dziecinstwo/rodzina a zwiazek

Problemy z partnerami.

dziecinstwo/rodzina a zwiazek

Postprzez Abssinth » 18 sty 2008, o 14:25

hm hm hm
wyszlam wlasnie (dalej wychodze) z dosc ciezkiego i dlugiego zwiazku z chlopakiem (mezczyzna go ciezko nazwac :( ), ktory pochodzi z dosc popapranej, oglednie mowiac, rodziny.

w skrocie - ojciec alkoholik (podobno niepijacy podczas malzenstwa z matka), flirciarz, ogolny sukinsyn, ktory zabieral maloletniego synka na spotkania z kolejnymi podrywkami, a pozniej z hukiem opuscil rodzine - dokladnie w osme urodziny syna. Na rozprawie o alimenty z wredna duma stwierdzil, ze wlasnie zakonczyl prace i nie ma z czego placic (wczesniej byl kierownikiem duzego szpitala psychiatrycznego i zarabial krocie - nie chcial dzielic sie z byla zona i dziecmi).
Matka - od dwudziestu lat zyjaca nienawiscia do ojca, dotad nie potrafi sklecic nowego zwiazku, zamiast tego bawi sie w kontrolowanie dzieci za pomoca klamstw i dziwnych akcji. Niestabilna, potrafi przeczyc sama sobie w co drugim zdaniu - nigdy nie wiadomo, czy w rozmowie sie z nia zgadzac, czy zaprzeczyc...i tak i tak ona rozmowce zjedzie z gory na dol.
Siostra 1 - dwoje dzieci z roznymi ojcami, za tego drugiego na szczescie teraz wychodzi, codziennie tradycyjnie okolo godziny kloci sie z matka przez telefon.
Siostra 2 - w zwiazku przez ostatnie 7 lat, gosc pije, zabiera jej kase, sypia z jej kolezankami, bije ja....a ona namietnie go kocha (to jej pierwszy chlopak i pewnie nie bedzie nastepnego).
Reszta rodziny - hmm, troche mniejszych lub wiekszych alkoholikow, generalnie wszyscy sie nawzajem nie za bardzo lubia i podgryzaja...ale w koncu 'to jest rodzina' i nalezy sie kochac nawzajem oraz widywac przy rodzinnych okazjach.

i w tym wszystkim Andy...na poczatku wydawal sie mily, powiedzial mi duzo na temat tego co sie dzieje, reszta sama wyszla jakos przy okazji...mowil o tym, jak bardzo nie chce byc taki jak oni, jak bardzo nienawidzi swojego ojca i swojej matki za te wszystkie manipulacje, jak bardzo chcialby miec normalna, kochajaca sie rodzine, jak wspaniale bedzie nam razem etc etc.

Pozniej okazalo sie, jak bardzo mna manipulowal, jak bardzo kontrolowal (doszlo do tego,ze nie mogalm popatrzyc na innego mezczyzne w jego obecnosci, bo 'on mnie chce tylko zerznac' a jak ja sie patrze, to prowokuje), jak bardzo przypomina mi teraz, w okolicach konca zwiazku, to o czym z taka niechecia i nienawiscia opowiadal mi o swoim ojcu.

I teraz mam pytanie - jak bardzo, na ile jest mozliwe, ze ktos pochodzacy z takiej rodziny moze sie zmienic? Na ile mozemy zaufac, ze ktos naprawde chce sie wyrwac z takiego srodowiska i prowadzic swoje zycie w inny sposob? Na ile jest mozliwe nie odgrywanie rol wyniesionych z dziecinstwa?

wiem, ze zahaczam o problem DDA, DDD i kwestionuje byc moze cala idee zmiany i normalnego zycia dla tych wlasnie osob...ale mam nadzieje na pozytywne odpowiedzi....

pozdrawiam wszystkich Was kochani :)
Abss.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Megie » 18 sty 2008, o 15:17

Hei Abssinth

Coz napewno tacy ludzie nie maja latwo zeby sie zmienic, ale jezeli sami tego chca to powiem ze nawet na 100% jest to mozliwe- ale tu wiadomo potrzebna jest przebudowa od srodka.
I chyba im czlowiek mlodszy tym latwiej z ta przebudowa- ale sam musi tego chciec- to jest warunek podstawowy i koniczny.

Sama jestem DDA- i jak sie patrze na swoj pierwszy zwiazek to widze jak moje wychowanie przez Ojca alkoholika wiele razy dawalo o sobie znac- wlasnie w postaci zazdrosci i zaborczosci.

Mi sie udalo -( w drugim i obecnym zwiazku nie mam takich problemow) a jak rozmawialam o tym z moim kociakiem to sie zdziwil, ze ja - zaborcza i zazdrosna? Nigdy by tak o mnie nie pomyslal- a jednak taka bylam

wiec wiem ze jest to mozliwe- ale zalezy to od indywidualnego przypadku.

Duzo dobrego!
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez mariusz25 » 18 sty 2008, o 23:21

hehe, udawal biednego, jaki to on dobry
a wyszlo co wyszlo?
long way pewnie, jak sam chce to sie uda, jak ty to nie
przykro mi, wiem ze chcialas go zmienic, pokazac normalny domek, pelen milosci, razem wszystkiego robienia ...wiem
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez kaśku » 19 sty 2008, o 00:29

---------- 23:25 18.01.2008 ----------

oj jest mozliwa zmiana, tylkoze ta osoba musi sama to zrozumiec i sama chciec sie zminic, nio a puzniej zalezy od zaangazowania zmieniajacego sie ..., ja jestem DDD, wiele zachowan przenosilam i przenosze, a teraz zminiam to i jest oki, ciezka przeprawa, ale warto sie pomeczyc ... :wink:

---------- 23:29 ----------

a powiedzcie mi , jak sie jest z taka osoba nio i sie okazuje, ze ta osoba musi sie zminic, to uczestniczyc w tym, tzn byc z ta osoba w zwiazku, czy raczej sie rozstac i niech ta osoba jakos ksztaltuje i zminia swoje zachowania?? bo juz dochodzi do szantarzu emocjonalnego, strasznej zaborczosci i i jeszcze wiekszej zazdrosci ...??
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez echo » 19 sty 2008, o 00:56

szczerze mówiąc współczuję i Tobie Absi i jemu.
Takie akcje z dzieciństwa pozostawiają ślad na psychice. Dlatego boję się o los przyszłego pokolenia. Ja teraz jestem zmuszona walczyć z kultem Dody u mojej 10-latki. Jakoś logiczne argumenty do niej nie trafiają, przegrywam z wpływem otoczenia. Fajnie, nie ? ;(

no ale każdemu jego popapranie, chyba sobie czesiulka obejrzę, to takie grzeczne dziecko ;).
Żebym chociaż musiała z kultem Włatców móch walczyć ,a tu taki badziew. Sorki Absi za manowce ;).
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Pytajaca » 19 sty 2008, o 02:32

Abss, doskonale znasz moje zdanie na ten temat. Jestem za zmianami, ale one sa mozliwe tylko wtedy, gdy "poszkodowany" tego chce. Czasem tego chcenia nie ma, z lenistwa sie zapomina o zmianach lub doping zainteresowanego jest za maly. Nic nie zrobisz. Moim zdaniem zmiana jest mozliwa tylko pod wplywem glebokiego emocjonalnego kryzysu w zyciu zainteresowanego,a Twoje wsparcie, tlumaczenia i jego"terapie na sucho" nic nie daja. Trzeba,aby on podszedl do spawy proaktywnie, w okresach swego zalamania otrzymal dojrzale wsparcie, ale nie ciagla pomoc! No i na koniec - by wierzyl, ze to jest jego dobra droga do siebie samego.Jak mu to wytlumaczyc? Abss, nie da sie. On musi sam. Tak zawsze mow Ewka i ma swieta racje! (Pozdrawiam!)

Ludzie zmieniaja sie tylko w czesci, zawsze nasze dziecinstwo bedzie na nas rzutowalo. Nie lepiej znalezc kogos z kochajacej sie rodziny, Abss?...

I proponuje,bys zamiescila ten post na forum DDA, tam otrzymasz wiecej rzeczowych odpowiedzi...
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez bunia » 19 sty 2008, o 11:02

Moze bedzie chcial cos zmienic kiedy mu nie wypali kilka zwiazkow - trudno wyjsc z dziedzictwa socjalnego kiedy sie nie ma i nie zna innych wzorcow,to nie jego wina ale to on placi cene....im wczesniej to zrozumie tym wieksza szansa,ze zacznie nad tym pracowac ale obys Ty rowniez nie byla tego ofiara.
Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez agik » 19 sty 2008, o 12:02

---------- 10:47 19.01.2008 ----------

W dysfunkcyjnej rodzinie nauka relacji międzyludzkich wychodzi trochę krzywo. To nic odkrywczego.
Natomiast czy da się zbudować taki związek? Da się.
O ile strona "kłopotliwa" ma świadomość, ze jest z nią coś nie tak i o ile ma wolę, by to zmienić.
Konieczna jest równiez swiadomośc i wola ( udzielenia pomocy, wsparcie) drugiej strony.
Konieczna jest równiez wola "odpuszczenia" niektórych rzeczy.

---------- 10:57 ----------

( sorry, ze tak pisze po kawałku, ale mnie wywala z neta, co chwila i inaczej całkiem znikają mi wpisy)

Nie będe tu opisywać dzieciństwa mojego M. bo to długa i smutna bardzo historia.
Powiem tylko, ze miał on OKRUTNĄ matke. I pod słowem okruna- możecie sobie dopisać dręczenie fizyczne i psychiczne, reakcję jago organizmu na to
( jakies takie zapaści mózgowe- zreszta długi temat)
W dorosłym życiu dopadają go czasem demony, wyraża się to w totalnym lęku przed utratą, niskim poczuciu własnej wartości, napadami bezzasadnej zazdrości.
Tyle, ze on ukształtował już potem sam siebie- w opozycji do tego czego nauczyła" go matka.

---------- 10:59 ----------

Kiedyś mi mówił, że jako malutki szkrab tłumaczył to sobie tak- moja matka jest tak naprawdę ok, ale TA MNIE JEJ ZABRAŁA I TERAZ UDAJE, ZE JEST MOJĄ MATKĄ.

---------- 11:02 ----------

Ta niezgoda na nauki matki wyraża sie w tym, ze jest bardzo opiekuńczy, jest morzem czułości, nie stosuje przemocy ( nie tylko w stosunku do mnie, wiem, ze w poprzednim związku, w ktorym ma dzici- było tak samo. Dzieci mi mówiły, że tata nigdy nie podniósł na nie reki, nawet w postaci klapsa)
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 19 sty 2008, o 12:09

Agik - masz ogromne szczescie, bo spotkalas czlowieka SWIADOMEGO swego dziedzictwa i juz jako dziecko probujacego sie bronic przed okrucienstwem matki. Wiekszosc jednak takich dzieci nie daje rady i mimo tego, ze moze rodzice nie sa tak okrutni jak mama Twego partnera, gubia sie, relatywizuja i wypieraja emocje. W zyciu doroslym trudniej do takich osob dotrzec. Pierwsze, co musi sie wydarzyc, to uswiadomienie przez taka osobe, ze jest i byl ofiara swego dziecinstwa. Wierz mi, nie jest to takie hop-siup, i nie wiem, jakby sie partner nie staral - te uswiadomienie wciaz lezy po stronie pokrzywdzonego, to jego sprawa. Jesli sobie nie uswiadomi, a jesli uswiadomi i nie zrobi z tego najpilniejszej sprawy i najwazniejszego celu na tym etapie zycia - zmiana nie nastapi, a zwiazek nie przetrwa.
Ostatnio edytowano 19 sty 2008, o 12:11 przez Pytajaca, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 19 sty 2008, o 12:13

---------- 11:11 19.01.2008 ----------

Co do stwierdzenia Pytającej, ze lepiej poszukać sobie partnera z "normalnego" domu...
Jak chcesz to zrobić?
Jak chcesz poszukać kogoś, kto nie miał jakichś kłopotów w domu? Okrutnej matki, nadopiekuńczej, zaborczej, z jakimiś problemami, lub ojca- tyrana... Już nie mowiąc o alkoholu...
Poza tym taka technika doboru- wydaje mi się trochę ...mechaniczna (?)
I troche nie fair- w ogóle wobec człowieka, nie tylko potencjalnego parnera.

Mnie się wydaje, ze jeśli się chce, jesli obie strony chcą- to da się.
Nie ma co odrzucać kogoś, tylko dlatego, zemiał w dzieciństwie "przesrane , jak pies- Cywil" ( powiedzenie mojego M>)
Lepiej wziąć sie do roboty...

---------- 11:13 ----------

ooo, już mi odpisałaś Pytająca.

teraz ok :D rozumiem
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 19 sty 2008, o 12:17

---------- 11:13 19.01.2008 ----------

Widze Agik, ze nie wierzysz, ze sa ludzie z kochajacych sie rodzin...Skad masz takie zle doswiadczenia?

Nie napisalam "normalnego", tylko kochajacego. Jak dla mnie to powinna byc norma - choc jak wszyscy wiemy, nie jest. Co oznacza dla Ciebie - "normalny"??

Ja sadze, ze kazdy jest kowalem wlasnego losu. Jesli cos sie wydarzy, trzeba kuc. Wiekszosc ludzi nie kuje - i w tym jest pies pogrzebany.


---------- 11:17 ----------

Odpowiedzialam dopiero teraz :D

Agik, wybacz, ale dalej chyba sie nie rozumiemy, bo Ty mowisz o patologiach - czy uwazasz ze 100% osob w takich rodzinach wyrastalo? A nawet jesli sie spotka partnera z patologicznego domu - to niestety beda "rzeczy" do przerobienia itylko od takiego partnera zalezy - czy bedzie chcial uczestniczyc w pracy nad soba czy nie. Ty nic nie mozesz zrobic - tylko wspierac. Wszystkie ine formy "pomocy" kraza w okolicach "kochania za bardzo" i wskazuja, ze to nie partner, ale my mamy problem.

Cos sie dziwnie przplataja te wpisy :) Teraz dopiero zauwazylam, ze rozumiesz :)

Pozdrawiam!
Ostatnio edytowano 19 sty 2008, o 12:20 przez Pytajaca, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 19 sty 2008, o 12:23

---------- 11:19 19.01.2008 ----------

no tak "normalny" dałam cudzysłów, bo miałam na myśli "kochający się"

Tylko zaraz wpadniemy w "idem per idem"- matka mojego twierdzi, ze robiła to z miłości- dlatego, ze ponad wszystko kochała go i chciała wychować na dobrego człowieka. Dlatego np- po tym , jak pobiła go do krwi mowiła mu- masz szczescie synku, że nie zyjemy w czasach biblijnych, bo wtedy musielibyśmy cie wyprowadzić na pustynie i ukamienować, a kruki i wrony wydziubywałyby ci oczy" :cry:

---------- 11:23 ----------

Wcale nie patologia- mało tko traktuje rodzicielstwo, tak, jak Marynia- jako misję, jak pasję.
Ludzie wychowują swoje dzieci tak jak potrafią najlepiej- tylko, ze to jest chyba najtrudniejsze zadanie dla człowieka.
Tak łatwo o błąd, nawet w dobrej wierze.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 19 sty 2008, o 12:30

W takich wypadkach odwolujmy sie do przykladow z zycia - moze znasz taka rodzine osobiscie? Moze sama jestes z takiej rodziny? Co mowia na ten temat autorytety? Wszystko oparte na faktach, a nie bajki z ksiazek i filmow.

Gdy matka krzywdzila dziecko mowi sie, ze "na swoj sposob kochala". Jak dla mnie jest to relatywizowanie przez dorosle osoby. I usankcjonowanie w ramach tkich slow zla, ktore sie pozniej nazywa "miloscia". Chcialabys zaznac takiej "milosci"? Ja nie.

Najgorsze jest, ze przez bliskosc i pewne dobre gesty rodzicow trudno dzieciom zrozumiec, ze rodzice ich nie kochaja. Przeciez daja jesc i czasem poglaszcza po glowie. Jak w filmie "Pregi". Mowimy, ze przeciez kochaja, tylko nie potrafia tego wyrazic, bo nikt nie jet idealny. Oczywiscie.Tylko ze gdzies nalezy postawic granice miedzy tym, co krzywi i wypacza zycie dziecka - miedzy tym, co spowoduje, ze sam zacznie krzywdzic (czyli patologia) a tym, co w miarach zdrowej rodziny jest jeszcze dopuszczalne (czasami klotnia, czasami pokazanie zlej emocji, ale bez krzywdzenia kogos). Kto ma wyznaczyc te granice? Oczywiscie rodzice! Ale jak maja to zrobic, jak sami nie potrafia, bo mysla, ze krzywda to "norma".

Moim zdanie wmawianie sobie, ze matka mnie kochala, choc krzywdzila jest forma relatywizowania i wybielania bohatera. Niestety, trudno zmierzyc sie z faktem, ze wiekszosc naszych rodzicow po prostu nie potrafi kochac. Wiekszosc ludzi nie potrafi okazac, ze kocha, czasem jes tto dla nich "wtydliwe", choc jest to najwazniejsza i pierwsza rzecz na ziemi, za ktora tesknimy. Co sie z nami porobilo????

Moze dobrze by bylo wyobrazic sobie cechy milosci na nastepujacym przykladzie - wlasnie urodzonego dziecka. Czego ono wtedy pragnie?

Czulosci, opieki, jedzenia, troski, braku agresji. Ochrony. Postawa pasywna. Aktywna powinna mu te rzeczy gwarantowac. Wszystko, co nie gwarantuje miloscia nie jest. I przestanmy sie w koncu oszukiwac, ze jest inaczej.Milosc to nie "motylki" i podniecenie.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 19 sty 2008, o 12:45

Ok, to zostańmy przy przykadzie mojego M.
Patrząc na to od strony jego matki- jej aktywna postawa tak sie własnie wyrażała. Robiła to w oparciu o autorytet ( biblia- już nie pamietam dokładnie, ale coś mi tam mówiła o..."rece karnosci ojca")
:shock:
:shock:
:shock:
Aha- i żeby nie było... ja jej nie tłumacze. Przytaczam tylko, to, co mi powiedziała. Ja jej nienawidze :oops:
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 19 sty 2008, o 13:11

Agik, i tu sie z toba pozwole nie zgodzic. Akapit wyzej napisalas, ze pobila go do krwi. To gdzie ta postawa sie wyrazala przez milosc???

Nienawisc niesie za soba silne emocje...Nie lepiej jej po prostu wybaczyc i spojrzec jak na niedorosla emocjonalnie osobe, ktora rowniez kiedys byla ofiara "milosci" rodzicielskiej? Tak byloby Ci latwiej ja zrozumiec...Ale nie zapomniec.

Widziskz, napisalam wyzej o relatywizowaniu. Ty piszesz, ze matka dala mu milosc, wpajala dobre idealy, bo byla z rodziny o silnych wartosciach regijnych czy innych. Jak dla mnie to jest zaden autorytet, tylko sankcjonowanie zla pod przykrywka wartosci wyzszych.

Mowilam o rodzinach, gdzie moze konstrukcje sa "dziwne", ale ta milosc czuc, widac i poznac...po czynach!!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 36 gości

cron