czuję podle, zwyczajnie podle.
Minęły 3 tygodnie odkąd wyprowadziłam się z domu.
Dzisiaj jest 20 sierpnia- 1 rocznica naszego ślubu kościelnego.
Mąż dzwonił w piątek czy spotkamy się z tej okazji dzisiaj- powiedziałam mu, że ja nie mam ochoty na spotkanie. Powiedział mi, że on nie może żyć w taki zawieszeniu ( bo chyba wciąż miał nadzieję, że zmienie zdanię) i że mam sobie ostatecznie przemyśleć czy wrócę do domu i będziemy scalać nasze małżeństwo. Nie wydaje mi się, żebym dała mu nadzieje, że wróce
Ja nie miałam się nad czym zastanawiać, zadzwoniłam do niego w sobotę i powiedziałam, że nie zmieniłam decyzji i nie będę walczyć o nas. On poczatkowo wydawał się być spokojny ale później rozpłakał się do słuchawki, że bardzo go ranię i że mial nadzieję że do niego zadzwonię i powiem mu że pojedziemy razem na wakacje za granicę i kupimy sobie 2 koty zeby nie bylo tak pusto w domu... i powiedział, że on nie wierzy, że ja go nie kocham.
myślałam, że serce mi pęknie
normalnie w takich chwilach żałuję, że się urodziłam
chcialabym oszczędzić mu tego cierpienia, żeby w ogóle mnie nie spotkał