Kochać za bardzo...

Problemy z partnerami.

Postprzez cosy » 25 maja 2008, o 21:24

Tytania,

co do alkoholu..to mówi sie trudno - takie sytaucje sie zdarzają..i takie zachowanie to też jest pewien etap..leczenia..masz t już za sobą , nie łam sie tym.

Agutka dobrze Ci napisała..to co powinnaś mu next time powiedziec. Rozstaliście sie - ok. To była jegop decyzja - ok. Rozstanie dla Ciebie nie pozostało bez znaczenia - ni8ech o tym wie. Przemyślałas sobie wszystko i doszłas do tego samego wniosku co On - nie pasujecie do siebie - niech wie. Potrzebujesz czasu na 'ochłonięcie' i powrót do rzeczywistości - niech o tym też wie.
Jeżeli podczas tej rozmowy będzie chciał Ci powiedziec że kogos ma - po pierwsze uprzedź go takim pytaniem, bo po co Ci ta wiadomośc?? Może mysli ze mówiąc Ci o tym uzyska od Ciebie rozgrzeszenie i krzyżyk na droge?? Myśle ze to jest zbędne. Nawte nie wiem czy w ogóle teraz potrzebna Ci rozmowa z nim...ale..to już będzie Twoja decyzja. Sama ocenisz czy tego potrzebujesz, czy nie.

A co do pisania o szczegółach Waszej rozmowy - jesli Tobie to pomaga to nie widze przeszkód :)
Buziaczki i głowa od góry :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Kropeczko, jesteś moją inspiracją!

Postprzez tytania » 26 maja 2008, o 00:08

Wiecie, przeczytałam temat Kropki i zrobiło mi się głupio. Ja tutaj histeryzuję, płaczę, wyolbrzymiam, demonizuje (dobre słowo zapożyczone od Ewki),szukam winnych, oceniam P., obarczam go winą, a są ludzie z taką wolą przetrwania, z taką mądrością życiową, samozaparciem,klasą, rozsądkiem a jednak niepozbawieni wrażliwości... A ja? Głupio mi za siebie. Za to, że ciągle nie mogę się pozbierac po jakims 7 miesięcznym związku z facetem, który zostawił po sobie tyle złego.
Wstyd mi, że płacze, że robie takie sceny, że wszysy d okoła słuchają o tym jak mi źle. Może obarczam tym wszystkich? Sama nie wiem... No, ale np. A.? On słucha o tym ciągle... ;(
Chcę naprawdę zrobić krok do przodu. Taki duży, milowy krok! Zacząc żyć od nowa i żyć inaczej.
Życzyć szczęścia P. z kimkolwiek będzie i przestać robić z igły widły. Przestać analizować wszystko. Każde jego słowo, każdy gest! Sama się napędzam. To obłęd i niekoncząca się historia. Serio.
Udało mi się pozbierać na tyle, żeby jakoś funkcjonowac, ale żałosna jestem w tym funkcjonowaniu :oops:
Zaczynam być zła na siebie.
A z P. muszę się chyba spotkać, żeby wreszcie przestac uciekać.
Uważnie śledze temat Kropki i jestem dla niej pełna podziwu. Chciałabym być taką kobietą. A nie z chorą emocjonalnością prześladowac myślami P.
Spodobały mi się słowa: " jeśli coś kochasz, puść to, jeśli wróci, jest Twoje, jeśli nie, nigdy Twoje nie było... " I wzięłam je bardzo do siebie. Chce pozwolic P. odejść. Chcę odejść sama.
Jutro musze poważnie przemyśleć swoje zachowanie. Przeanalizować siebie! i to konstruktywnie. Nastawić się na zmiany i zmieniać siebie.
Kropeczko, jesteś moją inspiracją.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 26 maja 2008, o 23:10

Pomysl, pozbieraj mysli, moze sie czyms innym zajmiesz co ujmie Ci mysli o P.??

Trzymaj sie Kochana - dasz rade. Główka do góry :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez tytania » 28 maja 2008, o 20:16

---------- 12:02 27.05.2008 ----------

Jakoś nie umiem się za siebie zabrać... Krążę myślami ale jakoś tak bez sensu. Za to lepiej mi idzie zajmowanie sobie czasu czymś. Przynajmniej wczoraj tak było. Poszłam do kumpeli, potem oglądała do późna film. Dzisiaj spałam sobie do 11:00 :lol: No. Może teraz wezmę się za sprzątanko... Wiem, ze muszę robić duzo rzeczy, żeby nie skupiać się na P. Teraz zajmowanie się czyś innym jest odrobinkę łatwiejsze niż kiedyś.

Tylko, że dziś wieczorem kolejne spotkanie znajomych i kolejne spotkanie z P. Już nawet myślałam, żeby sobie odpuścic i nie iść, ale dośc tego uciekania. Teraz podejmę drastyczne środki...
A jeśli on zacznie tę rozmową, którą miał na myśli, albo oświadczy, że kogoś ma ... To i tak musze to przeżyć, więc nie ma co płakać...
Bitwa, podejście drugie...

---------- 12:52 28.05.2008 ----------

Bitwa została odwołana. P. się nie zjawił, bo się z kimś umówił.
Może to i lepiej. W prawdzie byłam uzbrojona po zęby, ale nigdy nie wiadomo jaką "tajną broń" miałby P.: uśmiech, miłe słowo, albo z drugiej strony wyznanie, ze z kimś jest?
Ale mimo tego, że P. się nie zjawił wieczór miał akcent negatywny ;(
Otóż dowiedziałm się od A., że jego rodzice wiedząc, ze jestem byłą dziewczyną P. nie są zbyt zachwyceni tym, ze czesto się widujemy... Doszło do pytań "A czy ona nie jest PRZYPADKIEM byłą dziewczyna P.(!)?" (sugerowanie, że skoro wszyscy wiemy, ze jestem to A. nie powinien się ze mną spotykać wcale). Rodzice A. i P. są dobrymi znajomymi od lat. Ich synowie przyjaźnią się od lat... Wiadomo, że nie chcieliby, żeby coś między nimi stanęło. Ale czy na Boga ja zawsze musze mieć opinię i reputację jakiejś corej modliszki?! Na dodatek to P. mnie zostawił, dlaczego nikt nie skupi się na tym?
A. odpowiada rodzicą, że ja i P. rozstaliśmy się i tyle. Nie chciał im opowiadac całej historii, wjaśniać, że my jestesmy jedynie przyjaciółmi itd. itd. W sumie...
Jednak poczułam się głupio... :oops:

---------- 20:16 ----------

Przeczytałam maile, które pisałam do P. kiedy byliśmy razem. Tworzyły jakby pamiętnik... Pisałam mu o wszystkim. Wróciłam do nich, żeby zobaczyć jak się zmieniałam przez te miesiące.
Smutno było je czytać. Miałam tyle zaufania do niego, zwierzałam mu się, byłam taka szczęśliwa, że go mam. W każdym mailu oprócz zrelacjowania co u mnie pisałam o tym jak za nim tęsknie, jak go kocham, jaka jestem z niego dumna itd. itd.
W jego odpowiedziach było wtedy tez tyle ciepła. Przeczytałam tylko jednego maila od niego. Łzy zaczęły płynąc po prostu i nie przestały.
Nie chciałam się dłużej katować więc na tym skończyłam.
Wciąż wraca to pytanie: czemu przestał mnie kochać?
Czy mieliśmy jakieś szansę?
Wracam do punktu wyjścia.
Straciłam nie tylko osobę, którą kocham. Straciłam przyjaciela.
Wiem, że są też inni ludzie, na których mogę liczyć itd. Ale... czasami chciałabym wrócić do chwili zanim zaczeliśmy się spotykać, kiedy wszystko było takie proste i cudowne. Chciałabym wrócić do tego i mieć w P. wciąż ukochanego przjaciela, z którym śmiałam się, gadałam godzinami, cieszyłam się z małych rzeczy...
Zastanawiam się czy tak mogłoby jeszcze być.
Nie wiem.

Chciałabym jeszcze kiedyś tak się zakochać.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez KATKA » 28 maja 2008, o 20:59

---------- 20:56 28.05.2008 ----------

Słonko nie powinnaś do tego wracać...to nietety rozdrapywanie ran......uważam,z ę niekorzystne jest to , że tak czesto się widujecie...serce nie ma czasu odpoczac....nieraz się nakręcasz...zastanawiasz analizujesz....z czasem to powinno zmniejszac się na intensywności...tylko czy każde wasze spotkanie nie rozdrapie znów troszke tego poszarpanego serduszka.....Wiesz tak sobie pomyślałam,z e twoje myśli krążą ciągle w koło tych samych facetów...moze warto zmienić kierunek "zainteresowania" :) moze warto się rozejrzec gdzieś ponad to :) tak dal odreagowania...dla porównania...albo chociażby sporowania czegos nowego :P
pozdrawiam :)

---------- 20:59 ----------

aha...jesteś młodziutka i nie raz sie jeszcze pewnie zakochasz o wiele bardziej niz teraz....wiem, ze łatwo się gada...ale takie jest życie :*
a co do tego dlaczego wtedy kochał teraz nie....ja też nie wiem dlaczego mój były przestał....mozę nie pzrestał....u nas doszły jeszcze inne problemy...nasz zwizek go przerósł wiec zrezygnował.....
najłatwiej jest nie oglądac się za siebie tylko zmierzac do przodu :) tyle jeszcze tam czeka...gdieś blizej i dalej :)
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez tytania » 28 maja 2008, o 21:16

Dzięki Katko. Pewnie jest mnóstwo prawdy w tym co piszesz... Potrzeba mi czasami "twardej ręki", która puknie i przykaże skupienie sie na czymś innym. :roll: Wstyd mi, że rozdrapuje, wstyd, że sobie nie radzę...
Ostatnio myślę, że za dużo mężczyzn w tym moim życiu. Właściwie nie chce nowego związku na zapomnienie, bo czuję, że znowu byłby to jakiś dziwny układ. Chcę zapomnieć, uspokoić się.
Tylko, ze tak jak mówisz, chcę, ale i tak wracam do myśli o P. Czemu? Chyba dlatego,że nadal go kocham i nie chcę go puścić. Nawet jeśli jest ze mną już tylko w moich myślach.
I powtarzam sobie te słowa: "Jeśli coś kochasz pozwól mu odejść. Jeśli wróci..., jeśli nie..." itp. ALe tak cholernie trudno jest pozwolić odejść :(
Potarzam sobie, ze to kwestia czasu. Bo tak jest, bo takie jest życie jak mówisz.
Niby wiem to wszystko, a nie potrafię się dostosowac. Słaba kobietka ze mnie.
Co do tych spotkań z P. Sama nie wiem czy zrobić tak jak mówisz: UNIKAĆ czy jednak widywać go, żeby taką terapią wstrząsową wyleczyć?
Uff...
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez nora29 » 3 cze 2008, o 17:36

Droga Tytanio, kiedy czytam Twoje wypowiedzi, to tak jakbym czytała o sobie. Musze przyznać rację Katce, jedynym sposobem na poradzenie sobie z Twoim problemem, to odcięcie się, to podjęcie ostatecznej decyzji, że to koniec. Wiem, że do takiej decyzji trzeba dojrzeć, ja dojrzewałam bardzo długo, a potem jeszcze wiele razy wracałam. Ale to jedyny sposób. Tak jak przy alkoholoźmie odstawiasz alkohol.
Zgadzam się z Tobą, że to co się teraz Tobie przydarza jest jak uzależnienie. Alkoholik zapełnia swoją pustkę alkoholem, my zapełniamy ją uczuciem do mężczyzny i to takiego, który dostarczy nam odpowiednią dawkę emocji. U mnie tak właśnie było, jestem osobą współuzależnioną.
Weszłam dzisiaj na forum, ponieważ pierwszy raz od zerwania jest mi bardzo ciężko. Różnica między Tobą a mną polega tylko na tym, że to ja zerwałam, ale wcale nie jest mi łatwiej. Nadal kocham mojego M., mimo że on, tak jak Twój facet, nie zrobił nic dla mnie, ani dla naszego związku. wybrał alkohol, a ja odeszłam. Teraz chyba nie pije, podobno wiele w sowim życiu zmienia, powoli odnosi sukcesy w rożnych sferach swojego życia, ale mnie przy nim nie ma i już nigdy nie będzie. Nie mam prawa uczestniczyć w tym. To cholernie boli, ale wiem że to jego życie i że ma prawo do niego. Oboje podjęliśmy decyzję, Ty musisz tez ją podjąć inaczej nie pójdziesz do przodu.
Powiem tak, skup sie na racjonalnym myśleniu, analizujesz swoje zachowanie, super sprawa, przeżyj swoje wypowiedzi, Ty nadal kombinujesz, jak go odzyskać, a on jest już daleko. On nie wróci. Nie pozwól aby Twoje nieposkromione emocje przysłoniły Ci to co najważniejsze, Twoje prawo do życia. Teraz sama sobie odbierasz to życie skupiając sie na facecie, na facetach. To Ty jesteś najważniejsza! Naprawdę doszłaś bardzo daleko, wile dostrzegłaś, nie zawracaj z drogi. Kiedyś zrobiłam małe doświadczenie i postanowiłam sprawdzić ile czasu myślę o sobie, a ile o moim M, a następnie postanowiłam odwrócić te proporcje. Oczywiście M. był 99% czasu w moich myślach, teraz jest odwrotnie,
No tak, ale ostatnio się odezwał, przypomniało mu sie, że mam urodziny i zadzwonił z życzeniami, ech zamieszał wtedy strasznie. Dlatego jestem dziś na forum, czytam sobie i przypominam dlaczego od niego odeszłam. Cóż mozolnie trzeba iść do przodu.
Jesteś dzielna, inteligentna, fajnie piszesz, masz lekkie pióro.
Dziewczyno stań się swoją najlepszą przyjaciółką.
I nie licz więcej na facetów. A wtedy znajdziesz odpowiedniego - partnera, a nie dzieciaka, który potrzebuje Twojej pomocy, albo faceta, który ma problemy z okazywaniem emocji.
Aha, jeszcze jedno, skoro on wybrał tamta dziewczynę, bo ona nie stawiała mu warunków....., cóż niektórzy nazywają to braterstwem dusz, ja myślę po prostu, że ta dziewczyna ma mega problem. Ten facet po prostu szuka dziewczyn, które sie do niego dopasują, a kiedy stawiają warunki, ewidentnie mu nie pasują. Jesteś dla nie za dobra, a poza tym masz potencjał, żeby wygrać ze swoim problemem.
Nora
ps przepraszam za mały chaos w wypowiedzi, ale mam mało czasu, żeby to jakoś poukładać
nora29
 
Posty: 3
Dołączył(a): 3 cze 2008, o 17:03

Postprzez tytania » 7 cze 2008, o 22:59

Noro, bardzo się cieszę, że napisałaś! Miałam nadzieję, że jak wrócę to zastanę kilka słów :)
Byłam na plenerze, przygotowywałam się na egzaminy na studia... i mimo to nie mogłam się uwolnić od myśli o P. Powoli mija kolejny miesiąc bez niego, a on nadal śni mi się w nocy. Nadal rozmawiam z nim w myślach, układam scenariusze. Jestem chora, wiem... Ale jak to leczyć? Mówisz, zeby uciąć, odseparować się. W gruncie rzeczy nie uciekne od niego,z a dużo wspólnych znajomych... Ale sama się z nim nie kontaktuje jakoś... I widze, że gdy ja nie dzownię on też nie. Zaczął już nową drogę beze mnie.
Wszystko co mówisz ma sens, wiem o tym. Masz rację. Musze odejść. Tylko jak? TO teoretycznie jest proste, jednak w praktyce...

Czasam myślę o sobie właśnie jak o narkomance, alkoholiczce...
Ostatnio ktoś mi powiedział, że ze "złych chłopców" się wyrasta. Mam nadzieję...
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez nora29 » 8 cze 2008, o 19:25

---------- 19:17 08.06.2008 ----------

Jak to wygląda praktycznie?
Ech, to najtrudniejsze pytanie :roll:
Mi najbardziej pomagają wyjazdy, zmiana środowiska nawet na weekend, a najlepiej na 2 tygodnie gdzieś poza krajem jeśli masz taką możliwość, ewentualnie gdzieś poza Twoją miejscowość. Im dłużej poza domem tym lepiej. Ida wakacje, może uda Ci się coś zorganizować.
Po drugie, staram się nie siedzieć w domu. Dużo wychodzę, spotykam się ze znajomymi, rodziną, uczę się języka, chodzę na jogę (to odkryłam niedawno, mi bardzo pomogło się wyciszyć, zrelaksować, chodź z początku byłam sceptykiem). Na początku było to mega trudne dla mnie, nie wiedziałam co mnie cieszy, co lubię, czego ja nie próbowałam, od różnych sportów, przez naukę rożnych rzeczy i kończąc na fundacje zajmujące się pomocą kobietom.
Po trzecie postanowiłam z chłopczycy i szarej myszki przekształcić sie w kobietę, jaką zawsze chciałam być. Zajęło mi to dwa lata, ale są widoczne wyniki ;), co to oznacza w praktyce, niekoniecznie zakupy, i duże wydatki, ale po po prostu jeśli chcesz zacząć o siebie dbać, to musisz myśleć o sobie, to fajny początek, zastanawiasz się co możesz dla siebie zrobić. Nie wiem oczywiście, jak to jest u Ciebie, ja byłam strasznie niereformowalna, mała szara zakompleksiona myszka, nie miałam pojęcia jak używa sie kosmetyków, jak dobierać kolory, materiały. Ale bardzo chciałam to zmienić.
Po czwarte psycholog. Po rozstaniu z moim pierwszym facetem (też bardzo toksyczny związek i do tego współuzależnieni owy, byłam z nim 9 lat, jego odejście było dla mnie tak wielkim wstrząsem, ze przez rok nie potrafiłam sie pozbierać) skorzystałam z pomocy psychologa, naświetlił mi pare spraw, problemów, wsparł w trudnych sytuacjach. Teraz szukam grupy dla współuzależnionych kobiet, bo wiem, że nadal sobie nie radzę. Widzę to, bo mój były odezwał sie dwa dni temu po dwóch miesiącach i oczywiście odpłynęłam całkowicie.
Jak widzisz to ciągła walka, trzeba znać schemat, Ty już go poznajesz. Polecam, jak zresztą większość na tym forum książkę o tytule "Kobiety, które kochają za bardzo". Ta książka odmieniła moje życie, zrozumiałam kim jestem, co się ze mną dzieje i czego mogę się spodziewać.
to chyba na tyle, jeśli coś mi sie jeszcze zaświta to napiszę.
Aha, właśnie, mam pytanie do Ciebie, pisałaś maturę, czy myślałaś, co dalej chcesz robić? Bo widzisz, ciekawe jest to , że na forum dużo piszesz, ale nie pamiętam (może sie nie doczytałam, co jest bardzo możliwe) żebyś pisała o swoich planach, marzeniach. Wiesz, to też jest oznaka współuzależnienia. Patrzysz na swoje życie pod kątem faceta. Twoje plany tak, są ważne, ale pod warunkiem gdy sa zgodne z planami mężczyzny. Pomyśl czego Ty chesz dla siebie i tylko dla siebie. Pomyśl tak, co byś robiła, co byś chciał robić, gdyby nie było facetów na ziemi?
Zastanawiasz się, co możesz dla niego zrobić, jak mu sie spodobać, a nie że to on powinien spodobać sie Tobie. Ja miałam taki sposób patrzenia na życie, chciałam się spodobać, a teraz wychodzę z założenia, że to facet powinien się starać, żeby mnie zadowolić. Pamiętaj, to Ty jesteś królową ;) Oczywiście we wszystkim wskazany umiar, jesteśmy ludźmi i ważny jest szacunek. Trudno to wszystko zrównoważyć, ale warto wkroczyć na drogę poznawania samego siebie. To fascynująca podróż, w trakcie której jedno jest pewne, że co chwila natykasz się na skarby, które masz w sobie. Wierzę w to, że nosimy w sobie odpowiedź na każde nasze pytanie.
Trzymam kciuki za Ciebie.
Nora

---------- 19:25 ----------

Aha i jeszcze jedno, tworzenie scenariuszy, myślenie o byłym to norma. Co można zrobić? Kiedy już zaczynasz, i uświadomisz to sobie to staraj się np. pomyśleć, co masz kupić w sklepie na obiad, zacznij zastanawiać się, nad zorganizowaniem czegoś co miałaś zrobić. U mnie to działa, np łapię doła, jestem świadoma tego, że zaczynam się już miło pogrążać, zastanawiam się co mogę zrobić, ok, miałam oddać rower do serwisu, zaczynam planować, nie wracam do domu, jadę załatwić serwis i się umówić. Załatwiam. Wracam do domu i mam czysty umysł. Oczywiście to nie zawsze działa, ale tak staram się walczyć. Jeśli mogę ucinam sztucznie myśl o ukochanym, po prostu mówię, stop, koniec przerywam na początku tworzenia scenariusza, wiem że to mega trudne, Pewnie na początku Ci się nie uda, może wiele razy, ale warto próbować, to jak nauczenie się nowej umiejętności. Na początku zawsze nie wychodzi.
nora29
 
Posty: 3
Dołączył(a): 3 cze 2008, o 17:03

Postprzez tytania » 8 cze 2008, o 20:00

Dzięki Noro za powiew świeżości do mojego tematu ;) To naprawdę miłę znaleźć jakiś komentarz na to moje gderanie. Często wracam do tego co pisałam i widzę, że powtarzam się, że jeśli robie jakiś kroki to są one mikroskopijne...
Przeczytałam książkę "Kobiety, które kochają za bardzo". Stąd tytuł mojego tematu. Rzeczywiście wiele zrozumiałam, zauważyłam, że powielam schemat. Chciałabym zaprzeczyć, ale niestety masz rację mówiąc, że jestem uzalezniona, że chcę podobać się właśnie jemu, że wiele rzeczy uzalezniam od niego. Nadal. Chociaż jego już nie ma.
Radzisz mi, żeby wyjechać. Teraz cały czas wyjeżdżam. Zaliczam plenery, jeżdże na egzaminy. Moim marzeniem i celem jest architektura i urbanistyka :) Wiele zainwestowałam, wiele poświęcałam, żeby studiować arcitekturę no i nadal to robię. Na początku nie byłam pewna czy to ten odpowiedni kierunek, nadal nie jestem w 100% pewna, ale jednak kilka rzecz uświadomiło mi, że bardzo chcę spróbować! Mam więc swoje marzenie, które chce zrealizować. Ale choć jest to ogromny cel to przecież nie zapełnia całej codzienności. No i fakt. Pewnie przydałoby się coś w rodzaju joggi, zajęc dodatkowych itp, gdy nie mam np. z kim się spotkać. Wiadomo, że spotkania ze znajomymi, przyjaciółmi to najprzyjemniej spędzony czas. I ja staram się tak właśnie spędzać wolne. tylko, że nie zawsze jest to możliwe. Chyba czas o tym pomyśleć poważnie i poszerzyć zainteresowania tak jak mówisz Noro, bo przerażające i niesamowite jest to ile myślę o P. :roll: Muszę wprowadzić w życie Twoje rady co do ucinania scenariuszy i innych rozważań o P. Po cichu liczę na to, że rozpoczęcie studiów pomoże. Nowi ludzie, nowy świat...
Rzeczywiście zapominanie to wieczna walka. Bo gdy go widzę...
Kocham go. Mnóstwo rzeczy poświęciłam, żebyśmy byli razem i... Ja nadal czasami nie mogę uwierzć, że to wszystko się stało, że on staje się obcy, że ja staje się mu obojętna.
Mówie o tych rzeczach, które poświęcłam, bo one nadal wracają do mnie w postaci gadania ludzi, odsuwających się ode mnie osób, tych, dla których jestem niemoralna...
Widziałam ostatnio zdjęcie chłopaka, z którym byłam przed P. Z S. rozstałam się bo zakochałam się w P., to przykra prawda. On strasznie to przezywał, ja odeszłam i budowałam związek z jego najlepszym przyjacielem. Jakiś miesiąc po naszym rozstaniu. Brzmi i było to okrutne, straszne... Ale tak kochałam P., że nawet to byłam w stanie zrobić, żeby z nim być. I teraz widzę to zdjęcie S. z jego nową dziewczną. Śliczna para, pasują do siebie. Życzę im szczęścia i ciesze się, że S. ułożył sobie wszystko. My i tak do siebie nie pasowaliśmy, więc bez wzglęu na to czy zakochałabym się w P. czy nie pewnie i tak nie bylibyśmy razem. Ale kontakt z S. urwał się zupełnie teraz. On chyba nie chce mnie już znać. Mija rok. I czuje się tym wszystkim przytłoczona. Samotna. Czasami zastanawiam się czy to kara za to, że S. musiał tak cierpieć.
Mam 19 lat a moje życie naprawdę przypomina jakąś dziwną opowieść.
Chodzi mi o to, że musze się uwolnić nie tylko od P., ale od całej tej chorej przeszłości.
Przez to, że byłam z P. rodzice A., (naszego przyjaciela) nie chcą, żeby on się ze mną widywał (jako kolega), bo boją się ja go uwiodę czy co...Czasami czuję się trendowata.
Jeszcze raz Ci dziękuję Noro za zainteresowanie. SPróbuje bardziej wcielać w życie Twoje rady.
Pozdrawiam cieplutko.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez zizi » 8 cze 2008, o 23:03

Tytania...będzie dobrze......zobaczysz,kiedyś odetchniesz,uwolnisz sie.

Wiem,że uwalnianie sie z miłości jest okropnie trudne.

Jesteś młodziutka....nie zamykaj sie na nowych ludzi.....
Z czasem będziesz spokojniejsza...będziesz uwolniona.

Życzę ci odwagi,małych radości...i tego,żeby już minął ten przykry dla ciebie czas.

:slonko: :slonko: :slonko:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez tytania » 9 cze 2008, o 23:01

Dzięki dziewczyny za wsparcie :)
W sumie to tak sobie cichutko siedzę i czytam wasze tematy, bo u mnie to nic się nie zmienia narazie. Chociaż ze względu na to, że jestem ciągle w rozjazdach to nie stawiam się na spotkania znajomych, na których mógłby być P. Nie widze go, on się nie odzywa i czas tak sobie płynie spokojnie. Bez większych załamań i płaczu. Może trochę melancholijnie, no ale nie można mieć odrazu wszystkiego.
Przestałam myśleć o tym czy powinnam cz nie powinnam się z nim widzieć, bo i tak nie mam na to czasu, nie mam kiedy. On milczy, nie zalezy mu więc chyba. Nawet nie chyba... Pamiętam, że jak próbowałam go nakłonić, żeby porozmawiał, pogodził się z S. po tym jak zaczeliśmy się spotykać a oni nawzajem mieli do siebie dużo złości... P. nie chciał i skreslił S. tak po prostu. On taki jest, że jak coś się nie układa po jego myśli to nie próbuje walczyć, robi tak jak mu wygodnie. Na początku wściekał się na mnie, że się do niego nie odzywam. Teraz widocznie już o tym nie myśli. Przykro mi, nie będę uwadać, że nie, ale tak być pewnie musi. Ja już nie będę o niego walczyć. Myślę, że i tak za bardzo zawsze się starałam. I jakkolwiek banalnie to brzmi to sądzę, że on nie wie co stracił. Tak jak kiedyś Tygrysek mi napisał; to nie był czas dla P. na taki związek. Może nigdy nie zrozumie, chociaż chciałabym, żeby kiedyś to do niego dotarło. Nawet jak już będzie stary i nawet jak mnie już nic nie będzie obchodzić. Mam nadzieję, ze kiedyś zrozumie, że zwyczajnie spieprzył, że uciekał, nie starał się, że rujnował i niszczył w całej tej swojej otoczce bycia wszechwiedzącym i niezastapionym...
Nieważne :(
Tak na marginesie to jestem zestresowana egzaminami. Zbliżają się wielkimi krokami :( Naprawdę się boję. Jeśli się nie dostanę to będzie prawdziwa klęska i zawód dla mnie i rodziców.
No właśnie. W domu też atmosfera jest ciężka. CIąglę kłócę się z mamą :? W sumie ona kłóci się ze wszystkimi, ze mną, z moją siostrą, ojcem, babcią. Byłam dzisiaj u niej w pracy. Straszną scenę zrobiła swoim współpracownikom :shock: Mam wrażenie, zę ona ma depresje, że ejst sfrustrowana i obwinia za to wszystkich. Pewnie powinnam z nią porozmawiać, ale... nie mam siły. Nie chce kolejnej kłótni, która nic nie zmieni. Dobija mnie ta nerwowa atmosfera. Aż płakać mi się chcę. Babcia też się dzisiaj wściekła i powiedziała, że mamie odbija do reszty, że jak przychodzi do domu to ciągle tylko nerwy i nerwy... (babcia to mama mojej mamy, żeby nie było, ze to zła teściowa ;P ).
W każdym razie powoli mam dość wszystkiego.
Myślę o sobie, o tym ile powinnam w sobie zmienić. Nie chcę być taka jak ona w przyszłości. A jesteśmy strasznie podobne, wieć czy to właśnie mnie czeka? ... :/
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez cosy » 10 cze 2008, o 00:08

Tytania, tak sobie pomyslałam czytając Twego posta że byc moze Twoja mama jest w okresie menopauzy, a wtedu pojawiają się takie huśtawki nastrojów - z moją mamą było podobnie - też miała ataki złości..ale z czasem to przeszło i mimo że jest nerwową osobą to klótnie zdarzają sie juz przewaznie wtedy gdy jest do tego jakiś konkretny powód :)

A co do P., cóz Ci doradzic...? Zostaw to na razie tak jak jest. wykorzystaj szanse ze masz egzaminy, mniej wolnego czasu..moze to własnie sprawi że w pewnm momencie sie ockniesz i stwierdzisz..'ooo juz o nim tak często nie mysle?! ' :) I tak małymi kroczkami az dojdziesz do równowagi :)

Trzymaj sie Kochana
Przesyłam buziaczki :)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez skylar » 12 cze 2008, o 19:55

pisze bo zniesienie myśli o tym staje się nieznośne, spotkałam kogoś zakochałam się krótko byliśmy razem, i rozstaliśmy sie w przyjaźni to tak skrótowo, ale to on obudził we mnie poczucie dumy z siebie, zabrał i pokazał ze świat jest piękny , a dziś... coż ironia losu po zerwaniu utrzymaliśmy kontakt, i chyba nawet częściej niż jak byliśmy para chodziliśmy gdzieś wyjeżdżaliśmy ... i tak powstało coś w rodzaju mieszaniny przyjaźni , kochanków i wrogów.. tkwi we mnie zadra za to ze nie wyszło, usilnie próbuje sie przekonać ze nie dążę go żadnymi uczuciami i coraz mocniej przekonuje sie ze tak nie jest, a teraz teraz pracujemy razem....jedna firma, dużo zadań, boli mnie to ze jak wchodzę do jego mieszkania widzę nie swoja szczoteczkę do zębów , nie znoszę weekendowych telefonów kiedy słyszę ze to ktoś inny robi mu śniadanie,a co najgorsze on uważa ze jestem agresywna w stosunku do niego i te nic przyjaźni zaczynam tracić bo nie panuje nad tym nie mogę sie uśmiechać nie mogę myśleć nie pracuje jak należy ...myśl ze może być z kimś innym , jest dla mnie mordercza. i tu jakby dochodzimy do sedna - jesteśmy na etapie tworzenia nowej firmy, będziemy partnerami ja on jego obecna -tak mi sie wydaje, nie mam odwagi zapytać to mnie zabije - kochanka-przyjaciółka partnerami ....nie daje rady ,

mam wrażenie ze się rozpadam, tracę czas na zachłanne wydzieranie mu go i udowadnianie jej-kimkolwiek jest- ze jestem góra, rozsadek mówi mi ze należy zapomnieć pozwolić temu umrzeć, a jednak walczę tracąc energie serce i emocje na lzy rozpacz zal nie potrafię pozwolić mu odejść i sobie wybaczyć
_________________samotność mnie przerasta ,dla niego zrelacjonowałam z wszystkiego jestem tak zupełnie sama
skylar
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 cze 2008, o 19:38

Postprzez tytania » 17 cze 2008, o 09:59

---------- 23:51 15.06.2008 ----------

Wróciłam z pierwszych egzaminów na drugim końcu Polski. To była daleka podróż. Jestem dobrej myśli choć nie było lekko ;)
W podróży pochłonęłam "Ojca chrzestnego", na miejscu kupiłam kolejne 2 książki, które przeczytałam w trakcie pobytu tam oraz w drodze powrotnej.
Zapomniałam jak przyjemne jest czytanie głównie przez maturę oraz inne takie... Rzeczywiście sprawdza się, iż czytając ciekawą lekturę człowiek zapełnia myśli jej fabułą i wyłącza się ze świata problemów i rozterek. Znalazłam więc jakaś kolejną furtkę, żeby uciec od P. Zamierzam ją wykorzystac, choć nadal jest cięzko, nadal on jest "bohaterem" moich myśli. I nie są to zwykle myśli ciepłe, pełne jego czułych słów, obietnic i marzeń raczej te, w których czułam się najgorzej. Wspominam i często zaczynają lecieć łzy; żalu, smutku i złości, że się tak poniżałam, że byłam taka słaba. ALe jest też tęsknota za dobrymi czasami... przyznaje.
W każdym razie próbuje się ratować, chcę coś zmieniac, myślę o zmianach, będe je powolutku wprowadzać w życie. Muszę.
To już (dopiero?) 4 m-ce. Nadal odliczam.

---------- 09:59 17.06.2008 ----------

Wczoraj byłam na spotkaniu w pubie. Mieliśmy oglądac mecz. Było trochę mojej paczki, trochę mojej klasy. P. (chyba na szczęście) nie było, bo wyjechał na egzaminy. Miałam bardz dobry humor dopóki koleżanka z klasy, która nie miała jak się okazało zielonego pojęcia, że P. był ze mną kiedyś zaczęła rozmawiać z A> na jego temat i rozpływać się nad tym jaki P. jest pociągający. Siedziała obok mnie i zapytała: "Poznałaś tego przyjaciela A. prawda? P. poznałam niedawno, mówie CI jaki koleś!". Oczy miałam chyba pełne bólu, bo ona się jakby zmieszała, a A. popatrzył na mnie współczująco po czym powiedział do niej: "Ona go zna, to jej były". Dziewczyna zapytała tylko czy nie mam jej za złe. Mogłam odpowiedzieć szczerze, ze gdyby wzrok mógł zabijać to być może nieopatrznie sprawiłąbym, że byłaby trupem, ale powiedziałam tylko, że nie. Zresztą niezbyt przekonująco. Zapytała więc trochę niezręcznie czy on jest ok (w moim głosie chyba było słychac, że zrobił mi coś złego). Odpowiedziałam, że nie, ze jest po prostu cudowny... I dołączyłam do tego ironiczny, bolesny, uśmiech osoby zostawionej, poniżonej. I było mi głupio za ten gest, za to, że nie potrafie utrzymac emocji... Nowa dziewczyna A., też koleżanka z klasy, poradziła mi "Może powinnaś go znowu uwieść?". Odpowiedziałam wbrew temu co w sumie mówi nada moje serce: "Musiałabym być głupia". A. patrzył na mnie nadal ze współczuciem i zrozumieniem.
WIeczór miałam już zepsuty. W głowie byl P. i to, że prędzej czy później znajdzie się kolejna dziewczyna zapatrzona w niego, która się w nim zakocha, w której on się zakocha, która będzie odpowiednia, która będzie pasowała. I choć bardzo chciałabym, żeby było inaczej to jednak jestem zazdrosna.
Mój sen chyba znowu pokazuje jaka jestem porąbana. Śniło mi się, ze zaszłam w ciąże z P., który ożenił się ze mną ,a po ślubie świadczył, że zrobił to tylko dla dziecka. Odpowiedziałam, zę skoro tak to może odejśc, bo nie chce, żeby był ze mną z litości. Nic nie odpowiedział tylko przytulił mnie. Czułam się tak jak zwykle; zdezorientowana, trochę poniżona i mocno błagająca w duchu, żeby nie odszedł. Te sny to jakby powtórka z "rozrywki", chociaż sytuacja z ciążą nigdy się nie zdarzyła.
Powoli przestaje rozumieć czemu to wszystko piszę. Minęły 4 m-ce, a ja nadal oglądam się za siebie. Może to już obsesja?
CHolera.
Próbuję zapomnieć. Może za mało? Może tak naprawdę nie próbuję? Moze to tylko marne imitacje prób? CO JA MUSZĘ ZROBIĆ, ŻEBY WESZCIE ODEJŚĆ I POZWOLIĆ MU ODEJŚĆ? Co mam zrobić, żeby nie czuć złości i rozczarowania kiedy ktoś o nim mówi. Jak przygotować się do tego,że on sobie kogoś znajdzie tak, żeby mnie to nie zabiło?! CHOLERA.
Jestem zła na siebie.
A P. nie pisze i nie dzwoni. I tak jest lepiej, a jednak mi żal.
Przepraszam was, siebie za te moje słabości, za to, że wciąż obiecuję poprawę i wracam do P. myślami jak jakiś alkoholik. Wstyd mi. Wstyd to najlepsze słowo. W końcu dałyście mi już tyle rad, a ja co? Wciąż tkwię w tym gównie.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 585 gości

cron