watpliwosci

Problemy z partnerami.

Postprzez limonka » 16 lip 2010, o 17:03

Dokladnie ...Kim ona jest? Matka tak wyrocznia nie!!!! To twoje zycie a wyglada ze ona chce je przezyc za ciebie!!!! WalcZ.. Pierwsze kroki za toba!!!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Justa » 16 lip 2010, o 20:25

Miriam,jak widać miałaś zupełną rację, że najlepiej dla Ciebie byłoby wyprowadzić się i odseparować od toksycznej matki. Wiesz, to chyba jest tak, że ona inaczej nie potrafi - więc Twoim zadaniem jest ratować siebie.
Walcz o siebie, swoje ja, swoją przyszłość - i pisz tutaj, będziemy Cię wspierać najlepiej, jak potrafimy.


:serce2: :kwiatek2:
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez ewka » 19 lip 2010, o 13:38

Miriam napisał(a):Spoko, jest wyjazd, ale jak wroce bedzie to samo, a i jeszcze gorzej . Szkoda gadac

Odpoczęłaś?

Nie zmarnuj tego, co już zrobiłaś... zrobiłaś DUŻĄ rzecz i nie daj sobie tego zabrać!


Za to moj tata to mnie ach bardzo zaskoczyl. Az mi sie serce taaakie zrobilo...

A widzisz? Widzisz? Nie jesteś sama!!!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Miriam » 19 lip 2010, o 20:39

owszem, odpoczelam. Zrealizowalam moje pewne marzenie i to dalo mi kupe sily, energii, entuzjazmu. Super !

Tylko juz te entuzjastyczne emocje opadaja powoli. Wraca szara rzeczywistosc.

Jestem cala w strachu i nie potrafie tego ogarnac. Pewnie moze sie to wydawac smieszne, monotonne, sama nuda ; 26-latka, co dyga przed tym, co powie mama... Ale ja caly czas sie boje konfrontacji z nia. Jasne, zrobilam cos duzego dla siebie, piszesz Ewka - mam nie dac sobie tego zabrac - tylko, ze ja coraz mniej czuje, ze to jest moje. Czuje sie jakos dziwinie, nie stabilnie, jakby wszyscy mnie opuscili, nawet Bog. Mam wrazenie jakbym zawiodla nawet Go.

Na ojca nie mam chyba mimo wszystko co liczyc. Fajne slowa padly z jego ust, ale podczas jej dopieprzania mi juz potem w czyms tam ja poparl.

Czasem mysle sobie, ze czy ja w tych moich dzialaniach nie zachowuje sie tak jak ona ? Tez przeciez daze do tego, zeby bylo tak, jak ja chce. I moze tez za wszelka cene.

Czuje sie winna. Mam wyrzuty sumienia, ze zycie moich rodzicow nie jest zbyt szczesliwe. Ze ja nie potrafie przytulic wlasnej matki ani powiedziec jej, ze mi na niej zalezy. Z pustego i Salomon nie naleje - nie ? Ale ja sie czuje z tym okropnie.

Ona moze juz jechac po mnie jak chce. Sam sprzeciw i postawienie na swoim jest dla mnie powiedzmy do przezycia. Problemem bardzo duzym dla mnie jest to, jak mam sobie radzic z tymi emocjami, kiedy ona mi dowala. To jest przemoc psychiczna. Nie wiem jak moge sobie z tym radzic.

Slowa typu - rani mnie to, co mowisz - nic nie daja. Ona to wysmieje.

Wchodzenie w jakas reakcje slowna powoduje jeszcze wieksza awanture, bo mi puszczaja nerwy.

Probuje nie sluchac, nic nie mowic. Ale to cholernie boli. Wiem, ze to co mowi to nieprawda. Ale co z tego, kiedy i tak czuje sie zmiazdzona. Nie mam jakiejs blokady w sobie na to wszystko. Chociaz moze i nie do konca wierze w to, ze to nieprawda; wchodze w jej ' argumenty ' , zastanawiam sie nad nimi. I czasami sie tak czuje, jak te epitety.

Tak sobie tez mysle, ze jestem juz w ' takim czyms ' , ze chyba kwestionuje wiekszosc rzeczy, ktore ona mi mowi. I juz czasem nie wiem, czy moje "nie" to taka forma przekornej reakcji. Bo ja jej juz chyba nie ufam. Nie mam wsparcia ani w tych najmniejszych, ani w tych najwiekszych rzeczach. Wsparcie jest tylko wtedy, gdy jest tak, jak ona chce. Nie wiem czy potrafie sie jeszcze przed nia otworzyc. Jestem juz tak skopana... Nawet bym teraz nie mogla, to taka ochrona przed zranieniem.

Wiem, ze sama tez nie raz zranilam slowem. Mysle, ze nie jestem dobra corka. Juz nie bardzo wiem, jaka powinna byc " dobra corka " i jak powinna wygladac w miare ok relacja matka - corka ... Moja mama ma taka potrzebe wladzy nad kims, a wladza to substytut milosci. Jak bardzo ona moze czuc sie niekochana, ze chwyta sie takiej drogi. Przeze mnie tez niekochana. Bardzo mi jej zal, kiedy mysle o tym. Kiedy w jakiejs kwestii spelniam jej wole, czuje sie od razu duzo bezpieczniej, ciesze sie zgoda miedzy nami, czesto swiadomie robilam to, co chciala, aby tak sie poczuc.

Moze jestem po prostu cholerna egoistka i tyle. Staram sie sobie tlumaczyc, ze nie ma prawa tak mnie traktowac, ale mimo wszystko naprawde nie wiem jak sie bronic, jak zlikwidowac te wyrzuty sumienia. Jak zbudowac cos takiego : mowie sobie ok, moje zycie, nie pozwalam sie wiecej ranic i deptac, ide dalej. Te slowa mi po prostu nie wystarczaja...
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez pszyklejony » 19 lip 2010, o 21:26

Wyrzutów sumienia nie zlikwidujesz samym myśleniem. Powoduje je odwołanie do ukrytych obszarów osobowości, jest potrzebna praca nad emocjami, duchowością, świadomością.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez ewka » 19 lip 2010, o 23:26

Miriam napisał(a):owszem, odpoczelam. Zrealizowalam moje pewne marzenie i to dalo mi kupe sily, energii, entuzjazmu. Super !

No to fajowo;)

Jasne, zrobilam cos duzego dla siebie, piszesz Ewka - mam nie dac sobie tego zabrac - tylko, ze ja coraz mniej czuje, ze to jest moje.

Wiesz... tak sobie pomyślałam, że to jest BARDZO TWOJE. Możliwe, że (starym zwyczajem) wyczuwasz, że to była tylko część przeprawy. Że zwykle (zawsze) jednak poddawałaś się presji matki... więc już zaczynasz się do tego przygotowywać (chyba nieświadomie) oswajając myśl, że to nie Twoje, że musisz oddać, że Ci się nie należy... i na koniec - że zła córka jesteś. Tak to jakoś czuje. I niedobrze byłoby, gdybyś ODDAŁA TO, CO JEST TWOJE.

Czuje sie jakos dziwinie, nie stabilnie, jakby wszyscy mnie opuscili, nawet Bog. Mam wrazenie jakbym zawiodla nawet Go.

Bóg Cię na pewno nie opuścił. My też nie.

Oczywiście, że tak się czujesz... przegrywasz w tym miejscu z charyzmą matki. Zawsze przegrywałaś, więc brniesz w to, co znasz.

Pierwszy raz tak się czujesz, czy zawsze tak było?


Czasem mysle sobie, ze czy ja w tych moich dzialaniach nie zachowuje sie tak jak ona ? Tez przeciez daze do tego, zeby bylo tak, jak ja chce. I moze tez za wszelka cene.

No to się nieźle nakręcasz Miriam.

Różnicę między Tobą a matką w tym kontekście widzę taką, że dążysz do SWOJEGO szczęścia i CZUJESZ, że tak właśnie chcesz. Twoja mama natomiast WIE, co będzie dla Ciebie dobre (czy dla sąsiadów, czy dla rodziny, czy wreszcie dla niej samej). Jak dla mnie - różnica jest kolosalna.


Czuje sie winna. Mam wyrzuty sumienia, ze zycie moich rodzicow nie jest zbyt szczesliwe.

Widzę tutaj dalszy ciąg nakręcania.
Sądzisz, że ta Twoja (Wasza!) decyzja ich (ją) unieszczęśliwiła? Na litość Boską... co Ty mówisz? Rodzice tak normalnie to chcą, aby ich dziecko było szczęśliwe - na pewno nie są po to (dzieci), aby zaspokajać jakieś chcenia rodziców! Bo jak to niby miałoby być? A gdybyś była innej orientacji seksualnej... to jak to miałoby być? Byś się całe życie z tym męczyła, żeby nie unieszczęśliwić rodziców? Wyobrażasz to sobie? Rodzice powinni dojrzeć do tego, że dzieci MAJĄ PRAWO ŻYĆ SWOIM ŻYCIEM... jeśli nie dojrzeli - trzeba ich wychować, co właśnie robisz. Dlatego nie możesz się poddać. Absolutnie Ci nie wolno.


Ze ja nie potrafie przytulic wlasnej matki ani powiedziec jej, ze mi na niej zalezy. Z pustego i Salomon nie naleje - nie ? Ale ja sie czuje z tym okropnie.

A czy ona Cię w życiu przytulała?

Niestety - relacje w domu budują rodzice i to oni są odpowiedzialni za ich jakość. Nie dzieci.

Wierzę, że to jest nieprzyjemne, że chciałoby się inaczej... dlatego nie możesz się poddać. Może się Wasza więź kiedyś odbuduje (lub zbuduje)... ale raczej nie za Twoją uległość. Może właśnie odwrotnie? Na dobrą sprawę... co tracisz, że matka się wścieka? Na moje oko - nic... przecież i tak znajdzie coś, aby się powyżywać.


Problemem bardzo duzym dla mnie jest to, jak mam sobie radzic z tymi emocjami, kiedy ona mi dowala. To jest przemoc psychiczna. Nie wiem jak moge sobie z tym radzic.

Wierzę Ci i naprawdę współczuję. Niebawem się wyprowadzisz... zobaczysz, że będzie lepiej.

Próbowałaś jej kiedyś dowalić? Ja bym dowaliła.



Wiem, ze sama tez nie raz zranilam slowem. Mysle, ze nie jestem dobra corka. Juz nie bardzo wiem, jaka powinna byc " dobra corka " i jak powinna wygladac w miare ok relacja matka - corka ...

Nonono..... zatrzymaj się, a ja Cię zapytam: jaka powinna być "dobra matka"?

Moze jestem po prostu cholerna egoistka i tyle. Staram sie sobie tlumaczyc, ze nie ma prawa tak mnie traktowac, ale mimo wszystko naprawde nie wiem jak sie bronic, jak zlikwidowac te wyrzuty sumienia. Jak zbudowac cos takiego : mowie sobie ok, moje zycie, nie pozwalam sie wiecej ranic i deptac, ide dalej. Te slowa mi po prostu nie wystarczaja...

Myślę, że najpierw wynieść się z "pola rażenia"... albo się poprawi, albo ułożysz myśli, albo terapia.

Nie daj się zatruć!!!


:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Miriam » 20 lip 2010, o 18:39

no dokladnie Ewka, nakrecam sie i jeszcze raz nakrecam sie. Za duzo mysle i analizuje, za bardzo staram sie zrozumiec ja, a nie siebie. Jesli mnie cos zabolalo, to powinnam sie skupic na tym moim bolu i jego rozwiazaniu, a nie szukac odpowiedzi, dlaczego ona mi to robi.

Zawsze sie tak czulam, kiedy probowalam powalczyc o swoje. I dowalalam jej tez nie raz, kiedy deptala mnie. To nie jest tak, ze jak ona jedzie po mnie, to ja cicho w kacie siedze. Tyle, ze kiedy sie klocimy to i tak ja przegrywam. To ja jestem ta zla, nie mam prawa sie bronic i odrzucac jej argumentow, chocby nie wiem co to bylo. To jej wsciekanie sie to nie sa tez jakies zwykle klotnie, czasem dochodzi nawet do rekoczynow.

Taka mam mysl od wczoraj, ze jesli ona nie chce mnie ani troche zrozumiec - a przez to poznac mnie i moj swiat - to nie ma mowy o zblizeniu sie do siebie, ale zamierzam to postrzegac nie jako moja strate lecz jej. Jesli ona nie otwiera sie na moj swiat, to jej wlasny ubozeje, ale moja wartosc jako osoby nie moze malec tylko i wylacznie dlatego, ze moja matka nie przywiazuje takiej uwagi i zainteresowania do mnie, jaka moim zdaniem powinna. Trzymam sie tej mysli i koniec !

:kwiatek:
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Justa » 20 lip 2010, o 21:58

Miriam, jestem i przeczytałam, niezmiennie kibicuję - więcej napiszę wkrótce.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Miriam » 20 lip 2010, o 22:19

dzięki :kwiatek2: :kwiatek2:
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez limonka » 21 lip 2010, o 03:07

Justa napisał(a):Miriam, jestem i przeczytałam, niezmiennie kibicuję - więcej napiszę wkrótce.


ja tez:):):) :oklaski: :oklaski:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez ewka » 21 lip 2010, o 07:05

Miriam napisał(a):To nie jest tak, ze jak ona jedzie po mnie, to ja cicho w kacie siedze.

No to dobrze. Niepokojąco brzmią te rękoczyny...

Miriam napisał(a):Taka mam mysl od wczoraj, ze jesli ona nie chce mnie ani troche zrozumiec - a przez to poznac mnie i moj swiat - to nie ma mowy o zblizeniu sie do siebie, ale zamierzam to postrzegac nie jako moja strate lecz jej. Jesli ona nie otwiera sie na moj swiat, to jej wlasny ubozeje, ale moja wartosc jako osoby nie moze malec tylko i wylacznie dlatego, ze moja matka nie przywiazuje takiej uwagi i zainteresowania do mnie, jaka moim zdaniem powinna. Trzymam sie tej mysli i koniec !

To jest bardzo dobra myśl!!!
To fakt - człowiek, który nie potrafi (nie chce?) otworzyć się na drugiego człowieka (tym bardziej bliskiego!) - ubożeje. Sam siebie zamyka na to, co dobre relacje mogą wnieść do życia... i zatruwa, zatruwa, zatruwa.

Twoje myślenie coraz bardziej mi się podoba, Miriam
:oklaski:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Miriam » 21 lip 2010, o 19:50

bardzo Wam dziekuje za kibicowanie !! Wiele, oj wiele dla mnie znaczy wsparcie, jakie tu dostaje. Jest mi po prostu łatwiej.

:buziaki: :serce2:

Moze dzis juz nic wiecej nie napisze. Z tym optymistycznym akcentem ide rozkoszowac sie pieknym , letnim wieczorem
:)
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez ewka » 22 lip 2010, o 23:00

Miriam napisał(a):bardzo Wam dziekuje za kibicowanie !! Wiele, oj wiele dla mnie znaczy wsparcie, jakie tu dostaje. Jest mi po prostu łatwiej.

:buziaki: :serce2:

Cieszymy się!!!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Justa » 17 sie 2010, o 13:51

Miriam, co słychać, jak sobie radzisz?
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Miriam » 17 sie 2010, o 20:46

dzieki Justa za pamiec .


Jakos leci. Nie jest łatwo. A wlasciwie bardzo ciezko. Zostalam CALKOWICIE odtracona, odrzucona przez matke. Ona wlasciwie nie zachowuje sie jak matka ... dodatkowo obrobila mnie przed cala swoja rodzina, przedstawila jako kompletna wariatke, niewdzieczna corke, a siebie jako biedna ofiare. Ofiare czego ? Bo ja przeciez nic zlego nie zrobilam ... Nie spelnilam TYLKO jakiegos oczekiwania = żądania matki. Tylko i az ...


O ile wczesniej nie robila mi awantur, to teraz juz garnek zlosci przelal sie. Jedzie po mnie ile sie da. Nie wchodze w to. Nie odzywam sie. To nic nie da. Nie walcze nawet z jakas checia odpowiedzenia jej, w ogole nie mam takiej potrzeby. Bardzo sie zamykam przed nia, omijam, uciekam. Moze to taka forma obronna organizmu, ktory czuje, ile w danym momencie jest w stanie zniesc. Moze ... Kiedy krzyczy i wyzywa, cos tam w srodku mnie trzesie sie, czuje strach. Ten lek jest mi dobrze znany, chyba towarzyszy mi juz kawal czasu, moze nawet od dziecinstwa. Poza awanturami nie ma miedzy nami kontaktu, praktycznie nie rozmawiamy ze soba, nie odzywamy sie.


Bardzo sie oddalam od niej. Inaczej w tym momencie nie umiem. Inaczej juz nie moze byc. To ona powinna teraz cos zrobic, zeby mnie zatrzymac. Ale pewnie nic nie zrobi, jak juz to bardziej mi dowali. Chcialabym zgody, ale nie chce wyciagac wspanialomyslnie reki, NIE MOGE, bo inaczej sama sie podepcze... Tu chodzi o moja godnosc. Zostalam bardzo upokorzona i zdeptana. Ona to musi zrozumiec, jesli miedzy nami ma kiedykolwiek zaistniec jakas sensowna relacja.


Nosze w sobie mnostwo bolu. Nawet fizycznie wychodzi to ze mnie, bo osoby nie wtajemniczone w moje osobiste zycie pytaja, czy nic mi nie jest. A ja walcze z instynktem... Jestem taka emocjonalna sierotka. Walcze z tym, zeby nie prosic o milosc, o to, co powinnam jako dziecko dostac bezwarunkowo. Jakas milosc dostalam, nie moge mowic, ze nie ale to chyba mimo wszystko nie powinno tak wygladac. Nie moge ulec temu zastraszaniu mnie i tym manipulacjom, juz za pozno- zrobilam pierwszy krok i machina poszla w ruch. Pierwszy krok za mna, teraz co dalej ? -czuje sie zdezorientowana.


Zal mi siebie. Jestem odrzuconym dzieckiem, ktore tak bardzo pragnie byc kochanym i akceptowanym, a nie moze byc. I moze sie uzalam, ale tego wlasnie chce. Daje sobie prawo do tego, bo wlasna matka mi go nie dawala raczej. Daje sobie przez to prawo do przezycia pewnych emocji, do bycia słaba, niepewną.


I nie wiem czy to dobrze, ze obcuje tyle z tym moim bolem. Moze powinnam mniej o tym myslec, a zajac sie czyms bardziej pozytywnym ? Dobijam sie. Co ja moge teraz zrobic dla siebie, zeby sie nie rozlozyc psychicznie ? Prosze o rady Ciebie Justa i wszystkich innych.


Pozdrawiam
:kwiatek2:
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 484 gości

cron