:((((((

Problemy z partnerami.

:((((((

Postprzez Ola23 » 4 gru 2007, o 11:34

niewiele konkretów napiszę...bo nie wiem jak...poza tym - fizycznie chyba nie ma żadnych konkretów...jest za to cała lawina myśli w mojej głowie...mam czasami wrażenie, że uciekam sama przed sobą - a im bardziej uciekam tym szybciej dogania mnie to, przed czym chcę się schować...Pisałam jakiś czas temu, że u mnie już wszystko dobrze...niestety nie mogą tego powiedzieć teraz. Czuję się jakbym miała raka i na zmianę czuła się lepiej i gorzej - ale jednak z góry wiedziała że ratunku dla mnie nie ma...Nigdy już nie będzie w moim życiu tak jak kiedyś było...nigdy już nie będę taka jak kiedyś - a szkoda bo dawna Ola była na prawdę świetną dziewczyną - powiem nieskromnie. Dobrze się czułam w swoim dawnym życiu - jeszcze przed tym całym huraganem jaki mnie powalił...A teraz??? Tak na prawdę cały czas noszę w sobie ten ogromny smutek - bo zawiódł mnie nie tylko mąż, ale także inni ludzie, na których mi zależało. Po półtora roku powinnam chyba już cierpieć coraz mniej - a tymczasem uświadomiłam sobie że powstała w moim życiu pustka, której nigdy nic ani nikt nie wypełni...lubię być sama...lubię spędzać czas z córką...z innymi ludźmi...ale nie z mężem...Stał się dla mnie obcy - nawet nie mogą powiedzieć żebym patrzyła na niego jak na mojego przyjaciela - bo z przyjacielem chce się przebywać i to wspólne bycie cieszy... Dobrze, ze mam sporo pracy - przynajmniej mam dobrą wymówkę...Żyjemy obok siebie - to znaczy ja żyję obok niego, nie z nim i nie umiem tego zmienić. On do mnie lgnie i jest na prawdę dobry - a ja nie mogę tego dłużej znieść i duszę się w tym...Być może przestałam go kochać...być może tylko zbyt trudno się do tego przyznać...
Nie wiem czy tylko ja tak mam - ileż można cierpieć. Niby mówią, że rana się goi ale zostanie blizna - wygląda na to że moje rany się jeszcze nie zagoiły...Nie uważacie że to trochę za długo trwa?
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez Abssinth » 4 gru 2007, o 12:01

podobno po zdradzie milosc juz nie wraca, zaufanie tez nie....i wiekszosc zwiazkow sie rozpada po jakims czasie, juz nie w gniewie i wkurzeniu, ze 'a idz sobie do tej takiej owakiej!!!!', tylko wlasnie tak - na spokojnie, ze smutkiem, z odkryciem, ze tam, w sercu, juz niewiele mozna dla tej osoby znalezc.....

nie powiem Ci, ze bedzie dobrze, bo sama jestem w podobnym 'ciagu' - moj mezczyzna nie zdradzil mnie per se, ale dosc dlugo robil rzeczy, ktorych nie moglam zaakceptowac, bez zrozumienia, ze mnie to moze bolec...wyprowadzilam sie, wrocilam, mieszkamy razem...i teraz wlasnie - on jest dobry, mily, uprzejmy, posprzata, pomoze, ale.....cos juz sie wypalilo, czegos juz tam nie ma....i nawet przyjazni nie moze byc, bo przyjaciel to ktos taki, komu ufamy, z ktorym mozemy poczuc sie soba, u kogo mozna zawsze liczyc na zrozumienie.....

zaczynam sie godzic z tym, ze przyszlosc spedze z kims innym, moze sama - lepiej byc sama swoim wlasnym nieszczesciem niz zyc z kims kto nam tego nieszczescia przysparza....

....przytulam.....bardzo....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez KATKA » 4 gru 2007, o 12:09

a ja myślę, ze ilu ludzi tyle przykładów.....w życiu można wszystko nawet przetrzymać ból.....i myśle, ze nie można liczyć, ze po roku czy dwóch latach się nie zapomni.....pamieta się zawsze...niesttey przykre sprawy wracają kiedy nie jesteśmy na to przygotowani jesteśmy słabi......ale trzeba walczyc o własne szczeście...trzeba być egoistą i myślec, ze skoro nie my nawaliliśmy to nie my powinniśmy się z tym zmagać. Strasznie trudne ale wykonalne.....masz słabszy moment i to nic złego...teraz najważniejsze najszybciej się z niego wydostać.... Co do utraty miłosci...to możliwe.....niektóre rany nie dają się do konca zagoić i z czasem powodują utrate uczucia.....Tylko musisz sobie odpowiedzieć czy faktycznie tak jest czy to tylko taka chwilowa-albo dłuższa słabosć.....Jesteś silna i dasz sobie rade ;) ja to wiem bo Twoje stare wpisy dodały mi sił......i wierze, ze zawsze bedzie lepiej :oops:
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Ola23 » 4 gru 2007, o 12:47

Dziękuję wam kochane dziewczyny... Abssinth - niestety obawiam się że to dłuższa sytuacja - bo w takiej skrajnej formie trwa już od kilku tygodni i mam wrażenie, że idzie ku gorszemu. Nie potrafię się uwolnić od myślenia o tym co się stało - napada mnie wtedy kiedy jest to najmniej odpowiedni moment i czuję się wtedy jakby mnie ktoś wyresetował...obrazy, słowa, gesty lecą mi przed oczami jak jakiś wyświetlany horror a ja nie umiem zareagować. Nic co wtedy zrobię mi nie pomaga...wiem, ze to po chwili dłuższej lub krótszej samo mi przejdzie, ale pozostawia we mnie wściekłość, żal...emocje które nie gasną mimo upływu czasu...i spirala się nakręca...nachodzą mnie czasem takie okropne myśli o których nawet tutaj - anonimowo mi wstyd pisać...ostatnio mu powiedziałam, ze jakaś część mnie zawsze będzie go nienawidzić i tak jest. Zamykam się coraz bardziej w swoim świecie - w którym nie ma nie tylko jego ale w ogóle żadnych innych ludzi. Są takie momenty że nie mam ochoty z nim gadać, patrzeć na niego a kiedy on próbuje mnie wtedy przytulać albo w jakiś sposób wejść ze mną w kontakt to ja nie kryję swojej niechęci i "stawiam" przez sobą znak "zakaz wjazdu - teren prywatny". On doskonale czuje bluesa że coś jest nie tak, ale jak tylko zaczynam mu tłumaczyć co się dzieje to od razu jest z jego strony gadka o tym, ze ja ciągle w tym wszystkim się babram i żebym powiedziała jak może mi pomóc...na co we mnie narasta wściekłość, pretensje, rzucam mu tedy "co ty chcesz zrobić teraz????? teraz nic się już nie da zrobić! miałeś czas na to by się w porę wycofać i nie zrobić mi krzywdy - nie zrobiłeś tego więc jest już za późno!" i nakręcamy się oboje...przestałam więc cokolwiek mówić i kiszę w sobie cały ten żal, pretensje...ból i nienawiść do całego świata...nie wiem czy to kiedyś minie...
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez echo » 4 gru 2007, o 13:03

oj Olu,
jak ja Cię dobrze rozumiem. niestety. Góry i doliny. Ale to chyba nieuniknione wiesz. Ta myśl ciągle powraca i wyniszcza. Wredne , podstępne uczucie. Za każdym razem jak mnie nachodzi też mam wrażenie że jak tak będę to gnieść w sobie- to dostanę jakiegoś raka, który mnie i tak zżera i tak -choćbym nie wiem jak się śmiała, szukała wlasnych wyzwań , pracy, zainteresowań. To ta zła strona.
Ale potem przychodzi faza dobrej strony, czyli rozsądku już nie czystych emocji, poczucia krzywdy. I zaczyna się godzenie z losem i szukanie dobrych stron. Jestem w tym specjalistką ;). Bo mi chwilowo przeszło ;).
Że gdy byłam w związku bez zdrady (albo o niej nie wiedziałam) i tak zawsze znajdowałam coś nie halo. Nie było siły żeby się czegoś nie czepić. Generalnie jestem pogodna, ale bywam też uparta i ambitna, więc takie "pojechanie" po moim ego i sprowadzenie mnie do banalnego stereotypu było ciosem w dziesiątkę. Więc nauczyło mnie pokory i dystansu do siebie. Byłam na tyle zdeterminowana, aby zostać w tym związku i utrzymać całość rodziny, dziecko ma ojca na miejscu i jest zadowolone . To też uważam za plus. Ja korzystam z życia na całego nie oglądając się na lubego, który zawsze miała jakieś ale, a teraz spełniam swoje marzenia. To duże osiągniecie. On teraz mnie rozpieszcza. Korzystam z tego i cieszę się, a co se będę żałować ;). Pieron wie, czy ktoś mnie jeszcze będzie rozpieszczał.

I teraz sprawa najważniejsza. Gdy ostatnio zdarzył mi się spory dół (fakt, że nadmiar alkoholu go wyolbrzymił) i zrobiłam małą awanturkę - wypominki classic - potem zastanawiałm się jak z tego wybrnąć. Są takie typowe sposoby "na przeczekanie", które często mi pomagają : unikać kontaktu zejść z oczu, wyjść z domu, pobiegać , pogadać z koleżankami, wybrać się na tańce - wszystko bez męża, który siedzi z dzieckiem, wyjechać na narty, wyieczkę solo ;). To jest dla mnie the best.
Ale wymyśliłam jeszcze jedną rzecz taką na rozsądek. Dotyczy to tylko przypadku gdy strona zdradzająca stara się zmienić (a u Ciebie zdaje sie tak jest) Ludzie są ułomni wiadomo. Czy gdyby Tobie zdarzyła się zdrada (różne są okoliczności niestety, a w desperacji rozum często zawodzi) -czy chciąłabyś aby JEDEN JEDYNY RAZ dano Ci szansę na odbudowanie tego co schrzaniłaś ? Ja chciałabym , dlatego jestem z mężem.
I druga rzecz. Nie wiem czy Ciebie dotyczy, we mnie jest wielki bunt i chęć zemsty, więc w gniewie mężowi oczywiście obrywa się za grzechy innych padalców. Co jest przegięciem z mojej strony, ale każdy ma swój krzyż. Aby nie być tą wredną jędzą stwierdziłam , że swój sprawiedliwy gniew przeciwko złu muszę ukierunkować w różny sposób na osoby, które nie chcą sie poprawić, a oszczędzić i docenić tych którzy płacą za swoje błędy i odwalają ciężką pracę, aby nas pocieszyć i wspierać , a przecież mogliby nas rzucić w cholerę, co bardzo jest ostatnio popularne niestety.
Więc wybaczyć, docenić starania, swój gniew kierować w odpowiednią stronę, a zło zamieniać w dobro. Magia. W końcu jesteśmy podniebnymi wojowniczkami ;). A czemu by nie?

mam nadzieję, że jakoś Cię nakierowałam, jesli nie - pisz dalej. pisanie też pomaga. Oraz głupie komedie.

buziaki

ps. a gdybyś tak miała ochotę na kawę w stolicy - to zapraszam do Wedla na kawę lub czekoladę i paschę . mniam straszliwe ;)
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Ola23 » 4 gru 2007, o 14:51

Echo! Jesteś wielka!!!!!!!!!!!!!!!!!! :*************************
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez marynia » 4 gru 2007, o 22:59

Olu,
Przepraszam Cię,nie potrafię nic mądrego napisać, dopadły mnie straszne chwile, dni,płacz. Tak bardzo chciałabym Cię jakoś pocieszyć, uspokoić, tak sobie myślę, może to jest taki przejściowy okres, złe wspomnienia się budzą bo zbliża się, zdaje się "rocznica" tamtych przeżyć, czy nie jest tak?

Przytulam Cię bardzo, bardzo mocno, Oluś.
Wierzę, że Ci się uda przebrnąć przez ten czas, wierzę, że on przeminie. :serce2:
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez ewka » 5 gru 2007, o 00:07

echo napisał(a): Więc wybaczyć, docenić starania, swój gniew kierować w odpowiednią stronę, a zło zamieniać w dobro. Magia. W końcu jesteśmy podniebnymi wojowniczkami ;). A czemu by nie?

Strasznie mi się to podoba... to chyba jedyne wyjście. Trzymajcie się kobietki :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez echo » 6 gru 2007, o 11:35

No to jak Oleńka,
gdybyś miała ochotę na małe conieco to mam czas w przyszłym tygodniu ;).
A tymczasem oglądam Włatców móch i jestem fanką Czesia , o !
durne, ale smakowe, a co tam ;)
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Ola23 » 6 gru 2007, o 14:15

tak swoją drogą nie przypuszczałam, że nasze kochane Echo jest z Warszawy :) bardzo bardzo bardzo chętnie się z Tobą spotkam i pogawędzę - spiszemy się po niedzieli :* całuję i dziękuję :*
Ola23
 
Posty: 83
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 12:50
Lokalizacja: Warszawa :)

Postprzez echo » 6 gru 2007, o 18:25

ale nie jestem Warszawianką z urodzenia ;)
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 201 gości

cron