kurcze.. czego nie napisze, mam wrazenie, ze na sile doszukujecie sie zachowan patologicznych. w najprostszych stwierdzeniach. ja wiem, ze ze wszystkim mozna przegiac.. ale czy w moim 'bo sie o niego martwie? troszcze? chce jak nalepiej? no jak tu sie nie martwic o kochana osobe?' naprawde trzeba sie doszukiwac przegiec?
wracasz z facetem w srodku nocy, zima, z imprezy. oboje najebani, on bardziej, chce usiasc na przystanku i spac, albo kladzie sie na sniegu -> martwisz sie o niego. ciagniesz do domu. bo co, jesli go zostawisz, a on zamarznie, zanim zgarnie go policja?
wraca do domu w srodku nocy, pijany w cztery dupy, po chwili zapada cisza. obudzil cie, wychodzisz z pokoju. spi na podlodze -> martwisz sie. przykrywasz go chociaz kocem, zeby nie marzl tak do rana.
kolejny dzien widzisz, jak wraca do domu i pierwsze co robi, to otwiera piwo i odpala gre -> martwisz sie. cos sie dzieje z nim, zlego, i sie martwisz. a na punkcie uciekania w gry to akurat jestem wyczulona, bo sama bylam uzalezniona od gier, wiem jak to wyglada i jak wciaga. ponad rok przesiedzialam grajac calymi dniami.
wiesz, ze mial plany na weekend, tyle mieliscie razem zrobic, a on do popoludnia nie chce wyjsc z lozka -> martwisz sie. wiesz, ze w niedziele powie ci 'znowu nic nie zrobilismy'. i wcale mu nie bedzie z tym dobrze.
trzeci dzien siedzi w domu, nie chce wyjsc nawet po bulki. wyciagasz go na spacer, bo to najstarszy chyba znany sposob na poprawienie humoru, on uparcie nie chce -> martwisz sie.
Sansevieria napisał(a):Troszczę się. Jak sie troszczysz?
ja sie nie troszcze jakos mega, bo to niezalezny czlowiek, ktory i tak zawsze zrobi, co zechce.. i nie mam na niego wplywu i tak zadnego.
kawe zrobie rano. zaproponuje sniadanie, chociaz wiem, ze i tak odmowi (ale sie nie obraze, jesli odmowi). powiem, ze nie musi po mnie przyjezdac nas dworzec na przyklad, bo wiem, ze to daleko i ze szkoda mu czasu (i tez sie nie obraze). nie troszcze sie jakos przesadnie, tyle, co o siebie. na przyklad jak sobie kupie sok, to jemu ciastka, bo - w przeciwienstwie do mnie - lubi. albo, kiedy nie jadlam miesa, gotowalam dwie zupy - jemu na miesie, na przyklad. i nigdy nie mialam z tym problemu.
Sansevieria napisał(a):Chcę jak najlepiej? To zasadniczo powinno być normalne, ze się dla kogoś kochanego chce jak najlepiej. Ale to co normalne może ulec zwyrodnieniu, gdy mniej czy bardziej świadomie "wiem lepiej co dla niego/niej dobre". Zwłaszcza jeśli mniej czy bardziej świadomie działam tak, by ten kochany ktoś realizowal moją koncepcję.
wierzcie mi, na niego nie mozna wplynac. w zadnym aspekcie zycia. absolutnie nie chce go tez zmieniac, bo w takim nim sie zakochalam, a nie w innym. a po drugie, przeciez ludzie sie nie zmieniaja.
ale widze, ze on moze w zyciu wiecej i ciagne go do gory (chociaz, teraz.. teraz to ja go pewnie ciagne w dol :/). wlasciwie, w zdrowych czasach tego zwiazku, oboje sie ciagnelismy do gory - jakkolwiek abstrakcyjnie by to dla was nie brzmialo. i on sam tak mowil od poczatku: 'jestes inspiracja. motywujesz mnie do dzialania. sprawiasz, ze mi sie chce'.
wiec.. nie, nie sadze, zebym przeginala. bo ja przede wszystkim na nic nie nalegam - juz sie nauczylam, ze to nic nie da w stosunku do niego.
'poszlabym na spacer, pojdziesz ze mna?' 'nie mam ochoty' 'moze jednak?' 'nie, idz sama' - no, to ide. a nie, ze foch.
kiedy nie zgadzamy sie w wyborze filmu na wieczor, proponuje podzial: dzisiaj ty wybierasz, ja jutro. i jest ok.
ja chce zasnac w ciszy, ty chcesz ogladac telewizje -> tu dlugo nie wiedzialam, co zrobic, bo nie jestem w stanie zastac nawet przy uspionym laptopie (wiatrak chodzi), a przy telewizorze, filmie, muzyce - nie ma opcji. opcja, ze dzisiaj zasypiamy po mojemu, a jutro po twojemu tez nie dziala - nie zasne tak dlugo, az on zasnie, i wreszcie moge wylaczyc. ale tak, chce zasypiac w ciszy i nie ukrywam, ze wlaczenie czegokolwiek, 'byle cos lecialo', to glupota. czasem proponuje wtedy 'to ty sobie obejrzyj, a ja bede spac w drugim pokoju' ale nigdy 'wez to wylacz, bo spac nie moge'. nie wiem, jak tu znalezc kompromis, bo nie chce, zeby przeze mnie zmienial swoje przyzwyczajenia.
jesli chcialabym cos w nim zmienic.. to chcialabym, zeby spedzal czas kontruktywnie, a nie uciekal w gry. i chociaz to jego zachowanie pojawilo sie niedawno, nie potrafie tego zaakceptowac. mysle, ze to dlatego, ze sama zmarnowalam kawal zycia grajac.
i chcialabym, zeby nie budowal tej sciany milczenia wokol siebie i mnie nie odpychal. chcialabym, zeby powiedzial 'kochanie, ja teraz bede sie do ciebie nie odzywal przez tydzien, bo taki mam schemat, ale kocham cie i wroce'. i juz. i tak, mowilam mu to.