jak znowu zaufać?

Problemy z partnerami.

jak znowu zaufać?

Postprzez lili » 5 paź 2008, o 15:58

kochani,
długo mnie tu nie było, było jakieś pół roku względnego spokoju, teraz przyszedł kryzys i to duży więc wracam, po radę.

Jak pamiętacie lub nie mój luby zdradził mnie ponad rok temu czym totalnie zniszczył zaufanie jakim go darzyłam. Nie wplątując się w szczegóły, postanowiliśmy mimo wszystko spróbować, uczucie było na tyle silne, ja na tyle uwierzyłam w jego zmianę i dobre intencje, że spróbowaliśmy.On wtedy obiecał, że w przeciągu roku zrobi trzy rzeczy: obroni wreszcie pracę dyplomową ( a w zasadzie napisze ją...), przeniesie się do K, gdzie mieszkam, i znajdzie tutaj pracę, że tu wróci, tutaj się przecież poznaliśmy, tutaj mieszkam ja, pracuje i studiuje. Przyznam, że mniej lub bardziej się takie życie na dwa domy udawało, dzięki jego wysiłkowi i zaangażowaniu. Kupił samochód na kredyt, żeby móc do mnie przyjeżdżać po pracy dwa, trzy razy w tygodniu, snuliśmy wspólne plany. Powiedział wtedy, że nowa praca, którą podjąl w swoim mieście, to tylko praca, że chce tam popracowac z pol roku na stalej umowie, zeby to "potem jakos w cv wygladalo". A nastepnie ze poszuka pracy w K.

Minął ponad rok od tamtego czasu. Zrobiłam bilans i okazało się, że żadna z trzech rzeczy, które zadeklarował rok temu, nie spełniła się. Jego dyplom leży i kwiczy. Poza wszystkimi możliwymi nieszcześciami jak np migający się przed konsultacjami promotor, znikające materiały itp...uważam, że P sam za mało robi w kierunku żeby swoją pracę napisać. Na początku roku mówił mi, że w zasadzie to ma ja cala napisana, musi tylko posklejac dokonczyc i gotowe. W miedzyczasie okazywalo sie, ze praca jest gotowa tylko w 1/3, ze wlasciwie prawie wszystko musi przerobic itp krotko mowiac- troche krecil. Zawsze ma czas na basen ze znajomymi, na squasha, na wylozenie sobie kafelkami garazu i na pomoc rodzinie, za dyplom zabiera sie tylko wtedy jak juz naprawde nie ma nic innego do zrobienia.

Przyznal sie tez w kłotni, ze w zasadzie to moze nadal pracowac tak jak dotychczas, moze jezdzic, stac go na to, daje tak rade, kasowo i czasowo i ze w zasadzie to chyba nie bedzie na razie szukal pracy w K bo ta ktora ma (w miescie oddalonym o ok 100 km) jest ok, duzo sie uczy (6 miesiecy na umowie stalej minelo jakies 3 miesiace temu), dobrze zarabia itp. Prawda i racja, ale jest to niezgodne z tym na co sie umawialismy. Na dodatek nie powiedzial mi tego sam z siebie tylko wyciagnelam to z niego.

Kwestia wspolnego zamieszkania miala sie pojawic, jak dwie pozostale sprawy zamknie i zakonczy- ostatnio zaproponowal mi, ze moze bysmy tak zamieszkali razem... zapominajac o tym, co mial zrobic najpierw.

Troche sie poklocilismy, w zasadzie poklocilismy to zle slowo, po prostu pokazalam mu co rok temu obiecywal a co z tego (nic) zrealizowal. I poprosilam zeby pojawil sie u mnie, jak ustali termin obrony, z gotowa praca w reku najlepiej. Chcialam zeby sobie to troche wszystko przemyslal. Dotychczasowe nasze rozmowy na ten temat zazwyczaj konczyly sie tak, ze ja wylewalam zale, on mnie poglaskal po glowce, poklepal po ramieniu, mowil "dobrze, dobrze" i po tygodniu bylo to samo. Chcialam zeby teraz bylo troche inaczej, zeby sie wreszcie wzial za siebie albo sie zdeklarowal ze nie zrobi tego dyplomu, zebym mu dala spokoj i w ogole.

Moj stres wynika stad, ze nie odzywa sie od tygodnia. Rozumiem ze potrzebuje czasu zeby przemyslec ale chcialabym wiedziec co postanowil. Czy milczy bo pracuje i pisze czy milczy bo olal sprawe i mnie nie poinformowal ze nas juz skreslil.
Moj stres wynika tez stad, ze ze swoja poprzednia dziewczyna ktora zdradzal ze mna (czy mnie z nia? nie wiem jak to nazwac?; zadna z nas nie wiedziala o istnieniu tej drugiej) tez mial takie okresy nieozdywania sie, niedzownienia przez dluzszy czas, takie przerwy. Potem, kiedy ja poznalam i opowiedzialysmy sobie co nieco, okazalo sie ze wtedy wlasnie przebywal ze mna, mnie blizej poznawal itd. Krotko mowiac- boje sie ze tak bedzie i w tym przypadku. Wiadomo, ze kryzys w zwiazku sprzyja temu zeby sie pojawil ktos nowy. Wiem, ze on jest do tego zdolny, jest tez zdolny do tego, zeby mi o niczym nie powiedziec, juz raz pokazal, ze potrafi klamac i krecic.

Nie chce odezwac sie do niego pierwsza i zapytac jaka podjal decyzje, bo on to odbierze tak ze sie lame. A ja sie nie lame ale mecze w tym zawieszeniu.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze P nie rozumie, ze przeprowadzka do K to drobnostka, dyplom dyplomem, to tylko papierek choc wazny skoro juz sie skonczylo cale studia...nie rozumie tego , ze dla mnie to jest przede wszystkim kwestia zaufania. Zaufalam mu kiedy rok temu obiecal ze go zrobi, ze sie tu przeniesie. Zaufalam po tym jak mnie oklamal i wierzylam ze teraz bedzie inaczej. Nie jest! I on tego nie widzi i chyba nie chce widziec!

Czy naprawde jestem taka straszna zolza ktora sie czepia pierdol? Czy przesadzam? Czy wyolbrzymiam? Sama juz nie wiem co mam o tym wszystkim myslec ale rozsadek podpowiada mi, ze jak znowu dam sie omotac i przekonac to zle skoncze. Jestem juz teraz podejrzliwa i przyznaje sie do tego, stalam sie nieufna i dopatruje sie w jego zachowaniu zlych rzeczy ale znikad mi sie to nie wzielo!

Co mam robic?

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Kaycee » 5 paź 2008, o 17:15

Oczywiście... Najważniejsza w tym wszystkim jest kwestia zaufania, ale raczej nie tego które on nadwerężył nie spełniając żadnej z danych rok temu obietnic, ale tego, które utracił w chwili, gdy na jaw wyszła jego zdrada.

Wiem z autopsji, że nawet zwykłe kłamstwo sprawia, że musi minąć bardzo dużo czasu i starań ze strony, która zawiodła, żeby osoba okłamana przestała myśleć kategoriami "czy skoro powiedział/a że to robi to naprawdę to robi, a może robi coś innego, przecież już raz tak było, dlaczego teraz miałoby się nie powtórzyć... itd... itp". Najmniejsza błahostka urasta do rangi problemu, staje się argumentem świadczącym o tym, że kłamstwo [czy zdrada] może się powtórzyć. Aby wydostać się z tego błędnego koła potrzeba czasu, ale też przede wszystkim ogromu dobrej woli i starań...

A tego właśnie brakuje Twojemu mężczyźnie. On w stosunku do siebie samego prawdopodobnie czuje się jak najbardziej w porządku - miał znaleźć pracę? znalazł... no fakt, 100 km dalej niż się umawialiście, ale przecież nie widzi problemu żeby do Ciebie dojeżdżać, więc właściwie tę obietnicę spełnił. Kwestię dyplomu podejrzewam, że zbagatelizował, no bo pracę można napisać bądź kiedy, ale czemu koniecznie teraz, skoro są ważniejsze sprawy, są pieniądze [do których zresztą bardzo łatwo jest się przyzwyczaić, a skoro jak piszesz zarabia nieźle to też chęć do zmiany pracy jest taka jaka jest]. Zatem skoro obie sprawy ma załatwione, to teraz tylko nic, jak razem zamieszkać - przecież wszystko gra...

On nie dostrzega tego, że tymi czczymi obietnicami po raz kolejny wystawia na próbę Twoje, nadszarpnięte zresztą już poważnie, zaufanie. Tutaj na plan pierwszy wysuwa się jego brak zdolności do empatii i dość egoistyczne podejście do życia.

Postawiłaś sprawę jasno i stanowczo - ma się pojawić jak ustali termin obrony, a najlepiej z napisaną pracą. Prawdopodobnie postanowił pokazać Ci, że wziął Twoje słowa dosłownie, a jeżeli miałabyś nagle do niego pretensje, czemu tak długo się nie odzywa to ma gotową odpowiedź: "przecież sama powiedziałaś, że bez napisanej pracy mam się nie pokazywać". Być może, że z czasem zrozumie swoje zachowanie, przemyśli sprawę, zatęskni. Aby się jednak o tym przekonać musisz wykazać się konsekwencją... No bo w końcu A zostało już powiedziane, jak się z tego wycofasz on będzie się czuł usprawiedliwiony i pewniejszy siebie, że jego dotychczasowe zachowanie było w porządku...

To on Cię zawiódł, to on ma o Ciebie walczyć - jeżeli nie będzie, to znaczy, że nie zależy mu na Tobie, że jego słowa są niewiele warte... że tak będzie lepiej dla Ciebie...
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Postprzez bunia » 5 paź 2008, o 17:47

Nie wiem mnie sie wydaje,ze ludzie dojrzali,dorosli sami wyznaczaja sobie pewne plany zwiazane z praca,nauka i nie trzeba stac z bacikiem a w imie swojego dobra(nie tylko wspolnego)staraja sie je realizowac....nie zawsze wszystko wychodzi a potem sa konflikty jesli druga strona stawia poprzeczke.....poczekaj,przemysl :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

jak znowu zaufac?

Postprzez lili » 6 paź 2008, o 10:04

Kaycee, napisalas:
On nie dostrzega tego, że tymi czczymi obietnicami po raz kolejny wystawia na próbę Twoje, nadszarpnięte zresztą już poważnie, zaufanie. Tutaj na plan pierwszy wysuwa się jego brak zdolności do empatii i dość egoistyczne podejście do życia.

Chyba dostrzegł i chyba podjął decyzje. Dzisiaj rano rozmawialismy, przyjezdza wieczorem, widzimy sie. Cos mi sie wydaje, ze wiem juz, jakie bedzie to... ostatnie rozdanie.

On najbardziej na swiecie nie toleruje jesli ktos probuje cos na nim wymusic, nawet jesli wczesniej sam sie do tego zobowiazal.

Sama juz nie wiem, moze skoro go kocham to powinnam go akceptowac z calym dobrodziejstwiem inwentarza, takze z tym, ze z zasady uwaza ze sam dyplom nic nie znaczy, to tylko papierek, wazne ze skonczyl studia i zdobyl tam wiedze. Jasne, ze tak, sam tytul magistra ma co drugi jełop który chodzi po tym świecie, niemniej bezsensowne jest skonczenie studiow i nieobronienie pracy. Wiem, ze on ma tu inne podejscie ale poprosilam go zeby mimo wszystko zamknął ta sprawe, zeby zrobil to jesli nie dla siebie to dla mnie. NIe motywowalo go nigdy to, ze wszyscy jego znajomi ze studiow juz sie dawno pobronili, nawet ci duzo mniej zdolni. P jest przemozgiem tylko leniwym i nieznoszacym sprzeciwu. Moze to moja wina? Moze powinnam go akceptowac w 100% takim jakim jest? Na tym podobno polega miłośc?

Moj poprzedni zwiazek zakonczyl sie troche podobnie. Tez w pewnym momencie doszlam do sciany, uznalam, ze wiecej cierpliwosci i wyrozumialosci do tej drugiej osoby juz w sobie nie mam, ze jednak chyba bardziej sie od siebie roznimy niz jestesmy podobni i ze jak nadal bede isc na kompromis to to juz nie bede ja. Moze to wiec ze mna jest problem? Moze kompromis z milosci ma byc az do granic, poza granice wlasnej osoby? Nie wiem. Nie doroslam do zycia w zwiazku?

Dzis sie dowiem co i jak. Chyba przeczuwam co sie swieci. I nie wiem czy tak nie bedzie dla nas lepiej choc bardzo bardzo tego nie chce. W glebi serca kocham go i z nikim nigdy tak sie nie rozumialam.

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Kaycee » 6 paź 2008, o 20:12

Lili, mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze i, że Twój "czarny" scenariusz jednak się nie sprawdzi...

Trzymam mocno kciuki za Was!
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Postprzez lili » 7 paź 2008, o 08:54

No to mamy poniekąd rozwiązanie

stanęło na tym, że ja zrezygnowałam z tego, żeby szukał tutaj pracy, bo tam gdzie pracuje dobrze zarabia i w zasadzie jedzie pol godziny dluzej niz na drugi koniec mojego miasta wiec roznica faktycznie niewielka. On ma do konca miesiaca nie robic nic innego niz siedziec nad swoim dyplomem. Problem w tym, że obiecywał to już miliony razy.

Półśrodek, i nie jestem z niego zadowolona. W zasadzie już wczoraj chciałam to skończyć ale kiedy o tym powiedziałam, on powiedzial, że nie chcialby, ze chce mimo wszystko sprobowac.

Zastanawiam sie, czy jednak nie roznimy sie od siebie za bardzo. Ja jestem obowiazkowa, on jest lekkoduchem. Ja potrafie sie w sobie spiac, on- prawie trzydziestoletni facet mowi ze jak siada do nauki to mu sie od razu odechciewa. No co to sa za argumenty? Pierwszoklasisty ktory dopiero uczy sie pisac i meczy sie przy kazdej literce?

W weekend byl na imprezie u znajomych. Kiedy powiedzialam mu ze sam fakt ze na nia poszedl swiadczy o tym, ze olewa swoj dyplom bo na rozrywke ma czas a na nauke nie, odpowiedzial ze musial pojsc. Dlaczego? Bo zrobilby swinstwo kolegom. Swinstwo to zrobilby gdyby nie poszedl na slub najblizszego przyjaciela albo na pogrzeb babci bo to sa imprezy ktore sie odbywaja raz w zyciu a urodzin czy imienin kolegi bedzie jeszcze mnostwo. Kiedy pytalam, jak to jest, ze zawsze ma czas na basen a na nauke nie, odpowiada, ze jak nie pojdzie sobie na basen, to przeciez beda go bolaly plecy po calym dniu przy biurku, ze musi pojsc i ze absolutnie nie moze sie bez tego obyc. Nie, nie moze i koniec.

Czy tylko mnie sie wydaje ze wszedzie szuka wymowki? I to umiejetnie? Czy tylko mnie sie wydaje ze on troche mna manipuluje?

Sama nie wiem co mam o tym myslec. Z jednej strony naprawde fajnie nam sie ze soba wczoraj gadalo, niepostrzezenie minelo 5 godzin. Z drugiej strony zaczynam myslec, ze rozne hierarchie wartosci jakie mamy, wystarcza do tego, zebysmy byli fantastycznymi kumplami ale nie partnerami na zycie.

pozdrawiam

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez KATKA » 7 paź 2008, o 09:27

Kurcze z tym dyplomem...wiesz ja sama nie podeszłam do dwóch obron....mimo, ze miałam czas na napisanie....poprostu zaczynałam już chorowac od tego, ze musze to napisac....a śwaidomosc....ze zawsze mozna to zrobi później działa tu jak wybawienie...serio.....tak więc szczerze ci powiem,z ę pod tym względem mu się nie dziwie...troche odbierasz mu prawo do decydowania za siebie w tym przypadku...chociaż rozumiem, ze to wynika z troski.....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez lili » 7 paź 2008, o 09:56

Katka,

ale to kurde, dlaczego mi to obiecywal? Nie robi sie takich rzeczy! Jesli nie chcial, to powinien byl powiedziec wprost. Teraz jak o tym rozmawiamy, nagle sie dowiaduje, ze w zasadzie to ja nie obiecywalem tylko mowilem ze sie postaram. No i przeciez sie staram? Gowno a nie sie stara. To tak jakby mowic komus o tym, ze posprzatam pokoj i zasiasc do telewizora. No przeciez powiedzialem ze posprzatam to posprzatam. Kiedys...

Poza tym to jest slabosc, poddawanie sie lenistwu. Ciesze sie ze napisalas, bo nareszcie napisal ktos, kto rozumie tez jego i mam dzieki temu szerszy poglad na sprawe. Ale nadal tego podejscia nie rozumiem. Bo na Boga, to nie jest prosba o zmienienie dla mnie wyznania, o wejscie na MtEverest, o krokodyla, to prosta rzecz ktora robi wiekszosc ludzi...

Wiem, ze ciagle pytanie jak ci idzie jak sprawy postepuja denerwuje i wkurza i demotywuje bo czlowiek sie czuje jakby mial miecz Damoklesa nad glowa, presja . demotywacja itd. Ale na Zeusa, gdybym widziala ze robi tak jak ma to robic, porzadnie i konkretnie a nie na odwal sie w sytuacji totalnej nudy kiedy juz nic innego nie ma do roboty, to nie czepialabym sie, nie mialabym o co, nie musialabym pytac.

zalamka

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez KATKA » 7 paź 2008, o 10:31

heh no widzisz....moim zdaniem odpowiedz na pytanie dlaczego obiecywał jest prosta :P tzn teraz już mi sie tak wydaje.......bo mężczyźni tak mają :) prościej im skłama czy nagiąc prawde niż przyznac się do czegoś co nas moze zdenerwowac....a tak robi to dla swiętego spokoju no i fakt na jakiś czas spokój jest prawda :) wiem, że to nie fajne no ale jakoś w ten sposób to działa. Im się często wydaje, że robią to dla nas...zeby nas chroni nie denerwowac...nie martwic....choc wychodzi zwykle zupełnie inaczej dla nich to najprostsze i najczęstsze rozwiazanie chyba :P
Wydaje mi się, ze dopoki on sam nie będzie chciał....to cieżko będzie go zmusic....To działa troche w ten sposób że im bardziej musisz tym bardziej boli....Pamiętam jak próbowałam skonczyc prace do września....Boże to był horror...totalna zawieszka umysłowa...zero....nic....jak już mi termin minąś niesttey to dokończyłam ostatni rozdział w 3 dni :P no i teraz obrona na grudzień....i znów się obijam...powinnam zanieśc do sprawdzenia...pewnie sporo poprawic...ale przecież mam czas :P dodam,z e zwykle lubie miec wszystko w miare poukładane i wykorzystuje czas w miare snesownie...wiem,z ę lepiej zrobic cos od razu żeby potem miec spokój....W tym jednak wypadku wszystko było lepsze od pisania.....robiłam to jakby za kare ;P
Ale wracajac do tematu....w sumie to macie jeszcze inne sprawy do wyjaśnienia prawda....może na razie skup się na tym.....a z dyplomem....próbowałaś mu jakoś pomóc...nie wiem podsunąc poysł...materiały? Nie chodzi mi o wyręczanie go...ale oferowanie swojego udziału w tym przedsięwzięciu...moze to go zmotywuje....kiedy zobaczy, ze ma wsparcie i nie bedzie już dalej tak strasznie...najgorzej zacząc :D
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez kvathan » 7 paź 2008, o 10:31

Napiszę tak, jak przeczytasz moje posty to będziesz wiedzieć "gdzie jestem".
Pamiętaj, że jestem w tej chwili raczej w dołku, moje odczucia są straszliwie subiektywne

Poprosiłem Moją o jedną rzecz - prawdę, tylko w taki sposób będzie możliwe odbudowanie związku. Dla mnie kolejność jest taka prawda, zaufanie, wybaczenie
Rozmawiamy i słyszę rzeczy od których krew mnie zalewa, czy to tylko usprawiedliwienie w Jej ustach, może i tak ale jest w tym i dużo prawdy. Dla mnie prawda oczyszcza, jeśli wiem, że to co nas teraz łączy jest szczere mogę budować zaufanie, mogę zacząć jej wierzyć, mogę poczuć ze jej na mnie zależy. Może wtedy pojawi się zaufanie a wraz z nim i wybaczenie.

Co jest ważne, to że obiecał, czy to że nie dotrzymał słowa ? To że chcesz mu ufać, czy to że nie możesz mu zaufać? W sumie to nie była obietnica, w takim momencie składa się przyrzeczenia, to coś świętego, tego nie można "olać". Dla mnie oznaczałoby to, że jej nie zależy, ze może ze mną jest ale.....


ps. w chwilach kryzysu nie rozmawia się fanie, fajne rozmowy mogą służyć zbliżeniu ale nie rozwiązaniu problemu. Rozmawiam z Moją godzinami, o pierdołach, o kwiatkach o gazetach, dzięki temu jestem bliżej, to pozwala nam od czasu do czasu kłócimy się, mówimy sobie trudne rzeczy i bolesne rzeczy ale chyba w końcu stać nas na szczerość.
kvathan
 
Posty: 29
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 09:32

Postprzez lili » 7 paź 2008, o 14:08

kvathan,

wazne jest to ze nie dotrzymal slowa! ze to byl sprawdzian na to czy mu moge ponownie zaufac i wierzyc w jego slowa! i nie zdal go i to jest problem.

I odnoszac sie do tego co napisales, tak , prawda jest najwazniejsza, i dla mnie tez w tej hierarchii wartosci w kolejce przed zaufaniem, zwlaszcza takim zaufaniem drugiego rzutu.

Ta arytmetyka wskazuje ze nalezy sobie dac spokoj. Chyba sama sie oszukuje ze cos tu sie zmieni, nie dosc ze pogodzilam sie z tym ze mnie zdradzil i mimo tego z nim zylam to daje sie namawiac na to, zeby on odstepowal od kolejnych punktow naszej "umowy" co do ktorych sie zgodzil.

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 90 gości