Nowy wątek, na nowy początek:-)

Problemy z partnerami.

Postprzez Księżycowa » 2 paź 2008, o 00:32

---------- 23:40 01.10.2008 ----------

Pomyślałam sobie, że nie mogę tak się wkręcać i niszczyć swojego czasu i nie tylko swojego. Cokolwiek się stanie będę się starała być twarda i nie robić nikomu krzywdy. Jak się zapomnę, to napiszę na poprzednim temacie, żeby się opamiętać. Mam nadzieję, że to jakiś sposób.

---------- 00:32 02.10.2008 ----------

Niepotrzebne były niektóre sytuacje szkodliwe dla nas. Nie będę nad tym ubolewać. Nie będę nic mówić. Przeproszę i powiem, że zrozumiałam ale nie będę o nic prosić. Zapatrzyłam się w siebie. Miłość nie prosi tylko daje a to później wraca do nas. Wtedy będę mogła najlepiej sama ocenić każdą sytuację całkowicie świadomie. Mam nadzieję, że jak najrzadziej będę wracać do starego wątku.

Dziękuję Wam za wsparcie i swoje myśli i Tobie Ewciu za cierpliwość. Gdyby nie linki i Wasze podpowiedzi pewnie prędko bym tych słów nie napisała. Wiem, że terapia ma sens. Dziękuję :slonko: :kwiatek2: .
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 2 paź 2008, o 13:07

:oklaski: :hura: :oklaski:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez KATKA » 2 paź 2008, o 14:05

:D pozostaje mi tylko trzymac kciuki :) pamiętaj zeby o siebie dbac :) to jest strasznie ważne dla nas oraz dla ludzi nam bliskich ;)
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Księżycowa » 14 paź 2008, o 19:21

Zobaczyłam siebie ze strony, której nigdy nie chciałam przyjąć do świadomości. Z tej, że to ja mogę ranić. Gdzieś głęboko w środku poczułam się zła. Zauważyłam, że szybko się denerwuję, nawet błahostkami. Np. jak coś mi spadnie, to wkurzam się o wiele za mocno. Dlaczego tak? Przecież czuję się zupełnie inaczej niż się zachowuję. Moje zachowanie przypomina też momentami po prostu dziecko. Jestem niesprawiedliwa, reaguję na wszystko jak czuję a czuję, że nie można nikomu ufać, że każdy mnie okłamuje i nie traktuje poważnie.

Czy to możliwe, że jego słowa, które tak bolały były prawdą na mój temat?
Jeżeli tak, to pewne już nie patrzy na mnie jak kiedyś. Boże ja nie chcę, żeby taką mnie widział. Pewnie już tego nie zmienię i prędzej czy później mnie zostawi. Przestanie mnie kochać.
Chciałabym mu tyle wytłumaczyć, żeby wiedział, że zrozumiałam. Albo po co? Co mi tu gadanie pomoże. Zawsze przepraszałam, mówiłam, że rozumiem, ale ja teraz tego potrzebuję chyba. Nie dlatego, żeby go ,,ubłagać" ale po to, żeby nie widział we mnie potwora. To takie okropne kiedy widzę teraz jak po tym wszystkim zaczął na mnie patrzeć. To takie podłe uczucie. Nie wiem co myśli i czuje teraz ale mam nadzieję, że nic złego się nie dzieje.

Tak się boję tego co zobaczyłam... ale dobrze, że zaczynam ,,patrzeć". Może jeszcze nie tak przejrzyście ale staram się.

To przerażające. Jak to możliwe, że tyle sprzecznych rzeczy dzieje się we mnie na raz?
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 15 paź 2008, o 06:57

kasiorek43 napisał(a):Chciałabym mu tyle wytłumaczyć, żeby wiedział, że zrozumiałam

Mnie się wydaje, że niekoniecznie trzeba zawsze wszystko tłumaczyć... skoro tak wiele zrozumiałaś Kasiorku - zmieni się na pewno Twój sposób zachowania i postrzegania. I on to na pewno zauważy... a o to przecież chodzi, prawda?
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sanna » 15 paź 2008, o 08:41

Kasiorku, u mojego narzeczonego to wygląda tak: jeśli jest dobrze, to on w ogóle nie widzi potrzeby wracania do tego co było. Dziwi się i wzrusza ramionami: po co? , mówi: patrzmy do przodu , po co patrzeć w tył? Niechęć do odgrzebywania tego co było jest raczej typowa dla normalnych facetów. Myslę że Twój facet będzie najszczęśliwszy jak będziesz po prostu zadowolona i sądzę że tego oczekuje , a nie tłumaczeń czy przeprosin.
Wg mnie zupełnie niepotrzebnie się tym martwisz.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Księżycowa » 23 paź 2008, o 22:12

Tak jak dziś chciałabym się czuć częściej. Po wczorajszej sesji czułam coś nowego dobrego i choć przez chwilę było mi dobrze ze sobą. Mimo tego, że podejrzewam faceta o kłamstwa, nie boli tak chorobliwie. Nie wiem czy moje podejrzenia są słuszne. Może to zagubienie wśród ludzi, wobec ludzi podpowiada mi raz dobrze a raz źle. Ale dziwi mnie, że przyjechał z pracy po niecałym tygodniu i nie zabrał mnie z sobą ani nie został. Ne chciał... Nie wiem dlaczego. Jutro już mamy być razem, tak jakbym dziś w nocy mu przeszkadzała a tyle się nie widzieliśmy. Bo on rano wstaje do pracy i po co ja mam wstawać. Jakbym nigdy nie wstawała wcześniej. Widocznie dziś mu przeszkadzałam, tylko nie wiem w czym. Przyjechał na pół godzinki jakoś i nawet herbaty nie chciał. Jechał się niby wyspać. Zawsze razem a teraz nagle nie ma sensu mnie budzić hmm.
Nie wiem. Wiem, że mnie rozczaruje jak każdy człowiek. Może go obrażam, może jest czysty. Tego co piszę on jakby przeczytał musiałby wziąć na to dystans gdybym go nie słusznie oskarżyła. Tylko powiedzcie: czy to nie dziwne? Powinniśmy pobyć chyba razem po dłuższej rozłące. Dosłownie ani razu nie spaliśmy osobno gdy był na miejscu (chyba, że się pokłóciliśmy, raz na kilka nocy zaledwie). Czy znów przesadzam? Dla mnie to trochę dziwne. Nie mam siły się martwić ani tym zajmować. Piszę o tym, bo nie spływa to po mnie. Bez przesady ale chodzi mi po głowie. Teraz zajmuję się sobą, tym co wczoraj zobaczyłam i wiem, że nie mogę się nastawiać na niego i nasze sprawy. Wczoraj w gabinecie poczułam jakby ktoś mnie zrozumiał. Coś komuś powiedziałam i chwilę chociaż poczułam się bezpieczne. Trochę tej energii zostało do dziś. Mam nadzieję, że na jak najdłużej. Co z nim? Nie wiem. Na chwilę przestałam w nim widzieć wyrocznię od której zależy mój świat i moja wartość a z drugiej strony nabrałam pewnych ,,naszych" przyzwyczajeń. Nie wiem co myśleć o jego zachowaniu. Powiedział, żebym się tym nie martwiła, że jesteśmy osobno dziś jak odjeżdżał. Nie wiem. Wiem, czuję, że czasem traktuję go jak mojego wroga, jak złą osobą ale to dlatego, że ludzie mnie krzywdzili ciągle. Nie skreślam każdego, to po prostu odruch. Po prostu boję się ufać i mam ciągłe dylematy a nie chcę też nikogo niesłusznie oskarżać. Ale to dziwne czy przesadzam?
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 24 paź 2008, o 11:05

kasiorek43 napisał(a):Na chwilę przestałam w nim widzieć wyrocznię od której zależy mój świat i moja wartość

No pięknie, Kasiorku! Pięknie :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:

Co do wczorajszego wieczoru... trudno wyczuć: mógł być zmęczony, śpiący. Każdy ma prawo mieć gorszy dzień - jeśli dzieje się coś niedobrego to i tak "wyjdzie", ale na pewno nie warto martwić się na zapas.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 25 paź 2008, o 16:27

---------- 15:35 25.10.2008 ----------

Chciałam odejść dziś od niego. Na terapii uświadomiłam sobie, że coś czego nie przeżyłam kiedyś, jakichś emocji będę musiała przeżyć teraz. Mojego zachowania i zagubienia chłopak nie do końca rozumie i nie oczekuję tego. Rozumiem... Zastanawiałam się czy mogę być z kimś, kto wypowiada słowa, które mnie ranią, które utwierdzają mnie w negatywnych przekonaniach.

Etapy terapii mogą być trudne, już są czasem i zastanawiam się czy on mnie wesprze. Nie chciałam mu wiele opowiadać, bo nie chciałam zrzucać na niego swoich ciężarów. Dziś usłyszałam, że jestem psychopatką, że mam z głową. To mi nie potrzebne.

Na terapii poczułam pierwszy raz, że ktoś mnie rozumie. Moja lekarka powiedziała ze spokojem, że to musiało być przykre i trudne. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam poważne słowo na temat swoich przeżyć. Poczułam zrozumienie, normalność. Nie usłyszałam słowa krytyki, zbycia czy lekceważenia. Poczułam się ważna i taka jak wszyscy. Nie czułam inności swoich problemów. Poczułam, że są ważne i nie są głupotami. Po raz pierwszy chyba nie czułam się zaszczuta tym wszystkim. I choć ja mówiłam o tym chłodno, bo przez ten cały czas znieczuliłam się, to ona nadała temu emocje od nowa. Emocje negatywne, których w ogóle nie przeżyłam, nie rozwiązałam o których zapomniałam.
Teraz widzę, że one podtruwały mnie przez cały czas. Wiem, że niestety nie będę miała innego wyjścia, jak wrócić do nich i je przepędzić. Gdybym była sama bałabym się mniej, bo bałabym się tylko o siebie. Teraz boję się o niego i o siebie nie tylko z powodu przebiegu terapii ale dlatego, że nie wiem co przyniesie taka terapia w związku. I zastanawiam się czy po wszystkim zostanę sama i będę zaczynać całość od nowa, czy tą całość dopełni świadomość, że jest osoba, która wytrwała, bo po prostu mnie kocha.
Od nikogo się niczego nie wymaga, nie stawia warunków. Wiem, że to jego wola i jego siły. Kocham go nie będę niczego na niego zrzucać ani oczekiwać, uszanuję każdą decyzję. Chciałabym tylko nie być obrażana. Mówi mi, że tylko na to zasługuję. Dlaczego mówi coś przez co staje się taka jakiej mnie mnie lubi? Przez całe życie tak myślałam. Chcę to zmienić ale jeśli w nim będzie blokada... będę musiała się zastanowić. Wolałabym nie ale co mam zrobić, jeżeli nie chciała mnie słuchać. Muszę myśleć o sobie i swoim życiu, swojej przyszłości. Pozbyć się tego złego, co tyle czasu siedziało w mojej głowie i we mnie. To będzie trudne. Jeżeli nie będzie chciał wesprzeć, to mógłby chociaż nie dokładać. To tak jakby mówił, że nie mam się oszukiwać, bo jestem taka za jaką się uważam, jakby mi o tym przypominał i nawracał, że nie może być inaczej.

Staram się stawiać nowe fundamenty, które są z resztą bardzo słabe. Nowe pozytywne myśli, swoje nowe nadzieje i zamiary. On kolejnym skwitowaniem lub innym słowem, które bardzo boli niszczy wszystko. Chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie sądzę by było to świadome.

Nie mam na celu robienia z niego potwora z resztą Ty Ewciu chyba jego też rozumiesz. Ja wiem, że może nie mieć sił i cierpliwości a szkoda, że nie wie, że potrzeba tak niewiele jeżeli, żeby to wszystko było prostsze dla nas mimo trudu i przykrości całej sytuacji. Wiem, że gadałam od rzeczy i dlatego nie chciał mnie słuchać.

Ostatnie dwie sesje mi dużo dały ale nie będę za wszelką cenę o to walczyć, żeby koniecznie mu to wyjaśnić. Zawsze tego chciałam i chyba dlatego nie wychodziło z tego nic dobrego. Może będę patrzeć na siebie i w siebie. Chyba cały czas tym powinnam się zająć, tak jak Ewciu mówiłaś. Tak byłoby lepiej dla nas obojga. Wybacz, że nie słuchałam :( .

Nie chcę nikomu zatruwać swoimi ciężarami życia, tylko powinnam chyba chociaż czuć w nim podporę prawda? Wiem, że muszę zmienić swoje zachowanie. Nie chcę być taką osobą dla niego i dla nikogo. Ale nie pomogą mi słowa, które mnie ranią, chociaż być może tylko na nie zasługuję...

---------- 16:27 ----------

Pomyślałam jeszcze, że naprawdę zachowywałam się jak egoistka. Bardzo chciałabym wiedzieć co on czuję, chciałabym, żeby wiedział, że może mi o wszystkim powiedzieć, o każdej sprawie. Wiem, że w ostatnim czasie nie może nie do końca byłam tego przykładem ale ja naprawdę chciałabym być dobra dla niego, dla siebie. Nie wiem czy będzie tak, czy mi się to uda. Wiem, że terapia prędzej czy później mi na to pozwoli a teraz staram się by to się zaczynało już dziać. To wszystko, to straszna walka ze sobą, nie zawsze jest prosto. Teraz widzę, że dla mnie niektóre sprawy są trudniejsze niż dla innej osoby. Jestem bardziej wyczulona na wszystko, wrażliwsza. To utrudnia PO PROSTU
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 25 paź 2008, o 18:40

Kasiorku, dobrze Cię czytać, naprawdę. To piękna walka o siebie - a jest o co powalczyć, bo o całe przyszłe życie!!! I tylko Ty się teraz liczysz!!! Szkoda, że nie masz wsparcia i musisz się z tym sama zmierzyć... wiem, że dasz radę. Wiem i czuję każdą cząstką ciała.
Chciałabym tylko nie być obrażana. Mówi mi, że tylko na to zasługuję.

Dziś usłyszałam, że jestem psychopatką, że mam z głową. To mi nie potrzebne.

Tak myślę sobie, że i z tym sobie poradzisz... może jeszcze nie teraz, ale z każdym dniem jesteś silniejsza, więc nadejdzie dzień, kiedy powiesz STOP.

Trzymam kciuki... wydajesz się dużo spokojniejsza
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 28 paź 2008, o 20:10

Czuję się trochę spokojniejsza faktycznie.

Ostatnio udaje mi się myśleć normalnie większość czasu, który ze sobą przebywam. Staram się robić jakieś postępy. Lepiej jest przemyśleć pewne sprawy, kiedy lubi się samego siebie. Są bardziej realne. Może nie tak idealnie ale jest lepiej.

Mam poważny problem ze szkołą. Począwszy od braku wiary w siebie po kompletny brak skupienia. Nie mogę się nad niczym skoncentrować. Zabieram się za wszystko, tylko nie za szkołę czy przepisy z prawa jazdy. Staram się zmuszać a czuję jak w środku się buntuję. To bardzo nie dobrze. A tak ciężko się tego pozbyć. Mam to wiele lat i zawsze mnie przerastało. Bardzo zależy mi na szkole a czuję tak ogromną blokadę.

Co do faceta... W niedziele na serio spakowałam manatki i kategorycznie chciałam odejść. Nie pozwolił. Mimo, że wcześniej znów naubliżał. Powiedział, że nie przeprosi, bo to nie było prawdziwe. A odejść mi nie pozwolił dla mojego dobra... Tak uważa.
Zauważyłam, że dla niego każdy człowiek, to wróg, każdy coś ma. Ja też odbieram ludzi jako zagrożenie, nie ufam im ale nie wiem czy tak bardzo. Mnie też do siebie nie do końca dopuszcza. Pokazuje się jako twardziel, którego nic nie złamie. Ja wiem, też się bronie ale u niego to tak silne. Nie powie co czuje, nie jest czuły i ciepły jak kiedyś. Może ja go odstraszyłam i dlatego stałam się jedną z wielu takich samych ludzi.
Najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić. Wyznawałam mu uczucia, jakbym mówiła do ściany.
Ogólnie nie jest tak źle. Wykrzyczeliśmy sobie parę rzeczy i może bardziej poczułam jego osobę ale jak jest jakiś brak, to zawsze się go odczuje gdzieś W środku.
Potrzebuję zwolnić tempo, powoli i delikatnie, naprawdę. Chciałabym wiedzieć czego jemu trzeba, jak się czuję ale nie dowiem się, bo przeszkadza mi jakiś pancerz wokół niego. Jestem w pewnych momentach bliska rezygnacji. Nie wiem czego się mogę po nim spodziewać.
Mam mieszane uczucia. Wiem, że to facet i oni się z tym kryją ale chyba nie kiedy jestem z nim sama? Więc albo już mnie nie kocha, czemu przeczy jak sama zapytam i tyle. Nic od siebie, nie przytuli tak po prostu. Czasem czuję jak z kolegą. Powiedziałam mu, że tego mi brak ale już więcej się nie odezwę. Skończyłam z chorobliwym bieganiem za nim jak do tej pory, chociaż jest mi przykro, bo bardzo chciałabym być dla niego najbliższą na świecie osobą i jakakolwiek była i jest moja sytuacja nie chciałam go skrzywdzić, choć na pewno to zrobiłam. Bardzo bym chciała, żebyśmy byli dobrzy dla siebie ale on też powinien pomóc prawda? Zawsze jest tak, że naprawiać i starać się muszą obydwie osoby, nawet jeżeli zawiniłaby jedna. Przecież na tym polega związek prawda? To jest ta miłość, to jest jej dowód. Właśnie wtedy kiedy jest źle.

Może on potrzebuje czasu a może ma też jakiś problem. Cokolwiek to jest powinniśmy rozmawiać, oboje do tego dążyć. Teraz rozumiem, że sama nigdy nic bym nie zdziałała i dlatego wszystko staram się zmienić. Staram się siebie szanować i być dla siebie ważną i w związku też. Za bardzo sobą poniewierałam, żeby było dobrze. Może jest za późno a może prędzej czy później tak by się sprawy potoczyły i część nie koniecznie z mojej winy.

Nie wiem czy nadal mogę ufać, zwątpiłam w prawdziwość wszystkiego...
Z drugiej strony boję się, że znów ,,wymyślam", jak to on mówi czasem ale parę spraw wydaje się niepokojących, jego zachowań.

Nie przejmuję się już związkiem aż tak jak wcześniej. Nie wiem czy to brak sił, czy zmiany we mnie a może jedno i drugie. Są problemy, które mnie osłabiają i czasem naprawdę jest ciężko, czasem się tak boję i jestem bezradna, ale poczułam gdzieś w środku coś dobrego.
Księżycowa
 

Postprzez julkaa » 28 paź 2008, o 20:44

a ja Ci powiem tyle: daj mu odpocząć, daj mu czas, nie naciskaj, odsuń się, niech on sobie tez troche w głowie poukłada, bo może pogubił sie z powodu Twojego zachowania. a w tym czasie skup sie na sobie...
no bo to działą w ten sposób zawsze: im bardziej sie starasz, drążysz, naciskasz, tym bardziej on sie zamyka, oddala, odrzuca
wydaje mi sie ze jednak w tym samym stopniu przejmujesz sie związkiem, tylko moze jestes już tym zmeczona, nie masz juz tyle sił by walczyc niczym z wiatrakami...i stąd to "poddanie sie"
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Księżycowa » 4 lis 2008, o 22:47

O własnym związku nie potrafię się wypowiedzieć. Nie wiem czy jest dobry dla mnie. Nie wiem jaki jest i czy w ogóle jest dobry. Wiem, że mój chłopak obserwuje forum. Ostatnio pokazał mi wątek do którego miał pretensje. Założę się, że nie doczytał całego ani wszystkiego co pisałam na forum.

Ciekawi mnie dlaczego nagle był miły kiedy powiedziałam, że odchodzę, przestał krzyczeć i mówić, że wszystko moja wina. Najbardziej ciekawi mnie czym się kieruje, jaką myślą i uczuciem, kiedy ze złości rzuca mnie telefonem w głowę, za chwilę podbiega, mocno przytula i przeprasza. Po czym i tak krzyczy, bo uważa, że przesadzam. Boli mnie, że gdy on miał ekstremalny dzień w pracy rezygnowałam z paru spraw, żebyśmy wcześniej się położyli, gotowałam mu obiad pomimo, że jeden jadł w pracy. Kilka dni temu przyszłam wykończona i naprawdę głodna po całym dniu nie jedzenia, bo nie miałam czasu na to. Jeszcze po pracy poszłam na kurs i ledwo żyłam. Poprosiłam, żebyśmy poszli wcześniej ale powiedział, żebym kupiła sobie zapiekankę. On chciał zostać, bo kolega miał cytrynówkę do spróbowania. Czy naprawdę to było najważniejsze? Tak ważne, że nie mógł zrezygnować? Właśnie wtedy dostał furii, że robię z niego alkoholika i po drodze do domu krzyczał na mnie. Ludzie się oglądali. Ale wstyd. Właśnie wtedy dostałam w głowę z telefonu. Zapytałam co zrobiłam. Odpowiedział: ,,Sprowokowałaś mnie". Uważał, że nie mam racji a mi tak przykro, że nie jestem dla niego tak ważna, żeby zrezygnował dla mnie raz z czegoś o co i tak bardzo rzadko proszę.

Lubię, kiedy jemy razem obiad czy kolację, jest tak miło. Ale coś mnie niepokoi. Gdzieś w środku czuję, że nie mogę na nim polegać. Raz zachowuje się normalnie a za chwilę się go boję i muszę trzymać się na baczności z tym co mówię.

Przed jego wyjazdem do pracy niedzielę spędziliśmy bardzo fajnie. Zjedliśmy śniadanie. Później on poszedł do swoich kolegów a ja spotkałam się z koleżanką. Później zrobiłam obiad i wieczorem kolację. Sobota też była miła. Chciałabym, żeby było więcej takich dni. Mam takie wrażenie, jakby to co dobre między nami było tak słabe, że w każdej chwili może runąć a z drugiej strony mimo tego wszystkiego jesteśmy razem.

Teraz on wyjechał i wróci w piątek. Niepokoją mnie te wyjazdy. Wiem, że pracę zmienił dla mnie ale chyba nie do końca mu ufam, kiedy wyjeżdża. Wiem, że on mi też nie. Może to jest powód.

Może moje ataki na niego miały duży wpływ na wszystko, ale nie wszystko to moja wina. Martwię się o niego z wielu powodów i pisałam już o tym.
Nie będę pisać jak zwykle: ,,Co mam zrobić", bo już doskonale rozumiem, że nic tym nie zdziałam. Bardzo się pogubiłam ale nie mam siły z tym walczyć...

Teraz bardzo martwi mnie też szkoła. Czuję jakąś blokadę. Z góry wiem, że nie potrafię, nie znam sposobu, żeby to zmienić. Dziś usiadłam do materiałów, zmusiłam się. Nie mam innego wyboru. Miałam momenty, w których stwierdzałam, że dam sobie spokój ze szkołą i prawem jazdy. Dziś rano jeszcze rozmawiałam z chłopakiem przez tel. i się dziwił jak można tak długo robić prawko. Dobiło mnie to. Poczułam się gorsza nawet od niego, nawet od osoby, która nie powinna mi czegoś takiego mówić. Czuję się okropnie obładowana. Chyba nie obowiązkami, tylko negatywnymi uczuciami, które mam w sobie i od niektórych osób słyszę. Znów od tych najbliższych...Przez ostatnich kilka dni nie mam siły nawet iść do pracy...
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 5 lis 2008, o 10:01

kasiorek43 napisał(a):Właśnie wtedy dostał furii, że robię z niego alkoholika i po drodze do domu krzyczał na mnie. Ludzie się oglądali. Ale wstyd. Właśnie wtedy dostałam w głowę z telefonu. Zapytałam co zrobiłam. Odpowiedział: ,,Sprowokowałaś mnie".

Eeee... Kasiorku! Jego obowiązkiem jest PANOWAĆ nad sobą i nikt nie zasługuje na to, by go telefonem czy czymkolwiek w głowę!!! Jak na to zareagowałaś? Obraziłaś się chociaż? Przeprosił Cię?

Listopad to trudny miesiąc... ale go przetrzymamy Kasiorku, prawda? I nie rezygnujemy ani ze szkoły, ani z prawa jazdy!!!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 6 lis 2008, o 00:39

---------- 20:04 05.11.2008 ----------

Zaraz po tym jak to zrobił, podbiegł szybko mocno mnie przytulił i przeprosił. Trochę to wyglądało jakby sam się tego wystraszył. Ja powiedziałam, że odchodzę i byłam naprawdę zdecydowana. Wkurzał się jeszcze na mnie i czepiał ale nie pozwolił odejść. Zadzwoniłam wcześniej do koleżanki, żeby mnie przenocowała ale musiałam odwołać. Nie pozwolił mi nawet wyjść z nią porozmawiać, więc gadałam przy nim, o wszystkim... Naprawdę miałam dość. Mam dużo na głowie i szybkie tempo. Może gdyby nie te problemy ze sobą szło by mi lepiej, ale czasem mam jakiś dół, bo jest za dużo a on nie stoi ze mną w tym wszystkim. Nie chcę go obciążać ale myślałam, że powinien mnie chociaż wesprzeć. Nie mogę mu powiedzieć, że jest mi źle, lub źle się czuję z jakiegoś powodu, jeżeli mam taki dzień, bo jest rozdrażniony albo dziwnie reaguje. To co mam mu powiedzieć, jak mnie pyta? Po co pyta Doceniam, że przyjeżdża po mnie do pracy i stara się w takie sposoby, ale czasem czuję jakby mnie podcinał. Pewnie nie świadomie. Potrzebuję spokoju z jego strony względem tego, ale wiem, że on nie jest taki jakiego mi pokazał. Przecież to nie powód do nerwów. Nie stać go, żeby powiedzieć mi coś miłego, dobrego. Ostatnio ciągle mówi rzeczy, które sprawiają mi przykrość, po prostu bardzo mnie to boli. Ostatnio ciągle tak jest. Zraża mnie do siebie, ale zbytnio się tym nie przejmuje. Nie wiem czy on czymkolwiek się przejmuje.

Właśnie z nim rozmawiałam i znów to samo, znów tak do mnie mówił. Płakać mi się chce. Dlaczego on to robi? Staram się być dla niego miła, na każdym kroku dobra. Po co? Jak odejdę wiem, że pożałuję. Odegra się.
W takich chwilach zastanawiam się czy chcę z nim być. Mam wrażenie, że prowadzi ze mną jakąś grę, tylko nie wiem o co? Naprawdę nie zdaje sobie sprawy, że mnie krzywdzi? Nawet jak mu coś powiem o tym, to nic sobie z tego nie robi. Normalnie skała. Uważa, że przeze mnie taki się zrobił. To nie prawda, ja to wiem... Człowiek człowieka nie zmieni z dnia na dzień. Prawda??? Po co chce być ze mną, jeżeli taki dla mnie jest. Czuję się jak przedmiot, nie atrakcyjna choćby dla niego, głupia, niczego nie warta. Przecież on jest ostatnią osobą przy, której powinnam tak się czuć. Traktuje mnie jakbym nie zasługiwała na nic. Nie ma jednym słowem z jego strony nic prawie pozytywnego a jak jest tak miło , to tylko chwile, bardzo krótkie. Podoba mi się jak przyjdzie i się przytuli w ciągu dnia czasem. Brak takich chwil. Raz jest tak a raz inaczej. Jestem wygłupiona. Czy o to chodzi? Chwilami wydaje mi się, że on jest taki jak pisała mi kiedyś Abssinith. Ale nie chce mi się w to wierzyć.

Odejść się boję a trwanie w tym bolesne.
Boję się i jego gróźb i tej pustki, która po nim by została a najważniejsze nadal BARDZO MOCNO GO KOCHAM i chciałabym, żeby coś się zmieniło ale to chyba nie możliwe. On nie chce a mnie choć bardzo boli nie mam sił a z drugiej strony zawiodłam się na nim i nie wiem czy ja nadal chce, jeżeli on się tym nie przejmuje...

---------- 23:39 ----------

Nowym początkiem mojego wątku i co za tym idzie moim nowym początkiem, będzie chyba koniec czegoś. Teoretycznie to takie proste.

Nie mogę się bać osoby, z którą jestem, powinnam jej ufać i czuć się bezpiecznie a tego już od dawna nie ma.

Po dzisiejszej sesji zrozumiałam, że z tym alkoholem miałam rację. Te jego wybuchy i nie panowanie nad sobą też są złe. Bardzo mi na nim zależy i chciałabym mu pomóc, ale nigdy więcej takich starań. To i tak nie zostanie docenione w tej sytuacji i nie będzie skuteczne.

Gdzie jest ta osoba, z którą było mi tak dobrze? Przy której czułam się bezpiecznie... Jak sobie pomyślę jak to było. Ale to nigdy nie było prawdziwe. Gdyby było dalibyśmy radę bez tych wszystkich przykrych sytuacji. Bardzo chciałam. Ile mogę przytulać, mówić, że tak bardzo kocham. Tak lubię jak zrobimy coś razem, lubię gotować mu obiad, ale on tego nie chce. Gdyby chciał nie raniłby mnie tak, nie traktował w ten sposób. Gdybym mogła za niego to rozwiązać zrobiłabym to. Przemogłabym się. Ale nie mogę, bo to od niego zależy kim jest. A nie chce być kimś innym. Uważa, że jest taki sam jak jego ojciec i taki zostanie. Zwykłe pójście na łatwiznę. Nie przetłumaczę mu tego. Siedzi tak głęboko zamknięty w swojej skorupie. Myślałam, że jestem tą, która nada sens czemuś i zetrze to, co było. Nawet w to wierzyłam, nawet myślałam, że tak jest. Każdy mówił jak to on się zmienił przy mnie. Byłam tak szczęśliwa, że mogłam coś zmienić w jego życiu. Myślałam, że to silne co nas łączy, taka bliskość a jej już nie ma. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy z nikim nie byłam tak blisko. Wiem, że gdzieś w środku jest wspaniałą osobą, ale zbyt wiele się wydarzyło, żeby mógł komuś ją pokazać.

Tak bardzo żałuję, że uciekł przede mną. Myślałam, że jak mamy podobne uczucia, właściwie takie same przeżycia, to będzie ok.
Bardzo go Kocham. Wiem, że muszę wiele rzeczy poważnie przemyśleć ale nie mogę przestać go Kochać. Mam gdzieś cichą nadzieję, że jeszcze będzie ok.
Księżycowa
 

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 40 gości

cron