dość patologicznego związku!!!

Problemy z partnerami.

dość patologicznego związku!!!

Postprzez coccinella » 1 gru 2008, o 22:08

W końcu zdecydowałam się wam opowiedzieć moją historię...może i banalną, ale cóż...prawdziwą.

Scena 1 (1,5 roku temu):
Poznałam GO kiedy jeszcze byłam z moim poprzednim chłopakiem /on dobrze wiedział, że z kimś jestem/(chcociaż wiedziałam, że chcę zakończyć tamten związek, bo czułam, że coś się wypaliło - ale nie wiedziałam jak). Nie zwróciłam na niego nawet szczególnej uwagi, w sumie to on zaczął szukać kontaktu ze mną, ja go polubiłam...i wkróctce znaleźliśmy się w dość dwuznacznej sytuacji. Do niczego nie doszło, bo przerwałam to od razu, ale od tej pory zaczęłam o nim myslec bez przerwy... a on np pisal smsy w srodku nocy, że brakuje mu mnie i tamtych chwil.

Scena 2:
po ok 4 miesiącach pisania smsów, rozmow na gg, ciągłych niedopowiedzen i przelotnych spotkań "na kawę"(!!!, tak, to podejrzanie długo, ale byłam tak zauroczona, że nie zwracałam na to uwagi, żyłam totalnie z głową w chmurach, w międzyczasie rozstałam się też z poprzednim chłopakiem) w końcu spotkaliśmy się u niego - i wydawało mi się, że to jest moment przełomowy. Karmiona nową nadzieją i radością wspólnych chwil nie zastanawiałam się nad tym, czy powinniśmy jakoś "dogadać" kwestię bycia razem... a może i zastanawiałam, ale uznalam, że to on powinien powiedzieć, że chce ze mną być... bałam się też, że jeśli ja mu powiem, że mi na nim zależy, to on się przestraszy i wycofa (a zależało mi juz wtedy baaaaardzo)

Scena 3:
Nasz "zwiazek" trwal sobie ok pół roku...czułam, że coś jest nie tak, że on spędza ze mną podejrzanie mało czasu, że nigdy nie powiedział mi, że coś do mnie czuje ( ja oczywiście też tego nie zrobiłam). Zyłam jakąś podświadomą myślą, że zaraz stanie się coś strasznego i przestaniemy być "razem".

Scena 4:
Wakacje. On znikał gdzieś cały czas z panną, co do której byłam
przekonana, że jest dziewczyną jego najlepszego przyjaciela. Na moich oczach ( i tego przyjaciela, który chyba też był zakochany w tej dziewczynie) przytulali się, ona chodziła w jego koszulach itp... kiedy po kilku dniach wzięłam GO na szczerą rozmowę, powiedział mi, że od pewnego czasu czuje, że nie możemy być razem, bo on....chciałby zostać księdzem!!!!!!!
Czułam się strasznie, ale oczywiście powiedziałam mu, że rozumiem, że niech idzie swoją drogą, że zgadzam się, żebyśmy byli przyjaciółmi (bo o to prosił). Wytłumaczyłam sobie, że to jego zachowanie z tamta dziewczyna było po to, żeby mi dac do zrozumienia, ze nie mozemy byc razem.
Wtedy tez zaczal sie czas naszych "długich, szczerych rozmów"...przyznał się, że do tej dziewczyny też cos czuje, że ona od dawna chciała byc z nim a nie z jego przyjacielem, ale twierdził też, że do mnie czuje bardzo dużo, że z nikim nigdy nie było mu tak dobrze jak ze mną. Mówił, że nie wie co zrobić, że pogubił się w życiu itp,de facto przyznał się, że mnie zdradził i przepraszał, jak twierdził "gdym mu od początku powiedziała, że mi zależy, to wszystko mogłoby wyglądać inaczej" /cudowny sposób na przerzucenie odpowiedzialności/

Możecie sobie wyobrazić, ile łez wtedy wypłakałam, jak strasznie się czułam. Paradoksalne było to, że od czasu zerwania spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, byliśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek, on powiedział, że czuje, jak wiele straciliśmy z tego czasu wcześniej...i pytal, czy jeszcze jest szansa, żebyśmy kiedykolwiek byli razem (odpowiedziałam mu, że tak, pod warunkiem, że "popracowalibyśmy" nad wzajemna szczerością i zaufaniem)

Scena 5:
No i tak sobie probowalam żyć przez ostatnie 3 miesiące, dostrzegając w jakiej patologii tkwiłam, ale też mając nadzieję, że może jeszcze da się to trochę uratować, a w zasadzie....stworzyć całkiem od nowa. Spotykalismy się, rzadko bo rzadko, ale widać było, że jest inaczej niż wcześniej, że on się stara... DO NIEDAWNA.
Jakieś 2 tyg temu na "naszej klasie" (hahaha, cudowny wynalazek...) na profilu "tej drugiej" pojawilo sie ich wspolne zdjęciez komentarzem sugerującym, że są razem. Zapytałam go czy tak jest - odpowiedział oczywiście że nie, żebym tego tak nie odbierała... ale na spotkaniu u wspólnych znajomych jednak bylo widać, jakby byli razem.

Epilog.
Z jednej strony czuję pewną ulgę, że są razem, że ten niezdecydowany chłop w końcu się jakoś określił i mam z nim spokój.
Z drugiej jednak -przyznam się wam wprost- BOLI MNIE TO. Bardzo. To, że nawet nie potrafił mi powiedzieć wprost, że jest z tamtą. To, że jej marzenie się spełnia, a moje nie. Gdzieś tam pojawia się pytanie - dalczego wybrał ją, a nie mnie? czy gdybym w któryms momencie zachowała się inaczej, to czy bylibyśmy razem? Dlaczego kiedy byl ze mną, to nie przyznawał się do tego, a teraz pozwala, żeby inni go widzieli z tamtą?
Wiem, doszłam już do tego, że to ich sprawa, ja mam swoje życie i szkoda go na takie zamartwianie, ale... mam 23 lata, a czuję się, jakbym przegrała coś ważnego w swoim życiu. Jakby już nic się nie miało zdarzyć. Wiem, przejdzie. Ale trzeba czasu.

A może ktoś z was przeżył coś podobnego???
albo może ma dla mnie jakieś słowo wsparcia? ;)
pozdrawiam


PS. Wiem, że to co z nim przeżywałam, ten cały "związek" to była jakaś patologia i że już nie chcę brać w tym udziału, chcę z tego wyjsc... dlatego proszę o wsparcie!!! ;)
coccinella
 
Posty: 7
Dołączył(a): 30 wrz 2008, o 14:56
Lokalizacja: Kraków

Postprzez carita » 2 gru 2008, o 12:33

Dwie kobiety, w tym jedna przyjaciela, chęć bycia księdzem... nieumiejętność powiedzenia prawdy, niedojrzałość, zachwiana emocjonalność... Jesteś pewna, że tamta "zabrała" Ci szczęście? Ja, jako osoba postronna, z tego, co napisałaś, widzę to inaczej: ona będzie pewnie jeszcze przez niego nie raz cierpieć, kto wie, czy jeśli jego scenariusz gładkiego życia się nie sprawdzi, to nie ucieknie do seminarium. Chłopak jest niedojrzały, nie dorósł do odpowiedzialności, więc albo dorośnie, albo ucieknie. A Ciebie to ta dziewczyna tak naprawdę wyzwoliła z cierpienia, jakie by Ci fundował zamiast kwiatów (życzę Ci zdecydowanie kwiatów od dojrzałego faceta!). Zwycięstwo, jeśli można w tej materii tak to nazwać, bywa czasem bardzo pozorne. To tak jak z kobietami, które są dumne, że są tak niezłe, że potrafiły zabrać jakiegoś facecika żonie i dzieciom. A kiedy z tym facecikiem mają żyć na co dzień, to się okazuje, że on jest jeszcze mniejszy, podlejszy i głupszy, niż by się mogło wydawać. A ten Twój chłopak to się zachowuje trochę jak te kobiety (zabrał przyjacielowi dziewczynę i myśli, że zdobył ósmy cud świata), a trochę jak ten facecik, co to taki mały, biedny, zagubiony, bo dwie go kochają a on bezradny.
Nie daj się kierować emocjami, tylko sama nimi pokieruj. Wiem, że to trudne, ale nie jest niemożliwe.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez Sanna » 2 gru 2008, o 12:51

Mnie, podobnie jak Caricie, nasunął się wniosek że z perspektywy czasu będziesz chyba zadowolona że ten facet tak postąpił - myślę że oszczędzi Ci to wiele nerwów i czasu . Teraz jest Ci trudno, ale jak mówi stare baardzo mądre przysłowie- czas leczy rany!
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez coccinella » 11 gru 2008, o 14:17

carita napisał(a):życzę Ci zdecydowanie kwiatów od dojrzałego faceta!
Nie daj się kierować emocjami, tylko sama nimi pokieruj. Wiem, że to trudne, ale nie jest niemożliwe.


dzięki, wasz słowa są dla mnie naprawdę ważne!!! też doszłam ostatnio do wniosku, że zasługuję na dojrzałego faceta...który by mnie docenił, kupował kwiaty, zabierał gdzieś na weekendy - i mam nadzieję, że w końcu się taki znajdzie :D

pytanie tylko jak zapanować nad swoimi emocjami? jak nimi kierować i nie dać się zżerać negatywnym uczuciom?
coccinella
 
Posty: 7
Dołączył(a): 30 wrz 2008, o 14:56
Lokalizacja: Kraków


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 70 gości

cron