ,bez problemów. A jak mówie słonko mijasz się jak Wiola z BRZYDULI z prawdą i musisz sie leczyć ,dostaje baty słowne na szczęście tylko
ina 1
 
Posty: 15
Dołączył(a): 17 mar 2009, o 14:29
Lokalizacja: KATOWICE

Postprzez Alex » 17 mar 2009, o 21:59

Twoj maz poprostu chce powrotu do przeszlosci, to jest obecnie Jego ostatnia deska ratunku. Teraz rozlicza swoje zycie ... a ze koloryzuje :wink: a co Ci szkodzi 8) facet zawsze chce byc the best jako glowa rodziny, pozwol Mu na to ... no chyba ze czujesz uklucie zazdrosci?

I wiesz dlaczego M. tak do tego podchodzi, bo ja poprostu mam szacunek dla Niego i powaznie podchodze do naszego zycia .... i pomimo ze nie pozwalam Mu podskakiwac, to pozwalam Mu na slabosci :wink: On poprostu wie ze moze na mnie liczyc i stane za Nim murem jezeli tez bedzie "walczyl".
Alex
 
Posty: 44
Dołączył(a): 16 mar 2009, o 17:52

Postprzez Księżycowa » 17 mar 2009, o 23:31

Podoba mi się jak to napisałaś Alex. Zastanawiam się jak to jest w takim razie w moim przypadku. Po numerach, na które nie miałam już sił, powiedziałam, że będę z nim tylko pod warunkiem terapeuty. Zgodził się a po kilku dniach, jak miała przyjść wizyta, stwierdził, że jest już oki i nie ma potrzeby tam iść i co ja mam zrobić? Siłą ciągnąć, nie będę, bo nie o to w tym chodzi...

W moim przypadku chyba nie szanowałam siebie. Jemu obiadki, kolacje kosztem swego czasu... hmmm... Starałam się, bo myślałam, że jak będę się starać, to się zmieni. Obiadki się skończyły i moje starania są mniejsze. On się poprawił, ale już tak nie ufam i nigdy nie zaufam. Chyba również jestem współuzależniona...
Księżycowa
 

Postprzez Alex » 18 mar 2009, o 17:53

kasiorek, wydaje mi sie ze ta zgoda byla na odczepnego a raczej - zgoda stojacego pod murem :wink:
Faceci maja rozbudowane swoje "ego" wiecej niz kobiety, ktore szybciej zdaja sobie sprawe ze same nie dadza rady i potrzebuja pomocy ... mezczyzna pomocy nie potrzebuje, a nawet jak potrzebuje to sie do tego nie przyzna dobrowolnie :twisted:

Jest jeszcze druga strona medalu - plec brzydka panicznie boi sie lekarzy, oczywiscie jak juz nosem sie podpiera albo naparza tak ze wytrzymac nie mozna, to pojda ... a psychika nie boli, to po kiego grzyba komu lekarz czy terapeuta od glowy :lol:

ps to ze cos sie robi dla partnera nie zaniza naszego szacunku do siebie. W zwiazkach tak sie poprostu robi, oczywiscie ze powinna byc w tym rownowaga, ale my kobiety mamy do tego wieksze sklonnosci hihi
W normalnych przypadkach nie jestem za "karaniem" partnera i odcinaniem go od obiadkow, czystych skarpet itp ale sa przypadki w ktorych niestety trzeba to zastosowac - to jest w zastepstwie awantury czy uderzenia piescia w stol :wink:

Ja tez na sile nic nie bede robic, moge byc przy tym tz moge pomoc byciem, ale pomagac konkretnie nie bede, M. musi sobie sam pomoc.... znajdujac terapeute, zalatwiajac termin i z wlasnej woli dotrzymac terminu.
U mnie jest o tyle to wszystko problematyczne, ze ogolnie jest super w naszym zwiazku, ale ja wiem ze M. ma problem ze soba.
I chociaz nie odbija sie to na mojej osobie, to nie moge zamknac oczu i powiedziec ze tego nie widze,... bo moze okazac sie ze po jakims czasie cos wybuchnie, czy sie zmieni, czy cos jeszcze innego, a tego nie chce.
Alex
 
Posty: 44
Dołączył(a): 16 mar 2009, o 17:52

Postprzez Księżycowa » 18 mar 2009, o 23:04

Alex czytam Cię i jestem naprawdę pełna podziwu dla Ciebie. Jesteś tak rozważna i tak ,,spokojna" w swoim postępowaniu. Naprawdę chciałabym tak potrafić. Jednak jest to u mnie skomplikowane, ponieważ mam ogromne problemy emocjonalne, chodzę na psychoterapię i gubię się w sobie. Ale naprawdę wiele bym dała za taką jasność umysłu...

U nas? Nie jestem w stanie ocenić trzeźwo sytuacji i na ogół mam z tym problem. Opisując to, co się dzieje nie biorąc pod uwagę moich emocji i tego, co sama widzę, to widujemy się rzadziej i traktujemy się lepiej, tylko po tym jak mnie skrzywdził i poniżył już nie potrafię mu tak zaufać mimo to, że jest do rany przyłóż. Nie mam przecież pewności, że jak byśmy z sobą nie zamieszkali, to tego nie powtórzy. On uważał, że będzie lepiej, gdy na jakiś czas będziemy od siebie dalej... No i teraz jest oki, tylko na przykład już mu nie ufam, nie mam zamiaru na nim polegać. Wszystko się posypało i ja chyba najbardziej. Mam ogromny problem z sobą i tym się muszę zająć chyba najbardziej...
Księżycowa
 

czy warto iść na terapię małżeńską?

Postprzez lowcaandronow » 3 maja 2009, o 09:21

Czy ja dobrze myślę że aby terapia partnerska miała sens to chcieć muszą obie strony? Moja żona chce ode mnie odejść, ja chciałbym aby przed podjęciem ostatecznej decyzji dać jeszcze sobie nawzajem szansę... Ona mówi że ewentualnie mogłaby się zgodzić ale i tak najpierw chce się wyprowadzić i zająć własnymi sprawami. Mnie się wydaje, że z chwilą gdy opuści nasz dom wszystko się skończy i nie będzie już czego szukać wśród zgliszczy. Bardzo ją kocham, nie zdradziłem jej nigdy i zrobiłbym wszystko aby rozwiązać problemy które się dotąd pojawiły i móc dalej byc razem. Czuję jednak że odbijam sie od ściany...
lowcaandronow
 
Posty: 2
Dołączył(a): 3 maja 2009, o 09:10
Lokalizacja: Warszawa

Re: czy warto iść na terapię małżeńską?

Postprzez ewka » 3 maja 2009, o 09:29

lowcaandronow napisał(a):Czy ja dobrze myślę że aby terapia partnerska miała sens to chcieć muszą obie strony? Moja żona chce ode mnie odejść, ja chciałbym aby przed podjęciem ostatecznej decyzji dać jeszcze sobie nawzajem szansę... Ona mówi że ewentualnie mogłaby się zgodzić ale i tak najpierw chce się wyprowadzić i zająć własnymi sprawami. Mnie się wydaje, że z chwilą gdy opuści nasz dom wszystko się skończy i nie będzie już czego szukać wśród zgliszczy. Bardzo ją kocham, nie zdradziłem jej nigdy i zrobiłbym wszystko aby rozwiązać problemy które się dotąd pojawiły i móc dalej byc razem. Czuję jednak że odbijam sie od ściany...

Ja też tak uważam... myślę, że ważny jest powód odejścia - jeśli między Was wkradł się ktoś trzeci, to jej chęć na wyprowadzenie jest (wg mnie) zrozumiała. I bardzo chcę się mylić. Czy wiesz, jaki jest powód jej odejścia? Problemy są zawsze, ale muszą być dość ciężkie, kiedy ktoś takie decyzje podejmuje.

Eh, współczuję...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 348 gości

cron