kochać biseksualnie...?

Problemy z partnerami.

Postprzez Abssinth » 20 lip 2010, o 14:56

a co Ty myslisz, new life....?

sciski,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez smerfetka0 » 24 lip 2010, o 19:35

jak sie sprawy maja?
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez new*life » 3 sie 2010, o 12:37

Przepraszam, że długo się nie odzywałam. Założyłam wątek, a teraz sama się z niego wycofuję, jak zwykle, gdy są problemy....

Jest mi bardzo przykro jeśli ktokolwiek poczuł się tu urażony, źle potraktowany z mojego powodu. Rozumiem, że ktoś (Filemon..:)) może nie chcieć się tu więcej wypowiadać... Jest mi przykro Filemonie, że tak się stało, że mój chłopak tak na Ciebie naskoczył. W sumie to Ty pierwszy nazwałeś rzeczy po imieniu, bez owijania w sentymentalizm, jak ja to robiłam... Przepraszam, bo to z mojego powodu, choć nie z mojej winy. Nie sądziłam, że sprawy przybiorą taki obrót. Nie zaprosiłam go na to forum specjalnie, ale kiedy to się już stało, kiedy sam je odkrył i odezwał się tu miałam przez chwile nadzieję, że to przyniesie coś pozytywnego, że napisze coś od siebie, ustosunkuje się do moich słów lub słów kogokolwiek z Was... Że coś się może zmieni. A zrobiło się tak nieprzyjemnie.

Jak się sprawy mają? Czy coś się zmienia?

Hmm... .Chyba nie wspominałam, że przyznał się jakoś ostatnio, że jednak spotykał się z tymi facetami. Można to uznać za jakiś sukces bo ja zawsze mówiłam i mówię, że lepiej poznać prawdę niż być okłamywanym. O ile oczywiście idzie za tym „żal za grzechy” i chęć poprawy. Bez tego nie ma rozgrzeszenia, sama spowiedź nie wystarczy... No więc przyznał się. Do tej pory twierdził, że tylko pisał a spotkał się tylko z tym jednym, o którym sama się dowiedziałam. Teraz się przyznał. Przygotował mi tę łagodniejszą wersję, że zawsze tylko oni robili mu laskę. Hmm... Może tak, może nie. Ja pewna jestem tylko jednego: że potrafi kłamać jak z nut. A już tego, co kto komu tam robił – to niekoniecznie. Już w to nie wnikam, nie chcę wnikać, to za bardzo boli.
Zmienił też sposób bycia, jest czulszy, milszy, chyba nawet cierpliwszy (co u niego jest dużym sukcesem). Robi mi prezenty... Taki bardziej kochany.
Teraz zdałam sobie sprawę, że jakby więcej czasu spędza w domu...Kiedyś wyjeżdżał do pracy 3 godziny wcześniej, choć na dojazd potrzebował tylko 2 godzin. Teraz wyjeżdża na styk. Po pracy niestety nie, gdzieś czasem zabawi dłużej. A to nie zdąży na pociąg, a to coś tam...Mówi, że był tu czy tu, ale to są jego słowa a ja już nie dzwonię, nie sprawdzam bo nie chcę po raz n-ty usłyszeć, że siedzi w kiblu w galerii handlowej. W zasadzie kiedy ma wolne tez siedzi w domu raczej. Powinnam się cieszyć? Może. Tylko... Czy to wystarczy? Nawet gdyby teraz zmienił się o 180 stopni i stał się partnerem idealnym to ja nie wiem, czy jestem w stanie mu uwierzyć. Okłamał mnie już chyba na wszystkie możliwe sposoby. I na moje zarzuty reagował na wszystkie możliwe sposoby. I złością, że o coś go podejrzewam, i ze stoickim spokojem kiedy mówił mi prosto w oczy, że nie mam racji w swoich podejrzeniach, i wyśmiewając moje podejrzenia... Rozmaicie. A potem często okazywało się, że miałam rację, że podejrzenia były słuszne. Więc skąd mam wiedzieć, czy znów mnie nie okłamie? Skąd mam wiedzieć, czy to nie jest tylko coraz lepszy kamuflaż? Może i siedzi ze mną w domu, może i ciągnie mnie ze sobą jeśli chce gdzieś jechać, ale jeśli ja z nim nie pojadę to może wykorzysta okazję i z kimś się spotka? Tak jak ostatnio, kiedy chciał, żebym jechała z nim na działkę, pisał niby z sąsiadem z działki ale jednocześnie (a może tylko?)umawiał się na całowanie na kocyku! Nie doszło to wtedy do skutku, zobaczyłam te smsy, ale co z tego? A co, gdybym ich nie zobaczyła...?

Ktoś pytał, gdzie jest moje dno, jakiego upokorzenia muszę doznać, żeby oprzytomnieć. Myślałam, że już jestem na tym dnie ostatnio, kiedy przeczytałam te SMS-y. Albo następnego dnia, kiedy mówił mi, że zostaje 3 godziny dłużej w pracy, a potem okazało się, że bujał sobie wtedy gdzieś po mieście... Wiem, że moja wyobraźnia odlatuje, ale akurat wtedy terazWaw_19pas pisał na czacie: „dam ostro”... wiem, to nie musiał być on. Ale oszukał, że jest w pracy - na pewno on. Gdzie więc wtedy był?

To było 15 lipca. Myślałam już, że jestem w stanie wywalić go ze swojego życia na zbity pysk. Urobił mnie jak ciasto na placki. Naobiecywał poprawę, natłumaczył mętnie, prosił o szansę, bo tylko ja mogę go uratować. Zapisał nas do psychologa, skoro sami nie możemy się dogadać... Trwałam w tym... Tylko tak mogę to określić – trwaniem. To nie to, że ja wierzę w jego słowa, w te jego mętne tłumaczenia. Czasem są tak bzdurne, że śmiech mnie ogarnia. Ja raczej wierzę w to, że on chce się poprawić i to jest moje przekleństwo. Naiwnie wierzę w jego dobre chęci, w jego postanowienie poprawy. Że może od teraz, może od dziś … On to jeszcze podtrzymuje twierdząc, że przecież tyle już się zmieniło, że zmiany następują powoli, że to nie tak od razu, ale on się zmieni. Nie wiem, jak mam to rozumieć. Że do tej pory zdradzał mnie non stop, a teraz już tylko od czasu do czasu..? I że co, do tej pory kręcili go faceci a teraz już nie będą? Nawrócony gej??? Czy coś takiego może zaistnieć w przyrodzie? No, załóżmy, że jest bi ale i tak jakoś mnie to nie przekonuje.

Poza tym nie wiem, czy on zwyczajnie jest w stanie przestać kłamać. Czasem obserwuję z boku jak kłamie innym-on to robi automatycznie, czasem nawet nie musi kłamać, ale robi to ot tak, żeby ulepszyć swoją rzeczywistość. Nie pisałam o tym, ale on jest DDA, to może trochę wyjaśnia...
Trochę jestem ciekawa tej wizyty u psychologa. Czy będzie mu wciskał taki kit jak mi? Czy tak samo jak na tym forum powie, że bardzo chce się zmienić i bardzo mnie kocha... Co psycholog może mu na to odpowiedzieć? Bo co mi mówi to ja wiem, już od dawna chodzę.

A co z obietnica zmiany? Cóż, w ramach tej wielkiej poprawy zalogował się na inny portal gejowski. Podobno przypadkiem, bo mu reklama „latała”. Więc od razu trzeba się logować... Skąd ja o tym wiem? Prawda czasem sama wychodzi na jaw. Odkryłam to, kiedy siedziałam na czaterii. Po ki czort ja tam wchodzę? Chyba liczę, że uda mi się go tam złapać. No i złapałam – link na tę stronę. Kliknęłam z ciekawości a tam już wpisany adres mailowy mojego ukochanego! Pomyślałam jeszcze sapiąc z gniewu – spokojnie, może to z dawniejszych czasów, cicho... Wieczorem jakoś tak przycupnęłam obok kiedy sprawdzał swoją pocztę. Od razu rzuciła mi się w oczy nazwa tego portalu- przyszedł mu link aktywacyjny. Z 19. lipca! 4 dni po wielkich obietnicach!
A kilka dni temu, pewnie w ramach odbudowywania mojego zaufania, zainstalował sobie kamerkę na czaterii. Zobaczyłam kod aktywujący w jego telefonie. Twierdził jeszcze, że mimo tego nie udało mu się jej zainstalować i wcale nie zamierzał siedzieć, tylko tak, żeby sprawdzić... Dziwne, bo udało się to mi, choć znam się na kompiutrach mniej od niego...

Kłamie, bezczelnie w żywe oczy...

Zlikwidował konto na tym portalu i zaperzał się, że ani razu tam nie wszedł, ale jakie to ma znaczenie? Gdybym tego nie zobaczyła to pewnie by go nie zlikwidował i może kiedyś by tam wszedł...


Czy ja potrafię mu zaufać po tym wszystkim? Po tym, jak odpisywał na te wszystkie smsy, choć dobrze widział, że łzy cisną mi się do oczu z bezsilności? Po tym, jak po kłótni zaczynałam go urabiać, żeby nigdzie nie wychodził, bo bałam się, że z jakimś się spotka? Po tym, jak wystawił jednemu oblechowi fiuta w krzakach, a potem jak gdyby nigdy nic wrócił do domu i położył się obok mnie? A może po tym, kiedy to umawiał się smsami z kolegą na jeżdżenie quadem po lodowisku (o 21-ej...)a potem wrócił zadowolony i mówił, jak mu to dobrze zrobiło, bo czasem czuje się jak na smyczy... Potem znalazłam zapisany numer tego kolegi. Ze wszystkimi rozmiarami, 17 cm zdaje się, miał...

Filemon na pewno ma rację w jednym – jeśli zostanę z nim wiedząc to, co wiem to sama będę sobie winna. Uświadomiłam to sobie już jakiś czas temu i od tamtej pory ( a było to w maju, jeśli dobrze pamiętam...) nadal z nim jestem więc w sumie nie powinnam Was nawet prosić o pomoc, bo mam to, co mam na własne życzenie...bardzo mi pomogliście, bo czasami myśli się macicą, a nie mózgiem. Nazwaliście rzeczy po imieniu, dopiero teraz zobaczyłam, że ten mój król jest nagi i taki śmieszny... Mam zaufać człowiekowi, który nie kłamie chyba tylko wtedy, kiedy się pomyli? Bo on mi mówi, że mnie kocha? Mówił mi to już wcześniej, a potem szedł „oddawać się” innemu... I znów mówił, że mnie kocha. No to mam gdzieś takie kochanie.
I jeszcze potrafił nakrzyczeć na mnie.... tak jak ostatnio, kiedy odkryłam, że siedzi na czaterii w mojej obecności. Wykrzyczał mi, że ciągle się czepiam, bo on chce z tym skończyć i już tyle czasu nie siedział! I że traktuję go jak śmiecia!! No ręce opadają. Za chwilę się dowiem, że to przeze mnie on wchodzi na ten czat.

Z drugiej strony, podobno "w człowieka nie wolno wątpić póki żyje..."
Zawsze jest opcja, że się zmieni. Jest bardzo młody a do tej pory nie miał łatwego życia. W sumie to nie miał mu kto pokazać, jaka to jest normalnie funkcjonująca rodzina. Jego rodzice są alkoholikami, wychowywał się w domu dziecka. I tak zmienił się, odkąd jest ze mną. Ale kłamać się nie oduczył. Myślę, że przydałaby mu się terapia. Ale żadna terapia nie odciągnie go od gejów...
I, nawet jeśli on miał trudne życie to czy to znaczy, że i mi musi takie zgotować? Ja też miałam przesrane, tylko po swojemu...


Ktoś tam wspomniał o współuzależnieniu. Coś w tym jest... mam chyba skłonność do tego. W końcu jestem DDA. A mój ukochany jest w sumie już trzecią osobą, na której „wiszę”, której życiem żyję zamiast swoim. Te dwie pierwsze to nie byli moi partnerzy ale osoby mi bliskie, które za wszelką cenę starałam się chronić, dbać o nie i ratować, zapominając o sobie. Wtedy też ludzie mi się dziwili, czemu w tym tkwię, czemu tak sobie marnuję życie. A ja nie widziałam problemu, czułam, że tak muszę, że inaczej nie potrafię. Bo kto o nich zadba, jeśli nie ja? Teraz żałuję, bo przy jednej z tych osób zmarnowałam 8 najfajniejszych lat życia. I co robię? Od nowa, Polsko Ludowa, pakuję się w kolejne współuzależnienie... I choć wiem, co to jest i że w tym tkwię to jednak tak trudno jest się wyzwolić.
A przecież ja powinnam zająć się swoim życiem, swoimi sprawami, a nie ciągłym sprawdzaniem, czy mój kochany znów robi mnie w trąbę, czy nie... On powinien być moim oparciem, ale to ja jestem za swoje życie odpowiedzialna. I tu mam wybór: albo z nim zostanę, zaufam mu i przestanę węszyć, bo takie życie jest nie do zniesienia, albo muszę się rozstać.

Kiedy zakładałam ten wątek miałam jeszcze resztki jakiejś nadziei, że może coś się uda uratować, może coś się zmieni... Teraz jest tylko kompletna rezygnacja. Powiększająca się z każdym odkrytym kłamstwem. Im więcej kłamstw, tym mniej nadziei. Słyszę tylko ciągle, że mnie kocha i że się zmieni. I co robi?
Zresztą, nawet gdyby nie zalogował się na ten portal, nawet gdyby nie zainstalował tej kamerki i nie zrobił wielu innych świństw – po czym ja miałabym poznać, że coś się zmienia??? nawet gdyby był szczerozłoty, dobry, kochany – skąd mam wiedzieć, czy właśnie w jakiejś kafejce internetowej nie siedzi na tym ociekającym spermą czacie?? Skoro nie będąc już w pracy potrafił mi powiedzieć, że właśnie tam jest (z tekstem: „poczekaj, muszę kończyć, bo szefowa idzie!” :)) to jakim jest problemem pakując jakiemuś chłopaczkowi fiuta do ust nałgać mi, że właśnie siedzi na kiblu, powiedzmy... Czemu ja mam się zastanawiać i domyślać? ILE JESZCZE MAM, KURWA, CZEKAĆ????

Przepraszam za nieparlamentarną odzywkę, najwyżej mnie tu zablokują ale tak właśnie czuję, poniosło mnie...

Nie mam już sił. Jest mi tak źle, że pragnę tylko, by to się już skończyło...Żeby przestało boleć, kłuć, dokuczać, żebym przestała zastanawiać się co robi, gdzie, z kim. Żeby stał się cud i żebym mu znów uwierzyła, a on, żeby przestał kłamać. Albo żeby już sobie poszedł.

Myślicie, że tu jest jeszcze o co walczyć?
Tak bardzo chciałam go mieć... Nie myślałam, że cena jest tak wysoka.
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez pszyklejony » 3 sie 2010, o 13:09

Jest o kogo walczyć. O siebie.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez mała mi » 3 sie 2010, o 13:22

Osobą która może to skończyć jesteś tylko Ty i tylko od Ciebie zależy jak potoczy się dalej Twoje życie.
Avatar użytkownika
mała mi
 
Posty: 13
Dołączył(a): 16 lip 2009, o 08:52
Lokalizacja: z lasu

Postprzez new*life » 3 sie 2010, o 14:47

Wiem, że muszę walczyć o siebie... muszę przestać uzależniać tak swoje życie od innych.

Zrozumiałam wczoraj, jak bardzo jestem popaprana i współuzależniona, kiedy usiłowałam powstrzymać się by nie przejrzeć mu telefonu... Czułam, że nie powinnam tego robić, że to nic nie da. Przecież znalazłam już tyle dowodów jego niewierności, sam się przyznał, po co jeszcze szukać i drążyć? Ale nie mogłam tego pohamować, ogarniała mnie panika na myśl, że może tam być jakiś kolejny dowód kłamstwa lub zdrady, a ja się o nim nie dowiem!

Oczywiście ostatecznie sięgnęłam po ten telefon, gdy zasnął. I znalazłam to, czego tak szukałam – sms od faceta, którego nazywa swoim braciakiem, kim on jest naprawdę – nie wiem. Kiedyś czasem doładowywał mu konto lub dawał jakąś kasę. Wydawało mi się to dziwne ale nigdy nie zdradził się z niczym podejrzanym, choć jakoś mi ten gość śmierdział... Ostatnio kontakt im się urwał, gdy mój chłopak zmienił numer, nie wiem, jak teraz nawiązali go ponownie...Teraz kolo przysłał smsa: ”jak masz kogoś na seks to może 3” (wczoraj mój chłopak wpraszał się do niego w odwiedzinki)
Mi ten komunikat wydał się nad wyraz czytelny, ale wytłumaczenie dostałam inne. Że on powiedział temu braciakowi o swoim „problemie” i on teraz się z niego nabija. Pokazał mi nawet SMS-y od niego, w których tamten pisał, żeby dał mi buziaka, pozdrowił mnie a w ogóle to „my żartujemy, a ona taka poważna...”
No przedni żart, naprawdę ubaw po pachy! Tylko czemu nie pokazał mi SMS-ów, w których to niby mu się zwierzał? Nawet nie powiedział mi, że odnowili kontakt.
Nie wiem, mam kocioł we łbie. Nie wierzę ani jednemu, ani drugiemu. Pewnie tamten wyczuł, że była wpadka, bo X. napisał mu, że zobaczyłam esa i starał się zbagatelizować sprawę.

W nic mu już nie wierzę, wszystko wydaje mi się podejrzane... Każdy krok, SMS, myśl nawet.

Zamotałam się strasznie. Nie umiem skupić się na własnych sprawach, bo zastanawiam się, co dziś się znów wydarzy, jakie kłamstwo lub syf wyjdzie na jaw. Tak jak z alkoholikiem-też ciągle zastanawiasz się, czy wróci trzeźwy czy pijany, będzie awantura czy nie...? Ten sam mechanizm współuzależnienia. I ja w to wpadłam, zrozumiałam to. To swój własny problem muszę rozwiązać. Siebie mogę zmienić, bo mam możność podejmowania decyzji za swoje życie, nie jego. On sam musi podjąć decyzję, czy korzystać z łatwego seksu, czy zerwać kontakty. Oni czy ja...

Wiem już na czym stoję, mam schemat. Co prawda nadal nie wiem, co z tym dalej zrobić i czy uda mi się wytrwać w tym, by go nie śledzić ale będę próbować. Nie spodziewam się zmiany od razu ale może jeśli będę nad sobą pracować to jakoś wyjdę na prostą. Muszę dowiedzieć się, czego tak naprawdę chcę. Przecież nie mogę siedzieć i zamartwiać się całe życie. Muszę wypełnić sobie życie czym innym, na razie liczy się tylko on. Gdyby go teraz zabrakło pewnie nie wiedziałabym co ze sobą zrobić...

Pewnie jeszcze nie raz się zamotam i pogubię ale dobrze, że mam już świadomość, że chcę zmienić SWOJE życie.

A on – jak sobie chce.
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez limonka » 3 sie 2010, o 14:50

pszyklejony napisał(a):Jest o kogo walczyć. O siebie.
dokladnie walcz o siebie albo za osiem lat obudzisz sie jeszcze bardziej okaleczona psychicznie z jakas wastretna choroba miedzy nogami I jakims gosciem w twoim kiblu ktoremu on bedzie obciagal laske!!!! On jest jak dziecko.. Wyczul cie I wie ze wybaczysz mu wszystko...wiec robi swoje I lze w zywe oczy....ratuj sie kobieto...
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez doduś » 3 sie 2010, o 15:15

ładny misz masz, na moje oko uzależnieniowy i współuzależniowy. NIE łapię się tu ale tu chyba nawet nie podwójne dno jest a kilka tych den...
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Filemon » 4 sie 2010, o 14:16

new*life, nic nie poradzę, ale... budzisz moją sympatię - mimo swoich błędów!
przeprosiny przyjęte :)

z tym, że ja właściwie nie czuję, żebym miał coś więcej do powiedzenia... mnie się wydaje, że wszystko jest jasne, w gruncie rzeczy także dla Ciebie samej...

próbowałbym na Twoim miejscu zgłosić się do poradni uzależnień - szczególnie jeśli pochodzisz (co możliwe) z rodziny dysfunkcyjnej (czyli: alkohol, albo przemoc fizyczna lub psychiczna, ewentualnie rozwód rodziców, choroba psychiczna członka rodziny i inne tego typu poważne problemy zaburzające normalne życie rodzinne), to cię zakwalifikują - bo przecież to co się z Tobą dzieje, to jest skrajne uzależnienie od osoby destrukcyjnej, która niszczy Twoje życie...

musisz poszukać sobie pomocy, żeby Ci ktoś pomógł się z tego wyciągnąć, bo możesz się stopniowo stoczyć - co sama w głębi siebie czujesz...

ważne jest wybrać sobie dobrego pomocnika - jak Ci jakiś terapeuta nie pasuje, czujesz że coś nie tegez... to należy szukać innego - odpowiedniego.

według mnie sama sobie nie poradzisz z tą sprawą, mimo że jesteś według mnie inteligentną, interesującą i wrażliwą kobietą, ale W MOIM ODCZUCIU JESTEŚ KOLOSALNIE, PIRAMIDALNIE PO PROSTU UZALEŻNIONA od człowieka, z którym żadna względnie zrównoważona emocjonalnie kobieta nie chciałaby sobie nawet ręki podać... (nie mówiąc o reszcie...) :cry: :?

nie czekaj już dłużej - ratuj się!!! nie musisz być sama - poszukasz wsparcia, rozmaitego: terapeuty, grupy wsparcia typu DDA/DDD (to się nazywa mitingi, itp. CZEGOKOLWIEK ABY TYLKO PRZETRWAĆ NAJGORSZY OKRES ODSTAWIENIA "substancji od której jesteś uzależniona" - w Twoim wypadku nie są to narkotyki czy alkohol, tylko.... drugi człowiek - destrukcyjny i niemożliwy do zaufania i porozumienia się z nim na jego obecnym etapie rozwoju...

ZATEM POWINNAŚ ZDECYDOWANIE GO WYPROWADZIĆ ZE SWOJEGO DOMU, ROZPOCZĄĆ ŻYCIE BEZ NIEGO, ROZPOCZĄĆ WŁASNE LECZENIE ZE SILNEJ SKŁONNOŚCI DO UZALEŻNIANIA SIĘ... i pogadać z terapeutą czy w ogóle jakikolwiek kontakt jeszcze z tym człowiekiem utrzymywać (na przykład jeden telefon na tydzień przez pierwszy miesiąc, dajmy na to, czy też zaleci Ci dokonanie całkowitego cięcia!)

Jeśli chodzi o tego człowieka, z którym mieszkasz (bo związkiem tego nazwać w żaden sposób nie można... takie coś to jest w ogóle nie wiadomo co - to chyba nawet nie jest żaden układ, tylko kupa Twojego nieszczęścia i uzależnienia) i druga kupa jego zdradzania, oszukiwania i lawirowania... No więc jeśli chodzi o niego TO ON MOŻE (LECZ NIE MUSI - TO JEGO SPRAWA) SAM ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ I PRÓBOWAĆ SIĘ TEŻ JAKOŚ LECZYĆ... Możesz to sprawdzić na przykład za pół roku, gdyby się jeszcze do Ciebie zgłosił a Ty jeszcze chciałabyś w ogóle z nim rozmawiać. JEDNAK SĄDZĘ, ŻE TO JEST PRAWIE NIEMOŻLIWE, BARDZO MAŁO PRAWDOPODOBNE, ŻEBY TEN FACET SIĘ ZMIENIŁ I PRZESTAŁ CIĘ ZDRADZAĆ I OSZUKIWAĆ... Według mnie to jest homoseksualista, który nie potrafi przyznać się do końca przed sobą do tego faktu i/lub wygodnie mu jest mieszkać z zakochaną w nim kobietą i jednocześnie robić swoje dalej po cichu i na boku... Ale on się nawet nie umie z tym dobrze ukrywać, bo prawie na Twoich oczach sobie na te świństwa pozwala...

new*life - FORA ZE DWORA Z TYM GOŚCIEM - WYNOCHA Z TWOJEGO DOMU A TY MARSZ DO PORADNI, DO PSYCHOTERAPEUTY PO WSPARCIE I NA JAKIEŚ GRUPY WSPARCIA, KTÓRE POMOGĄ CI PRZETRWAĆ PIERWSZY ATAK SAMOTNOŚCI I BÓLU ROZSTANIA... Nic lepszego Ci nikt nie wymyśli a terapeuta Ci to zweryfikuje i pomoże popracować nad szczegółami...

Trzymaj się i skończ z tym gównem! - przepraszam za wyraz - odnosi się on do SYTUACJI a nie do osoby...

ja rozumiem także nieszczęście tego człowieka, ALE ON NIC NIE ROBI, ŻEBY SAMEMU SOBIE POMÓC!!!

nie mam szacunku do alkoholików, na przykład, którzy całe lata chlają i nawet raz nie spróbowali się leczyć...

mam szacunek do takich, którzy podjęli terapie... :)

on cię gdzieś tam prowadzi do jakiegoś psychologa, zdaje się, ale UWAŻAJ BO MANIPULACJE I KŁAMSTWA TO JEGO SPECJALNOŚĆ!!!

Według mnie Ty nie potrzebujesz chodzić z nim nigdzie razem - możesz to zrobić raz czy dwa, ALE TY POTRZEBUJESZ ZAJĄĆ SIĘ SAMA SOBĄ OSOBNO!!! A ON OSOBNO SOBĄ, JEŚLI TEGO CHCE...

Takie jest moje zdanie.... A za pół roku może się do Ciebie zgłosić i wtedy pójdziesz z nim na jedno spotkanie do jego terapeuty, na przykład, jak będziesz chciała i dowiesz się czy faktycznie on przez kilka miesięcy nad sobą pracował i zrobił chociaż tyle, żeby spróbować się zmienić - nie kłamać i nie zdradzać... Ale jeżeli on jest homo, to to jest praktycznie niemożliwe, żeby on był wierny jakiejkolwiek kobiecie! A ja przypuszczam, że on jest homoseksualny i dlatego nie może się powstrzymać, żeby się nie pieprzyć z przypadkowymi facetami, nawet pomimo tego, że ryzykuje, że go wywalisz z domu... to jest po prostu silniejsze od niego... dlatego myślę, że on jest homo i tyle.

pozdrawiam!

trzymaj się i nie daj się!

skończ z tym jak najszybciej i wyprowadź go ze swojego domu!

JAK CIĘ KOCHA, TO NIECH CI CZYNEM TO UDOWODNI I WYPRACUJE ZMIANĘ W SWOIM CHARAKTERZE I POSTĘPOWANIU, O ILE NIE JEST JEDNAK HOMOSEKSUALNY I O ILE W ZWIĄZKU Z TYM TAKA ZMIANA JEST MOŻLIWA I SENSOWNA DLA NIEGO...

ZA PÓŁ ROKU GO SPRAWDZISZ A TERAZ DO WIDZENIA... :)

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez new*life » 14 gru 2010, o 04:08

Skończyłam.

Czemu nie odczuwam ulgi ani satysfakcji?
czemu nadal doszukuje się winy w sobie, że może gdybym była inna- cierpliwsza, wyrozumialsza, spokojniejsza... byłby. Bo pewnie by był. Na jego warunkach, na które ja zgodzić się nie mogłam. Prosiłam, mówiłam, tłumaczyłam, darłam się, bluzgałam, nic...! "Przesadzasz", "źle to odbierasz"...

Ja to źle odbieram???
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez pszyklejony » 14 gru 2010, o 04:32

Nie ufasz sobie, to normalny efekt dysfunkcji. Zaszczepili Ci wielkie ZERRO.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez blanka77 » 14 gru 2010, o 14:22

new*life napisał(a):Czemu nie odczuwam ulgi ani satysfakcji?
czemu nadal doszukuje się winy w sobie, że może gdybym była inna- cierpliwsza, wyrozumialsza, spokojniejsza... byłby. Bo pewnie by był. Na jego warunkach, na które ja zgodzić się nie mogłam.


czy Tobie zależy tylko na tym, żeby BYŁ czy zalezy Ci na partnerskim związku? Przeczytałam Twój wątek dzisiaj i nie ukrywam, przeraziłam się. Dla mnie zbyt długo w tym tkwiłaś i pewne nienormalne sprawy zaczynałaś z czasem wybielać, zachowania usprawiedliwiać. Zwyczajnie pozwalałaś się krzywdzić.

Dobrze zrobiłaś, bo skoro on kłamał, kombinował, tzn., że też się "dusił" w tym związku. Może to i lepiej też dla niego, że skończyłaś to. Teraz nie będzie musiał się ukrywać. Niech żyje w sposób taki, jaki sobie wybrał. Sam tego chciał. szkoda tylko, że zmarnował tyle czasu Tobie i sobie i że praktycznie wyniszczył Cie wewnętrznie.

Co właściwie się stało, że ostatecznie podjęłaś taką decyzję?

Pozdrawiam i trzymaj się
Blanka
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 14 gru 2010, o 20:04

new*life, pozdrawiam Cię i cieszę się, że zrobiłaś taką ważną rzecz dla własnego dobra - uwolniłaś się, na razie przynajmniej fizycznie, z destruktywnej relacji...

mnie również interesuje odpowiedź na pytanie, które postawiła blanka... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Orm Embar » 15 gru 2010, o 00:45

Cześć New.Life,

Teraz życzę tylko wytrwałości w decyzji o zakończeniu związku. :-)

Nie brałem udziału w tej dyskusji, ale całość sprawia wrażenie jakiejś piramidalnej bzdury. Rozumiem Twoje dylematy - sam byłem dłuuuugo w związku z człowiekiem uzależnionym od alkoholu - ale wiedz, że tak patrząc z boku pozostawianie z tym człowiekiem w związku jest totalną bzdurą. Uwierz mi, przerabiałem to wiele lat z alkoholikiem - stany nadziei i miliony obietnic - i jedyny efekt był taki, że marnowałem swoje życie na pomaganie komuś, kto potem cały mój wysiłek wrzucał w błoto. :-) :-)

We wszystkich Twoich opowieściach nie ma nigdzie informacji, W JAKI SPOSÓB TEN CZŁOWIEK DBAŁ O TWOJE POTRZEBY i o Ciebie, są tylko jego obietnice i ciągłe ich łamanie.

Od jakiegoś czasu wchodząc w różne relacji - przyjacielskie lub też bardziej "związkowe" - zwracam uwagę na to, żeby była zachowana równowaga między tym, co daję i tym, co dostaję. Wiem, że dla takiego człowieka jak ja to ważne. Mam wrażenie, że dla Ciebie też...

powodzenia!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez new*life » 17 gru 2010, o 23:56

---------- 07:19 17.12.2010 ----------

Co się wydarzyło...?
Bardzo dużo złego się wydarzyło "po drodze". Napiszę o tym...
Teraz próbuję tylko przetrwać i nie zgłupieć bez niego. Odhaczam kolejne dni, kiedy udało mi się nie pisać do niego i nie prosić, by wrócił... Aby wytrzymać ten dzień, kolejny i jeszcze jeden... Może kiedyś to wielkie ssanie w żołądku odpuści.
Całe szczęście, że on mnie olał i jeśli pisze to tylko w konkretnej sprawie.

---------- 22:56 ----------

Może mnie ktoś kopnąć w głowę żeby mi naskoczyło?
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 236 gości