jak się zachować przy rozwodzie dobrych znajomych?

Problemy z partnerami.

jak się zachować przy rozwodzie dobrych znajomych?

Postprzez echo » 11 sty 2008, o 13:19

dziewczyny mam zgryz. Moi dobrzy znajomi jak to ostatnio często bywa rozstają się. Jakaś zaraza z tymi zdradami. Co krok to kwas.
To mój kolega ze studiów i żona, którą bardzo polubiłam. Po 9 latach małżeństwa jemu niestety chyba odbiło i poznał jakąś pannę w pracy, po czym romans rozkwitł, żona się dowiedziała, wybuchła wielka awantura, no i teraz rozwód.
On najpierw był w szoku, bo nie chciał tego rozwodu, ale teraz chyba zrezygnował i jest mu na rękę. Mają dwoje dzieci ,a ta nowa pannica też ma dziecko. Bardzo mi żal żony mojego kumpla, ale co mam zrobić z nim? Ja sie zachować? Kiedyś bardzo go lubiłam i ceniłam, teraz unikam kontaktu, choć dzwonił do mnie (może poradzić się, czy wyżalić nie wiem, nie odebrałam tego telefonu).
Kurczę nie mogę go zrozumieć, wszystko było Ok ,a jemu tak nagle odbiło. Ja sama jestem zdradzoną żoną i nóż mi się w kieszeni otwiera, naprawdę mam wielką ochotę wyrzucić mu to co o nim myślę prosto w twarz i zerwać kontakt. Z drugiej strony żal mi tych wspomnień, taki był sensowny gość, może jeszcze kiedyś otrzeźwieje. Nie wiem co robić gdy go spotkam przypadkiem /(a to się często zdradza, bo mieszkamy blisko siebie)
co robić ? wtrącać się i umoralniać faceta (co oczywiście najchętniej bym zrobiła ) czy raczej dać spokój, czas i poczekac na rozwój sytuacji.

co zrobiłybyście na moim miejscu?
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Applee » 11 sty 2008, o 13:29

Hmm.. z pewnoscia nie jestem dobrym dorradca w takich sprawach, ale ja postapilabym tak jak by mi serduszko podpowiadalo. W tym momencie najlatwiej jest sie nie wtraca w czyjes sprawy, ale jesli to Twoj kumpel to mnie osobiscie sie wydaje,ze moglabys wyrazic swoje zdanie na ten temat. Nie chodzi mi o gadanie w stylu :" nie powienienes..itd" ale o TWOJE zdanie. Moze warto zapytac o przyczyny dla ktorych zdradzal?
Nic nie obliguje Cie do wtracania sie w czyjes sprawy, ale jesli to dobry przyjaciel to moze warto.
Byc moze on cos zrozumie...(czy to nie naiwne?)
POzdrawiam :slonko:
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez mahika » 11 sty 2008, o 13:30

Skoro jestescie dobrymi przyjaciółmi to chyba masz prawo powiedzieć mu co myślisz o tym, przedstaw mu swoja sytauacje, moze nie zdakje sobie sprawy co czuje jego żona, albo jakaś wskazówka jak ma z żoną teraz postepować.
Niekoniecznie trzeba sie unosić, z tego co widzę jesteś opanowana i nie podchodzisz do problemów emocjonalnie wiec myślę że rozmowa z nim to nie będzie wielka wrzuta. Poprostu powiedz mu co myslisz, czemu masz go unikać. W dodatku masz cholerna ochote na to. Może w kolejnym zwiazku nie zachowa sie tak i nie zdradzi???

Ha ha ha :D
Co ja wygaduje

Zdradzacz zawsze będzie zdradzał. Pytasz co mu sie stało. Skurwił sie i tyle. Bo miał chęć i nie miał hamulców. Co za skurwiałe typy na tym świecie.....
Sama nie wiem co to za plaga.....
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Megie » 11 sty 2008, o 13:32

bylam naocznym swiadkiem podobnej sytuacji.
Moja siostra i szwagier oraz ich dwojka dobrych przyjaciol.
Duzo czasu spedzali razem dopoki tamtych malzenstwo nie zaczelo sie sypac. Na poczatku chciali im pomoc, ale sie nie dalo.
Jedno przychodzilo i gadalo na drugiego i na odwrot. Siostra ze szwagrem czuli sie jak worek treningowy, do tego sie totalnie pogubili i nie wiedzieli gdzie lezy prawda.
W koncu postawili sprawe jasno- nie chca sie w to wtracac, moga utrzymywac kontakty ale zero rozumow na temat rozpadu ich malzenstwa..
Niestety nie ma juz tej przyjazni ktora byla kiedys :(

na Twoim miejscu byla bym z kumplem szczera, jakby mnie zapytal co o tym mysle.. Ale tak naprawde to nie nam oceniac ich malzenstwo, moze obydwoje sie jakos przyczynili do tego, a moze nie,, to wszytsko jest bardzo trudne..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez mahika » 11 sty 2008, o 13:38

Byc moze on cos zrozumie...(czy to nie naiwne?)




Może w kolejnym zwiazku nie zachowa sie tak i nie zdradzi???


:) chyba jesteśmy jednak naiwne, albo wielkie optymistki, albo juz sama nie wiem :)
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Applee » 11 sty 2008, o 13:43

mahika napisał(a)::) chyba jesteśmy jednak naiwne, albo wielkie optymistki, albo juz sama nie wiem :)



............
Mezczyzni powinni nas na rekach nosic albo za ta naiwnosc albo za ten optymizm :lol:
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez virginka » 11 sty 2008, o 13:44

Wiesz kiedy dwoje ludzi postanawia zakonczyc swoj zwiazek nam jako obserwatorom z boku trudno jest zajac stanowisko....Zdrada jest w moim przekonaniu czyms obrzydliwym i nie ma na nia usprawiedliwienia...ale czasem bywaja rozne okolicznosci bo jestesmy tylko ludzmi...mowie to na podstawie wysluchiwanych przeze mnie historii...a troche tego bylo...Czasem ludzie latami sa ze soba chociaz tak naprawde juz wczesniej cos sie wypalilo...Poczatkowo wielka milosc powoli przeradza sie w przyzwyczajenie...wspolne mieszkanie ...rodzine...lub tez ludzie sie kochaja ale brak tej milosci formy przekazu...a to zabija...Bardzo czesto ludzie nie zauwazaja tego bo nie chca widziec ...byc moze z wygody...byc moze ze strachu...juz nie czekaja z biciem serca na powrot tej drugiej osoby ...juz potrafia zyc bez jej bliskosci...ale nie bez niej samej... Tak malymi krokami milosc przemienia sie w monotonie...My kobietki jestesmy inne...Mezczyzni to samce...W koncu miedzy dwojgiem ludzi zaczyna sie tworzyc mur...kazdego dnia wiekszy...Az najczesniej nadchodzi dzien taki jak u Twojego kolegii pojawia sie kobieta...Potrafi z nia rozmawiac...pojawia sie fascynacja...wszystko co nowe i nie znane fascynuje...Czuje sie przy niej wspaniale...pojawia sie zrozumienie...nio i chemia...laduja w lozku...a pozniej...brnie w to coraz glebiej...Obrzydliwe ale prawdziwe...Faceci to egoisci...Osobiscie uwazam ze powinnas mu uswiadomic jak wiele moze stracic nie wiedzac co przyniesie mu przyszlosc...Ma kochajaca zone dzieci...stabilizacje...powinnas porozmawiac z nim czy naprawde warto...Tak na spokojnie...Pomoc mu sciagnac te pozornie rozowe okulary...i realnie spojrzec na zycie...na malutkie stopki...kochane raczki...rozesmiane twarzyczki wypowiadajace slodkie kocham Cie tatusiu...Mysle ze to powinno przemowic mu do rozsadku...Nio ale jak dam upost swoim emocjom to mysle sobie ze powinien dostac takiego kopniaka od zycia w d...i na koniec zostac sam ze swoim cierpieniem...moze to by nauczylo go pokory...Pozdrawiam... :wink: A ta na marginesie trudny temat :cry:
virginka
 
Posty: 42
Dołączył(a): 8 sty 2008, o 14:22

Postprzez Megie » 11 sty 2008, o 13:50

Mezczyzni powinni nas na rekach nosic albo za ta naiwnosc albo za ten optymizm


ano powinni..
moze trzeba obserwowac, czy Nas nadal nosza i jak tylko cos im sie odechciewa, to kobieta chyba powinna pomyslec dlaczego? i cos z tym zrobic..
Facet nawet takich rzeczy nie widzi, czasami jak sie patrze to wydaje mi sie ze Oni nie mysla- i mozna nimi sterowac- rozkochiwac w sobie kazdego dnia. To calkiem przyjemne tylko ciekawe czy sie tak da na dluzsza mete :)
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez ewka » 11 sty 2008, o 13:52

Świństwo jest świństwem... bez względu na to, kto je zrobił - kumpel fajniejszy czy mniej fajny. I wydaje mi się, że gdybym nie potrafiła zachować wobec każdego z nich dystansu bez opowiadania się po jakiejkolwiek stronie, to zrezygnowałabym w ogóle z kontaktów.

Tak normalnie to wydaje mi się, że z zachowaniem dystansu i obiektywizmu mogłabym być i jego i jej kumpelą, ale osobno... choć wiem, że to niełatwe.


:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez mahika » 11 sty 2008, o 13:57

Taaaa, na rękach to moze sobie i noszą te swoje dupy za naszymi plecami.... robią romantyczne wypady, ogniska w środku zimy, pisza romantyczne maile, smski, dla nas ochłapy....
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez bunia » 11 sty 2008, o 15:00

To wszystko prawda ale wyglada na to,ze tylko my kobiety mamy stac na strazy zwiazku,pielegnowac i odpowiedzialnosc spada na nas....a jesli kobieta zaniedba,przeoczy?....no to swietnie,facet znajdzie pocieszenie w ramionach nowej laski a kobieta z calym balasem i poczuciem winy placze i pisze na rozne fora....ehh nie zgadzam sie....jesli rodzina to nie ucieczka i ogladanie sie na drugiego partnera,ze to on za nas rozwiaze wspolne klopoty.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez echo » 11 sty 2008, o 16:48

no właśnie, że ja mam wielki problem z powstrzymaniem emocji w takiej sprawie. Sama ją znam od podszewki (tzn. zdradę) więc wiem jak może zaboleć. Poza tym najbardziej żal mi dzieci. boję się, że gdy zacznę z nim rozmawiać wybuchnę i wcale jemu/im nie pomogę, a on jeszcze bardziej się zbuntuje i o pogodzeniu w ogóle nie będzie mowy.
Naprawdę mam straszną ochotę mu wygarnąć (też jestem naiwna) i zerwać kontakt. Za to pomóc jej. Tylko tak mi szkoda, że tak skrewił, kiedyś pomógł nam w trudnej sytuacji, można było na niego liczyć, a tu bach i zupełnie inny człowiek.

Tylko myślę sobie tak: czy gdyby mi tak odwaliło - czy wtedy chciałabym żeby ktoś mnie krytykował w dobrej wierze, czy brnęłabym w egoizm ciesząc się "nową wielką miłością"?
Naprawdę pogubiłam się w tym wszystkim, choć na ogół doceniam czarno-białe sytuacje i rozwiązania. To wydaje mi się jakies "zdrowsze", ale gdy problem robi się zbyt bliski jakoś ta czarno-białość wysiada. Może to źle.
szlag by to ;(
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Filemon » 11 sty 2008, o 20:57

Gdyby to był mój dobry kolega (ten rozwodzący się) to wyszedłbym z założenia, że tak naprawdę to nie wiem co się między nim a jego żoną zadziało, ale ponieważ mnie to nurtuje i przeszkadza mi w kontakcie z nim, no to bym mu powiedział, że chcę o tym z nim pogadać, bo to dla mnie ważne i martwi mnie jego sytuacja... Powiedziałbym też, że chciałbym wiedzieć jak się właściwie sprawy mają, bo utrzymuję przecież kontakt również z jego żoną. Zaznaczyłbym również, że i z nią o tym być może pogadam, bo i z nią czuję się zaprzyjaźniony.

Chciałbym wiedzieć dlaczego on się rozwodzi, czy ma poczucie, że ktoś komuś zrobił krzywdę a jeśli tak, to co zamierza z tym zrobić itd. itp. Po prostu chciałbym się dokładniej zorientować w sytuacji i w jego motywach... i gdybym po jego opowieści doszedł do wniosku, że on się jednak ześwinił, to... powiedziałbym mu, że tak to oceniam i powiedziałbym, że przeszkadza mi to w naszym dalszym kontakcie, bo czyny świadczą jednak o człowieku... Gdyby wówczas nie zachował się wobec mnie wrogo czy agresywnie, to ja nie zerwałbym całkowicie kontaktu, tylko patrzyłbym z pewnego dystansu na to jak się sprawy dalej rozwijają i zagadywałbym go czasami o to (oferując również w miarę potrzeby i możliwości swoje wsparcie), by się zorientować, czy mój kumpel jakoś powraca do pionu, czy też raczej się stacza... Gdybym doszedł do wniosku, że się stacza, to przestałbym ostatecznie utrzymywać z nim kontakt lub też całkiem możliwe, że w takiej sytuacji nasza znajomość sama "rozeszłaby się po kościach" i w ostatecznym rachunku niewiele by z niej zostało...

W gruncie rzeczy zatem, dla mnie osobiście nie byłaby to chyba szczególnie trudna sytuacja... Oczywiście gdyby kumpel w ogóle nie chciał ze mną o tym wszystkim gadać, to już w tym momencie uważałbym że coś jest między nami nie tak i od razu przyjąłbym dystans, ale bez palenia mostów - bez morałów czy wymówek, bo przecież jak to mówią "pod ich materacem nie leżałem" ;-) i tak naprawdę nie wiem co i kto komu zrobił, dlaczego to zrobił i kto bardziej w tym wszystkim zawinił a kto mniej, itp... - nie mam zatem podstaw do oceniania i wyrokowania o tych sprawach.
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez virginka » 12 sty 2008, o 06:12

Filemon...popieram Cie... :wink:
virginka
 
Posty: 42
Dołączył(a): 8 sty 2008, o 14:22

Postprzez echo » 13 sty 2008, o 02:51

problem jest taki, że ja na pewno nie dam rady tak spokojnie przeprowadzić takiej rozmowy. Na pewno mnie poniesie, albo się nawet popłaczę. Ja nie mogę być obiektywna , bo sama byłam zdradzona i to jest w jakiś sposób także "mój wróg". Tylko sobie myślę, czy takie twarde stanowisko nie byłoby dla niego jakimś bodźcem. Bo wkurza mnie ta tolerancja dla zdrajców. Zawsze sobie znajdą jakąś wymówkę, a niewinne osoby , a przede wszystkim dzieci potem płaczą.

na razie unikam jak ognia i mam wrażenie, że tchórzę. Ale chyba na razie tak będzie najlepiej ,a na pewno "najwygodniej" dla mnie ;( . Szlag by to .
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 255 gości