byłam z koleżankami wieczorem w kinie
........Super
a potem płakałam w domu.............NIE super........
wkurzyłam się na syna...a jeszcze bardziej na kaktusa..........
syn miał być conajmniej do jutra u taty....
a wrócił dziś wieczorem.....
wkurzyło mnie to,ze nawet nie zadzwonił...
a rozmawiałam z kaktusem wczoraj i uzgodnilismy,że syn bedzie tam u niego do srody..albo i dłużej....
niby było ok!
nic nie moę sobie zaplanować.......wciąz tylko obowiązki
a co by było jakbym zachciała nie wrócić do domu...tylko prosto od koleżanki do pracy?????
syn byłby sam w domu?
cholera....
na szczeście po kinie wróciłam prosto do domu...
zdziwiłam sie jak zobaczyłam syna....
teraz rozpłakałam się jak do mnie to wszystko doszło....
jak zadzwoniłam do kaktusa z pytaniem dlaczego nie zadzwonił,że syn dzis wraca......i co sie stało,że wczesniej wrócił??kaktus wkurzył sie i powiedział,że jak zwykle jest jego wina....cholera...nie o to mi przeciez chodziło!
nie zrozumiał mnie,ze ja po prostu mogłabym być poza domem....i co wtedy...
dlaczego nie zadzwonił?
powiedział,że myslał,że syn zadzwoni...
i że wrócił,bo chciał
a ja po prostu jestem zmęczona....
w pracy mam teraz młyn....w domu zmiany....
no i rozpłakałam się....coś we mnie pękło....
syn mówił,żebym nie płakała
...przy nim.....
ma trochę racji,,,że woli radość
ale nie wszystko jest łatwe....
to przełomowy czas w naszym życiu....
tyle nowych sytuacji....