... żeby nie było niczego...

Problemy z partnerami.

... żeby nie było niczego...

Postprzez iwox » 15 lis 2007, o 13:30

„ żeby nie było niczego”- jak to stwierdzenie Pana Kononowicza teraz do mnie pasuje. Żeby nie trzeba było wstawać, iść do pracy, robić zakupów, gotować obiadów, rozmawiać z dziećmi, itp. Chcę ciszy, spokoju, mojej poduszki i ciepłej kołdry. Kiedy to się zmieni? Minęło już lub dopiero 4 miesiące jak mąż odszedł do innej, a ja ciągle sobie nie radzę sama ze sobą, ze swoimi myślami, ze wszystkim. Czuję się potwornie zmęczona, zdołowana, bez chęci do życia. Wcześniej miałam siłę by umówić się z koleżankami na kawę, iść do solarium czy na koncert. Teraz ogarnęła mnie jakaś apatia i zniechęcenie. Wszystko jest nie tak jak być powinno. Ja, zawsze energiczne, uśmiechnięta nie mam siły nawet na najbardziej przyziemne rzeczy jak jedzenie, ubieranie się. A mój mąż? Przyjeżdża dalej do syna i pyta z troską czy może mi w czymś pomóc? Co za idiotyzm? Pomóc??? Przecież to przez niego tak się czuję, przez to co zrobił. A jego pomoc w postaci np. naprawy czegoś w domu niczego nie zmieni w moim obecnym nastawieniu do życia. Nienawidzę go i nienawidzę siebie.
Ściskam wszystkich mocno i łączę się z Wami w Waszych cierpieniach
iwox
 
Posty: 59
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 21:02

Postprzez APOCALYPTO » 15 lis 2007, o 14:50

Pare lat temu przerabialem podobna sytuacje.Moja zona odeszla do kolesia,ktorego poznala w pracy.W dodatku zabrala mi dzieci i do tej pory utrudnia nam widzenia.
Musialem dlugo sobie tlumaczyc,ze juz nigdy nie bedziemy razem.Choc jak sie spedza z kims tyle czasu,to trudno sobie przetlumaczyc pewne fakty.
Naszczescie od kilku miesiecy znowu chwycilem wiatr w zagle.Mozna sie zadreczac miesiac,pol roku..,ale ani dnia dluzej!!To poprostu nie ma realnego sensu,gdy ktos cie i tak nie kocha.Nie pomoga tu ani lzy ani wieczne lezenie w lozku.Ja juz sie o tym przekonalem.
Masz dzieci wiec masz dla kogo zyc.Masz dla kogo sie podniesc.Niektorzy nie maja tego szczescia.Dzieci to najwieklszy skarb,jaki moze sie nam przydarzyc.Kiedy to sobie uzmyslowisz,o wiele latwiej ci bedzie isc naprzod.
I na prawde nie ma innego wyjscia jak sie podniesc.
APOCALYPTO
 
Posty: 5
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 13:58
Lokalizacja: Spod Tatr

Re: ... żeby nie było niczego...

Postprzez ewka » 15 lis 2007, o 19:19

iwox napisał(a):A jego pomoc w postaci np. naprawy czegoś w domu niczego nie zmieni w moim obecnym nastawieniu do życia.

No za swoje nastawienie jesteś odpowiedzialna sama, niestety. Wiem, że przez niego i "dzięki" niemu... ale życie pędzi dalej i sami sobie musimy "nastawiać". Bo jak inaczej? Kto?

Ja sama nie lubię listopada i zawsze wtedy gorzej "widzę" - pocieszam się, że już prawie połowa na boku.


:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez iwox » 15 lis 2007, o 19:45

Witam!
Bardzo chciałabym zmienic swoje nastawienie ale jak to zrobic? Chciałabym czuc się lepiej, byc szczęśliwa. Chciałabym normalnie żyć, ale nie umiem. Cos od srodka mnie depcze. Proszę powiedz jak to zrobić, chetnie posłucham rad.
pozdrawiam ciepło
iwox
 
Posty: 59
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 21:02

Postprzez mahika » 15 lis 2007, o 19:51

Ja też chcę, ja też !!!
Chętnie posłucham ;)

Niestety, chyba nie ma recepty....
Mnie depcze też... Znowu zaczyna....
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez agik » 15 lis 2007, o 20:10

Dziewczyny! pamietacie "rejs"?
proponuje przenieśc tego pana z sekcji pieśniarskiej do sekcji gimnastycznej. nabierze więcej optymizmu... Tzn. jeszcze wiecej optymizmu...(cytat niedokładny, bo z pamieci)
Może to jest sposób?

Cwiczenia fizyczne? wysiłek fizyczny? taniec?

A tak poważnie Iwonka... A co Ci sprawia największą przyjemność?
Może jest coś takiego, na co nie miałas wcześnej czasu, a teraz mogłabyś to wykorzystać w ramach ratowania podupadłego samopoczucia?
Coś, co zajmuje mysli, meczy człowieka, ale tak, że pada na twarz?
Przemeblowanie? Taniec? Aerobik? Joga?
Wszystko jest dobre- nawet haft krzyżykowy...

Innych pomysłów mi brak...
Mnie też dokopał listopad, jestem marudna, zaczynam narzekać, jak stara baba- nawet przy klientach.
Mnie pomaga czytanie, gotowanie wymyslnych i pracochłonnych potraw.
Kiedyś jak byłam w nieustającym dole zapisałam się na kurs ceramiki.
Dla mnie to bardzo przyjemne robić coś własnymi rękami. Kiedyś malowałam, robiłam bizuterię, robilismy z moim meble do domu (mamy je do dziś). jak nie miałam kompletnie pieniedzy, to wyobrażałam sobie, jakie przemeblowanie zrobię, jak juz je bedę miała. Robiłam z tekturki modele mebli (wszystko przeliczne w skali) przeglądałam katalogi... kuchnie mam zaprojektowaną w najmniejszym szczególe.

Nie wolno się dać takiemu samopoczuciu...Nawet samo wymyślanie przyjemności jakie mnie kiedyś być może spotkają- jest bardzo zajmujące i miłe.
Wymyslisz coś Iwonka

Przytulam i trzymam kciuki
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez iwox » 15 lis 2007, o 20:56

Tak, faktycznie kiedyś wiele rzeczy chciałam robić. Taniec towarzyski-moje marzenie. Rozmawiałam nawet kilka tygodni temu z instruktorem tańca, wszystko super tylko nie mam partnera, pytałam się kolegi z pracy, ale nie ma czasu, itp. Gotować niestety bardzo nie lubię. Gotuję, ale tylko obiady i to niezbyt wymyślne. Wiem, że z dzisiejszym nastawieniem wszystko zaneguję, ale tak niestety czuję. Myślałam o wolontariacie w hospicjum, ale boje się, że będę bardziej zdołowana, a zreszta aż tyle czasu chyba nie mogłabym poświęcać gdyż młodszy syn ma dopiero 9 lat i wymaga większej opieki. Zdolności manualnych niestety nie posiadam. mam imadełko w rączkach czegokolwiek się nie dotknę- psuję. Byłam dziś w solarium, zmusiłam się, byłam u teściów- temat w kółko ten sam: skretyniały mój mąż a ich syn. Duszę się, tak bardzo chciałabym ŻYĆ. Jest mi źle, bardzo źle i te wszystkie szarości dookoła mnie dobijają. Dzień jeden drugiemu podobny, żadnych perpektyw, widoków na zmianę, chyba że na gorsze. Przepraszam za tak dołujący ton, ale właśnie tak czuję.
Iwona
iwox
 
Posty: 59
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 21:02

Postprzez eselte » 15 lis 2007, o 22:08

polecam salse solo- akurat na listopadowa depreche!!!
partnera nie trzeba ale rozgrzewa, poprawia humor i naszą zmysłowośc fantastycznie!!!
eselte
 
Posty: 16
Dołączył(a): 4 lis 2007, o 21:18

Postprzez zizi » 16 lis 2007, o 00:02

Iwox przytulam cie ciepło ,serdecznie.

:slonko: :slonko: :slonko: :slonko: :slonko: :slonko:

Wspólczuje ci,że teraz życie ci tak doskwiera.
Wierzę,ze jest ci cholernie smutno i żle.

To naturalne,że czujesz sie tak po odejściu męża.Przecież to duża zmiana w życiu.Cios w smo serce :(
Pozwól sobie na te uczucia....
My kobiety z całej siły chcemy być super ....chcemy radzić sobie ze wszystkim.Jesteśmy bardzo dzielne.Niekiedy jednak życie,problemy nas przerastają....wtedy my jesteśmy na siebie złe...że niby nie radzimy sobie...

Serce mi sie kraje jak czytam twój wpis.Czuję jak ci smutno.

Iwoxsiu kochana spróbój znależć choćby małe plusiki tej twojej sytuacji.Może to troszkę podniesie cię na duchu.

Teraz jest ci cieżko.

Wierzę,że niedługo będziesz czuła sie lepiej.

Czas mija...
Trzymam mocno kciuki,żeby było ci lżej :serce2: :buziaki:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez ewka » 16 lis 2007, o 01:04

iwox napisał(a):Witam!
Bardzo chciałabym zmienic swoje nastawienie ale jak to zrobic? Chciałabym czuc się lepiej, byc szczęśliwa. Chciałabym normalnie żyć, ale nie umiem. Cos od srodka mnie depcze. Proszę powiedz jak to zrobić, chetnie posłucham rad.
pozdrawiam ciepło

Salsa i inne, które dają zadowolenie... jasne, że tak - problem w tym, że trzeba mieć ochotę na to "coś" właśnie, a czy Ty ją masz, to ja nie wiem i chyba trochę wątpię.

Ja to biorę na swoją jakąś tam logikę... może pokręconą, ale na własnej piersi wyhodowaną, haha - dzielę sobie wszystko na to, co mi się "opłaca" i co się nie "opłaca". Zyski i straty. Kiedy jest mi do bani, to sobie myślę, co ja z tego mam, że się w tę banię wkręcam? Życie pędzi, ptaszki śpiewają, w kinie grają fajny film, setki książek do przeczytania... a ja tkwię w czymś, co mi te piękne obrazy zasłania. I dlatego zaczynam sobie w środku tłumaczyć, dzielić zyski i straty... wychodzę na swoje, ale muszę sie od siebie oderwać.

Najlepsza myśl to taka, że mogę zrezygnować i nie chcieć... ale kiedy ja właśnie chcę - wszystko, co jest nie "tak" jest kosztem tej właśnie decyzji. I tyle.

Ja wiem, że mąż, że to jakby rękę oderwało... ale jak komuś oderwie ręką tak naprawdę, to też musi się nauczyć z tym żyć. No musi, bo jak inaczej?

Iwox, mówisz, że coś Cię depcze od środka... nie byłoby dobrze, gdybyś rozpoznała, co to jest? Łatwiej walczyć z rozpoznanym wrogiem... więc co to jest? Żal? Pretensja? Bolące "porzucenie"?... nie cierpię tego słowa.

Że żadnych perspektyw? No coś Ty - przecież oprócz tego jednego faktu... nie zmieniło się nic tak naprawdę. Trzeba to przełknąć, bo walczyć nie ma już z czym. Szkoda zdrowia.

Pozdróweczka
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: erioduquijm i 107 gości

cron