Dziwna sprawa!!!

Problemy z partnerami.

Postprzez woman » 8 lis 2010, o 09:11

Dziewczyny, napisałyście tutaj wiele mądrych rzeczy.

Chciałabym dodać, że ja też nie zawsze byłam wystarczalna finansowo, kiedy dzieciaki były małe też siedziałam w domu, gotowałam obiadki, prałam, sprzątałam i co wieczór padałam z nóg, bo praca w domu jest bardzo cieżka.
Jednak starałam się być samoobsługowa, mobilna, miałam prawo jazdy, znajomych, jakieś swoje życie, studia.
Fakt, że wówczas spotykałam się głównie z młodymi mamami, ale za to miałyśmy wspólne tematy, wspólne problemy i radości.
Mieszkałam z dala od rodziny, znajomych (praca męża), ale to na spacerze, to gdzieś w przychodni poznałam kilka mamusiek. Niektóre znajomości przetrwały do dziś.

Bianka, ja zaczęłam studia będąc na począteczku ciąży trzeciej.
W tym czasie miałam syna kilkuletniego i niepełnosprawną córeczkę, wymagającą całodobowej opieki, rehabilitacji, karmienia poprzez sondę, podawania leków.......
Pierwszy rok studiów byłam w ciąży, więc dawałam radę bez problemu z dwójką dzieciaków.
Synuś urodził się w sesji letniej, więc we wrześniu miałam poprawkową, a malutki miał wówczas 3 miesiące.
Było ciężko z trójką maluchów, ale ja baaardzo chciałam skończyć te studia, żeby móc pracować kiedy dzieci podrosną.
Wszystko to kwestia motywacji Bianko i chęci naprawdę.

Ja widzę to tak. Masz dwa wyjścia, albo pogodzić się z byciem w domu z córeczką, nauczyć się doceniać własną pracę i wkład w wychowywanie córki, albo przełamac się i małymi kroczkami przygotować sobie grunt do przyszłej nazwijmy to kariery zawodowej :)
Przy czym niekoniecznie musi byc ona związana z kierunkiem studiów.
Ja bym zaczęła od napisania tej nieszczęsnej pracy i obrony, szkoda byłoby zaprzepaścić lata nauki.

I jeszcze jedno, uważam zachowanie Twojej mamy za niedopuszczalne, jakby ceniła Cię za papier, a nie za to kim jesteś.
Wizażystka to świetny zawód i żaden wstyd na Boga.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez limonka » 8 lis 2010, o 14:44

woman napisał(a):Dziewczyny, napisałyście tutaj wiele mądrych rzeczy.

Chciałabym dodać, że ja też nie zawsze byłam wystarczalna finansowo, kiedy dzieciaki były małe też siedziałam w domu, gotowałam obiadki, prałam, sprzątałam i co wieczór padałam z nóg, bo praca w domu jest bardzo cieżka.
Jednak starałam się być samoobsługowa, mobilna, miałam prawo jazdy, znajomych, jakieś swoje życie, studia.
Fakt, że wówczas spotykałam się głównie z młodymi mamami, ale za to miałyśmy wspólne tematy, wspólne problemy i radości.
Mieszkałam z dala od rodziny, znajomych (praca męża), ale to na spacerze, to gdzieś w przychodni poznałam kilka mamusiek. Niektóre znajomości przetrwały do dziś.

Bianka, ja zaczęłam studia będąc na począteczku ciąży trzeciej.
W tym czasie miałam syna kilkuletniego i niepełnosprawną córeczkę, wymagającą całodobowej opieki, rehabilitacji, karmienia poprzez sondę, podawania leków.......
Pierwszy rok studiów byłam w ciąży, więc dawałam radę bez problemu z dwójką dzieciaków.
Synuś urodził się w sesji letniej, więc we wrześniu miałam poprawkową, a malutki miał wówczas 3 miesiące.
Było ciężko z trójką maluchów, ale ja baaardzo chciałam skończyć te studia, żeby móc pracować kiedy dzieci podrosną.
Wszystko to kwestia motywacji Bianko i chęci naprawdę.

Ja widzę to tak. Masz dwa wyjścia, albo pogodzić się z byciem w domu z córeczką, nauczyć się doceniać własną pracę i wkład w wychowywanie córki, albo przełamac się i małymi kroczkami przygotować sobie grunt do przyszłej nazwijmy to kariery zawodowej :)
Przy czym niekoniecznie musi byc ona związana z kierunkiem studiów.
Ja bym zaczęła od napisania tej nieszczęsnej pracy i obrony, szkoda byłoby zaprzepaścić lata nauki.

I jeszcze jedno, uważam zachowanie Twojej mamy za niedopuszczalne, jakby ceniła Cię za papier, a nie za to kim jesteś.
Wizażystka to świetny zawód i żaden wstyd na Boga.
WOMAN podziwwiam!!! powiem szczerze ze jam mam tylko 2jke...ale jak pomysle o szkole.....to ciesze sie ze mam za soba...jak bylam z peirszym dizeckiem w ciazy to akurat skonczylam studia tutaj za granica bo te z polski sie nie nie liczyly:(
ciezko bylo ale warto!!!!!!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez caterpillar » 8 lis 2010, o 15:11

Woman... normalnie czapki z glow :szok: :kwiatek2:

takie osoby jak Ty usiwadamiaja mi jakim potrafie byc leniem i narzekaczem bez powodu :oops:

i sluszna uwaga z tym zakonczeniem szkoly!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez woman » 8 lis 2010, o 19:04

:oops: Dziewczyny, dajcie spokój bo się rumienię.
Dla mnie w tym momencie te studia to była odskocznia od domowej harówy, od obciążenia jakim jest nieuleczalnie chore dziecko....taki wentyl bezpieczeństwa, żeby nie zwariować.
Nianię miałam tylko na soboty zjazdowe, przeważnie była nią moja siostra, a czasem tez niania z wynajęcia, ale medal temu kto znajdzie chętną do chorego dziecka.
W niedziele zjazdowe obowiązki wszelakie przechodziły na męża, który nieraz biadolił "po co Ci te studia", ale ja już wiedziałam swoje i nie dałam się zbić z pantałyku.
Uczyłam się po położeniu dzieci spać, oraz w trakcie ich dziennych drzemek.

Nie piszę tego, żeby Biankę zdołować, ale czasem nie dostrzegamy jak wiele mamy od losu, a zdrowe dziecię to już doprawdy SKARB.
Nie wierzę Bianko, że nie poradzisz dobie z napisaniem pracy, wystarczy zacząć, a potem już jakoś pójdzie. :)
Mnie też czasem ciężko się zebrać, coś wydaje mi się ponad siły, ale jak już przełamię się i zacznę pomalutku ruszać temat okazuje się, że nie taki diabeł straszny.

No to jak? Umawiamy się, że spróbujesz??? 8)
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Bianka » 8 lis 2010, o 19:26

Sprobuję Woman:) mam taki plan:)
Też podziwiam, współczuję, najgorsze co to chore dziecko:(
Moja siostra tęz ma trójkę i jedno chore i ja się strasznie bałam i nadal boje o moją kruszynkę, chociaż wszystko jest ok...

Ja miałam też we wrześniu zdawać i dupa, mąż w pracy a ja sama z maludą, nie miałam z kim zostawiać i tak minął wrzesień i czas poprawek, bo w czerwcu nie zdawałam nic ani nie dotarłam na nic i szczerze w połogu sobie tego nie wyobrażam, mam koleżankę co się broniła 2 tyg. po porodzie no i nie wiem jak to zrobiła, chyba ktoś jej musiał zabierać dziecko na czas nauki:/

Jak nie skończę to już zawsze w rodzinie będę tym dziwnym przypadkiem uznawanym zapewne za przygłupa no bo innego wytłumaczenia na brak wykształcenia oni nie widzą:/
Szkołę było też trzeba zapłacić i to za nas dwóch bo mąż też studiował i nie zrobiliśmy tego, nie daliśmy rady, teraz jak zmienił prace mam nadzieje będzie inaczej...
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez woman » 8 lis 2010, o 21:04

Yuppi, taki plan to jest bardzo zacny plan :)
trzymam kciuki mooocno!!!!!!

Ja wierzę w efekt lawiny,
Robimy coś dla siebie, co pociąga za sobą kolejne rzeczy i zdarzenia, a potem idąc za ciosem dziwimy się sami sobie że wydawało nam się to trudne na początku drogi.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez limonka » 8 lis 2010, o 21:50

woman napisał(a):
Nie piszę tego, żeby Biankę zdołować, ale czasem nie dostrzegamy jak wiele mamy od losu, a zdrowe dziecię to już doprawdy SKARB.

8)
swieta prawda:) moj starszy syn mial mala operacje tuz po narodzinach..a ile bylo strachu :(
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Justa » 8 lis 2010, o 23:05

woman, normalnie kłaniam Ci się w pas... :zawstydzony: :kwiatek2: A jak teraz dajesz sobie radę z córcią, kto się nią opiekuje? (bo z tego, co kojarzę, pracujesz zawodowo?)

Bianka, spokojnie, krok po kroku - do wszystkiego dojdziesz w swoim czasie, jeżeli będziesz podejmować próby. :)
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez woman » 8 lis 2010, o 23:19

Justa, mojej córci nie ma już wśród nas.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez limonka » 8 lis 2010, o 23:29

woman napisał(a):Justa, mojej córci nie ma już wśród nas.
:cry:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez woman » 9 lis 2010, o 09:06

Minęło już kilka lat i chyba zaczynam o tym mówić otwarcie.
Jestem z tym faktem pogodzona nareszcie,
cieszę się życiem już bez poczucia winy, które męczyło mnie kawał czasu.
Nie wiem czemu matki często obwiniają się za chorobę swych dzieci, jakby faktycznie były temu winne.
Ale powodów można sobie znaleźć wiele, a to że mogłam będąc w ciąży brać więcej witamin, albo mniej, pić więcej mleka, dbać bardziej o siebie, mniej się denerwować.......



Dlatego też teraz jak mi ktoś marudzi, że ma źle bo kasa, bo szkoła, bo praca to mnie jakieś "złe" nachodzi i zaczynam umoralniać.
Masz dzieci zdrowe????? To się ciesz, ucz, pracuj i nie narzekaj.
Z drugiej strony doskonale sobie zdaję sprawę, że to nie takie proste.
I taka już natura człowieka, że doceniamy to co tracimy.

Bianko, się rozpisałam u Ciebie :wink:
Nie miej za złe.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 9 lis 2010, o 12:10

---------- 11:08 09.11.2010 ----------

woman, :pocieszacz:.


Co tu dużo pisać - ogromnie mi się podoba Twoja postawa i już !


---------- 11:10 ----------

Żal, że ludziska sami się skreślają, iż nie potrafią podołać przeciwnościom; że tracą godziny na wymyślanie i powtarzanie schematycznych wymówek, zamiast cokolwiek podziałać...

---------- 11:10 ----------

Od dzisiaj mam postanowienie, że ilekroć będę chciała pomarudzić, to zastąpię to uśmiechem :D.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez Sansevieria » 9 lis 2010, o 14:25

Woman, zdążyłam Cię już polubć i cenię to, co piszesz na tym forum. Wiele razy miałam wrażenie, że sama coś tam bym napisała, ale Ty zrobiłas to wcześniej.
Tragedia, która dotknęla Ciebie i Twoją rodzinę - na to trudno znaleźć słowa. :(
I bardzo mi zależy, żebyś tego, co zaraz napisżę nie odebrała jakoś osobiście. Naprawdę bardzo.

Jak pewnie daje się zauważyć jestem raczej zdystansowana i nie piszę zbyt emocjonalnie. Zresztą dałaś zastrzeżenie, że zdajesz sobie sprawę, że pewne rzeczy nie są takie proste. Tym niemniej tekst:

woman napisał(a):Dlatego też teraz jak mi ktoś marudzi, że ma źle bo kasa, bo szkoła, bo praca to mnie jakieś "złe" nachodzi i zaczynam umoralniać.
Masz dzieci zdrowe????? To się ciesz, ucz, pracuj i nie narzekaj.


to jest tekst, którego nienawidzę. To postawa, zgodnie z którą funkcjonowałam latami. Zgodnie z tą dyrektywą byłam wychowywana. Postawa, którą przyjęłam za swoją i która spowodowała, że jako dziecko marzyłam o tym, żeby mnie dotknęła jakaś solidna tragedia, bo tylko tragedia w moim mniemaniu dawała prawo do cierpienia, płaczu czy zniechęcenia. Która zabiła moją empatię zanim się narodziła. Która ukształtowała zimnego, życiowo skutecznego potwora, pozbawionego współczucia. Tak traktowałam siebie i tak kazałam żyć innym. Byłam emocjonalną kaleką. Zabrano mi mozliwość emocjonalnego funkcjonowania na normalnym poziomie. Na grupie terapeutycznej widziałam łzy w oczach dziewczyn, gdy opowiadałam swoją historię życia i nadal byłam przekonana, że w sumie marudzę i nie rozumiałam, co w tym moim opowiadaniu takiego znowu strasznego. Bo nie byłam przecież bita i nie głodowałam, i mogłam się uczyć, i z ciężkiej choroby wyzdrowiałam. I w ogóle najchętniej to bym im wszystkim skutecznie wytłumaczyła, że mnie żadna tragedia nie spotkała. Nie sprostałam sile gupy. Na wielkie szczęście.
Na tym przekazie zbudowałam jedno z najsilniejszych swoich zaprzeczeń.

Po terapii jestem w stanie przyjąć, że osobie ogólnie zrównoważonej i bez dużych urazów z przeszłości ten tekst może pomóc. Jestem w stanie przyjąć, że osobie z pewnego typu problemami może pomóc. Ale wiem na pewno, że to jest lekarstwo, które należy stosować z bardzo dużą ostrożnością. Bo zaaplikowane komuś takiemu jak ja przed terapią - może zabić. Bo przedawkowane powoduje śmierć w męczarniach. A zdrowienie i rehabilitacja są drogą przez mękę. Nadal, po kilku latach pracy terapeutycznej muszę na to bardzo uważać i nadal ten głos czasem mi każe krzywdzić siebie. :(

Jeszcze raz proszę - Woman, nie bierz tego osobiście.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez woman » 9 lis 2010, o 14:47

Sanseviera, twój głos w dyskusji uważam za bardzo cenny.
Ja wiem, niby rozumiem, że każdy człowiek jest inny i dla jednych przeszkoda to wyzwanie, a niektórzy walczą ze sobą każdego dnia, żeby wstać, żyć i zrobić cokolwiek.
Rozumiem, że szczególnie w depresji słynne "weź się w garść" to niemalże gwóźdź do trumny

Ja też mam takie momenty, że wykonanie telefonu wydaje mi się ponad siły, a chwile te trwają nieraz dłużej niż dzień czy dwa.
Ale walczę, próbuję, pokonuję siebie i swoje słabości.

Zapewne mierzę innych swoją miarą, szczególnie w obliczu własnych doświadczeń i zapewne nieświadomie tym krzywdzę.
Obiecuję poprawę :)


Ps. Podniebna, tak trzymaj :wink:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez caterpillar » 9 lis 2010, o 15:21

Maz duzo,duzo racji San ,jednak ja rowniez przychylam sie do tego co napisala Podniebna

Żal, że ludziska sami się skreślają, iż nie potrafią podołać przeciwnościom; że tracą godziny na wymyślanie i powtarzanie schematycznych wymówek, zamiast cokolwiek podziałać...


Woman.. jak ja uwielbiam Twoj nick i avatar

:usmiech2: ..byc moze to tylko na pokaz ale ciesze sie ,ze po tym wszystkim chcesz byc postrzegana jak prawdziwa kobieta ,ktora ma jeszcze wiele do zrobienia w swoim zyciu..i tak Cie odbieram.

Pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 196 gości

cron