to już jest koniec... :(

Problemy z partnerami.

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 14 sie 2012, o 14:49

potrzebowałam kopa bo się bałam i kopa nie wiem czy tu ale otrzymałam ;)

Nie twierdziłam, że mój mąż to kawał drania.
Nie byłam w nim zakochana- nigdy nie miałam motyli w brzuchu, nie fascynowałam się nim. W pewien sposób kochałam go i kocham nadal, ale nie jak ukochanego mężczyznę, nie jak tego jedynego.

Poza tym co ma na celu analizowanie moje pierwszego posta tutaj, napisanego w dużych emocjach?
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ludolfina » 14 sie 2012, o 15:09

Sandrine napisał(a):uzależnienie od partnera, poczucie winy, że go nie kocham i opuszczam go...


wielkie szczescie ze on na tym nie gra
wydaje mi sie ze to poczucie winy jst od twojej matki, ze ona cie w to wpedza
wogole , jakies tam poczucie winy chyba "nalezy" miec
ale nie do tego stopnia, zeby na przyklad rozwazac "moze lepiej jak z nim zostane, skoro nie moge zyc z takim poczuciem winy" czy "skoro juz go poslubilam, to teraz nic nie moge zrobic, musze juz tak cierpiec"

mysle ze osoba ktora odchodzi czuje inaczej, od osoby ktora jest "porzucona"
i tez czuje inaczej niz odchodzaca "OD KATA"

odchodzaca jest tu w jakiejs pozycji "zlego, ktory krzywdzi"
natomiast, umyka swiadomosc, ze nie uda sie zbudowac zwiazku na poczuciu obowiazku TYLKO, na poczuciu winy i na bezradnosci. takie odejscie jest wrecz uzdrawiajace dla obu stron. nie musza sie sluzej dlawic ani oszukiwac.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez anulka81 » 14 sie 2012, o 18:01

Nie zgadzam się z Blanką .... Sandrine jest delikatną kobietą z niedoskonałym dzieciństwem więc nic dziwnego że poczuła się chciana i kochana jako nastolatka . A czasem potrzeba więcej czasu i doświadczenia żeby do pewnych rzeczy dojść samemu. Człowiek uczy się na własnych błędach i myślę że nie należy ich wytykać bo wtedy człowiek czuje się jeszcze gorzej a przecież jesteśmy tutaj by siebie na wzajem wspierać.

Trzymaj się Sandrine ♡
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 17 sie 2012, o 10:38

Różnie to jest… czasami potrzeba wyrwania się z domu lub czyjeś zainteresowanie jest mylone z miłością. Czasami mimo niepewności podejmie się decyzję, że tak… bo może da się radę, bo może tak jest i niczego więcej spodziewać się nie należy. No różnie to jest.

Poza tym San miała 16 lat, gdy go poznała. To piękny wiek, ale (wg mnie) przede wszystkim na poznawanie facetów i uczenie się ich. I oczywiście SIEBIE. Porównywanie. Wybieranie. Danie sobie szansy na to, by uczucie powaliło, a motyle zaszalały. .. wtedy i niedogodności łatwiej przejść, bo się idzie RAZEM, jest porozumienie, jest współpraca. Bo co się dzieje, kiedy tego we wczesnej młodości poznanego „trzymamy”, bo już „nic lepszego zdarzyć się nie może”? Ano tak się może zadziać, jak się u San zadziało.

Wiele nauk się wynosi z domu… ale czasem się nie wynosi, bo dom kulawy był. Lub nauczyciel kiepski. Wtedy się człowiek musi uczyć na własnym organizmie, no nie da rady inaczej. A żyć, kochać się, być razem z przymusu i wręcz fizycznie odczuwanej niechęci i to przez ileś tam lat (bo San młoda laska jest)… to musi być ale horror.

Jak się miewasz San?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 20 sie 2012, o 09:47

czuję podle, zwyczajnie podle.
Minęły 3 tygodnie odkąd wyprowadziłam się z domu.
Dzisiaj jest 20 sierpnia- 1 rocznica naszego ślubu kościelnego.
Mąż dzwonił w piątek czy spotkamy się z tej okazji dzisiaj- powiedziałam mu, że ja nie mam ochoty na spotkanie. Powiedział mi, że on nie może żyć w taki zawieszeniu ( bo chyba wciąż miał nadzieję, że zmienie zdanię) i że mam sobie ostatecznie przemyśleć czy wrócę do domu i będziemy scalać nasze małżeństwo. Nie wydaje mi się, żebym dała mu nadzieje, że wróce
Ja nie miałam się nad czym zastanawiać, zadzwoniłam do niego w sobotę i powiedziałam, że nie zmieniłam decyzji i nie będę walczyć o nas. On poczatkowo wydawał się być spokojny ale później rozpłakał się do słuchawki, że bardzo go ranię i że mial nadzieję że do niego zadzwonię i powiem mu że pojedziemy razem na wakacje za granicę i kupimy sobie 2 koty zeby nie bylo tak pusto w domu... i powiedział, że on nie wierzy, że ja go nie kocham.
myślałam, że serce mi pęknie :( normalnie w takich chwilach żałuję, że się urodziłam :( chcialabym oszczędzić mu tego cierpienia, żeby w ogóle mnie nie spotkał :(
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ludolfina » 20 sie 2012, o 10:24

no i cala klase diabli wzieli
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez limonka » 20 sie 2012, o 14:25

Sorry .. Ale tak myslalam ze Jego poczatkowa reakcja bylaby zbyt "piekna " ...on bedzie jeszcze nie raz przechodzil przez fazy smutku ,zalu,zlosci etc. badz silna...
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 22 sie 2012, o 17:53

Sandrine napisał(a):myślałam, że serce mi pęknie :( normalnie w takich chwilach żałuję, że się urodziłam :( chcialabym oszczędzić mu tego cierpienia, żeby w ogóle mnie nie spotkał :(

Musisz to przetrwać, San. To trudne i dla Ciebie i dla niego... jednak z czasem wszystko się wyłagodzi, bo tak działa czas.

:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Abssinth » 23 sie 2012, o 10:05

On poczatkowo wydawał się być spokojny ale później rozpłakał się do słuchawki, że bardzo go ranię i że mial nadzieję że do niego zadzwonię i powiem mu że pojedziemy razem na wakacje za granicę i kupimy sobie 2 koty zeby nie bylo tak pusto w domu... i powiedział, że on nie wierzy, że ja go nie kocham.


ooo
popatrz, jaki ladny przyklad na szantaz emocjonalny
ja, ja, ja cierpie -
a ZERO przejecia sie tym, ze Ty bedac z nim nie bylas szczesliwa
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 23 sie 2012, o 23:11

Abssinth napisał(a):ooo
popatrz, jaki ladny przyklad na szantaz emocjonalny

No oczywiście! :D
Bo kochający mężczyzna nie może mieć nadziei, planować wakacji i wierzyć, że jest kochany. Nie może. I broń Boże nie może o tym powiedzieć, bo z automatu staje się szantażystą emocjonalnym.


:D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 23 sie 2012, o 23:12

Hej San! Jak tam u Ciebie?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 27 sie 2012, o 09:31

ja nie wiem czy to szantaż emocjonalny
myślę, że on naprawdę cierpi
ja tez w jakis sposób cierpię i jest mi źle bo jednak to jest jakaś życiowa porazka
ale z drugiej strony jestem też... szczęsliwa? spokojna? sama nie wiem jak to określic bo wciąż w głowie mam mętlik
a przyszłym tygodniu rozpoczynam terapię u pscyhoterapeuty ( z NFZu)

od ostatniego telefonu nie rozmawiałam z mężem, ale myślę że powinnam do niego zadzwonić i umówić się na spotkanie w tym tygodniu żeby mu jeszcze raz na żywo powiedzieć dlaczego odchodzę i jakie mam propozycje wzgl. mieszkania itd.
z mamą wciąż się kłóce bo ona wciąz namawia mnie zebym dala mu szanse bo "jak ona umrze a ja bede chora to kto mi szklanke wody poda i że moge trafić o wiele gorzej jak poznam kogoś nowego" :roll:
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 28 sie 2012, o 08:23

Zrobiłaś dużą i odważną rzecz... teraz trzeba wytrwać i konsekwentnie dopinać wszystko do końca.
Nie jest też tak, że spadło na Ciebie jak grom. Bo to, co przeżywasz i z czym musisz się zmierzyć było jakby do przewidzenia. A że rozpoczynasz terapię (brawo!), to na pewno DASZ RADĘ
:ok:

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 31 sie 2012, o 14:30

kiepsko się dzisiaj czuje :(

dzwoniła dzisiaj do mnie mojego męza kuzyna dziewczyna... bardzo się lubimy i dogadujemy ale jakoś podłamała mnie ta rozmowa :( powiedziała mi , że przez przypadek dzwoniąc do mojego męza żeby zaprosic nas na urodziny dowiedziała się co u nas i bardzo sie zdziwila bo patrzac na nas z boku myslala ze wszystko jest ok i jestemy taka idealną parą... jakis czas temu ona tez przezywala cos podobnego ( tylko ze ona mezatka nie byla) wiec mnie rozumie i do niczego nie namawia, ale jak rozmawiala z nim to "nie dał na mnie złego słowa powiedzieć" i że bardzo mnie kocha bla bla bla...

na 17:30 jestem umówiona z mężem, trzęse portkami jak cholera bo znowu bedziemy rozmawiac dlaczego jestem taką złą kobietą i go zostawiam :( mam tez nadzieje ze porozmawiamy już o kwestiach formalnych chociaz zapewne ja sie znowu poryczę więc nie wiem co z tego wyjdzie :/
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Abssinth » 31 sie 2012, o 15:24

jesli tylko o rozmowe o kwestiach formalnych Ci chodzi - masz pelne prawo rozwiazac to na pismie, w mejlach, przez telefon.

jesli wiesz, ze bedziesz wystawiana na szantaz emocjonalny, ze bedziesz plakac, i najprawdopodobniej na kwestie formalne nie bedzie czasu - to po co tam idziesz??????


masz jeszcze czas wymiksowac sie z tego spotkania.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 175 gości