hm hm hm
wyszlam wlasnie (dalej wychodze) z dosc ciezkiego i dlugiego zwiazku z chlopakiem (mezczyzna go ciezko nazwac ), ktory pochodzi z dosc popapranej, oglednie mowiac, rodziny.
w skrocie - ojciec alkoholik (podobno niepijacy podczas malzenstwa z matka), flirciarz, ogolny sukinsyn, ktory zabieral maloletniego synka na spotkania z kolejnymi podrywkami, a pozniej z hukiem opuscil rodzine - dokladnie w osme urodziny syna. Na rozprawie o alimenty z wredna duma stwierdzil, ze wlasnie zakonczyl prace i nie ma z czego placic (wczesniej byl kierownikiem duzego szpitala psychiatrycznego i zarabial krocie - nie chcial dzielic sie z byla zona i dziecmi).
Matka - od dwudziestu lat zyjaca nienawiscia do ojca, dotad nie potrafi sklecic nowego zwiazku, zamiast tego bawi sie w kontrolowanie dzieci za pomoca klamstw i dziwnych akcji. Niestabilna, potrafi przeczyc sama sobie w co drugim zdaniu - nigdy nie wiadomo, czy w rozmowie sie z nia zgadzac, czy zaprzeczyc...i tak i tak ona rozmowce zjedzie z gory na dol.
Siostra 1 - dwoje dzieci z roznymi ojcami, za tego drugiego na szczescie teraz wychodzi, codziennie tradycyjnie okolo godziny kloci sie z matka przez telefon.
Siostra 2 - w zwiazku przez ostatnie 7 lat, gosc pije, zabiera jej kase, sypia z jej kolezankami, bije ja....a ona namietnie go kocha (to jej pierwszy chlopak i pewnie nie bedzie nastepnego).
Reszta rodziny - hmm, troche mniejszych lub wiekszych alkoholikow, generalnie wszyscy sie nawzajem nie za bardzo lubia i podgryzaja...ale w koncu 'to jest rodzina' i nalezy sie kochac nawzajem oraz widywac przy rodzinnych okazjach.
i w tym wszystkim Andy...na poczatku wydawal sie mily, powiedzial mi duzo na temat tego co sie dzieje, reszta sama wyszla jakos przy okazji...mowil o tym, jak bardzo nie chce byc taki jak oni, jak bardzo nienawidzi swojego ojca i swojej matki za te wszystkie manipulacje, jak bardzo chcialby miec normalna, kochajaca sie rodzine, jak wspaniale bedzie nam razem etc etc.
Pozniej okazalo sie, jak bardzo mna manipulowal, jak bardzo kontrolowal (doszlo do tego,ze nie mogalm popatrzyc na innego mezczyzne w jego obecnosci, bo 'on mnie chce tylko zerznac' a jak ja sie patrze, to prowokuje), jak bardzo przypomina mi teraz, w okolicach konca zwiazku, to o czym z taka niechecia i nienawiscia opowiadal mi o swoim ojcu.
I teraz mam pytanie - jak bardzo, na ile jest mozliwe, ze ktos pochodzacy z takiej rodziny moze sie zmienic? Na ile mozemy zaufac, ze ktos naprawde chce sie wyrwac z takiego srodowiska i prowadzic swoje zycie w inny sposob? Na ile jest mozliwe nie odgrywanie rol wyniesionych z dziecinstwa?
wiem, ze zahaczam o problem DDA, DDD i kwestionuje byc moze cala idee zmiany i normalnego zycia dla tych wlasnie osob...ale mam nadzieje na pozytywne odpowiedzi....
pozdrawiam wszystkich Was kochani
Abss.