Nie mogę się odnaleźć

Problemy z partnerami.

Nie mogę się odnaleźć

Postprzez Księżycowa » 17 gru 2007, o 23:31

Witam wszystkich! Nie wiem co się ostatnio dzieje. Nie mam czasu na nic, nawet, żeby zajrzeć na forum :( . Do tego teraz w moim związku pojawił się jakiś kryzys. Tzn. teraz jak na razie odczuwam to tylko ja (mam nadzieje). Wolałabym, żeby tak zostało, jeżeli tak jest. Nie wiem co jest prawdziwe a co nie. Zostałam dwukrotnie tak skrzywdzona, że nie chce mi się wierzyć, że i tym razem tak nie będzie. Nie mogę sobie z tym poradzić a nie chcę zepsuć tego związku. Nie mogę poradzić sobie z tym lękiem. W momencie, kiedy takie myśli mnie nachodzą nie potrafię z chłopakiem normalnie rozmawiać. Zamykam się w sobie i popadam w panikę, odpowiadając mu, że jestem po prostu zmęczona, gdy pyta co się dzieje. Nie chcę zmarnować czegoś, co przecież chyba jest szczere. Tak myśle... Nie potrafię się odnaleźć. Jestem DDA i wiem, że jeżeli chodzi o sprawy emocjonalne, to u mnie to wszystko jest bardzo chaotyczne. Nie chodzę na terapię... Dzisiejszy dzień był przykry dla mnie, myślę, że nie tylko chociaż starałam się tego nie pokazywać. Mam nadzieję, ze mi się udało. Dziś zbyłam pytania pretekstem zmęczenia, bo przecież każdy ma do tego prawo. Nie chcę tak postepować ale też nie chcę zatruwać związku takimi sprawami, tymbardziej, ze ostatnio musieliśmy poważnie porozmawiać i nie chcę zbyt wiele na raz. Najgorsze jest to, że nie wiem, czy faktycznie jest coś nie tak, czy to moje podświadome lęki tak wyskakują co jakiś czas a może faktycznie mam dobre przeczucia? Mam ochotę mu czasem powiedzieć, żeby dał sobie spokój i że nie jestem dla niego, choć dogadujemy sie jak nikt, tak czuję, przynajmniej do dnia dziesiejszego. Wiem, są słabsze dni ale ja boję się oszukiwania. Jestem tak pogubiona i bezradna ale nie dam się krzywdzić z drugiej strony nie chcę chłopaka zniechęcać. Czuję się jakby przejechał mnie pociąg i nie mogę się pozbierac. Jak to wygląda z dystansu, bo ja go nie mam a bardzo bym chciała, żeby ktoś się wypowiedział, żeby nie popełnić głupoty jutro... :zalamka: .
Księżycowa
 

Postprzez Megie » 18 gru 2007, o 08:50

Witaj Kasiorku.

Po przeczytaniu Twojej wypowiedzi widac ze jestes poraniona, bardzo pokrzywdzona. I to lek paniczny przed kolejnym odrzuceniem i poranieniem powoduje ze tak sie czujesz.
Nie wiem czy cos jest nie tak w Twoim zwiazku z chlopakiem bo po przeczytaniu Twojej wypowiedzi tego nie widac.
Widac na pewno jednak to co napisalam wyzej, ze jestes pokrzywdzona, i Twoj stan napewno nie pomaga w budowaniu dobrej relacji z partnerem.

Ciezko sie pozbierac samemu po tylu zranienich, dlatego terapia dla DDA bylaby moze pomocna w Twoim przypadku. Jezeli nie chcesz isc na terapie, to moze poszukaj chociaz meetingow dla DDA. Mi te meetingi bardzo pomogly. Tam nic nie musisz, a otwierasz sie w takim tepie jaki tylko Tobie odpowiada, mozesz nawet nic nie mowic..

pozdrawiam goraca i zycze aby dzisiejszy dzien byl dobry..
Ostatnio edytowano 18 gru 2007, o 09:20 przez Megie, łącznie edytowano 1 raz
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez ważka » 18 gru 2007, o 08:57

Witaj widze ze nikt ci nie odpisuje.Ja też nie wiem co ci powiedzec.Widzisz ja też nie jestem na dzień dzosiejszy w stanie nikomu zaufac dlatego nie chce z nikim sie wiązac dopóki nie wycisze emocji.Nie chce tych moich leków przenosic na nowy zwiazek.Wiesz złe mysli wkońcu sie urzeczywistniaja.
Jesli nie jestes do konca pewna i boisz ie to zawsze możecie zostac poprostu przyjaciółmi.Mozesz mu to powiedziec i zobaczyc jk zareaguje!
Buziaki
Avatar użytkownika
ważka
 
Posty: 611
Dołączył(a): 7 paź 2007, o 17:36
Lokalizacja: Anglia

Postprzez szachistka » 18 gru 2007, o 16:06

Kilka lat temu byłam podobnie jak Ty wrażliwa na wiele różnych kwestii w związku. Potrafiłam pisać obszerne scenariusze. Dziś sama się sobie dziwię, ale fakt faktem - nie miałam chyba zaufania i nie czułam się bezpiecznie. Ale nie dlatego, że byłam w takim związku. Sama tworzyłam w sobie poczucie strachu, niepewności, podejrzliwości.
Dziś jest mi to obce. Być może zupełnie, ale żeby nie być tak pewną siebie, powiem - prawie całkowicie obce. Co prawda jestem związana z innym mężczyzną, ale też sama się zmieniłam. Wydaje mi się, że najlepszą metodą na zwalczanie lęków jest tradycyjna metoda wykorzystywana w leczeniach np. fobii. Jak się leczy ludzi z lękiem wysokości? Nie inaczej jak wyciąga się ich gdzieś wysoko i poprzez odpowiednie docieranie do świadomości i podświadomości uzmysławia, że wysokość nie jest taka straszna, aby się jej panicznie bać.
Jak się to ma do życia codziennego w związku? Powiem Ci, jak u mnie wszystko się zmieniło. Kiedyś byłam zazdrosna o rozmowę z koleżanką, uśmiech, spotkanie...miejsca nie starczy, aby wszystko wymienić. A teraz? Teraz jestem z partnerem, który to wszystko robi i to na codzień. Uśmiecha się do dziewczyn, patrzy się na nie, umawia na spotkania, ma wiele, wiele koleżanek, przyjaciółek itp. Musiałam więc spotkać się twarzą w twarz z moim największym wrogiem (zazdrością) i albo go pokonać albo się poddać czyli odejść do samotni. Szkoda życia na podejrzliwości, samodzielnie stworzone historie itp. W związku jednym z najważniejszych czynników jest wolność. Niby zaprzecza ona związkowi ale jednak bez wolności związki się rozsypują.
Nie wiem, czy dokładnie trafiłam w Twój problem. Chciałam Ci przede wszystkim zwrócić uwagę, aby czasem w konfliktach serce-rozum (czyli własne emocje kontra zdrowy rozsądek) dała wygrać głowie. Dobrze wiem, jak ciężko na sercu potrafi być, jeśli roją się złe myśli w głowie i nie można ich odpędzić. Ale warto od czasu do czasu samodzielnie uporać się z własnymi demonami. Rozsądek, czyli myśli w stylu: "ja na jego miejscu bym tego nie zrobiła bo go kocham. On kocha mnie więc na pewno też tego nie zrobi" wg mnie są dobrym lekarstwem na to.
Pozdrawiam
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Księżycowa » 19 gru 2007, o 00:51

Megie czyba zaczyna być nie tak. Czuję, że znów przestałam siebie szanować w sensie, że nie jestem niczego warta itp. Wiem, że jeżeli tak będzie to wszystko się rozpadnie, bo wiadomo jak to działa... Najgorsze, że nie czuję nad tym kontroli i nie wiem jak temu zaradzić nie mam sił... A są mi bardzo potrzebne. Nie chcę niczego zepsuć tymi problemami. A boję sie, że jak czegoś nie zrobie to nie bedzie dobrze. Jak będę miała takie problemy, to żaden związek nie wypali... Wiem o tym. Chciałaby znów być coś dla siebie warta, było mi wtedy dobrze... i wszystko było ok. Nie wiem jak to się skończy. Czy gdybym jutro postarała się myślec inaczej (tak jak na początku), to on to odczuje odrazu? Jak to w ogóle działa? Widzę w sobie same wady i nakręcam się, źe mnie przez nie zostawi, przez jakieś niezrozumiałe zachowania a przecież równie dobrze ja bym mogła z nim tak zrobić. Dlaczego łatwiej mi to powiedzieć niz zrobić? Chciałabym poczuć się znów bezpiecznie i zaopiekować się sobą, zaufać sobie dlaczego opuszczam i zawodzę sama siebie w potrzebie?
Księżycowa
 

Postprzez Megie » 19 gru 2007, o 09:30

Czuję, że znów przestałam siebie szanować w sensie, że nie jestem niczego warta itp.


Niskie poczucie wlasnej wartosci- To dokladnie typowe uczucia dla DDA. To nie jest prawda! Musisz to sobie uswiadomic. Jestes duzo warto.

Od tego uczucia sie zaczyna a jest ono brakiem poczucia ze jest sie kochanym.

To ze jestes DDA- nie musi byc czyms zlym ani strasznym. Mozesz zaczac wykorzystywac to na swoje potrzeby. Tylko najpierw musisz zwalczyc w sobie nagatywne mysli i odczucia.
dzieki temu ze jestes DDA- jestes bardzo wrazliwa. A wrazliwosc nie musi byc czyms zlym, wrazliwosc jest piekna.
Ale zanim zaczniesz czerpac korzysci z tego ze jestes DDA, i zanim te korzysci zobaczysz musisz zawalczyc o siebie. Pisalam Ci juz o tym na forum dla DDA.

Jak będę miała takie problemy, to żaden związek nie wypali...


No raczej bedzie ciezko. My DDA musimy nauczyc sie Milosci przez duze M. A milosci nie mozna komus dac dopoki samemu jej sie nie dostanie.
Czy czujesz sie kochana? Tak naprawde czy czujesz sie kochana? Pomysl dokladnie..
Jakbys sie czula naprawde kochana to nie domyslalabys sie ze cos jest nie tak w zwiazku. Osoba ktora wie ze jest kochana- nie musi myslec ze ktos ja oklamuje, zdradza itp- Poprostu o tym nie mysli.

To nie jest tak ze Twoj facet Cie nie kocha. Mozliwe ze bardzo Cie kocha, ale Ty chyba nei potrafisz jeszcze uwierzyc ze ktos moze Cie kochac. No bo jak Ciebie? Masz tak niskie poczucie wlasnej wartosci, ze nei wierzysz ze ktos moze Cie kochac.

potrzebujesz duzo milosci, aby w nia uwierzyc i ja poczuc.
Najlepiej jest jak sie to milosc dostanie od Zrodla. Co jest Zrodlem milosci- Twoj Ojciec, Twoja Matka. Nie wiem jakie masz teraz stosunki z rodzicami i nie wiem jacy oni sa.
Ja w pewnym momencie dostrzeglam ze Oni mnie kochaja i zawsze kochali- ale sa tylko ludzmi- moga popelniac bledy. Zobacz Ty tez popelniasz bledy- dlaczego Oni nie maja prawa do tego?

A jeszcze jest jedno jeszcze wieksze Zrodlo Milosci- Jezus.
Ale to juz jest sprawa indywidualna- nie kazdy wierzy, ale uswiadomienia sobie jak wielka Milosc otrzymuje sie od tego zrodla bardzo moze pomoc. to Zrodlo jest nie wyczerpane, mozna czerpac i czerpac,

dostajesz milosc- dajesz milosc
Nie zrozum mnie zle. Zebys od razu nie myslala ze twierdze ze nie potrafisz kochac. Potrafisz i to pewnie bardzo..

Ale to jest tak jak z energia- nie bierze sie z nikad. Nie bedziesz miala sily na nic jezeli nie zjesz, nie napijesz sie. I chociaz bedziesz dzialac- to bedzie to ponad Twoje sily- w pewnym momencie tama moze peknac.

Przepraszam Cie ze tyle naskrobalam, ale to wszystko jest mi bardzo bliskie.
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Księżycowa » 19 gru 2007, o 14:06

Dziękuję, że tyle napisałaś. Cieszę się, że ktoś mnie rozumie. Jeżeli chodzi o rodziców, to mijam się z nimi do dzis... Rozmawiamy niby na różne tematy ale nigdy nie powiedziałam im co się dzieje. Raz nawet próbowałam dać do zrozumienia mamie. Zbagatelizowała to. Rozumiem może się bała, może ją to przerosło. Tak czy inzczej na miłość i bliskość z ich strony jest już za późno już nie chcę im o niczym mówić. Nie mam ochoty, gdy widzę ich podejście. Nie rozumiemy się, nie czuję między nami więzi, nie czuję, ze mnie wspierają, nie pamiętam kiedy czulam. Wiem tyle, że jetem sama z tym problemem. Rodzice nie zdają sobie z niczego sprawy. Nie poszłam dziś do szkoły, bo nie czułam się na siłach, przerosło mnie to dziś. Mama zrobiła mi awanturę i stwierdziła, że to przez chłopaka. Jak oni mnie nie znają, jak oni we mnie nie wietrza. Nie potrafiłabym tak ale nie chcą zrozumieć. Wierzą w to, co chcą wierzyć. Tylko jeszcze bardziej mnie tym osłabiają. Chce mi się płakać...

Jeżeli chodzi o Boga i wiarę to jestem katoliczką. Problem w tym, że czuję się zła. Mam wrażenie, że Bóg mnie potępia, że mnie ukarze. Był taki moment w moim życiu kiedy zrobiłam coś nie moralnego jak to sie mówi... Od tamtej pory tak myślę, choć nie chcę, zależy mi na Bogu i żałuję tamtego bardzo tyle, że nie mam nawet odwagi się pomodlić, bo uważam, że na to już za późno, że już przegrałam.


Wiem, trzeba zbierać siły i iść do przodu mimo wszystko, byle tylko w jakiś sposób iść i nie zatrzymywać się. Z tą miłością w naszym życiu nie jest tak, że teraz, gdy jesteśmy już dorośli musimy sami ją sobie zapewnić? Sami zadbać o poczucie bezpieczeństwa i sami nadać sobie wartość, bo kto to teraz dla nas zrobi? Nie mogę oczekiwać tego od chłopaka, chciałabym, zeby to był zdrowy związek. Czy coś między nami jest nie tak to trudno powiedzieć. Ja raczej boję się, żeby on za niektóre moje zmienne nastroje nie zaczął się zastanawiać czy ja jestem aby normalna.
Przecież jeżeli ja będę siebie kochać i akceptować to on też i na odwrót. To trwa dopiero dwa dni. Nie wiem czy chłopak coś zauważył. Mam tylko nadzieję, że nie i że uda mi się nad tym zapanować jakos. Wiem, że bardzo trudno jest taki stan zmienić. Mogę się zdystansować do niego na razie i spróbować nabrać pewności siebie. Jednak nie chcę go odtrącić tym dystansem.


Czy czuję się kochana? Odczuwam, że ten związek jest inny niż dwa ostatnie, bo czuję jakąś więź, a przynajmniej czułam do chwili aż nie zaczęłam się wkręcać. Wiem, że ja sama wmawiam sobie coś przez moją niską samoocenę. Np. nie jestem tego warta, nie wierzę, że może być ok. Od trazu jest druga myśl. On nie będzie z kimś takim jak ja. Za jakiś czas mu przejdzie gdy bliżej sie poznamy.

To brutalne-wiem. Z drugiej strony mogłabym trzymać się tego, co mi mówił i kim dla niego jestem. Przeciez to powinno mi dużo dać jego przekonania i czułość a ja nadal nie mogę uwierzyć, że to prawda.

Wczoraj rozmawialiśmy o naszym spięciu, bo trochę się pokłócilismy. On stwierdził, że cały czas jest taki sam, no to ja powiedzialam, że jestem przed okresem i mam ciężkie dni :yyy: . Tyle na krótką mete. Tym się poratowałam ale dziś już muszę starać sie odzyskiwać świadome i realne myślenie, bez żadnych wkrętek.

Nie wiem co mnie dziś spotka i jak dam radę. Boję się czy zdołam to zmienić i jeszcze stawić czoło rodzicom z powodu szkoły...
Czasem mam wrażenie, że to wszysko, to zbyt wiele jak na moje siły...
Księżycowa
 


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 200 gości

cron