Witajcie Kochani.
Długo, długo mnie nie było. Dużo się działo, bardzo dużo pracowałam nad sobą. W nowy rok weszłam pełna przemyśleń, z wielką determinacją do zmiany swojego życia. Jakoś tak mam, ze muszę wszystko w sobie poukładać, zrozumieć. Muszę tworzyć logiczny sposób radzenia sobie z czymś, z czym nie umiem sobie poradzić. Nie radziłam sobie z przeszłością, wszelkie próby ukojenia bólu, rozczarowań z tamtych czasów nie przynosiły skutków. Nauczyłam się uciekać od złych wspomnień, nauczyłam się z tym żyć, a gdy wspomnienia wracały -piłam, płakałam, wyłam -po to by następnego dnia umieć wstac i żyć dalej.
Z czasem sposób ten zaczął mi ciążyć. Z czasem takie życie stało się zbyt męczące, zbyt bolesne, mimo wszystko. Zdecydowałam się na terapię, by podomykać przeszłość. Przez pół roku przechodziłam piekło na własne życzenie, tarzając się we wspomnieniach, uczuciach które mimo upływu czasu nie były łatwiejsze., bardziej znośne. W nowy rok weszłam z postanowieniem (ha! po raz pierwszy miałam postanowienia noworoczne!) że oddzielę przeszłość grubą krechą, zacznę żyć od nowa. Tak się nie da. Znowu przeszłam kryzys. Ale od półtora miesiąca testuję nową metodę;) - żyję tak , by przeszłość utraciła swoje znaczenie. Żyję tak by każdy miniony dzień stawał się nowym wspomnieniem, dobrym.
Żyję taką pełnią życia jaką tylko się da, czerpię radości garściami z czego tylko się da, realizuję swoje marzenia, nie boję się planów, niczego się już nie boję - to co mi się przydarzyło, co udało mi się przeżyć -daje mi siłę. "Przeżyłam rozwód, wszystko przeżyję" "Dałam sobie radę wtedy, przecież to i to jest łatwiejsze -poradzę sobie", " A jak sobie nie poradzę - to trudno,i przeklnę i już, o dziwo świat się nie wali. wtulam się wieczorem w moje dzieci i na wszystko zyskuję odpowiednie spojrzenie.
Złe uczucia rozładowuję przez wysiłek fizyczny.Tańczę, ćwiczę, zamęczam się fizycznie, chyba kupię sobie worek treningowy - tego mi chyba było trzeba.
Nie nauczyłam się złościć, gniewać -tzn. okazywać negatywne uczucia. Ale dzięki sportowi umiem je z siebie wyrzucać.
Ograniczyłam kontakty z rodziną. Jestem waleczna, bo już zmęczona jakimkolwiek przykrymi komentarzami pod moim adresem. Bronię się, nie narażam na nowe - nawet kosztem tzw dobrych relacji rodzinnych. Może z czasem to się zmieni, dobre relacje z rodzeństwem wrócą. Najważniejsza teraz dla siebie jestem ja, moje dzieci, mój dom. Nigdy tak nie myślałam - a powinnam była.
Czuję się wolna. Mimo zmęczenia, stresów dnia codziennego - szczęśliwa, z takim spokojem w środku. Czuję, że wyszłam z życiowego, wieloletniego zakrętu. wreszcie.
Ściskam wszystkich bardzo bardzo:*******
Buźka.