to już jest koniec... :(

Problemy z partnerami.

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez anulka81 » 9 sie 2012, o 00:41

W końcu jakaś przydatna porada ... całkowicie zgadzam się z Sans !!! I popieram spotkanie z prawnikiem, potrzebujesz teraz wsparcia i porady , nie masz tego wśród najbliższych więc trzeba poszukać u obcych ludzi...

Podjęłaś decyzję , ciężko nad tym pracowałaś emocjonalnie, być może teraz jesteś wyczerpana, być może potrzebna ci chwila oddechu , ciszy i spokoju... jest szansa na wyjazd na kilka dni? Wiem że się martwisz sprawami finansowymi i rozwodem ale świat się nie zawali jeśli rozwiążecie to nie co później. Najważniejsze abyś trzymała się swojej decyzji i była silna.

Trzymam kciuki zza ciebie i czytam cię i popieram!


Ps. Niestety nie zgadzam się tu ze wszystkimi, uważam że nie jest zbyt ładnie obrzucać wyzwiskami ludzi których się nie zna.. ale są różni ludzie i różne opinie i Sandrrine musi sama wybrać co jej najbardziej pasuje.
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 9 sie 2012, o 08:30

psychotekst to fajna strona, uświadamia mi sytuacje z różnych perspektyw

nie wiem co mysli mój mąż, "ton" w jakim pisze mi smsy wskazuje, że jest po prostu wściekły. Ale może wynika to z tego, że cierpi? tego się nie dowiem.
Napisałam mu, że chce porozmawiać o rozwodzie, finansach i mieszkaniu i jak bedzie już gotowy niech poda dzien i godzinę. Dam mu teraz czas. Może w ogole nie powinnam do niego pisać ale napisałam, bo lubię mieć wszystko uporządkowane- fakt- tydzień czasu to mało i jeszcze nie pora na "porządki".

A co do mojej siły, to ja nie wiem czy ona jest czy jej nie ma. Czasem wydaje mi się, że jestem silna i dam radę a czasem mam wrażenie, że pełzam po podłodze.
Mam numer do "sprawdzonego" prawnika ale teraz nie mam kasy. Mój mąż z naszego wspólnego konta porobił opłaty za kredyt, czynsz i wypłacił sobie 200zł na życie. więc mi zostało 600 zł ;) przelałam je niezwłocznie na moje prywatne konto. A od września wypłata bedzie juz przychodzić na moje osobne konto.
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez biscuit » 9 sie 2012, o 09:05

Sandrine napisał(a):psychotekst to fajna strona, uświadamia mi sytuacje z różnych perspektyw

ale to nie strona
tu są żywi ludzie
ja na przykład jem teraz śniadanie
chleb ze śliwką, twarożkiem, kiełkami lucerny plus rzodkiewki
i piję kawę
i piszę do Ciebie

Sandrine
droga do wolności bywa nie łatwa
są koszty - każdego rodzaju: finansowe, emocjonalne, społeczne itp.
to jest jakby oczywiste, choć człowiek o tym nie myśli
zapatrzony w cel - upragnioną nagrodę uwolnienia się
i może dobrze
bo kto wie, czy by nie stchórzył pod naporem obaw
i żył nadal w bezpiecznej celi

Sandrine, witaj w mieście szalonych powstańców!
i pamiętaj, że Twoja wolność już ma miejsce
nie zamrażaj życia na później
bo rozwód, podział majątku to formalności, procedury
a życie jest życiem
sprawy formalne trzeba prowadzić, owszem,
ale nie warto się na nich zawieszać, fiksować
i tylko nimi żyć

ja wiem, że u Ciebie to jeszcze świeżość typu "brand new day"
tak tylko piszę, na wyrost niejako...

ja się rozwiodłam prawie 3 lata po rozstaniu
a podziału majątku nie mam do dzisiaj (minęły kolejne 3 lata po rozwodzie)
i zupełnie mi to nie spędza snu z powiek
takie czasy, kurs franka poszybował w górę, banki oszalały
c'est' la vie...

trzymaj się!
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez biscuit » 9 sie 2012, o 09:11

Sandrine napisał(a): nie wiem co mysli mój mąż, "ton" w jakim pisze mi smsy wskazuje, że jest po prostu wściekły.

Obrazek

czasem po prostu z góry wiadomo
że misiu się wkurwi
ale mimo to robi się pewne rzeczy

no i Twój "misiu" pewnie też się wkurwił
ale grunt to nie tracić pijackiej odwagi i ułańskiej fantazji
nawet w trudnych momentach powstańczego żywota 8)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 9 sie 2012, o 09:57

hahaha biscuit jakoś mnie rozbawił Twój post ;) tzn. bardzo pozytywnie ;)
droga do wolności nie jest łatwa... ale warto prawda?

dzwonił mąż! odberałam. Mówił bardzo spokojnie i rzeczowo ( chyba czytał z kartki) i umówilismy się na spotkanie w niedziele. Powiedział, że chce usłyszeć ode mnie to co czuje, nie mam się nastawiać na żadne rozstrzygnięcia, ustalenia bo on żadnej decyzji nie podjął a jak porozmawiamy to on sie zastanowi co dalej.
No i spotykam się z nim w niedziele o 17. Powiedział, że w naszym domu. Ale ja nie chce w domu bo się boję nie tylko tego, ze będe tam się źle czuła ale nie wiem co mu odbije... bezpieczniej będzie w restauracji.
Napiszę mu, że przemyślałam to sobie i spotkamy się w restauracji a nie w domu.
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez biscuit » 9 sie 2012, o 10:13

Sandrine napisał(a): Napiszę mu, że przemyślałam to sobie i spotkamy się w restauracji a nie w domu.

no że absolutnie nie w domu, to już wiesz 8)

Sandrine
ludzie biorą życie tak śmiertelnie poważnie
a ja już to pisałam
że śmiertelnie poważnie to jest co najwyżej na pogrzebie
kiedy życie nieboszczyka stanowi figurę szczelnie domkniętą
jego bajka się skończyła na amen
a póki się żyje
to jest fiesta-sjesta
no chyba że ktoś se sam urządza przedwczesny pogrzeb
czyli szarą egzystencję za życia

pzdr!
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 9 sie 2012, o 17:19

anulka81 napisał(a):Ps. Niestety nie zgadzam się tu ze wszystkimi...

To są nas dwie :)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 9 sie 2012, o 17:25

Sandrine napisał(a):A co do mojej siły, to ja nie wiem czy ona jest czy jej nie ma. Czasem wydaje mi się, że jestem silna i dam radę a czasem mam wrażenie, że pełzam po podłodze.

Ależ jesteś silna! I dasz radę! Zrobiłaś dużą rzecz!
A jeśli zdarzy się trochę popełzać... no jej, każdemu się zdarza. Herosom również.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 9 sie 2012, o 17:30

Sandrine napisał(a):dzwonił mąż! odberałam. Mówił bardzo spokojnie i rzeczowo ( chyba czytał z kartki) i umówilismy się na spotkanie w niedziele.

No widzisz. Potrzebował po prostu trochę czasu. A że spokojnie i rzeczowo, to go zdaje się dobrze wykorzystał.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 9 sie 2012, o 17:33

Sandrine napisał(a):Napiszę mu, że przemyślałam to sobie i spotkamy się w restauracji a nie w domu.

No!!!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 13 sie 2012, o 13:57

Spotkalismy się.
Bardzo bałam się tego spotkania.
Mąż bardzo mnie zaskoczył. Powiedział mi, że chodzi na terapię ale nie po to by mnie odzyskać bo on szanuje moją decyzję i nie będzie mnie błagał, żebym wróciła- chodzi na terapię bo chce zrozumieć dlaczego się tak zachowywał.
Chce stanać na nogi, pogodzić się z bagażem przykrych doświadczeń zafundowanych mu przez rodziców, chce pokochać siebie.
Powiedział, żebym dała mu czas bo on w tej chwili nie jest gotowy na rozwód i jeśli się rozwiedziemy to chce wiedzieć, że zrobilismy wszystko co moglismy. Powiedział, że nie bedzie nalegać na zmianę mojej decyzji ani niczego mi utrudniać. Powiedział, że bardzo mnie kocha i przyrzekał mi , że bedzie ze mną w zdrowiu i chorobie więc jeśli mamy się rozstać to chce być pewien, że ja jestem w miare dobrej kondycji psychicznej.
Na koniec gdy sie rozstawalismy przytulił mnie i prosił, żebym napisała czasem smsa ze wszystko ok ze mną.

Zgodziłam się poczekać z rozwodem, bo nie muszę się z tym spieszyć, chccę żeby on stanął na nogach.
Uspokoiła mnie ta rozmowa, wiem, że on nie bedzie moim wrogiem i dobrze mi życzy.

Inna sprawa z moją mamą, rozmawiałam z nią przez telefon a ona znowu swoje: "tak sie ciesze, że on chodzi na terapie, no zobaczysz wszystko bedzie dobrze, znowu bedziecie razem, tak sie ciesze, ze dałas mu szanse..."
heloł jaką szansę? ale do mojej mamy nie dociera to co ja mówie i interpretuje po swojemu... :roll:
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ludolfina » 13 sie 2012, o 15:24

no faktycznie, zagral z klasa
szansa na to ze pozostaniecie ludzmi, i rozstanie nie zmieni was w potwory, dla mnie taka sytuacja jest fenomenem chociaz kiedys myslalam ze ludzie tacy wlasnie sa, przyjemnie poczytac, ze i tacy bywaja, ze w chwili powaznej zamiast uruchamiac w sobie jakies parszywe instynkty, wyjmuja jakas godnosc

rozumiem tez bol, jakis sprawia ci mama, swoimi rojeniami, cieszac sie, ze ziec "okazuje sie" czlowiekiem z klasa, i ze przejrzysz na oczy...
na dobra sprawe trudno zrozumiec, czemu dwoje ludzi z klasa i zyczacy sobie dobrze sie rozstaja
wydaje sie ze rozstanie przysluguje tylko awanturnikom i patologii, jako jedyne wyjscie.... by ocalic zycie...
(takie refleksje moje, luzne)
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 13 sie 2012, o 17:51

Sandrine napisał(a):Uspokoiła mnie ta rozmowa, wiem, że on nie bedzie moim wrogiem i dobrze mi życzy.

No proszę proszę. Facet rzeczywiście z klasą. I nie byle jaki robal. I nie manipulant.

A matka chce, abyście byli razem i stąd tak właśnie. Ma po prostu nadzieję, że się między Wami ułoży. Daj jej czas San, nie przekonuj na siłę.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 14 sie 2012, o 14:10

ludolfina napisał(a):na dobra sprawe trudno zrozumiec, czemu dwoje ludzi z klasa i zyczacy sobie dobrze sie rozstaja
wydaje sie ze rozstanie przysluguje tylko awanturnikom i patologii, jako jedyne wyjscie.... by ocalic zycie...
(takie refleksje moje, luzne)


no tak nie było wielkich awantur i patologii tylko, że ja już go nie kocham... mam z tego powodu poczucie winy, po naszym spotkaniu chyba jeszcze większe niż przedtem, cięzko mi z tym ale... nic nie poradzę na to co czuje :(

w przyszłym tygodniu idę do Poradni Zdrowia Psychicznego na NFZ bo na prywatną terapię na razie nie mam kasy ale dobre opinie są o tej poradni więc mam nadzieję, że się nie zawiodę
tylko, że ja nie wiem z jakim właściwie problemem ja się do nich zgłaszam bo mój problem jest złożony, relacje z mamą, brak ojca w dzieciństwie, uzależnienie od partnera, poczucie winy, że go nie kocham i opuszczam go...
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez blanka77 » 14 sie 2012, o 14:28

Sandrine napisał(a):
1. piszę tu bo nie mam siły i chyba potrzebuję "kopa w d..." żeby zrealizować decyzję którą podjęłam.


2. W wieku 16 lat poznałam M, mojego męża. To był pierwszy facet który zwrócił na mnie uwagę i mówił, że mnie kocha. Czułam się taka potrzebna i wyjątkowa. Myślałam sobie "wow, jakis mężczyzna może mnie kochac! mój ojciec mnie nie chciał ale on chce, nie mogę pozwolić zeby kiedys go stracić." Nigdy nie czułam się w nim zakochana, zaprzyjaźniłam sie z nim a po jakimś czasie zaczęłam nazywać to miłością. Wiedziałam, że wiele nas dzieli, że mamy mało wspólnego jednak wtedy myślałam ze tak juz musi byc, ze nikogo lepszego nie znajdę.

3. Ma 27 lat i próbowałam wpłynąć na jego zachowanie przez 9 lat... chciałam mieć partnera i myślałam, że on będzie moim partnerem... kiedyś chciałam z nim mieć dzieci ale dzisiaj gdy na niego patrzę wiem, że na pewno nie chcę mieć dzieci z takim człowiekiem jak on.

4. Nie rozumiałam dlaczego nie jestem szczęśliwa mimo, że rzekomo spełniły się moje marzenia... mam męża, własne mieszkanie ( na kredyt ale jest ;))...

5. Uświadomiłam sobie, że ja już nie kocham mojego męża i że nie chce z nim być, on zabił we mnie resztki uczucia które we mnie były.


1. Potrzebowałaś kopa bo co?

2. Tu stwierdzasz, że go nie kochałaś.

3. To Ty go sobie kształtowałaś od początku tak jak byś chciała, a nie on Ciebie. Bo założyłas sobie, że to ma być ten jedyny i wychowany tak, jak chcesz. I nie mów, że żyłas w nieświadomości przez 9 lat, a nagle po ślubie okazało się, że z niego jest kawał drania.

4. Jakie miałas cele w życiu? Tak nagle po ślubie one się zmieniły? Czy przypadkiem nie jest tak, że osiągasz wyznaczony cel i potem sobie odpuszczasz, szukasz kolejnego i tak naprawdę to nic nie jest w stanie Cię zadowolić? Bo Ty jesteś nastawiona na: mieć. A potem to się zobaczy, albo to się przyda, albo pójdzie w odstawkę.

6. No przecież od początku go nie kochałaś, to nic nowego co sobie uświadomiłaś. I nie mógł zabić resztek uczucia, bo nie było go w ogóle.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 170 gości