Wyleczyłam się z obsesji i czuję się świetnie. Jak niegdyś ryczałam przez niego codziennie, tak teraz od czterech miesięcy nie płakałam. Wyleczyłam dzięki "autoterapii", bo nie mam czasu na psychologa. Wyleczyłam się dzięki masowemu pochłąnianiu mądrych książek terapeutycznej natury, które uczyły mnie normalnego myślenia (wpominalam nieraz ich tytuły tutaj). Wyleczyłam się dzięki pracy nad sobą, wcielaniu w zycie na kazdym kroku tych "złotych porad". I pomogło! Dowiedziałam się jak to być powinno. Przetrawiłam. I małymi kroczkami uczyłam się myśleć po nowemu. I działa!
Z byłym mam kontakt w weekendy (dobry seks, ciekawe rozmowy przy kawce, wypady na zakupy etc). W międzyczasie zdołąłam poznać kogoś i sie porzadnie zauroczyć-ale wszystko co miłe szybko sie kończy. I tym razem nie wyszło nic z tego- nie miało prawa zresztą,a le ja lubie pakowac się w coś bez przyszłości;) Jeszcze lubię
Pozostałość starych "chorych" nawyków.
Dbam o siebie! Poznaje nowych ludzi! Odświeżyłam i pielęgnuje przyjaźnie!
Tak. Potrzebna mi jeszcze jednak typowa terapia u dobrego psychoterapuety. Mam jednego na oku;) Bo się boję, ze wkraczając w nowy związek, mimo ze bede INACZEJ (zdrowiej) do niego podchodzić, to jednak wpadnę w połapkę obsesji. Bo jeszcze zdarza sie mi miec chwile słabości (autodestrukcyjne dzialania, a czasem coś z obsesyjnych nawyków mnie dopada).
Ale jest lepiej. Jest OK.
Umiem w końcu cieszyć się sobą i nikt do tego nie jest mi niezbędny