tęsknie...potrzebuję...cierpię...

Problemy z partnerami.

tęsknie...potrzebuję...cierpię...

Postprzez manuelka » 11 maja 2008, o 18:10

Rok temu zostwil mnie mężczyzna mojego zycia. Zostawił mnie dla innej. Jest szczęsliwy z nią...Czasami ich widuje...sa tacy uśmiechnięci, zakochani....

Dokładnie rok temu mnie zostawił, ból nie mija...tylko rośnie. Jak to jest możliwe? Z każdym miesiącem tęsknie bardziej, ból rozrywa moje serce..Moje oczy robią sie takie bez wyrazu...małe...coraz bladsza, brzydsza...niewyrazna. Obserwuje to kazdego dnia. Trace swoj wyraz, nic nie pomaga, zadne zabiegi kosmetyczne...Robie sie jakby szara..Ból wewnętrzny wpływa nawet na moj wyglad...Kazdego ranka wstaje i nie poznaje sie w lustrze :-( Jak byłam z nim byłam taka pełna życia, radości, ciepła....Teraz moje zycie to wegetacja...Staram sie sama sobie pomoc, nie myslec o nim, zajac sie innymi sprawami...Czasem wyjde na jakis balet, kino, spacer, restauracja....ból nie znika. Nie potrafie uciec przed uczuciem do niego..Kocham go. Wszystko mi sie z nim kojarzy...Nawet nie mam z nim kontaktu...a przeciez mielismy byc razem do końca zycia...

Probowałam ułozyc sobie życie z innym męzczyzną...Staral się, kochał mnie, był ciepły, kochany..Robił wszystko, abym była szczesliwa. Niestety nie potrafilam odwzajemnić uczucia, byłam chłodna, zimna...Nie pozwalałam sie dotykac, całować, przytulac...unikałam tego jak tylko mogłam. Czułam wstret i obrzydzenie jak mnie dotykał, zaciskałam zeby i chciało mi sie płakać...to byl wręcz koszmar. Nawet nie sypialismy razem. Zostawilam go. Nie potrafiłam sie dla niego otworzyc bo ciągle myślałam o moim ex....

Kazda proba stworzenia związku z kimś innym bedzie wyglądac tak samo...Nie potrafiłabym sypaic z nikim innym...spac w jednym łzoku, tulic sie...Nie wyobrazam sobie tego. Co ze mną, zwariowałam? :cry: Dotyk innego męzczyzny sprawia mi ból...A samotność tak bardzo boli, bycie z innym facetem też...Co to za życie..

Mijają godziny, noce, dnie, miesiące...a ja cierpię coraz bardziej. Boję sie, że w koncu umrę z tej tesknoty :-( jak mam dalej życ, jak zapomniec o tym co było w moim zyciu najważniejsze i najpiękniejsze? Nie jestem w stanie pokochac nikogo innego, a probowalam....A co jak to byl ten jedyny? Da sie zyc całe zycie z tym bólem i tesknotą w sercu? Jak sobie z tym poradzić...jak to wy sobie poradziliscie w takiej sytuacji...Nie wiem jak dalej zyc...Moj skarb odszedł...męzczyzna mojego życia, za którym poszłabym w ogien...nawet nie czuje do niego żalu, że zostawił mnie dla innej..nie moge miec do niego pretensji, ze nie kochał mnie....Serce nie sługa.
manuelka
 
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, o 17:47

Postprzez mariusz25 » 11 maja 2008, o 18:56

czas, czas...pisz tutaj bedzie lepiej
wiem, to silne, bardzo...
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez manuelka » 11 maja 2008, o 20:36

czas płynie i płynie, minął rok a manuelka ciągle szlocha jakby to wszystko było jeszcze wczoraj :cry:
manuelka
 
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, o 17:47

Postprzez ważka » 11 maja 2008, o 21:31

Pozwól mu odejśc uwolnij jego ale przede wszystkim siebie!Wiem sama że tak ciezko kiedy myśli ze że to ten jedyny na zawsze oddaje sie siebie cała a on odchodzi,odrzuca.Ale nie ma co życ w żałobie całe życie.Przytulam
Avatar użytkownika
ważka
 
Posty: 611
Dołączył(a): 7 paź 2007, o 17:36
Lokalizacja: Anglia

Postprzez manuelka » 11 maja 2008, o 22:25

Pozwoiliłam mu odejść, pozwoliłam mu być szczęsliwym z inną...Ale podświadomie czekam aż zrozumie swoj bład i wroci do mnie...czekam na cud, wierze w przeznaczenie...Aż mi żal samej siebie, że jestem taka naiwna...:cry: Codziennie rano wstaję i czekam, aż przyjdzie do mnie i znów bedzie tak jak dawniej...czekam i czekam....codziennie te same rozczarowanie życiem....



Oddałam mu to co najcenniejsze, nie umiem sie z tym pogodzić....



żal, pustka, samotność, tęsknota.....


Nie opuszcza mnie jedna myśl i przeczucie - że kiedyś znów sie odnajdziemy i bedziemy razem...



serce pęka na myśl, że on teraz obejmuje inną....




czekam na Ciebie kochanie...coś i ktoś mi podpowiada, że tak własnie mam zrobić....


i choć może to mnie zabije...bede czekac....
manuelka
 
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, o 17:47

Postprzez zizi » 11 maja 2008, o 22:32

:pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez inka » 11 maja 2008, o 23:28

kurcze...a mnie cos sie wydaje ze za bardzo gloryfikujesz to uczucie, gloryfikujesz jego, a on przeciez zostawil Cie dla innej. Wiedzial ze bedziesz cierpiec a mimo to zrobil to i teraz jest sobie niby szczesliwy i ma Cie gdzies. Sadzisz ze on jak tuli ta swoja nowa niunie to mysli o Tobie? Watpie...nie interesuje sie Toba, nie kocha Cie i powiem Ci ze powinnas sie gleboko zastanowic czy chcesz czekac na niego, bo nie wiesz czy mu sie tak naprawde znudzi picie wody z innej studni, a jesli juz sie znudzi to nigdy juz miedzy wami nie bedzie tak samo(jesli wogole wroci). Czy warto poswiecic dla niego swoj cenny czas, swoje zycie. To ze nie mozesz sie zakochac to efekt tylko tego ze masz wyidealizowany obrazek w glowie swego ex lubego i powiem Ci ze ciezko komukolwiek bedzie pobic ten ideal ktory sobie stworzylas. Twoje zycie jest w twoich rekach i tylko od Ciebie zalezy czy bedziesz szczesliwa.Wiem ze to wcale nie jest latwe i byc moze nie chcesz tego i bedziesz miec gdzies to co napisalam, ok masz do tego prawo, ale wydaej mi sie ze warto sie nad tym zastanowic

pozdrawiam cieplutko
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez ważka » 12 maja 2008, o 07:59

A nie jest to twója piewrwsza miłosc?i pierwszy mezczyzna.Ja tez tak myslałam z moim pierwszym potem drugim a potem trzecim.A teraz jestem sama.I ucze sie z tym zyc.Ale przestałam wierzyc w wielka miłośc i wielkie uczucie.Życie jest zyciem.Ludzie pojawiaja sie w naszym zyciu i odchodza.Skoro wybra l inna lepiej sie z tym pogodzic i uwolnic sie.I dac szanse komuś kto zasługuje na twoja miłosc.
Avatar użytkownika
ważka
 
Posty: 611
Dołączył(a): 7 paź 2007, o 17:36
Lokalizacja: Anglia

Postprzez nana » 12 maja 2008, o 12:07

Nie obraź się i nie myśl, że jestem bez serca, ale wdzę to tak:
1) albo idz do klasztoru, czy jakiejś innej tego typu instytucji i poświęć życie cierpieniu i czekaniu na ex (i tak nikomu innemu nie pozwolisz sie zblizyc, wiec nie marnuj czyjegos czasu i nie rob nadziei, zeby inni nie cierpieli)
2) albo idz do specjalisty (psycholog/psychoteraputa) - moim zdaniem sama już widzisz, że rok czasu minął, a twój stan psychiczny jest coraz gorszy... moim zdaniem już czas, żeby stwierdzić, że to nie mieści się w "normach" cierpienia po rozstaniu. Wiem, że oczywiście nie ma takich norm, bo jeden cierpi dzień, drugi tydzień, a trzeci miesiąc itd... ale dla mnie rok, to już zdecydowanie zbyt długo.
Wiecej opcji nie widze. Moim zdaniem wszystkie "pośrednie" rozwiązania będą przedłużały twoją agonię emocjonalną. Nie wydaje mi się, żeby czas był w tym przypadku lekarstwem. No ale to tylko moje zdanie. Mogę się mylić... I'm only human...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez manuelka » 12 maja 2008, o 16:00

Inka nie mam gdzieś tego co napisałaś, powiem nawet, że pewnie to co napisałaś jest prawdą...ten wyidealizowany obrazek mojego ex siedzi gdzieś we mnie, moim umyśle, duszy...i mimo iż dostrzegam jego wady, to trwa to zaledwie pare minut...Coś we mnie siedzi, nad czym kompletnie nie umiem zapanować. Rozum wie swoje, mówi mi ze mam o nim zapomnieć, pogodzic się z tym...ale kieruje mną jakaś niewidzalna siła, na ktora nie mam wpływu, która w jednej sekundzie potrafi zniszczyć wszystko co sobie zbudowłam. Walczę z uczuciami, nie poddaje się...najgorsze jest to, gdy okazuje się, że nie potrafię z nimi wygrać. To nie jest tak, że się poddałam i siedzę z załozonymi rękami i czekam, aż wszystko samo się ułozy. Jak każdy człowiek mam mnóstwo swoich zajęć, spraw....dla których się poświęcam. Staram się jak mogę nie myśleć o moim ex, ale to wszystko na daremno. Minął rok, a ja wciąż zmagam sie z tym samym. Sny, koszmary o nim bywają coraz częsciej, niemal każdej nocy...coraz bardziej przykre. Wiem, że on ma mnie gdzieś...odszedł..a obiecywal, że bedzie przy mnie do końca życia...




Ważka tak to była moja pierwsza miłość, pierwszy męzczyzna. Poważny związek doroslych ludzi...Wspolne mieszkanie, zycie, problemy, troski, plany...Bylismy razem 4 lata. No i pstryk! nagle się skończyło, on zyje sobie z inną jakby nigdy nic. Wiem, że to nie jest kobieta dla niego..., znam ją dobrze. Wiem, że to długo nie przetrwa. Moze świadomość tego mnie tak dalej przy nim trzyma..To co mną kieruje jest silniejsze ode mnie, a może to tylko zwykła głupota i naiwność...Czasem czuję sie jakby ktoś pociągał za sznurki, jakbym nie miała kompletnego wpływu na swoje emocje, uczucia i myśli.




Nana nie chce iść do klasztoru. Jak każdy człowiek chce być kiedyś szczesliwa, miec męza, rodzinę, dzieci. Kochac kogoś i być kochaną. Wspierać kogos, pomagać mu, być z nim na dobre i złe...Ale jest we mnie jakas bariera, odpycha mnie od innych mężczyzn. Chce się jej pozbyć ale nie potrafię. Nie marnuje czyjegoś czasu, z nikim nie jestem i nikomu nie robię nadziei...A z tym co probowałam sobie ułozyć życie, skonczyłam zanim do czegokolwiek doszło. Od samego początku wiedział, że kocham swojego ex i dalej siedze w tym bagnie. Mimo to dalej sie starał, dbał, opiekował...Myslałam, że z czasem go pokocham lub bynajmniej przyzwyczaje sie do niego. Ale nic z tego, było coraz gorzej. Powiedziałam mu juz na samym początku, że mi trudno, ze nie bede w stanie go pokochać, życ. Nie kałamałam prosto w oczy ze go kocham...nie obiecywałam złotych gor..
manuelka
 
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, o 17:47

Postprzez ważka » 12 maja 2008, o 16:20

Ok załóżmy ,że on z nią zerwie.Po pierwsze wcale nie wiadomo czy bedzie chciał do Ciebie wrócic.Po drugie nawet jeśli wróci bedziesz w stanie mu przebaczyc a przede wszystkim zaufac,odciac sie od wszystkich negatywnych emocji?Minął rok, oboje jesteści już innymi osobami!Do tego ty jasteś ta zranioną.Ja dopiero po roku uporałam sie z bólem po moim pierwszym mezczyznie.A potem spotkałam kogoś kogo jeszcze bardziej pokochałam.
Avatar użytkownika
ważka
 
Posty: 611
Dołączył(a): 7 paź 2007, o 17:36
Lokalizacja: Anglia

Postprzez cosy » 12 maja 2008, o 16:53

Witaj Manuelka,

Też jestem tą osobą która ma za sobą rozstanie z pierwszym mężczyzną mojego życia. Na psychotekst trafiłam niecały rok temu i tak przez ten czas, razem z psychotekstem 'lecze sie' z mojej chorej miłosci do ex. Od rozstani minęły 2 lata i własciwie dopiero teraz moge powiedziec ze jestem gotowa na nowy związek. Już nie tęsknie za moim ex i po tym że mnie zostawił tez nie pozwoliłabym byśmy wrócili do siebie chocby nie wiem jak o to zabiegał.
Manuelka, powiedz za czym Ty tęsknisz?? Po co się tak męczysz. On raczej do Ciebie nie wróci, a jesli będzie chciał to trzeba miec swój honor. To raz. Po za tym jesli wrócicie to i tak to będzie przedłuzenie twojego cierpienia bo nigdy już nie będzie tak samo dobrze jak było przed rozstaniem.

Manuelka, dobrze że tu trafiłaś. Zacznj uwalniac się od tego chorego uczucia. Bo szkoda by taka fajna dziewczyna marnowała się przez jakiegoś palanta.

Rozumiem doskonale to co teraz czujesz i jesli znajdziesz czas i ochote to poczytaj sobie moje upadki i wzloty zw. z moim ex. Może to Ci pomoże :)

Przytulam i ..głowa do góry. Jeszcze kawał pięnego życia jest przed Tobą !! :):)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez nana » 12 maja 2008, o 17:54

no to kochana zostaje ci "bramka numer 2", którą zaproponowałam. Oczywiście możesz spróbować "samoleczenia", ale czy nie razniej by bylo, to zrobic z pomocą specjalisty? chcialabym ci powiedziec, ze samo pisanie na psychotekcie ci pomoze (moze tak byc), ale doceniajac wlasnie ogrom twojego problemu podsuwam ci pomysl terapi. Sama chodzę na terapię i wcale nie uważam, że to takie fantastyczne panaceum na problemy, ale nie znam lepszego i mimo wszystko skuteczniejszego rozwiazania. Przynajmniej dla swoich problemów. Mam nadzieje, ze twoje da sie rozwiazac bez terapi. Moze postaw sobie jakas granice czasowa? Np. pół roku, czy rok? Jak w tym czasie nadal nie dasz rady, to wtedy pomysl o terapi?
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez manuelka » 12 maja 2008, o 19:31

Ważka obawiam się, że byłabym w stanie mu wszystko wybaczyć, chociaż kto to wie jakby było naprawdę...Czasem sobie myslę, że gdyby była kiedyś szansa bycia znów razem to okazałoby się, że wcale nie jest tak jak w moich marzeniach...Chciałabym uporać się tak jak Ty i pokochać kogoś jeszcze bardziej...Lub choć na chwile o nim zapomnieć i cieszyć się zyciem...ale myśli o nim chodzą za mną jak cień. Jakby ktos klątwę na mnie rzucił. Gdy jeszcze z nim byłam powiedział mi kiedyś takie słowa "Nigdy o mnie nie zapomnisz, a jesli bedziesz z innym facetem to nigdy nie bedzie to samo". Rzeczywiscie tak jest, jakby rzucił na mnie jakis czar...

Rozumiem, że każdy z nas w życiu kiedyś cierpial z miłośći, to chyba nieuniknione...Rozumiem, że życie to nie bajka, że cierpienie jest czescia zycia...Czasem jesteśmy zmuszeni żyć z tęsknotą za kimś kogo straciliśmy...Nie ja pierwsza i nie ja ostatnia...ale żeby bol i tęsknota z upływem czasu była coraz silniejsza? Np 2 miesiące temu radziłam sobie zupełnie lepiej niż teraz...W sobote byłam na urodzinach przyjaciólki, było mnostwo przyjaciol, super ludzi...A ja sie czułam jakby coś we mnie pękało...w koncu wróciłam do domu z takim bolem i pustką w sercu, ze aż się przeraziłam...Skąd tyle pustki we mnie....Coraz bardziej przygnebiona jestem...jak jakaś opetana..niewolnica swoich mysli...


Cosy za czym tesknie? Za tym, że czułam, że zyję! Teraz czuję jakby każdego dnia jakas cząstka mnie umierała...Przy nim czułam, że żyję, tak po prostu...Czułam się kochana...Wiedziałam po co i dla kogo żyję. A teraz niby żyję, ale każdego dnia wstaję i nie widzę sensu we wszystkim co robię, niby daję radę ale w sercu taka pustka...jakby mnie w ogole nie było...nie umiem tego opisac słowami nawet....


Nana myslałam o terapi, chciałabym żeby ktoś mi pomógł zrozumieć, że tak musi być i już. Chciałabym żeby ktoś pomógł mi otworzyc się przed innym mężczyzną..bo jak na razie kazdy kontakt, rozmowa z innym facetem budzi we mnie lęk? a raczej odpycha mnie kazdy inny, nie potrafie nawet rozmawiać. Bron Boze zeby mnie ktos dotknał! Pamietam jak ten co probowalam z nim sprobowac ułozyc sobie zycie na nowo, kiedyś przez przypadek mnie klepnał w nogę (bo coś opowiadal zabawnego), odskoczyłam, robiąc mu awanture. Jak jakas psychopatka! To chore...męczace strasznie...bolesne :( Trudno bedzie mi ulozyc sobie zycie z innym skoro dotyk innego faceta mnie "obrzydza". Czuję sie jakbym była jakaś "nienormalna"....
manuelka
 
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, o 17:47

Postprzez nana » 13 maja 2008, o 08:08

no to teraz myślenie zamień na działanie i może zobaczysz wreszcie światełko w tunelu?!:)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 266 gości

cron