To koniec?

Problemy z partnerami.

To koniec?

Postprzez mika11 » 20 mar 2008, o 18:17

Kurcze, pisania było by dużo .,, w końcu to 7-letni związek z 3 letnim stażem małżeńskim
od czego zacząć?
Poznaliśmy się przez internet - po szybkim burzliwym początku wzięłam ze sobą małe dziecko (wówczas roczne - bo właśnie moje pierwsze małżeństwo się rozpadło) i przyjechałam do innego miasta, nowego mężczyzny - aby rozpocząć nowy etap zycia ...
Było fajnie przez dwa tygodnie, potem "mój ukochany" stwierdził, że musi wyjechac na wakacje, bo umówił się na nie już wcześniej z kumplami, więc wzięcie mnie ze sobą absolutnie odpada ... no cóż nie ma się co dziwić ... ja miałam się zająć poszukiwaniem pracy, żeby zarobić na studia ... potem okazało się, ze przez przypadek pomieszkuje z nami jeszcze jego eks - a odf wrzesnia wprowadza się jego najmłodsza siostra ...
poszukiwania pracy szły cięzko - wtedy taki okres, więc nie miałam własnej kasy byłam zupełnie zalezna od niego, a kończyłam jeszcze studia w Łodzi ... on wyjechał na wakacje, na cały tydzień w odruchu dobroci dostałam 50 zł na przeżycie i przez prezypadek utrzyumanie jego siostry bo właśnie ją okradli. Znalazłam jąkas marną pracę opiekunki - swoje dziecko dałam do żłobka - a zarobionej pieniędzy opłacałam żłobek i teoretycznie miałam studia ... ale okazało się, że siostra wykręca rachunki po 300 - 400 zł miesięcznie, mama ich nie mogła się dowiedzieć, "mój" nie chciał płacić - więc ja to robiłam, efektem tego było relegowanie mnie z uczelni (na szczęscie później dało to się odkręciź - ale było cięzko), musiałam chodzic w podartych butach - bo niestać mnie było na nowe "mój" ku[ił sobie glany za ponad 200 zł - a jak powiedziałam, ze ja nie mam - usłyszałam, że gdyby nie rachunek za telefon to miałabym buty ... i tak w kółko
ale mocno go kochałam, czułam żal ale nie chciałam go zostawić ...pojawiły się kłamstwa, oszustwa (ja na studia on na imprezę, jak dzwoniłam do domu i nie odbierał, twierdził, że spał)... i
"mój" okazał się uzależniony od marihuany (wbrew temu co mówią)
Zaczęłam walczyć - poszedł na terapię - ale nawet nie pytajcie co przeszłam ... po terapii indywidualnej przyszła kolej na NA (anonimowi narkomanii) i ... koleżanka ... i znów kłamstwa - spotykał się za moimi plecami, była dla niego wyrocznią - co ona mówiła, on robił, ale po 2 czy 3 miesiącach okazało się, że jest ona erotomanką, i tak naprawdę robiła sobie haj z jego kontaktów - i wiecie co zrobił - przyszedł do mnie opowiedziec mi o tym problemie.
Potem wleciał w internetową znajomość z laską z którą uprawiał cyber seks (dodam, ze w naszym związku seksu jak na lekarstwo) ale po jakiejś zadymie w końcu się urwało ... chwila ciszy mijają dwa lata, zmienia pracę i okazuję się, że ma zajebistą koleżankę w pracy, która musi do niego dzwonić codziennie popołudniu - mimo iż wczesniej osiem godzin spędzili razem ... kiedy poprosiłam, żeby powiedziasł koleżance, żeby może odpuściła sobie te telefony i mnie nimi nie drażniła - powiedział, ze powinnam się leczyć itp ... zamknąl się w sobie - nic nie mówił,. nigdzie nie wychodził, urwał wszelkie kontakty - oficjalnie ...
mnie sieknęło bo cały czas czułam że coś jest nie tak ... bo nie dawał mi p[owodów do tego żebym nie była zazdrosna, zebym czuła się kochan ai akceptowana - nie mówił nic
z jednej strony był to fajny układ, z drugiej mnie doprowadził do chorobliwej zazdrości - bo jeśli się kontaktował to tylko z koleżankami, i tylko za moimi plecami, a ja dowiadywałam się o tym tylko przez przypadek, od kogoś, albo (aż wstyd mi się do tego przyznać) prezeglądając jego np komórkę.
Uspokoiło się wszystko natyle, ze w końcu mi się oświadczył - oczywiście - nie myślcie, nie było to nic nadzwyczajnego - po prostu rzucił mi na kolana jakąś srebrną obrączkę i zapytał czy będę jego żoną.
i tak minął kolejny rok, i jeszcze jeden ... marazm, truizmy itp ... ku[piliśmy mieszkanie, samochód ... a on cały czas żył swoim życiem nie chwaląc się niczym ... nawet głupie "czy w pracy coś się zdarzyło", "co tam" , co u ciebie itp ... wywoływały w nim złość i agresję
aż doszło do naszej-klasy ... wróciła koleżanka z liceum "najbardziej zajebista laska jaką w życiu spotkałem" - to on odnowił kontakt ... nie na raz - na pewną "przyjaźń", zażyłość - oczywiście teżmi tego nie powiedział
we mnie cos pękło, nawet z łapami do siebie lecieliśmy ... a teraz od 3 miesięcy nie jesteśmy w stanie się dogadać - ja chodzę i ryczę jakbym miala depresję ... a punktem kulmincyjnym było "wiesz, chcę Ci powiedziec o moich odczuciach, że jestem z Tobą, bo kiedyś podjęliśmy głupią dziecinną decyzję, i musimy ponieść tego konsekwencje ..., kocham Cię ale nie wiem czy chcę z Tobą być, kocham Cię - ale nie będę ci tego mówił bo nie potrafię, nie umiem nic dla ciebie zrobić, bo sama wiesz, ze nawet jak mnie o coś prosisz to tego nie robie, może to kiedyś minie, ale nie wiem kiedy" a ja?? i na dodatek w całe te trzy miesiące wciągnął swoje siostry - nawet w dzień kobiet wolał do jednej z nich jechać niz siedziec ze mna, stwierdziliśmy ze chyba bedziemy razem, ale on budowanie związku chce zaczac od ustalenia zasad wolności w związku
ja nie chcę by już zazdrosna, chcę dać mu swobodę ... ale wiem, ze z kolei on nie zna umiaru bo nie raz pokazywał, jak łatwo mu przychodzi lecieć w różne kanały, zachowuje się jak zerwany pies ze smyczy ... a potem wraca ...
co ja mam robić?
jak pozbyć się zazdrości skoro na każdym kroku daje mi do tego powody ...

dodam jeszcze tyle... nawet podejmowanie decyzji mu nie idzie ... po słocha, które wcześniej napisałam, spytałam go czemu mnie poprosiłeś o rękę, bo ty chciałaś...
inny przykład, zmieniał się zarząd w firmie w której pracowałam, miałam do dyspozycji albo zostac z 23-letnią panią prezes, albo się zwolnić i szukać pracy, mąż powiedział, żebym załozyła firmę...
teraz na prawdę nie mam motywacji do prowadzenia jej, co słyszę ... to ty przeciez złożyłaś wypowiedzenie .... kurcze spychologia jest fajna, ale nie jak dotyczy życia i odpowiedzialności za drugą osobę, a przecież małżeństwo jest odpowiedzialnością


Chory jest ten układ, a jednak chcę być z nim ... co jest nie tak ? Gdzie się zatraciliśmy ?
mika11
 
Posty: 1
Dołączył(a): 20 mar 2008, o 18:16
Lokalizacja: Thorn

Postprzez bunia » 20 mar 2008, o 23:56

Witaj.....przeczytaj ten post zakladajac,ze napisala to Twoja przyjaciolka....co bys jej poradzila?....zastanow sie dlaczego chcesz marnowac swoje zycie i w imie czego....kto i co Cie zmusza aby pozostac w chorym zwiazku?...jak wyobrazasz sobie przyszlosc? desperacje i depresje?.....sprobuj nad tym sie zastanowic i podjac decyzje.
Pozdrawiam i zycze odwagi :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez mahika » 21 mar 2008, o 07:34

Od początku jestes od niego zależna, on trzyma Cie w garsci a ty wręcz tańczysz jak Ci zagra.
Piszesz ze założyłaś firmę. Co się z nią dzieje?
I jak to nie masz motywacji?
Masz dziecko i życie które Ci sie nie podoba. To powinna być już wystarczająca motywacja zeby sie zawziąć i prowadzić tą firmę, zarobić kasiore i być niezależna od niego!!!
Myśle że dopoki wie ze bedziesz na wszystko sie godzic, ze jestes na jego garnuszku to moze być tylko gorzej.
To nie on podjął decyzje zebyś założyła firmę tylko TY. i tego sie trzymaj.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez agik » 21 mar 2008, o 09:36

Pytasz, gdzie sie zatraciliscie?
Chyba na samym początku już.
Pojawilaś się w jego zyciu ( i jak rozumiem w zyciu jego rodziny tez...) jak deus ex machina.
Dlaczego tak strasznie bezwolnie się zachowujesz?
Kazali mi płacić cudze rachunki telefonicznie- to płaciłam... Muisałaś?
Nie chciał mi dac na buty- to chodziłam w podartych... Musiałaś?
Rzucił mi obrączkę- to pobraliśmy się... Musiałaś?
Namówił mnie na założenie firmy- to załozyłam... Musiałaś?
Tak samo nie musiałaś tolerować jego panienek.
I nie musisz trwać dalej w takim układzie.
Nie wiem, czy jest chory- jak piszesz.
Bardzo dużo pomyj wylałaś na swojego męża, a jednak jesteście razem.
Więc chyba az tak tragicznie nie jest???

Piszesz tez, ze mimo wszystko chcesz z nim być... Dlaczego?
Piszesz o swoim małżeństwie, jako o układzie. Nie ma męza dla Ciebie, macie mieszkanie i samochód... A gdzie więź?
Mogłabys trwać w takim układzie- gdyby była równowaga. Każde z Was ma swoje zycie, spotykacie się przy sniadaniu i kolacji.
Ale czy Ty masz swoje życie?
Czy tylko czekasz na niego, żeby znowu popchnął Cię w jakimś kierunku?

Nie wiem, od wczoraj sie zastanawiam, co Ci napisać.
Chaos, totalny chaos- zakup butów sprzed paru lat pomieszny z zakupem mieszkania, rachunki telefoniczne zamiast studiów.
Z kazdego słowa bije poczucie krzywdy...
Przykro mi, ze się tak czujesz...A tym bardziej mi przykro, bo nie wiem, jak mozna Ci pomóc.
Każdy potrafi powiedzieć- rzuć go w piździec. Tylko co, jelsi to najlepsze wyjście?
Jak chcesz budować relację z facetem, który stawia Cię pod ścianą twierdząc, ze chce odbudowywać związek- ustalając zasady wolności?
I czy ta wolność to ma być Twoja akceptaja jego coraz to nowych fascynacji?

Przepraszam, jeśli cos źle zrozumiałam i wyciągnęłam błędne wnioski.
Rozumiem, ze jest Ci bardzo źle.
Pozdrawiam serdecznie i witam na forum.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 321 gości

cron