Uwaga! Dobre wieści!
Udało się:)) Od ostatniego mojego postu było coraz lepiej i lepiej, z przerwami na zgrzyty. Aż wreszcie mąż określił się jednoznacznie, przestał wzdychać do wspomnień o tej trzeciej. A mnie 13 maja ( piękny dzień) wyznał miłość:)) Byliśmy w trójkę na urlopie, było super:) I teraz słyszę codziennie, że kocha, że jestem wspaniała, że tak długo czekałam, że jest mu ze mną cudownie i cieszy się, że nam się udało:))))))))))
Oboje mocno się pozmienialiśmy. Mąż jeszcze chodzi na terapię, ale już go tak to nie boli, to raczej wygładzanie krawędzi, niż wywracanie flaków;) Ja dzięki terapii nauczyłam się powściągać emocje i agresję, a raczej wywalać z siebie tak, by nikogo nie ranić, jeszcze nie jestem mistrzem, czasem się potknę, ale jest ok. Nie czuję potrzeby dominowania w związku, bo po terapii mąż jest silny, męski jak diabli, przez co ja mogłam stać się po prostu kobieca. Nadal silna baba jestem, ale mogę wreszcie odpuścić sobie kontrolowanie całego życia, bo mam PARTNERA. I razem nad wszystkim panujemy. Trochę się czuję tak, jakbym z herod baby stała się taką delikatną kobietą - uśmiechniętą, pozwalającą się adorować, kochającą, czułą. I dobrze mi z tym. Czuję się na swoim miejscu. Bezpiecznie.
To już chyba koniec historii. Happy end nastąpił. Teraz pozostało pielęgnować czule nasz związek:) Mam nadzieję, że moja historia da komuś w podobnej sytuacji nadzieję, że nie zawsze kończy się źle:)
Jeszcze raz Wam dziękuję
I życzę Wam wszystkiego dobrego.
Jacinta