kochać biseksualnie...?

Problemy z partnerami.

Postprzez caterpillar » 18 gru 2010, o 00:06

to forum bez przemocy ..wiec tak dyskretnie walne miotla :szczotka:


:wink:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Sanna » 18 gru 2010, o 09:19

new*life napisał(a):Może kiedyś to wielkie ssanie w żołądku odpuści.


Odpuści, każde odtruwanie wywołuje ciężkie objawy fizyczne i psychiczne, ale przez skończony czas, prawda?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez new*life » 30 sty 2011, o 05:23

---------- 22:24 29.01.2011 ----------

Jakie to moje odtrucie jest trudne..

Nie daje rady.

---------- 04:23 30.01.2011 ----------

Chyba powinnam założyć nowy wątek w innym dziale, bo tu sama wiem, że nie ma co wiecej drążyć, bo to co się ze mna dzieje to glupota jakaś, uzleżnienie i nie wiadomo co jeszcze...

Mialam napisać o tym, co skłoniło mnie do podjęcia takiej decyzji o rozstaniu. Nie wiem czy kogos to jeszcze interesuje, bo w kółko wałkowany temat powszednieje, ale może jednak..

Od ostatnich wpisów ydarzyło się bardzo dużo złego... Nie pisałam już o tym na forum chyba dlatego, że sama się wstydziłam, że nadal z nim jestem, że dałam się urobić kolejny raz, kolejny raz nabrać na obietnicę przemiany. I kolejny, i jeszcze raz... Moja chęć zmiany swojego życia swoją drogą, ale uzależnienie swoją... Nie umiałam się go wtedy pozbyć tak z marszu, a próba życia swoim życiem (co sobie postawiłam za cel przy ostatnim wpisie...) nie powiodła się przy nim.
Mimo deklaracji i tak zastanawiałam się ciągle, gdzie on jest, kiedy nie ma go przy mnie, czy jest tam, gdzie powinien być o tej porze...? Czemu nie dzwoni? Czasem byłam zła bez konkretnego powodu, co też mogło być denerwujące i dla niego. Bo mi się wydawało, że coś jest nie tak, ale nie miałam się do czego przyczepić. A to telefonu nie odbiera, a to za długo go nie ma, a to czuję po prostu, że coś kręci... Bałam się, że coś się dzieje za moimi plecami, że robi swoje, tylko coraz lepiej się maskuje. Bo skąd mogłam wiedzieć, jak poznać, który jego kolega jest kolegą, a który kochankiem? Które numery są tych, które tamtych..? Niektóre znałam, nie kasował ich. I co raz jakiś sms, którego nie zdążył wykasować: „śpisz misiu?” itp.
Teraz wiem, że często, choć nie zawsze miałam wtedy rację, bo potem wyszły takie rzeczy, że kopara opada.
W sumie to przez większość czasu czułam się źle. Skwaszona z urzędu.
Czasem tylko zdarzały się chwile, że byłam jakaś wesoła, wolna... Nic nie bolało, nie dokuczała żadna uporczywa myśl. A kiedy indziej znowu łzy same cisnęły mi się do oczu. Wariactwo.
On tłumaczył się tylko wtedy, kiedy odkryłam coś naprawdę okropnego. Wtedy był skruszony (albo takiego udawał), przepraszał i obiecywał poprawę. I było dobrze przez kilka dni. A ja byłam nieufna, podejrzliwa, ale wciąż liczyłam na przemianę.
Ale kiedy ja byłam taka nieufna i podejrzliwa był zły. Bo czepiam się bez powodu, bo mi to nic nie pasuje, bo on nic nie robi złego, a ja się przypier... I tak było. Czasem starałam się założyć klapki na oczy, nie widzieć, nie myśleć, chyba też nie czuć, ale tak się długo nie da...
Nieraz myślałam, że może faktycznie powinnam przystopować, bo może on rzeczywiście nic nie robi, ale po tylu jego kłamstwach... Wieczny niepokój... Doszło do tego, że bałam się go zostawić w domu samego, bo myślałam, że będzie pisał z nimi. Kiedy raz powiedziałam mu o tym zezłościł się i powiedział, że nie ma takiego zamiaru. Kiedyś zerwałam się z pracy i przykotłowalam do domu dlatego, że on mi napisał, że już tam wraca, a mi wpadła do głowy myśl, że może zaprosić sobie kogoś do domu... Ogarnęła mnie taka panika, że nie wysiedziałabym w pracy... Przyleciałam wtedy do domu – był sam. Poczułam, że znów się wygłupiłam. On kochany, przytulaśny, a ja zła jak chmura gradowa.
Najśmieszniejsze jest to, że za kilka dni okazało się, że faktycznie pisał wtedy z pedałami. Jeden chciał spotkania, napisał nawet, że podjedzie do niego...

Odkryłam to, bo któregoś dnia zasnął przy mnie, nie zamknąwszy wcześniej gg i nk. Wiem, że jestem okropna, ale przewertowałam wszystko. Gg, na którym wymieniał się fotkami z jakimś Łukaszem, nk... Inny pytał: to może replay z jebanka? A mój chłopak odpisał: możemy.
Kilka dni wcześniej też zasnął przy otwartym gg. Wtedy ten od jebanka pytał „Jak Ci było?”. Bo jemu zajebiście, już dawno tak szybko dwa razy się nie spuścił...Dostałam wytłumaczenie takie, że tamten przesłał mu jakiś film i pytał jak było, bo on się przy tym filmie tak spuszczał...
Tak sobie myślę, że nie wiem czy ktokolwiek uwierzy mi w te opowieści, albo pomyśli tylko i wyłącznie źle o mnie. Bo jak można być taką kretynką i być z kimś po takich odkryciach?

Powyższe odkrycia oczywiście zwaliły mnie z nóg. W ogóle nie chciało mi się z nim gadać. W ogóle nie miałam na nic siły, jakby życie ze mnie uciekło. A on jak zwykle te swoje zagrywki, rozmowy, przytulanie takie, jakby mnie chciał za wszelką cenę zatrzymać... I nalegania na seks. Nie chciałam, długo... powinnam go wystawić za drzwi a ja w końcu uległam.... Teraz samej mi się to w pale nie mieści. Poryczałam się w trakcie, wyłam jak wariatka.
Ale najgorsze, najgłupsze jest to, że właściwie to ja ryłam dlatego, że w tej chwili było mi z nim tak dobrze (!) a ja już w głowie miałam umyślone rozstanie.
Następny dzień to było jedno wielkie urabianie mnie. W ogóle nie przyjmował do wiadomości, że to koniec. On mnie kocha bardzo, to był już ostatni raz, teraz wszystko się zmieni, tylko żebym mu dała ostatnia szanse, przepraszał... Wieczorem usiadłam przy laptopie. Z przyzwyczajenia weszłam w historię. Czyściutko. Same poprawne stronki. Ale w „ostatnio zamknięte karty”: „Gaylife – forum dla prawdziwych gejów”. I zdjęcie dwóch nagich chłopaków. Prawie się poryczałam, bo wyobraziłam sobie jego w tej sytuacji... Już się tam zarejestrował. Bo chciał napisać o swoim problemie. A ja się czepiam.

Kiedy następnego dnia byłam w domu sama odpaliłam sobie filmiki gejowskie. Siedziałam i katowałam się tymi scenami i wyobrażeniami, że podobnie robili z nim. Czułam się jakby mnie ktoś kroił na kawałki. Ale musiałam się wyryczeć, bo myślałam, że mnie to rozsadzi od środka...
Czułam się trochę jak dziecko w piaskownicy, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Miałam ochotę powiedzieć: „To moje...” Przecież mówił, że jest tylko mój. A oni go sobie wzięli. Robili z nim to wszystko, co miało być zarezerwowane tylko dla mnie, a on im na to pozwolił.
Nie wiem jak on to zrobił... jak ja to zrobiłam... po tych odkryciach nadal w tym trwałam. Teraz mam wrażenie, że po prostu nie miałam siły by to zakończyć. Mówiłam niby, że koniec, ale nie dość głośno. A on nie chciał się wyprowadzić tak sam z siebie. On teraz się nie wyprowadzi bo nie ma gdzie...
Z czasem zauważałam natomiast u siebie dziwne objawy, jakieś fizyczne reakcje stresowe. Kiedy wiedziałam, że wychodzi z pracy, albo wyjeżdżał dostawałam trzęsiawki, i miałam wrażenie, że ktoś mi kładzie kamień na żołądku.
Kiedy raz powiedziałam mu o tym, nie mówił wiele. Bo i co tu mówić... Mówił tylko, że on już sobie postanowił i że to się nie powtórzy...Jakoś nie mogłam dać temu wiary. Kiedy odczytywałam po kryjomu jakiegoś SMSa od kolesia serce waliło mi jak młotem a ręce się trzęsły.

Jakiś czas potem byłam na uczelni, oddawałam zaległe prace zaliczeniowe. Musiałam skorzystać z kafejki internetowej i coś mnie podkusiło... Chwilę wcześniej dzwoniłam do niego, był w domu. A wiedziałam, że miał ruszać zaraz po mnie... Co go tam tak trzyma?
Wydrukowałam sobie co mi tam potrzeba było i weszłam na czaterię. Sprawdzam po kamerkach. Nagle, kurwa mać...
Widzę swój pokój, swoje łóżko, swojego chłopaka przy moim laptopie... W koszulce, którą kupiła mu kiedyś moja matka...
Zagaduję, jak ma na imię, co lubi robić... Dawanie, robienie, całowanie, pieszczoty - odpisuje szybko. Kiedy się może spotkać? Dziś. Szybki jest. nie wiem już co pisać, ale jeszcze jedna myśl wpada mi do głowy: zdejmij koszulkę, chcę Cię zobaczyć całego. Odpisuje komuś, po czym znika mi sprzed monitora. Długo go nie ma, myślę, co kombinuje... Za chwilę siada, a mi opada szczęka i zastanawiam się, czy to co widzę jest prawdą. On jest na golasa...! Zaprezentował się od przodu, potem od tyłu, wypiął tyłek, usiadł.
Autentycznie opadła mi szczena. Jakoś automatycznie wklepałam na klawiaturze "mniam, boska dupcia..." Grałam do końca. Zapytałam o spotkanie, ale on chciał najpierw foto. Wydębiłam tylko numer telefonu - podał, a jakże... I wylogował się.

Najgorsze jest to, że ja w takich sytuacjach opadam z sił.
Jak on płakał i przepraszał! Jak on żałował i obiecywał, że to już nigdy... Urabiał, cukrował, słodził, kadził, przytulał, mimo tego, że się wyrywałam, nie odzywałam albo warczałam. Mówiłam, że jest szmatą i wycieruchem, że zachował się jak tania dziwka, która rozbiera się na pstryknięcie palcami, że się nie szanuje, inne dyrdymały...
Prosił o kolejną ostatnią szansę.
Uwierzyłam. To co zrobił wydawało mi się takim hardcorem, takim dnem, od którego można się już tylko odbić.
Można się odbić, ale można też po nim pełzać, jak się okazało.

Za kilka dni dosłownie przypadkowo odkryłam jego hasło do poczty. Okazało się, że to samo ma do nk, gg, facebooka...I że w 4-5 po tamtej akcji i wielkich obietnicach wysyłał maile do chłopaków ze zdjęciami i propozycjami spotkania. Odkryłam maile nowsze i starsze... Pisał np. do jednego dziada: jutro jednak wpadnę do Wawy tylko muszę coś wymyśleć... Albo podawał numer z zastrzeżeniem: "tylko nie dzwoń wieczorami ani nie pisz nic związanego ze spotkaniami. Ja zawsze pierwszy będę się odzywał." ...na gg pisał z chłopakami, że jest uległy, kiedy tamten zapytał czy chce się dziś wypiąć przytaknął... Flaki się przewracają.
Ze mną chyba naprawdę jest cos nie tak. kilka dni tak sprawdzałam tę pocztę i katowałam się tymi wiadomościami. Miałam wtedy pilną pracę zaliczeniową do napisania. W rezultacie pisałam ja tydzień... Żyłam nerwami.
Ale któregoś dnia spakował sobie do pracy wielki ręcznik kąpielowy. Po kryjomu. Kiedy zapytałam go o to zdenerwował się i powiedział, że ja podejrzewam nie wiadomo co, a on do pracy chciał sobie wziąć...Kłamał, po co mu taki ręcznik tam, tyle czasu nie był mu potrzebny a teraz nagle... Dziwnym zbiegiem okoliczności wspominał cos o basenie. A ja przypomniałam sobie jego maile : "Jutro planuję nie jechać do pracy albo zwolnić sie troche wcześniej..." Podejrzewałam, że jakiś dobry wujaszek chce go na ten basen zabrać...
Ostatecznie zostawił ten ręcznik. gdy był w pociągu napisał esa z prośbą o odebranie przesyłki z poczty bo awizo jest w skrzynce. Zapytałam, czy mailową pocztę też mogę odebrać. "musisz znać hasełko"-odparł . Na co ja, że nie muszę. Strasznie się wkurzył, gdy mu powiedziałam, co i jak. Pisał że jestem chamska i że mam nie otwierać!
fakt, nie było to kulturalne zagranie, ale czy z jego strony było?
Kiedy wrócił a ja powiedziałam mu, że mam dość i że to koniec wściekł się. Wrzeszczał, że traktuję go gorzej, niż jakby popełnił jakąś zbrodnię. Była awantura i rzucanie kubkami. A potem... nie wiem jak... ja urobiona, seks...I wewnętrznie zdeptana.
Już nawet nie pamiętam, czy on mnie zapewniał, że to się więcej nie powtórzy..,. ale tak, na pewno, masa zapewnień...
I znów jakiś czas był teoretycznie spokój. Teoretycznie, bo tak naprawdę ja zafundowałam sobie ciągły niepokój czy, a raczej co kombinuje za moimi plecami. To okropne tak komuś nie ufać do tego stopnia... Brać pod lupę każdy jego krok, myśl, ruch...I chociaż nie było żadnego nowego odkrycia to ten wieczny dokuczliwy niepokój, że może coś sie dzieje, tylko ja o tym nie wiem...
Może takim myśleniem sama sprowokowałam.... On mówił, że ja też powinnam trochę odpuścić, w sensie nie szpiegowac go tak... Z trudem, ale starałam sie to robić. Nie czepiać się o każdą znajomość, każdy sms. Ale to było bardzo trudne. Zauważyłam co prawda, że kiedy zmieniłam sie ja, on zaczął mówic mi więcej... Przyznał np. że jeden z nowopoznanych to gej... Ale co z tego, ja to przeczuwałam juz wcześniej. Kiedyś przysłał mu esa: "spotykamy się dziś czy chcesz odpocząć?" Po czym odpocząć???
W międzyczasie odnowił swoje konto na innym portalu... randkowym w zasadzie, bo jak inaczej nazwać badoo? Nawiązał internetowe znajomości, pisał... Z chłopakami przede wszystkim. O wszystkich mówił "koledzy". Kiedy pytałam wprost czy geje, odpowiadał, że nie wie, nie jest pewien... Ale mi wystarczyło, że nie chciał mi pokazać korespondencji z nimi, juz podejrzewałam. I w zasadzie nigdy sie nie myliłam, jak sie potem okazywało.
Może piszę troszkę chaotycznie, ale mam tyle tego, nie pamiętam już dokładnie...
Ta jego intensywna korespondencja bardzo mnie niepokoiła, ale znów nie miałam się do czego przyczepić. Kiedy raz zobaczyłam, że jakiś chłopak napisał do niego: "dzień dobry skarbie!" wkurzyłam się...A on na mnie, że znów sie czepiam, że nie mogę wytrzymać bez awantury, że tamten sie pomylił i ten sms nie był skierowany do niego...
Dla mnie to był masakryczny okres tak naprawdę... nawet jeśli był względny spokój, ja zastanawiałam się, co robi kiedy mnie nie ma przy nim... a nawet jeśli jestem - z kim rozmnawia, pisze... Czesto w drodze do pracy zachodziłam do kafejki internetowej żeby sprawdzić, czy nie przyłapię go na czaterii. To już było nie szukanie potwierdzenia, że jest oki, tylko czegoś, co potwierdzi, że jest jednak kanalią i oszukańcem do kwadratu i co pozwoli mi przejrzeć na oczy... to chore. Sama nie wiem, czy w ogóle odczuwałam satysfakcję, kiedy nic nie odkryłam czy niedosyt.. Bo czułam, że coś jest nie tak, znałam te jego kontrolne zapytanka co robię... Nie mogłam odkryć nic sama, więc wciągnęłam w to kumpelę. Nie dowiedziała się o wszystkim, tylko tyle, co było potrzebne, aby wejśc na czat... Złapała go kiedyś... Czyli po tamtej akcji ze striptizem przed kamerką i obietnicach, że już nigdy więcej, zrobił to znowu... Tym razem połozył się na łózku i wsadził sobie łapę w spodnie... Kazałam jej zrobić fotki.
Bałam się zrobić bezposrednio awanturę w domu, bałam się o laptopa, że w złości może w niego uderzyć. Grałam. Jeszcze tego dnia udawałam, że nic nie wiem... Dobrze mi szło to udawanie, i tak tak naprawdę grałam przecież do tej pory... Zapytałam go nawet wprost, czy nie siedział na czacie i udawałam, że uwierzyłam, kiedy prosto w oczy powiedział mi, że nie...
Na drugi dzień miał jakieśtam umówione służbowe spotkanie, wiedziałam, że na nie idzie, było ok... ale kiedy po południu powiedział, że pójdzie do ojca albo że ma ochote odwiedzic kolegę zaczęło mi coś nie pasować.Ale co można powiedzieć? Przecież to tylko kolega... Poszedł. Tyle, że z tego słuzbowego spotkania długo nie wracał a potem przestał nawet odpisywać na smsy i odbierac moje telefony. Zdenerwowałam sie strasznie. Poszłam do domu jego ojca, próbowałam dzwonić, ale nie odbierał... Stałam tak na ulicy jak ta jełopa... W pewnym momencie chyba odebrał niechcący, usłyszałam głos jego i chłopaka jakiegoś. Niby tylko tyle, ale wyobraźnia podpowiedziała resztę...Po jakimś czasie odebrał i jak gdyby nigdy nic powiedział, że był u kolegi i właśnie wraca...Powiedziałam, że jestem na mieście, przyszedł. Zrobiłam mu awanturę. Nie wiem sama, czy było o co, ale nerwy puściły... nie wiem gdzie on był, co to za kolega. Ale jeszcze ta czateria poprzedniego dnia...Powiedziałam mu, że wiem o tym, że siedział tam, co robił... A on na to, że nie mogłam go widzieć, bo on nie siedział!!! No po prostu wielki słoń stoi na środku pokoju a on mówi, że go tam nie ma!!!
Pozwoliłam mu ostatecznie przenocować tej nocy, ale na drugi dzień, kiedy wyszedł z psem, nie wpuściłam go więcej... Najpierw prosił, trochę sie złościł... Nie chciałam go wpuścic nawet po rzeczy, bo wiedziałam, że albo będzie mnie urabiał i w końcu mnie przekona, albo zacznie mi coś rozwalać...Zadzwonił po policję, że niby mu rzeczy nie chce oddać. W końcu, kiedy wpuściłam go przy nich, zabrał tylko jakieś niepotrzebne szpargały...na wyjściu nazwał mnie jebana suką, bo upomniałam się o ładowarke do telefonu i policjanci kazali mu ją zostawić...
Za pół godzimy dosłownie napisał, że mimo wszystko mnie kocha nadal i chce ze mną być...
Starałam się nie czytac tych smsów, ale przychodziły ich takie ilości...Wytrzymałam jeden dzień, byłam jeszcze nabuzowana złością...Nocował u ojca, w nieogrzewanym mieszkaniu. nazajutrz pisał cały dzień... Że jest mu zimno... że chce normalnie żyć, uczyć się, pracować...że jeszcze jedna szansa...nie pamiętam już.
Moja matka powiedziała, że jestem jakaś nieczuła, bo nawet psa się nie wyrzuca z domu w taka pogodę.
Nie wytrzymałam, kazałam mu wracać. Niby chodziło mi tylko o to, żeby nie marzł...
Ale został. I niby znów bylismy razem. Tyle, że wcale nie było lepiej. Miał nowe znajomości z badoo, z facebooka, miałam podejrzenia, że to geje, chodziło o sposób, w jaki pisali... kasował od nich esy...
Kiedy indziej, kiedy ja pojechałam do pracy na noc, po, jak mi sie wydawało, szczerej rozmowie, odwalił lepszy numer. Wyszedł z mieszkania. Nie zamknął go na klucz, bo go nie miał, nie zostawiłam mu... bałam się. Wyszedł, zostawił otwarte mieszkanie. Bo, jak powiedział, chciał pochodzić. Tyle, że akurat przyszła tam moja matka i zamknęła mu te drzwi. Spędził noc na klatce schodowej. Kiedy przyjechałam rano, nie miałam siły sie kłócic po nocy. Wszedł za mną. Cały czas twierdził, że nie zrobił nic złego... Ale ja znam go już długo, czuję kiedy kłamie.


Któregos dnia przeczytałam smsy od jednego chłopaczka: bardzo cię kocham, chciałbym z Tobą dzielić każdy dzień, boję się, że Cię stracę... coś w tym stylu. I odpowiedź mojego ukochanego: nie wiem, jak miałbyś stracić. też cie kocham.

Po jakims czasie doświadczania ból powszednieje, kolejne ciosy bolą coraz mniej... zaczyna sie wydawać, że wszystko jest ok, że tak musi być, bo przecież mówi, że kocha...

Oczywiście odkryłam te smsy grzebiąc mu w telefonie... Po dacie i godzinie skojarzyłam, że pisał je w momencie, kiedy ja siedziałam, byłam obok... Kiedy byliśmy dość blisko jak mi się wydawało. Poprzedniej nocy fiknął mi kot, niespodziewanie, miał jakiś atak, nie wiem. Byłam do niego bardzo przywiązana, miałam go 6 lat.. On też kocha zwierzęta, więc razem próbowaliśmy go ratować, razem szukalismy transportu do jakiejś kliniki, w końcu kiedy było za późno, razem się poryczeliśmy... Jeśli powiem, że to nas do siebie zbliżyło to pewnie głupio to zabrzmi, ale coś w tym sensie miało miejsce. W dodatku ja czułam sie tak źle, beznadziejnie że wszystko to, co on do tej pory mi zrobił jakoś zbladło...To było takie troche oczyszczające atmosferę. Jakoś czułam, że może umiałabym nie pamiętać tego, co było złe, postawic grubą krechę pod tym wszystkim... pojechaliśmy razem zakopać kota...

A potem on siedząc obok mnie w jednym mieszkaniu pisał takie rzeczy.

Nie było dobrze. Mi na pewno. Chciałam, żeby zerwał kontakt z tym chłopaczkiem. powiedział, że traktuje go jak kolegę, że kocha go jak kolegę, a mnie jak bliska osobę... Od kiedy kolegów się kocha???
Kontaktu zerwać nie chciał. Nawiązywał nowe. Mówił, że jedzie do jakiegośtam-jakiegośtam, którego poznał na czacie pogadać, wypić piwo, ale że moge byc spokojna, nic z tych rzeczy, naprawdę... Ja rozumiem, że z gejami można się spotkać żeby tylko pogadać ale jak ja mam byc spokojna??? Po tylu jego kłamstwach?
Ciągle siedział w necie ale zamiast intensywnie szukać pracy cały czas nawiązywał te znajomości internetowe. Kolesie - zachwyceni nim, jaki to on fajny, spoko, och i ach, zawróciłes mi w głowie... Tu spotkał sie z tym, tu z tamtym. Oczywiście na stopie koleżeńskiej. I wiecznie rozmowy przez telefon, o różnych porach.

A potem pojawił się koleś, który okazał się gwoździem do trumny tego związku. Mieli te same zainteresowania, rozmawiali godzinami. Czasem pisał z nim przy mnie, tamten oczywiście zachwycony, mój za to nie zdradził się rzecz jasna z żadnym nieodpowiednim słowem ale też ANI RAZU nie napisał: "sory, nie jestem zainteresowany..." Tamten był z innego miasta. Któregoś dnia przykotłował, spotkali się. Pisał wcześniej jak to on się cieszy na to spotkanie... Mnie tego dnia nie było w domu, miałam impreze firmową, ale wiedziałam, że mają się spotkać. No przecież na stopie koleżeńskiej, pogadać tylko...!
Upiłam sie na tej imprezie, głównie dlatego, że starałam się na siłę dobrze bawić. Cały czas myślami byłam przy tym ich spotkaniu, więc alkoholem starałam się zagłuszyć trochę złe myśli. Do domu wróciłam ok 23-ej. Zostawiłam jemu klucz, więc nie miałam się jak dostać do domu. Na wysłanego wcześniej smsa nie odpowiedział, na kolejnego też nie... Zajęty mocno. zadzwoniłam, łaskawie odebrał. Ale on jest na peronie, więc mam wziąc klucz od matki (dałam jej kiedyś zapasowy). Myślałam, że skoro jest już na peronie to zaraz będzie wracał. Zlądował na 2:30.
Kiedy tak czekałam na niego w domu, zła, pijana, napisałam wiadomość na nk do tamtego, żeby się nie wcinał miedzy nas...
Na drugi dzień nie rozmawialiśmy z rana wiele. On pojechał do pracy, takiej dorywczej, która mu jeszcze wpadała raz na jakiś czas, ja długo leżałam skacowana.

To były moje urodziny. Wrócił po południu, z kwiatem i życzeniami. Może powinnam być radosniejsza ale po poprzedniej nocy nie umiałam wykrzesać z siebie entuzjazmu... Zaczęlismy rozmawiać... Nie, to ja zaczęłam mówic o tym co mnie boli, on zapatrzony w monitor odpowiadał mi półsłówkami...Zadzwonił tamten. Czułam, że kiedy mówił: "Ja sie nie przejmuję tym co ona gada..." mówił o mnie, ale twierdził, że nie... A potem powiedział mi, że właściwie to on nie wie, czy chce być ze mną, że nie czuje się gotowy na związek i że nie czuje tego, co chciałby czuć, przykro mu...
Nie dałam po sobie poznać, że mnie ścięło, powiedziałam ok...
Położyłam się spać, niestety poryczałam się. On siedział przy kompie... Zapytał czemu płaczę...
Na drugi dzień zapytałam co teraz planuje, gdzie będzie mieszkał. On, że nie wyprowadzi sie teraz, bo nie ma gdzie. Wiedziałam, że nie wyprowadzi się przez długi czas, bo nie ma ani gdzie, ani za co. Ale mieszkanie z nim pod jednym dachem w tej sytuacji stało sie nie do zniesienia.
Powiedział, że jednak tak naprawdę to nadal mnie kocha, chciałby ze mną być... Zgłupiałam. Stanęło na niczym.
Po południu zadzwonił tamten. Mój w trakcie tej rozmowy zaczął się ubierać, powiedział, że idzie do sklepu. Ok. Tyle, że wyjście do sklepu zajmuje 15 minut. Jego nie było 2 godziny. Przez cały ten czas łaził po osiedlu i gadał z tamtym przez telefon. Wrócił tylko dlatego, że ja dobijałam sie na drugi numer. Wyjście do sklepu było tylko pretekstem, tak naprawdę chciał pogadać na osobności.Kiedy wrócił, zasiadł do kompa. Najpierw gg, ale tamten zaproponował skype'a, chciał go widzieć... słodzio...
Siedział przed tym cały wieczór, od jakiejś 19-ej do bodajże północy. "A czy ona nie jest zazdrosna?" zapytał tamten na początku. Więcej nic nie zobaczyłam, bo każda moja próba podejścia do kompa kończyła się zamknięciem okna. Siedział, pisał, gapił sie w ten monitor, uśmiechał a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić, bo szlag mnie trafiał! Czułam się tak cholernie źle, nawet nie na drugim planie, tylko chyba na dziesiątym, jak piąte koło u wozu...Próbowałam powiedzieć mu to wszystko, mówiłam wprost, że źle sie z tym czuję, że tyle czasu poświeca jemu, a mi nic, ale jakbym rozmawiała ze ścianą...
Rano zobaczylam do tego wszystkiego, że zablokował mnie na nk. Mój własny facet uniemożliwił mi dostęp do swojego profilu. Żebym nie oglądala jego pedalskich kochasi i nie wysyłała im żadnych wiadomości... A poprzedniego dnia kłamał jeszcze, że usunął konto, chyba na wypadek, gdybym go o to zapytała, nie miał odwagi powiedzieć mi tego wprost...
Kazałam mu sie wynosić. Tego dnia. Miałam tak dosyć czucia się jak małe gówienko, dośc tych kłamstw, tego kręcenia, raz kocham, raz nie kocham, poza tym jakie to kocham, jak za plecami tabuny kochasi... Do tego musiałam go utrzymywać, bo od miesiąca nie miał pracy a szukał w ślimaczym tempie.
Byłam tylko zła, bo do wszystkiego wcięła się moja matka, która miała mi za złe, że utrzymuję nieroba.
To był koszmarny dzień. On naprawdę nie miał się gdzie podziać. Jego rodzinny dom, mieszkanie właściwie to pijacka melina, bez ogrzewania i światła... Kiedy wyszłam z psem chodził za mną i rozmawiał z tamtym przez telefon, nadawał na mnie, jaka to jestem podła, że się wywyższam, bo mam mieszkanie. Potem powiedział, że współczuje chłopakowi, jaki będzie ze mną mieszkał...
Źle się czułam z tym, że wywalam go z dnia na dzień ale wiedziałam, że inaczej nic się nie zmieni, do niego nic nie docierało kiedy tłumaczyłam i prosiłam.


Przez kilka nastepnych dni chodziłam jak walnięta worem. Dobrze, że musiałam jeździć do pracy, miałam jakieś zajęcie. Albo spałam, żeby nie mysleć. Było mi tak źle i pusto bez niego, że nie wiedziałam co ze sobą począć. Najśmieszniejsze jest to, że to ja czułam się bezwartosciowa bez niego, nie bylo kogo sledzić a moje zycie wydawało mi sie takie nieciekawe. Ale starałam się ciągnąć, aby ten dzień dzień, i jeszcze jeden.. Strasznie ssało mnie w żołądku. Przez pierwsze dni kupowałam sobie piwo gdy wracałam do domu, było mi ciut lżej.
On, jeśli się do mnie odzywał to tylko z pretensjami Chciał mnie podać do sądu, bo początkowo miałam zamiar nie oddać mu jego rzeczy, był mi winien kasę.. Tylko, że ja nie mialam siły walczyć, postawić się... Zresztą przez cały czas tak było. Tak było kilka dni, te ciągłe smsy z jego pretensjami. Ktoregoś dnia napisałam, jakoś w trakcie to wyszło, że nadal go kocham i tęsknię.
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez Sanna » 30 sty 2011, o 09:39

Nic innego mi nie przychodzi do głowy oprócz tego że powinnaś się leczyć. Wspominałaś, jeśli dobrze pamiętam, że jesteś DDA. Możesz znaleźć terapię, naprawdę. Twoje postępowanie jest tak chore, że niewiele ponad to mogę powiedzieć.
Serce boli, jak się czyta co piszesz. Marnujesz swoje życie, tą są stracone dni, miesiące, które już się nie powtórzą.

Póki co, może tam nakierują Cię na jakąś pomoc doraźną:
http://www.kobieceserca.pl/index.html
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Filemon » 30 sty 2011, o 19:56

new*life - przeczytałem to co napisałaś, od deski do deski... chciałbym Ci powiedzieć dwie rzeczy:

- po pierwsze, nadal budzisz we mnie sympatię i podoba mi się sposób w jaki wyrażasz siebie... może to głupio zabrzmi w tym wątku, ale w moim odczuciu masz dobre pióro: umiesz przekazać to co czujesz i dzięki Bogu po wszystkich tych przeżyciach nie jesteś martwa uczuciowo - nawiasem mówiąc, Twoja historia "czyta się sama" i brzmi niczym wciągająca i aż niemal niewiarygodna opowieść...

- po drugie, jeśli uzależnienie od drugiego człowieka można by porównać do uzależnienia od alkoholu to wiesz jak Cię widzę...?

JAK ZARZYGANEGO NIEDOMYTEGO OD MIESIĘCY PIJAKA, ZE SPRÓCHNIAŁYMI ZĘBAMI, WRZODAMI NA CAŁYM CIELE, POBITEGO, ZGWAŁCONEGO, OKRADZIONEGO I SIEDZĄCEGO W PODARTYCH ŚMIERDZĄCYCH ŁACHACH W RYNSZTOKU, W KAŁUŻY BŁOTA I... DALEJ PIJĄCEGO Z BUTELKI DENATURAT... :? :( - NIE ŻARTUJĘ!!!

może ten obrazek Tobą potrząśnie i wyzwoli jakiś impuls, żeby samą siebie ratować - daj Boże!
a wydajesz mi się potencjalnie taką fajną osobą...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez caterpillar » 30 sty 2011, o 23:54

eh dziewczyno :? raz Ci sie udalo zerwac to kolejny raz tez dasz rade a w wolnych chwilach za literature polecam Twoje wlasne posty -CZYTAC WOLNO I UWAZNIE


p.s. opis Fila niesie w sobie duzo prawdy ..emocjonalnie tak chyba wygladasz

powodzenia!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez julkaa » 1 lut 2011, o 23:39

Przyznam od razu, że nie przeczytałam wszystkiego - ale wystarczająco dużo, żeby zrozumieć temat.
Najważniejsze, że to się skończyło. Wiem, że jest ciężko. Zawsze jest - jak jesteś na uzależnieniowym odwyku.
Pocieszę Cię, że skoro ta patologia Cię nie wykończyła, to Cię wzmocni. Na tyle, by już nigdy więcej w przyszłości nie wkopać się w taką kabałę. Będziesz ostrożniejsza.
Tak mało było Ciebie w tej relacji. Cały Twój świat skupił się wobec tego popieszonego człowieka. No bo on normalny nie był.
Wiem, że ciężko. że boli, ale musisz wytrzymać. Naprawdę już wystarczająco dużo czasu z nim zmarnowałaś.
A teraz leć szybko i się przebadaj na Hiv!!!!!
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez new*life » 4 lut 2011, o 07:12

---------- 05:24 04.02.2011 ----------

Przepraszam, że nudzę ale to jeszcze nie koniec...
Zaczęliśmy pisać w innym tonie, łagodniej, najpierw ja oczywiście, potem też on, że nadal mnie kocha, że chciałby ze mną być, tylko wszystko popsuła moja matka, która zaczęła się wtrącać... To prawda, zaczęła, bo mieszkanie w którym mieszkaliśmy tak naprawdę należy do niej. Zaczęła mieć co do niego zastrzeżenia bo zwolnili go z pracy, do której się za mocno nie przykładał, a nowej szukał w ślimaczym tempie, głównie siedząc na facebooku i badoo, ponadto miała juz wcześniej przeczucia co do jego orientacji a jego zniknięcia w niewiadomym celu tylko pogłębiały jej wątpliwości...

Spotkaliśmy sie, żeby porozmawiać. Niewiele mi ta rozmowa dała. On cały czas mówił o tym, co robił przez te dni, kiedy nie był ze mną. Okazało się, że był u tamtego. Niby na jakimś fajnym szkoleniu, czad po prostu, pisałam, że mają wspólne zainteresowania.
Rozmowa nastepnego dnia - podobnie. Miałam nocną zmianę, był ze mną w pracy. Nie pozbyłam sie tak łatwo nawyków, przewaniałam mu telefon, kiedy miałam do tego okazję.
I znów odkryłam płomienne smsy. Okazało się, że teraz kocha tego!!!Tamten napisał: kocham Cię, obiecaj mi, że to nie koniec... A "mój" były już w sumie: jesteś wspaniały, opiekuńczy, cudowny, po prostu boski, kocham Cię skarbie, obiecuję, że to nie koniec, wręcz przeciwnie - początek..." Coś w ten deseń...
Ja już nawet nie pamiętam, co on o tym mówił... Że przecież powiedziałam, że nie jesteśmy razem to co się czepiam...

Tylko jak można mówić jednego dnia jednej osobie, że się kocha tylko ją, a następnego to samo drugiej?
Zryczałam sie jak durna.
Miałam sobie za złe, że może gdybym była inna, bardziej się o niego troszczyła, tak jak tamten...

W Wigilię pracowałam, zaprosiłam go, żeby ją ze mną, w pracy. Cieszyłam się na tę noc, choć starałam sie tego nie okazywać nawet przed sama sobą. W sumie taka wyjątkowa, no i cała przed nami...
Nie było jakichś szczerych rozmów do rana, wyjaśniania sobie trudnych kwestii, padania w ramiona... Jeśli ja się nie przytuliłam to on nie zrobił tego pierwszy a nawet i wtedy to jego przytulenie, pocałunki były jakieś chłodne, obojętne... Jakby na siłę... Pozwoliłam mu się wykąpać, zjedliśmy co wzięłam ze sobą, potem siedzieliśmy przy kompach - każde osobno. Pisaliśmy do siebie ... na nk talku...Ech...Było obco.
Około północy zasnęłam. Został sam przy komputerze. Po pół godzinie gdzieś przebudziłam się i kątem oka zobaczyłam, że zapisuje coś na karteczce i chowa ją do kieszeni. Co raz też zerkał i patrzył, czy ja nie śpię. A kiedy wstałam i poszłam do kuchni - w pośpiechu czyścił historię. Gdy on zasnął, wyciągnęłam tę karteczkę z kieszeni - "Krzysztof, centrum i nr telefonu".... Humor mi siadł od razu.
Ale on wszystko potrafi wytłumaczyć. Powiedział, napisał mi raczej, że wszedł tam, aby sie wyżalić pierwszej lepsze osobie na czacie... A ja się oczywiście muszę wszystkiego czepnąć! Że robie to specjalnie, żeby sie go pozbyć...
Pierwszy dzień świąt przespałam. Kiedy już się wyspałam, leżałam i starałam się zasnąć na nowo, na siłę, żeby tylko nie myśleć. Potem pisałam z nim esemesy... Bardzo późnym wieczorem poszłam pod jego dom. Stałam i zastanawiałam się, czy tam jest. Przecież było tak zimno... Czy siedzi tam, czy u jakiegoś koleżki...? Nie zdecydowałam się jednak napisać... Drugiego dnia też się nie widzieliśmy.
Spotykaliśmy się po świętach. A to wpadł na chwilę, a to gdzieś w galerii... On większość czasu spędzał w galeriach, bo w domu zimno i głodno. Ja w pracy. Generalnie nie było jakiejś mowy o nas, że może coś się zmieni, żadnych deklaracji... ale mówił, że kocha i że chce być ze mną, ale tamci to tylko koledzy i nie zerwie kontaktu, bo dlaczego miałby to robić, on mi nie każe przestać się kolegować z dziewczynami...
Na sylwestra pojechał do pracy, którą załatwił mu ten boski kolega. I pojechał, po długich wahaniach i moich fochach... Bo kasa mu bardzo potrzebna. Tyle, że jeszcze przed dwunastą napisał z hotelu i powiedział, że nie dotarł do pracy. Że jest sam i tęskni. I inne miłe rzeczy. Tamten zrezygnował z tej pracy, dostał pilny telefon i zawrócił z drogi, więc i on sam nie pojechał. Podobno załatwił mu tylko nocleg i pojechał sobie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Hotel źle mi sie kojarzył...

Od tamtej pory jest dziwna sytuacja. Spotykamy się, widujemy, przychodzi do mnie do domu, je, czasem robi pranie ale na noc idzie spać do domu. Nie przyzna się do tego, ale widzę, że chętnie by został. Ale ja boję się tej sytuacji, boję się tego... Zresztą nie ma na razie takiej opcji. W zasadzie to teraz mieszka ze mną moja matka, to jej mieszkanie, nie pozwoliłaby na to...
Przychodzą mi do głowy myśli, żeby coś wynająć. Nie chce mieszkać z matką. Ale sama nie wiem czy podświadomie nie liczę na to, że zamieszkam z nim, że znów będe go miała i będziemy żyć długo i szczęśliwie...
Póki co, szlag mnie trafia kiedy widzę, że wchodzi na badoo, kiedy widzę, że piszą do niego koledzy, o których wiem, że są gejami, kiedy wiem, że przyjeżdża do niego ten pierwszy, ktoremu wyznawał miłość. Nawet jeśli nie pisza nic zdrożnego, nawet jeśli z tego spotkania wraca bardzo szybko nie mam pewności. Sama nie wiem czego oczekuję, że zerwie kontakty z nimi z dnia na dzień, że nagle stanie się w 100% heterykiem???
On sam przyznaje, że sie spotyka, ale nie na seks...!!
Hmm...
I co ja mam myśleć? Mówił tak od początku, nigdy się nie przyznał. No, coś tam bąknął, że kilka razy.. Że na loda... Ale na gg, nk pisał do nich co innego. Że jest pasywny. Uległy. Jak o tym myślę czuję jakby mnie ktoś kroił tępym nożem.
Założył sobie profil na fellow...

Jednocześnie cały czas mówi mi, że robi to wszystko tylko dlatego że lubi nawiązywać nowe znajomości. Że dlatego ma takie pikantne nicki, żeby zachęcić większą ilość osób do pisania... Fakt, jest towarzyski i lubi rozmawiać z ludźmi. Ale czy to tylko to...? Czy jest taki jak mi wmawia czy taki, jak przedstawia się w tych swoich rozmowach?
Nie wiem, po co ja się jeszcze w tym babrzę, czemu nie umiem przerwać raz kategorycznie... Może robie tym i jemu krzywdę. Ale z kolei gdyby naprawdę chciał być ze mną to już dawno by zerwał kontakty, a on zawierał wciąż nowe... I ze starych też nie rezygnuje... Teraz to już nawet nie ogarniam tego towarzystwa, tylu ich jest...

---------- 06:00 ----------

Za każdym razem kiedy się spotykamy dostaję od niego kopniaka. A to jakaś nowa znajomość, a to odkryty profil na fellow.. Reaguję już może przesadnie, alergicznie, denerwuje mnie wszystko co ich dotyczy.
A jednocześnie kiedy go nie widzę szukam pretekstu żeby się tylko z nim spotkać. Sama nadstawiam tyłek na te kopniaki. I ciągle liczę, że przestanę je dostawać, że nastąpi taki moment, kiedy będzie tylko mój.

Ale dziś w nocy znów przyłapałam go na czacie, z kamerką... Podałam się za jakiegośtam, napisałam do niego, wysłałam nawet jakieś foto z dopiero co założonej poczty... Pełen kamuflaż. Chciał się spotkać, w sumie nawet sam nalegał, podał adres... zaproponowałam anal bo napisał, że jest pasywny. Zgodził się...
Pasywny...
...

Autentycznie - jak o tym myślę, czuję, jakby mnie ktoś kroił w środku. Żesz kurwa...!
Przepraszam..


Dopiero gdy chciał numer telefonu podałam swój.
Oczywiście napisał, że wiedział, że to ja, dlatego tak pisał. Wiedział, jasne... Wróżka telepatka.

---------- 06:12 ----------

Czytam te swoje posty, czytam i sama nie wiem co czuję...
W niektórych momentach ryć mi sie chce.

Ja nigdy nie miałam nic przeciwko żadnym mniejszościom seksualnym, co mnie obchodzi kto w którą dziurkę lubi, oby tylko nie robił tym krzywdy innym.
A przez niego niedługo stanę się homofobem...
Oby nie...

Najgorsze jest to, że cały czas twierdzi, że może się zmienić, a ja się tym łudzę. Okłamuje mnie w żywe oczy i daje nadzieję na coś, czego i tak nigdy nie będę miała, w tym cała perfidia... Siedzi przy mnie, całuje, a innemu pisze, że kocha...
Nie moge tego pojąć.
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez ewka » 4 lut 2011, o 07:49

new*life napisał(a):Nie wiem, po co ja się jeszcze w tym babrzę...

To jest bardzo dobre pytanie, Life.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez woman » 4 lut 2011, o 09:19

new life, przeczytaj sobie jeszcze raz wolno i wyraźnie post Filemona bardzo Cię proszę.
Zastanawiam się co jeszcze zrobisz, oddasz mu flaki, wątrobę, zaczniesz razem z nim czatować na gejowskich stronkach?
Może zaaranżujesz mu jakiś fajny seksik, znajdziesz chętnego chłopaka, żeby zadowolił "twojego", przygotujesz im romantyczną kąpiel i czystą pościel?

Czy nie widzisz, że on Cię traktuje jak nic, zero, nic nie wartą rzecz!

New life, zdrowy emocjonalnie człowiek posiada jakieś granice własnej godności, której nikomu nie wolno deptać, czy Ty w ogóle posiadasz jakieklolwiek???

Dlaczego się nie leczysz na Boga!

My tu piszemy praktycznie sobie a muzom, mam wrażenie że nie czytasz nawet tego, tak zajęta jesteś opisywaniem perypetii swoich i tego człowieka.

I jeszcze jedno, nie próbuj go pojąć, ratuj siebie, siebie zrozum, a przede wszystkim to, dlaczego tkwisz w tym cuchnącym, toksycznym, rakotwórczym gównie.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez kajunia » 4 lut 2011, o 11:11

new*life napisał(a):Ja nigdy nie miałam nic przeciwko żadnym mniejszościom seksualnym, co mnie obchodzi kto w którą dziurkę lubi, oby tylko nie robił tym krzywdy innym.


Ależ new*life... To nie on Ci robi krzywdę, to Ty sama sobie ją robisz. Ja na Twoim miejscu wyprowadziłabym się do innego miasta, kraju, cokolwiek. Uciekłabym przed samą sobą jeśli nie umiałabym żyć widując go. Zmień nr telefonu, pocztę, odetnij się od niego fizycznie. I na terapię.

W ogóle... nie obawiasz się chorób, że on Cię czymś zarazi? Przecież to jest chorobliwy kłamca i osoba kompletnie niegodna zaufania. Przy takiej ilości niekontrolowanych kontaktów seksualnych ryzyko zarażenia się czymś jest po prostu kuriozalne. Nie obrzydza Cię on? Bo mnie bardzo :(
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez julkaa » 4 lut 2011, o 15:59

Nie chce Cie straszyć new life, ale osobiście znam tego rodzaju kolesia (biseksulaista, umawianie sie przez internet na sex z innymi facetami, itp ) i okazało się, że zaraził się HIV
Zbadaj się!
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez blanka77 » 4 lut 2011, o 16:09

I nie tylko na HIV. Ostatnio oglądałam program, w którym mówiono, że drogą płciową można się zarazić 16 chorobami.

I miej świadomość tego, że nawet jeśli jesteś zdrowa, to nie jest powiedziane, że tyle szczęścia będziesz miała nadal.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez limonka » 4 lut 2011, o 16:18

To zakrawa o masochism I Chora wrecz naiwnosc ... To Ze on jest bi lub gejem to ok... Ale faktu Ze jest meska Kurwa Nie moge zaakceptowac... Ty chyba tak... Szukaj dal siebie pomocy Bo siedzisz w tym gownie po uszy!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Filemon » 4 lut 2011, o 16:20

przed chwilą dokładnie to samo pomyślałem co limonka, ale zawahałem się, żeby to napisać... zatem teraz się dopiszę:

ZADAJESZ SIĘ Z KIMŚ, KTO ŻYJE JAK KURWA...

zamierzasz robić to dalej...??
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 75 gości

cron