przez Cyprian » 12 sie 2009, o 16:06
---------- 15:53 12.08.2009 ----------
Mam nadzieje, że ów sens wy znaleźliście, choć jak na mój gust stosujecie zbyt wiele uproszczeń. Ale to może właśnie jest mój problem - komplikuję wszystko.
Catrer, nie chodziło mi teraz o to jak ona się tłumaczy, tylko jak ja to widzę.
Problemy komunikacyjne w takim wypadku są inne.
Ona sama pewnie z tym nic nie zrobi, bo ma zbyt silne przekonanie, że jest wszystko z jej strony. W dużej mierze jest to wynikiem wsparcia jakie ma w rodzinie, która opacznie rozumie słowo "pomoc". Cytując jej siostrę "nie ważne czy ty mam racje, czy Ona zawszę będę po jej stronie". Ona jest "aniołeczkiem". I co by aniołeczek nie zrobił, jak można go o cokolwiek obwiniać.
Osoba z Twojej rodziny o której wspomniałaś to chyba jednak trochę inna historia(wcale nie myślę, że ma mniejszy ciężar gatunkowy). To bardzo ważne kto diagnozuje chorobę. W tym wypadku, to zakrawa o premedytację i wyrachowanie.
Moja sprawa rozbija się o dzieci, trochę o me gołębie serce, trochę o przywiązanie, lojalność.
Ja ze swoim ojcem właściwie nigdy nie miałem kontaktu, nie widziałem go przez kilkanaście lat. Nie chcę by to się miało powtórzyć. W każdym razie piętno na mnie ciąży.
A Ona też wykorzytuje ten fakt, przyrównując mnie do niego wcale go nie znając. W tym momencie to już tez jest premedytacja i wyrachowanie - a tych przymiotów w połączeniu ze złośliwością bardzo nie lubię.
Kiedyś jak dzieci będą starsze to się zemszczę i zniknę z jej życia - czasem tak to widzę. Zostawię ją z jej ukochana rodzinką, prawie tak samo jak jej ojciec jej matkę (osobno mieszkają, choć razem jeżdżą na imperzy w stylu wesel chrzciny) tylko mocniej, bo zerwę kontakt do maksimum.
Nie przepadam jednakże za zemstą i boję się, że za te XX lat znowu dam ciała.
Infantylne myślenie, ale chwila i emocje różne podpowiadają rozwiązania. A na te chwilę rozwód jest jednak odległy. Choć wakacje np coraz częściej spędzamy osobno.
I choć zwykle nie krzyczę i nie przeklinam, to teraz zakrzyczę i przeklne: popierdolone to życie.
---------- 16:06 ----------
A może ja przesadzam. Ludzie są jacy są i tyle. A ja sobie ubzdurałem, że w moim domu będzie tak czy inaczej - wcale nie w opozycji do domu rodzinnego, bo choć bez ojca to nigdy nie narzekałem. Nie miałem powodu by siedzieć w koncie i obiecywać sobie, że ja inaczej będę wychowywał dzieci.
Ale jakieś swoje wyobrażenia oczywiście miałem. Zawsze byłem zwolennikiem bezstresowego sposobu wychowania, rozwiązań rozsądnych, a kłótni tylko w formie cywilizowanej polemiki czyli wymiany argumentów z założeniem wzajemnego zrozumienia.
A tu nagle życie przyszło i...pojawiło się pierwsze zaskoczenie, któro z czasem przerosło w rozczarowanie, itd.
Byłem przeciwny temu by w pokoju dziewczynek stanął mały tv. Byłem.
Ale to prezent od babci...Od babci? No, podobno. I kolejny problem - nie dość, że jest tv przywieziony z rodzinnych stron to jeszcze umówiły się za moimi plecami, że to będzie prezent od babci.
Znacie babcie która kupuje 1,5 letniej wnuczce tv? Zamożna babcia? Nic z tych rzeczy, przeciwnie bide klepie.
Ale trzeba było mnie o tym jakoś poinformować.
Prezenty dla wnuczek są okraszane słowami, że mężuś znowu się zdenerwuje.
Chrzciny młodszej. Wybór chrzestnych? Mój kandydat jest za młody. Skutek? Oboje chrzestni z rodziny małżonki. Bo przecież ja i tak jestem nie wierzący. A pomysł mojego chrzestnego jest na pewno nie moim pomysłem a mojej mamy! Mój najbliższy kuzyn i przyjaciel zarazem wymysłem mojej matki!
I jeszcze tona lepszych kawałów które z czasem stają się niesmaczne.
Muszę się umówic na piwo z sympatyczną nieznajomą i jej się wypłacze.
Teraz proszę Panie, byście mnie zrugały.