---------- 17:29 07.02.2008 ----------
Byliśmy ze sobą dwa lata, ostatni rok mieszkaliśmy ze sobą.Mimo, że mój 29letni były chłopak był-jak to się mówi ""z przeszłością"", a ja grzeczną dziewczyną bez doświadczenia, to nasz związek naprawde był poważny, wspólne plany, wspólne zycie, wspólne problemy. Mieliśmy sie w tym roku zaręczać.Mieszkało sie nam dobrze, wspólne śniadanko, obiadki, kolacyjki, zakupy.Mi odpowiadało "bycie kurą domową" bo wzamian dostawalam bardzo duzo czułości, wychodziliśmy razem do kina, na imprezy, wakacje w egipcie...No pieknie.Często chwalił mnie ze jestem dobrą kobietą, mądra, nie pale, nie pije itp a jego byłe kobiety to dziewczyny typu "doda", że mu się znudziły takie paniusie.Cieszył sie, że wreszcie ma skromną i dobrą dziewczynę.Po pewnym czasie jednak zacząl mi często wypominać, ze czuje sie jak w klatce, że jestem za bardzo zaborcza i zazdrosna i ze na nic mu nie pozwalam.Może miał racje ale na pewno nie robiłam tego bez powodu, bo z czasem wychodził sam na imprezy i wracal nad ranem albo w niedziele wieczorem.Zaczęło mi to przeszkadzać, więc przestał to robic i było znów idealnie.Lecz potem znów uwazał, że ma prawo gdzieś wyjsc na cała noc.No i pewnego dnia bardzo sie o to poklocilismy, kazał mi sie wyprowadzić, wiec sie wyprowadziłąm i ode tego momentu nie jesteśmy ze sobą.Od naszego rozstania minęły 2 misiace.On w grudniu chciał do mnie wrocic, lecz ja byłam twarda i nie chcialam.Cały grudzien sie o mnie starał, ja bylam stanowcza lecz gdy on sobie już odpuscil to ja zaczełam tesknić. Chcialam być mniej zaborcza i bardziej mu ufać.Lecz on mnie odrzucił, już nie chce ze mną być.Starałam sie o niego cały misiąc, prosiłam, przepraszałam, obiecywałam poprawę....Lecz on twardo NIE!Ciężko mi, bo to mój pierwszy facet, pierwsza miłość i pierwsze rostanie.Nie dałam mu w grudniu szansy bo jego droga do naprawy byla dziwna.Chcial do mnie przyjezdzac w piątki a w soboty na imprezy jezdził.Nie pozwoliłam na to sobie.Nie tędy droga.Teraz żałuję, straciłam faceta, którego kocham całym sercem.Naprawde mocno sie staralam zeby go odzyskać, ale on powiedział, ze nie pasujemy do siebie, że ja zasluguje na kogoś lepszego...Jeszcze 2 tygodnie temu prosilam i błagałam...Ale w koncu postanowiłam sie pogodzic z tym rozstaniem, przestalam się poniżać i prosić.Teraz on zacząl pisac do mnie raz na tydzien, że tęskni że kocha..ale że nie bedziemy razem bo tak bedzie lepiej dla mnie..On wie, że się pogodzilam.Teraz chce o nim zapomnieć, ułożyc sobie życie na nowo, kieruję sie rozumem a nie sercem.Poprosiłam go o urwanie konatktu bo tylko w ten sposób będę potrafiła zapmnieć i mysleć o przyszłości.Zgdził się.Lecz znów do mnie pisze raz na tydzien ze mu sie sniłam, ze nigdy nie spotkał tak wartościowej kobiety jak ja...Ja oczywiscie za kazdym razem wymiekam i robie sobie nadzieję...wiięc go pytam to może sprobujmy od nowa a on za kazdym razem mówi, że nie bo nie chce mi zniszczyc życia, że przed nim jeszcze wiele problemów, byc moze pojdzie do wiezienia i nie chce żebym musiala to razem z nim przezywac, ze chce mi tego zaoczszedzic.Mówiłam mu, ze chcę z nim byc i przetrwam to wszystko razem z nim, ale on twardo ze NIE.Już dwa miesiące nie jesteśmy razem, zaczął się luty, nie mielismy kontaktu już tydzień, juz czułam sie lepiej, pogodzilam sie ze koniec jest koncem.tesknilam jak cholera, plakalam, nie jadlam, nie spalam ale nie pisalam do niego bo wiem ze to najlepszy spopsob na zapomnienie.Ale on znów dzis napisał "co słychac", czy kogos poznalam, czy chodze na dyskoteki itp ze nadal mnie kocha, że mu ciężko beze mnie, ze myśli o mnie kazdego dnia, ze tęskni za mną coraz mocniej, ze nigdy nie sptkal tak madrej i ładnej zarazem.Ja oczywiście sobie zrobilam znów nadzieję, powiedzialam mu "skoro mnie kochasz to dlaczego ne zaczniemy od początku" a on na to "rozmawialismy juz na ten temat". I to tyle.Znów płaczę, znów, szlocham, znów ukladam sobie wszystko na nowo.Po co on do mnie pisze? Po co???przeciez on mi takimi smsami robi na 5 minut nadzieję a potem odbiera i boli 10 razy mocniej!Gdyby do mnie nie pisał to byłoby mi łatwiej z tym wszystkim sie pogodzić.Wiem, że teraz znów tydzien nie bedzie do mnie pisał, a za tydzien znow napisze...Przeciez w ten sposob nigdy o nim nie zapomne, jak on co tydzien bedzie przypominał mi o swoim istnieniu.Chcialabym urwać kontakt i ułozyć sobie zycie na nowo.Czasem trzeba zamknąc jakis etap w zyciu, aby przejśc do nowego.Z niektorymi ludzmi po prostu trzeba sie pozegnać, aby przejść do nowego etapu naszego życia.Skoro on nie chce ze mną już być to dlaczego do mnie pisze?Bo ma chwilę słabości?Powiedział mi, że nie możemy być razem, przynajmniej nie w tym okresie jego życia.Nie rozumiem jego słów.Jest mi cięzko, tęsknie, mam żal do niego że przekresłił wszystko to co nas łaczyło, że z dnia na dzien ta budowla runęła, że coś co miało być wieczne, skonczyło sie tak nagle.Serce boli, czasem czuję taki ból w piersi, że mam ochote zniknąć i nie wracać.Ale wiem, że mam bys silna, musze mieć nadzieję, że ból kiedyś minie, że zapomnę....Ale jak jak on co tydzien do mnie pisze a potem znowm milczy?Po co nam taki kontakt?Dlaczego on to robi....mi to nie pomaga a tylko bardziej dołuje.Powiedzialam mu to.wiec sie zamknąl na tydzien a dzis znow napisal.Nie rozumiem tego kompletnie.Jestem pierwszy raz w takiej sytuacji, chcialabym wiedziec jak inni sie rozstawali...czy urywali kontakt...Nic nic nic nic nie wiem.Mam pustke w głowie.kOCHAM GO JAK DIABLI i nie daję rady.Chce o nim zapomniec a on mi tego nie ułatwia.Zostawił mnie i pisze ze nadal mnie kocha?po co?Skoro zdecydawał o koncu naszego zwiazku to niech teraz pomoze mi o nim zapomniec.Niech zniknie.Tylko wtedy zaczne nowy etap w moim zyciu.Chcialabym już zacząc zyc, a nie mieć wiecznie nadzieję.Aby cos zacząc, trzeba coś skończyć, a dopóki on do mnie pisze,(mimo ze tylko jako kolega) to ja bede robic sobie nadzieję.Najgorsze jest w tym, że NIEPOTRZEBNIE.Nie umiem zmienic numeru tel bo go kocham.Drugi raz nie umiem mu powiedziec, ze chce urwac kontakt.Licze na to ze sam to zrozumie.
Trochę się rozpisałam, ale nie mam z kim o tym porozmwaiac, cały czas dusiłam to w sobie.Całe zycie tylko ja moim bliskim pomagam, doradzam i wysłuchuje.Moje przyjaciólki tylko o swoich problemach mówią a ja im pomagam choając ból w sercu.Do tej pory tylko mój były mi we wszystkim pomagał i słuchał.A teraz jestem sama jak palec, zamykam sie w pokoju i płaczę i probuje zrozumiec dlaczego wszystko co piękne ma swój kres...Jak wychodze do przyjaciól to ja musze wszystkich pocieszac, a sama przezywam w życiu trudny okres.
Czekam na dzien gdy tęsknona, ból, zal minie...
---------- 17:45 ----------
pisze że mnie kocha, teskni, docenia...ale nie chce do mnie wrócić, mimo iz zachęcałam go za każdym razem.Nie rozumiem naprawdę dlaczego on tak postępuje