dobranocka napisał(a):A czy warto czekać, ja jeszcze chcę, za wcześnie też u mnie na jakieś poważne rozmowy...ale zaczęłam bardziej egzekwować swoje potrzeby, jeżeli mu zależy to nie zignoruje ich, mnie (tym bardziej, że to nic takiego)
i tu się zgadzam z dobranocką! czasami za wcześnie jest na rozmowy, ale warto sobie wyznaczyć granice czasowe. żeby nie wyszło tak, że po 2 latach ciągle "jest za wcześnie". Ja już myślę o tym jaka powinna być ta granica. Może do Sylwestra? Nam wtedy stuknie pół roku... moim zdaniem, to już taki czas, że można pogadać poważniej. w tym czasie jak najbardziej mam w planie egzekwowanie potrzeb! apropo's to... upss... wyszło mi wczoraj na terapii, że podoba mi się ten układ, bo czuję się w nim kompletnie bezkarna!:) I to prawda - ja już sobie tak swobodnie egzekwuję potrzeby, że niedługo dojdzie do tego, że zadzwonie i wprost powiem "kochanie, wpadnij dzis wieczorem, bo mam ochotę pójść z tobą do łóżka":))))
liczę na wasze poczucie humoru, zeby nie wyszło, że mam tylko takie potrzeby!!!!
natka7911 napisał(a):Jestem po rozmowie z NIM, on wie ze sie zaangazowalam, i ciagle powtarza ze mnie o to prosil zeby tak sie nie stalo, ale czy my kobiety jestesmy w pelni zapanowac nad swoimi uczuciami, ja tez nie chcialam sie angazowac,chcialam podejsc do tego wszytkiego na luzie, i po czesci mam zal do siebie. On twierdzi ze narazie nie umie spojrzec na to inaczej, ze moze jeszcze potrwac to nawet ze 2 lata, zanim odetnie sie od przeszlosci. Ale mnie lubi, lubi spedzac czas ze mna , rozmawiac, chce miec we mnie oparcie, ale nie umie jeszcze kochac, choc jestem dla niego bliska osoba.
Ja tez go lubie, nie wiem to co czuje jest takie dziwne, bo ja chyba miloscia tego nie moga nazwac, ale to jest takie cos, czego nie umiem ubrac w slowa....
Dla mnie to wygląda tak jakby faktycznie coś miało z tego być. Ja bym to zrozumiała tak, że ON chce cię zatrzymać przy sobie mimo, ze złamałaś zasady i się "zaangażowałaś". W sumie mój "przyjaciel" chyba właśnie dochodzi do tego punktu. Moim zdaniem, to dobry punkt, bo oznacza akceptację mojego "zaangażowania", które wczesniej budziło dziki stach i panikę:) a z tego punktu to już całkiem niedaleko od akceptacji jego "zaangażowania". No przynajmniej tak to widzę.
Dlaczego ja też nie potrafię powiedzieć, że go KOCHAM? Jakbym miała się wysilić na definicję, to powiedziałabym, że łączy mnie z nim uczucie znacznie bardziej świadome niż miłość. Ale jakie????
ewka napisał(a): A czy nie jest tak, że trwając w takim układzie, który na tę stronę już nie układu, ale związku... że on na tę stronę raczej się nie przewróci i tym samym zabieracie sobie szansę na normalny związek?
nie zrozumiałam pierwszej części Ewo
(( ale co do drugiej, to jasne, ze masz rację, chwilowo sobie odbieramy, ale ja moim zdaniem wyjdę z tego "układu" dużo bardziej pewna siebie nawet jeśli zakończy się klęską. Poza tym nie mam zamiaru czekać na NIEGO w nieskończoność (granice!)