Nie chcę żeby wszystko się skończyło ;(

Problemy z partnerami.

Postprzez sikorka » 27 sty 2011, o 16:20

a przed calym tym zajsciem mysleliscie o slubie? wiem, ze jestescie zareczeni, wiec czy za tym mialo cos isc?

a gdyby nie pomoc finansowa R moglabys liczyc na rodzine w tej kwestii?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez Goszka » 27 sty 2011, o 16:28

W zasadzie ani R. ani mnie nie spieszyło się do ślubu.
Skoro było nam dobrze(w sensie raz lepiej raz gorzej),to sam ślub nie miał dla nas szczególnie wielkiego znaczenia..Zaręczyny stanowiły dla nas obojga jakby wyższy poziom związku,obietnicę na wspólną przyszłość i zestarzenie się razem.Oświadczając mi się R. wyraził,że chce być ze mną do końca,a ja przyjmując pierścionek potwierdziłam,że również chcę z nim być.W przyszłości zamierzaliśmy zalegalizować związek (tylko cywilnie),ale bez pośpiechu.
Byłam szczęśliwa,gdy mi się oświadczył(to było ok. 2 lat temu),czułam się kochana i doceniona.Myślałam 'magicznie',że zaręczyny wpłyną pozytywnie na jakość naszego związku.

Co do pomocy ze strony rodziny - mogłabym na nią liczyć,ale w miarę możliwości wolałabym poradzić sobie sama.
Goszka
 

Postprzez mahika » 27 sty 2011, o 16:34

Niestety, pierścionek to nie magiczny talizman na szczęście. Ślub też nie.

Goszka, czytam, jestem z Tobą, od zawsze ;) wszystko mądre mówią inni, więc tylko czytam. :*
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Goszka » 27 sty 2011, o 16:39

a niedawno spotkałam się z opinią że 7 rok związku/małżeństwa jest najtrudniejszy i wiele par się rozstaje.
Wiem,że to głupie ale moja podświadomość nie wiedzieć dlaczego uczepiła się tej głupiej koncepcji :oops:

Dziękuję Mahiczko,fajnie że jesteś,miło to wiedzieć :)
Goszka
 

Postprzez mahika » 27 sty 2011, o 16:43

U nas też 7 rok ;)
tak mówią, ale nie wierze w to tak jak że papier i kawałek metalu szlachetnego ma magiczną moc.
Buziaki :kwiatek:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez doduś » 27 sty 2011, o 16:49

ekhm, terapia par to moim zdaniem wcale nie objaw desperacji... 8)
Ale.
Może Ty wybrałabyś się podzielić dylematami z jakimś doświadczonym terapeutą ? Nie dowiesz się tam oczywiscie co zrobić, ale zaszkodzić nie zaszkodzi a moze pomoże :)
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez mahika » 27 sty 2011, o 16:51

doduś napisał(a):ekhm, terapia par to moim zdaniem wcale nie objaw desperacji... 8)
Ale.
Może Ty wybrałabyś się podzielić dylematami z jakimś doświadczonym terapeutą ? Nie dowiesz się tam oczywiscie co zrobić, ale zaszkodzić nie zaszkodzi a moze pomoże :)


:ok:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez ludolfina » 27 sty 2011, o 18:34

goszka napisala:
Czy to uczciwe że mając takie uczucia w sobie nadal chcę ratować związek?

co masz na mysli?

chcialam jeszcze napisac, zeby do konca to wyluszczyc, - mnie Twoj , goszka, zwiazek wogole nie obchodzi. to jest twoja sprawa, czy kochasz i czy chcesz walczyc o kogos. mnie uderzyl twoj watek i zareagowalam impulsywnie, zebys TY sie ocknęła, bo zalezy mi na Tobie w jakis sposob. zebys sie ocknęla i zaczela SAMA myslec, decydowac, uczciwie wobec samej siebie. to, ze masz duzo taktu, i chcesz dobra dla niego, mnie nie obchodzi. sa to twoje wybory. nie mnie orzekac w tyc sprawach.
mnie nic do tego.
to co mnie dotknelo w Twoim wątku, to znane mi z mojego doswiadczenia, brak niezaleznosci myslenia i pewnosci siebie. jakbys nie byla samodzielna jednostka, wiec skad wyplywa decyzyjnosc? jesli brak jest osoby?
nie zapominaj o sobie, zwiazek wymaga abys TY w nim byla. okreslona, wyrazna TY.

szkoda ze przygnebia cie to wszystko co tu piszemy.
zwroc moze uwage, ze walka o zwiazek to moze byc walka o siebie.
nie istnieje wg mnie dobry zwiazek pomiedzy niewyraznymi, niepewnymi i ostroznymi osobami. wiec dbajac o swoj rozwoj, samowiedze, dbasz tym samym o zwiazek. (albo o odwage spojrzenia na iluzje, jesli to byla iluzja).
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Postprzez sikorka » 27 sty 2011, o 18:48

Goszka napisał(a):a niedawno spotkałam się z opinią że 7 rok związku/małżeństwa jest najtrudniejszy i wiele par się rozstaje.

to mit, nie nalezy sie przejmowac czyms takim :luzik:
strasznie mi Ciebie zal :pocieszacz: chcac nie chcac bedziesz z ta swiadomoscia swojej zdrady zyla do konca zycia - stad wlasnie plynie wniosek wysnuty kiedys przeze mnie, ze zdradzajacy wyrzadza najwieksza krzywde samemu sobie. to widac bardzo wyraznie po tym co piszesz, i w jakim tonie.
nie o to chodzi bys zyla do konac zycia w poczuciu grzechu i nosila zalobny czy pokutny kaptur - chodzi o to by czegos sie z tej lekcji nauczyc.
z Twoich slow bije bardzo wyrazny negatywny opis Waszego zwiazku (jak dla mnie) i szczerze to sobie mysle, ze raczej niewarto - zbyt sie nabruzdzilo w nim. zwiazek powinien byc przyjemnoscia, pielegnowanie uczucia powinno byc czyms cudownym - a tutaj piszesz o walce, a walka nie kojarzy mi sie dobrze. milosc jest sama w sobie, o nia nalezy sie troszczyc, a nie walczyc, bo wtedy staje sie czyms uciazliwym.
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez biscuit » 27 sty 2011, o 19:09

sikorka napisał(a):bedziesz z ta swiadomoscia swojej zdrady zyla do konca zycia - stad wlasnie plynie wniosek wysnuty kiedys przeze mnie, ze zdradzajacy wyrzadza najwieksza krzywde samemu sobie.

a wg mnie
zdrada była tylko REZULTATEM, nie przyczyną
fatalnej wcześniejszej kondycji związku z R

i paradoksalnie
w tym całym bagnie, które tu goszka opisuje
owa zdrada wydaje mi się jakimś cudem nieświadomości goszki
punktem kulminacyjnym, dzięki któremu goszka
ma szansę otworzyć oczy
dotychczas szeroko zamknięte
na związek
a przede wszystkim siebie samą, jak napisała Lu

goszka, porzuć więc poczucie winy
bo to Twoja błogosławiona zdrada
Twoje szczęście w nieszczęściu
Twoja brylantowa kula u nogi
dzięki niej, masz szansę, że wyrosną Ci skrzydła
i wzlecisz tam gdzie chcesz
(nawet z kulą u nogi ha ha)

i nie żartuję, ale kochaj swoją zdradę goszka
bo w tym momencie życia, jakim się znalazłaś
patrzenie poprzez pryzmat lojalności, moralności
i tym podobnych "ości"
zaciemnia tylko UCZCIWY obraz siebie samej
własnych potrzeb i pragnień
JEST TEMATEM ZASTĘPCZYM
8)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez Abssinth » 27 sty 2011, o 19:34

popieram biscuit, w calej rozciaglosci :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez sikorka » 27 sty 2011, o 19:40

biscuit napisał(a):a wg mnie
zdrada była tylko REZULTATEM, nie przyczyną
fatalnej wcześniejszej kondycji związku z R


zgodze sie :ok: pod warunkiem, ze sie z tego zwiazku wyjdzie - dla mnie zwiazki po zdradzie sa bardzo bolesne i dlugo sie sklejajace, nie mowiac o nadszarpnietym zaufaniu, ktorego raczej nie sposob odbudowac. dlatego jesli zdrada w zwiazku goszki mialaby otworzyc jej oczy, to jedynie na to by w kolejnych zwiazkach nie dopuszczac do takiego oddalenia, ktore znowu skonczy sie zdrada.
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez ludolfina » 27 sty 2011, o 20:30

mozna na zdrade spojrzec jako na pewna dotkliwą zażyłość. np bergman lubi tak przedtawiac sprawe. (sceny z zycia malzenskiego)
jest to w sumie doswiadczenie bardzo mocno dotykajace dwie osoby, zblizaja się na poziomie swoich ciemnych stron. poznaja sie mocniej, obnażają sie z e swoim wstydliwym obszarem, nie moga juz dluzej udawac przed soba i mierza sie z pewna bolesna prawda.
wg mnie taka sytuacja zbliza, ale niebezpiecznie blisko.
a nie oddala.

tylko, ze nie kazdego stac na taka zażyłość

dlatego wolą sie oddalic, nie konfrontowac z tym obszarem.

ja to widze tak: natura tak to zaprojektowala, ze emocje i cialo sa szybsze niz intelekt, a nawet lubia sprytnie oszukac rozum, aby dostac to, czego chca, co sie im nalezy.
nie narzuca sie cialu kieratu, to nie daje nigdy dobra. o cialo nalezy dbac i troszczyc sie, aby bylo zadowolone. inaczej moze jak narowisty kon, w najmniej spodziewanej chwili , dopomniec sie o swoje zaniedbane prawa. a potem biadolenie i biczowanie to smiechu warte dobijanie.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Postprzez ewka » 27 sty 2011, o 20:59

ludolfina napisał(a):ja to widze tak: natura tak to zaprojektowala, ze emocje i cialo sa szybsze niz intelekt, a nawet lubia sprytnie oszukac rozum, aby dostac to, czego chca, co sie im nalezy.

Czyli co? Ciało rządzi człowiekiem? Czy może źle zrozumiałam?

Czy uwolnienie się z tego związku da Goszce to wszystko, o czym piszecie? Odzyskanie swojego JA? Odbudowanie? Wyraźne określenie chcę/nie chcę? Wystarczy zerwać i już robi się pięknie?

A może ja nie rozumiem....
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez ludolfina » 27 sty 2011, o 21:13

Ciało rządzi człowiekiem?

nie zrozumialas
a ja nie wiem co to jest "czlowiek" poza cialem. kim cialo ma niby "rzadzic?"

ja pisze o samostanowieniu goszki, wg mnie jest w zlym stanie, i w bardzo trudnej zyciowej sytuacji.
pieknie to dlugo nie bedzie u niej.
bardzo mi jej szkoda
za to jej zwiazku mi nie szkoda. nie musi.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 199 gości

cron