przez marta913 » 18 wrz 2012, o 10:40
wczoraj jeszcze przed spotkaniem dzwonila w. kuby siostra pod pretenkstem ze jak robi sie ciato na pizze i tako wiesz pogadala szczerze normalnie, a potem m, ta siostra co na mnie tak nagadala wtedy przez telefon zadzownila zeby miec czyste sumienie zeby to nie bylo ze przez to co on poiwedziala ostanio z kuba mi sie nie uklada, i ze nie rozumie co mnie moglo tak bardzo zabolec, ze przyjezdzalam tyle czasu tam a teraz nie i ze jej juz przeszlo :/ powiedzilaam jej tez co mysle , a ona jeszcze mi powiedziala ze kuba jak gadal z mama to poiwedzial jej ze mial plany sie wyprowadzic ale ze nie zrobi tego ze wzgledu na ta chorobe ojca, i to mnie wscieklo jak cholera... dobra przyszlo co o czego kuba wpadl wyszlam i zaczela sie rozmowa, mnie na poczatku ponioslo , troche zaczelam krzyczec ze zlosci, a potem sie uspokilam i zapytalam czy nie chce mi czegos powiedziec ze moze chce cos z siebie wyrzucic i zaczal plakac jak dziecko mowil ze juz tak nie da rady i ze wtedy we wtorek co mial jechac do mnie szukac mnieszkania to mial jechac na prawde mial jechac ze chcial tego z calego serca ale rano na obrzadku ojciec mowil do niego ze mial sen ze snil sie mu jego pogrzeb, i ze slyszal , czy domyslal sie ze mielismy z kuba inne plany ale chcialby zeby kuba dokonczyl to co on zaczal, zeby wstrzymac sie z tya decyzja , i ze kto sie bedzie mama opiekowal jak cos mu sie stnie itd, i ze obaj sie poplakali. kuba sam pierwszy poiwedzial mi ze nie potrafi mu teraz powiedziec ze sie wyprowadzi z domu, a wiec tego nie zrobi. zabolalao mnie to ogromnie chcociaz wiecie ze sama juz tego nie chcialam zeby razem nie mieszkac, no i wtedy myslal ze przyjedzie w dzien pogada ze mna o tym alew tez ta robota i powiedzial ze ma cos takiego w sobie ze chce do mnie zadzwonic ale sie boi , boi sie klotni ze mna , choc wie ze potem tez bedzie ale boi sie ... powiedzialam ze z tym ojciec to rozumiem i zapytalam o ta rozmowe z mama co on wtedy powiedzial to on mowil ze mowil ze mamy plany mieszkac razem ale wie jaka jest sytuacja i ze bedzie im pomagal, ale miszkajac ze mna , moze oni zrozumieli tak jak nie trzeba , nie wiem sama.
powiedzialam mu ze nie widze sensu tego wszytskiego ,z e ja nie chce wciaz czekac , wciaz byc gdzies z boku, ze chcialabym miec kogos kto mna sie zaopiekuje itd i juz mialam mu oddawac piersionek kiedy ojciec zaczal dzownic do niego a on ze ooo kurde a ja ze co a on do mnie ze pojedz ze mna do domu , ojciec bardzo prosil dzis zebys przyjeechala chce ciebie zoabczyc, wczoraj tez w dzien podobno wykrzyczal m. siostrze kuby ze ona tylko wszytskich skloca i ze mnie z kuba tez sklocila bo podobno slyszl wtedy rozmowe co na mnie najezdzala, bronilam sie powiedzialam ze nie chce nie chce na nia patrzec ale prosil , powiedzial ze mu zalezy ze na pol godziny i ze potem wracamy i konczymy rozmowe..
pojechalam... pomyslalam ze rozne sa operacje i ze roznie moze byc, a wiec pojechalam , ojciec ich tak widac ze sie marwtil widac ze go to jakos przybiijalo, posiedzialak troche pogadalam
potem wrocilismy i gadalismy , mowil zebym mu dala jeszcze jedna szanse zmiany , ze jesli zoabcze ze sie nie stara to da mi wolna reke , ale ze chce sie zmienic , byc ze mna , na poczatku poiwedzialam ze nie , ze chce odetchnac i zreszta ze jak on sobie to wyobraza teraz , jak bedziemy zyc , znwou on dom a ja studia i tak znowu jak bylo do tej pory , on powiedzial zebysmy dali sobie 2 dni na przemyslenia jak to zaplanowac, ale ja mu powiedzialam ze powinnismy relacje ze soba najpierw doprowadzic do porzadku a potem planowac, bo teraz po co planowanie jak meidzy nami wszytsko jest w rozyspce a on na to ze mam racje ,
no i jeszcze jak juz mowilam ze lepeij to zakonczyc to w pewnym momencie to mowilam jak do slupa on plakal tylko , mowil mi ze lepeij sie tak rozstac niz dac czlowiekowi szanse jeszcze na zmiane , i ze skoro tak chce to bedzie to sznowal i juz potem posiedzial i mowil ze jedzmy do domu ze ja juz podjelam dyzcje , ale scisnelo mnie w srdoku i poiwedizalam mu ze czemu mam ci wierzyc ze bedzie inaczej ,on poiwedzial zebym dala mu szanse na to zeby to zmienic, powiedzialam ze dam ostania, ze trudno mi to przychodzi dac mu ta szanse bo ja juz nie chce myslec , martwic sie czekac i ze nastepnej juz nie bedzie
i tak sie skonczyla rozmowa , pojechalismy do domu , przytulil mnie i po drodze napisal smsa ze zrobi wszystko by to zmienic.
wiem ze ta sytuacja z ojcem jego przerosla teraz , ale nie wiem czy w przyszlosci kiedys gdy wyzdrowieje zdobedzie sie na odwage zostawic to co tam jest i byc ze mna, mowil ze jakby cos z ojciem bylo nie tak to ze bedzie powoli likfwidowal gospodarstowo wiesz to przy czym musi robic dzien dnia ze ziemia moze lezesz wiele ludzi ja robi jak zawet mieszka poza wsia, a ze jak ojciec nabierze sil to ze chcialby zeby cos znaczac planowac, mowil ze gdyby nie to co ojciec mu powiedzial to mieszkalisbysmy razem nie zaleznie od tego co powiedziala by matka.
myslalam ze mi ulzy moze jak pogadamy ale ja dzis mysle caly czas o tym co bedzie jak to bedzie , jak to sie ulozy z tym wszystkim
ciezko mi ale probuje sie postawic w jego sytuacji , i na pewno nie jest mu z tym lekko, ale mi tez nie jest dobrze,
powiedzial mi tez ze nie bedzie idealnie na poczatku ale ze beezie dazyl do tego zeby tak bylo.
Nie wiem co o tym myslec , on sam mowil ze wymknelo sie wszytsko zpod kontroli ze zastaanwialm gdzie to sie zaczelo psuc i wlasnie moment naszego szukania mieszkania , ojca choroby wtedy to zaczelo sie tak zgrzytac..
Powiedzcie co myslicie o tym , ja wiem ze on krzywdzil mnie cholernie, nie zdawajac sobie sprawy z tym co robi, ale staram sie postawic tez w jego sytuacji , ze ten kryzys jest wlasnie spowodowany choroba ojca, ze ja tez pewnie bym tak zrobila na jego miejscu , a z drugiej strony jestem wsciekla na niego , ze zostalam tak na lodzie , bez mieszkania, z tym jak on mnie tak traktowal.. nie dzownil nie uprzedzal, cholernie sie boje co bedzie dalej, jestem spięta taka dzisiaj , mysle ciagle o tym , moze powinnam dac na luz i po prostu nie spieszyc ze z niczym, i dac zyiu plynac tak jak ono chce. narazie poukladac sobie nasze sprawy , te nasze relacje , a potem planowac, gdy sytuacja z ojciem sie uspoki, wrocic do rozmowy z nim o planach? bo aj to juz mam ochote mowic o planach na nastepnym spotkaniu ale nie wiem czy to takie zdrowe bedzie i dobrze na as wpłynie.. moze przeczkac z rozmowami o tym, poukaldac to co jest miedzy nami.