„ żeby nie było niczego”- jak to stwierdzenie Pana Kononowicza teraz do mnie pasuje. Żeby nie trzeba było wstawać, iść do pracy, robić zakupów, gotować obiadów, rozmawiać z dziećmi, itp. Chcę ciszy, spokoju, mojej poduszki i ciepłej kołdry. Kiedy to się zmieni? Minęło już lub dopiero 4 miesiące jak mąż odszedł do innej, a ja ciągle sobie nie radzę sama ze sobą, ze swoimi myślami, ze wszystkim. Czuję się potwornie zmęczona, zdołowana, bez chęci do życia. Wcześniej miałam siłę by umówić się z koleżankami na kawę, iść do solarium czy na koncert. Teraz ogarnęła mnie jakaś apatia i zniechęcenie. Wszystko jest nie tak jak być powinno. Ja, zawsze energiczne, uśmiechnięta nie mam siły nawet na najbardziej przyziemne rzeczy jak jedzenie, ubieranie się. A mój mąż? Przyjeżdża dalej do syna i pyta z troską czy może mi w czymś pomóc? Co za idiotyzm? Pomóc??? Przecież to przez niego tak się czuję, przez to co zrobił. A jego pomoc w postaci np. naprawy czegoś w domu niczego nie zmieni w moim obecnym nastawieniu do życia. Nienawidzę go i nienawidzę siebie.
Ściskam wszystkich mocno i łączę się z Wami w Waszych cierpieniach