Mam tylko jedną prośbę – podtrzymajcie mnie na duchu, bo jestem załamana i życie traci swój sens.
Jestem w związku ponad 10 lat, mój mężczyzna ma borderline.
Już kiedyś pisałam na forum o pewnym problemie – mianowicie mój mężczyzna karze mnie milczeniem. Teraz znowu mnie ukarał.
Nie potrafię sobie dać z tym rady, za każdym razem myślę, że to koniec. Teraz wydaje mi się, że to naprawdę koniec.
Milczenie jego trwa już tydzień. Czasami jak cos mu się nie spodoba potrafi się nie odezwać z 2-3 dni, potem, gdy emocje opadają staram się jakoś nawiązać z nim kontakt, aż w końcu on się otwiera.
Ale teraz nie wiem co robić. Najgorsze jest to, że on jest daleko stąd i powyłączał telefony, a ja nie wiem kompletnie co się dzieje.
Od dłuższego czasu mój kochany pracuje dalekooo za granicą. Ostatnio widzieliśmy się m-c temu (po półrocznej rozłące). Było cudownie, przez 3 tyg wspaniałe wycieczki, czas pełen prawdziwej miłości. Jak odjeżdżałam od niego płakaliśmy. Potem wiadomo smsy o miłości, o tym, że żyje tylko dla mnie... Piękne...
Aby mieć kontakt ze mną kupił komputer. Wprawdzie i tak rzadko rozmawiamy, bo on wraca z pracy po 22-iej, gdy ja już praktycznie kładę się spać.
Pewnego razu mój zadzwonił do mnie i chciał, abym podała mu hasło do mojej poczty (powód - bo ja jego znam - zakładałam mu konto). Ponieważ miałam b. ważną rozmowę, więc odpowiedziałam mojemu, że teraz nie mogę i podam mu za chwilę. To na nic się zdało - zaczął do mnie wydzwaniać, zaczął wymyślać, że pewnie jadę szybko do domu, aby powyrzucać maila od frajerów (a ja ciągle miałam spotkanie). Tak mnie tym wkurzył, że powiedziałam mu, że mu tego hasła nie dam, jak jest taki. On na to, że w takim razie przez tydzień się nie odezwie do mnie.
A na mojej poczcie jest ponad 2 tyś wiadomości i to przeważnie jakiś reklam, ofert banków, informacji z allegro...
No nic.
Noc.
Sms od mojego, że ładne porno zdjęcia mam na Naszej-klasie, że już wszystko rozumie jak chroniłam swoje konto, że jacyś frajerzy piszą mi komentarze (a rozchodziło się o męża mojej znajomej, a którego mój w ogóle nie zna - artystę malarza, który tylko ocenił piękny krajobraz na zdjęciu), że to była moja od kilku lat (!) tajemnica.
Sprostowanie - nie mam żadnych zdjęć porno, po prostu najzwyklejsze zdjęcia, też zdjęcia mojej córci, moich zwierzaków no i oczywiście mojego faceta. To nie była moja tajemnica - bo jak tylko się zapisałam tam od razu swojemu powiedziałam, ba! Nawet sama mówiłam, żeby się zapisał, że to świetna zabawa. No i oczywiście nie kilka lat temu się zapisałam, tylko kilka m-cy.
Potem sms, że to koniec, że jego samochód mam sobie zabrać za wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządził, że on już nie dba o swoje życie, bo nie ma już rodziny i awarie ma ciągle w tej pracy z narażeniem swojego życia i... wyłączył telefon. Pisałam maila - chyba nie przeczytał, smsy nie doszły - bo telef. wyłączony.
Przez pierwsze kilka dni miałam strasznego doła, potem wzrastała we mnie straszna złość, rozszarpałabym go za to wszystko, za moje cierpienia. Zarzuca mi jakąś niewierność (?!). Paranoja. A teraz nie mam chęci do życia.
Nie było winy, a kara jest - i to, jaka dotkliwa.
Najbardziej dziwi mnie to, że on tak gorąco zapewnia mnie o swojej miłości, że mówi mi, że dla mnie tylko żyje (Rodziny nie ma - ojciec pijak, matka się rozwiodła, poznała innego, sprzedała dom, a mój partner został sam - zresztą to była straszna z nią a historia, jak nagle odwróciła się od swojego kochanego synka. Mój przeszedł wtedy załamanie nerwowe) - i dlatego teraz b. często mi mówi, że żyje tylko dla mnie, że pracuje na nasz przyszły dom, że to wszystko robi też dla naszego przyszłego dziecka).
I to mnie bardzo dziwi, to jego zapewnianie, te słowa, a później taka CISZA, chęć wyrzucenia mnie ze swojego życia.
Przecież jakieś zapisanie się do fajnego portalu ogólnodostępnego nie może być powodem do zniszczenia związku. Przecież on nawet nie ma żadnych dowodów na to, że cos złego tam zrobiłam!
Nie rozumiem, tyle mu wybaczałam, a naprawdę wiele złego mi zrobił (narkotyki, jakaś panienka…).
A tu za takie coś, czego właściwie nie powinno się roztrząsać - on zerwał związek. Paranoja.
On zachowuje się tak, jakby mnie w ogóle nie znał, jakby nie wiedział, że naprawdę jestem dobrą osobą, osobą, na której można polegać. Właściwie nigdy nic złego w stosunku do niego nie zrobiłam. Zresztą on kilkakrotnie mi to powtarzał, że kocha mnie właśnie m.in. za moją szczerość, za to, że nigdy go nie zawiodłam.
Czy człowiek z BDP nie umie porównywać, nie potrafi trzeźwo oceniać sytuacji? Przecież minęło trochę czasu, żeby przemyśleć pewne sprawy, a tu nadal cisza. Na co on czeka? Na to, że znowu wyciągnę rękę? A jak nie wyciągnę to będzie oznaczało koniec?
Za jakieś głupstwo niszczyć długoletni związek?
Rozpisaam się, ale chciałam jak najlepiej opisać wszystko.