...a może wypowiemy małą wojne?

Problemy z partnerami.

Postprzez cvbnm » 26 paź 2009, o 13:08

nie wiem kto to paser.
moje zdanie jest juz tyle razy wyjasnione, ze nie chce mi sie powtarzac

ja wlazlam tu by rozwinac dyskusje o "ideach"

moja idea jest taka, aby kobiety sie nie krzywdzily, a krzywda jest dla kobiety wchodzenie w relacje bycia "nie-wybrana".
nie interesuje mnie tu zona, ona ma osobny problem


jestem przeciwna idei nie krzywdzenia zon, jako dosc naiwnej (choc ona dziala, wg mnie na zasadzie ostracyzmu, zeby nie chciec byc ta "zla")

i chcialabym wby moj glos wspieral kobiety uwiklane w trojkat, oraz, sadze ze naswietlilam zupelnie nowy aspekt sprawy, nie zajmujac sie dennym wg mnie wykazywaniem "jakie to te kochanki glupie i podle"

ale jak to z ideami... idee sobie, zycie sobie...

jak dla mnie dyskusja sie nie rozwija
cvbnm
 

Postprzez Sanna » 26 paź 2009, o 13:57

Gąsiennico, bardzo podoba mi się to co piszesz, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez caterpillar » 26 paź 2009, o 19:46

No to w zasadzie moj krag zatacza rowniez o to oczym Ty wlasnie piszesz cvbnm

"idea jest taka, aby kobiety sie nie krzywdzily, a krzywda jest dla kobiety wchodzenie w relacje bycia "nie-wybrana"."

pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez cvbnm » 26 paź 2009, o 20:58

eh wiem.
dla mnie fundamentalne znaczenie ma owo ratowanie "kochanki" , samej siebie, od zonatych, a nie ratowanie zon i dzieci 'nie-silnych" mezow.

dlatego moj punkt widzenia jest precyzyjnie wymierzony
nie zahaczam szeroko, tylko wasko

moge nawet zawezic do stwierdzenia, ze moralna odpowiedzialnosc za zdrade ponosi wylacznie maz,. kochanka nie ma nic do gadania w zdradzie,bo niczego nie obiecywala zonie tego pana.
na krzywdzie ,tak po ludzku, i to widzianej wlasnymi oczami, a nie "ideowo" nie jest fajnie budowac wlasne szczescie... jest to istotnie wazna kwestia, ale wlasnie specjalnie nie chcialam o 'to zahaczac", bo to zaczadza moj punkt widzenia moralizatorstwem i niesie niechciany przeze mnie ostracyzm.

zawezenie problemu do ochrony siebie, ochrony kobiecosci, i argumentacji wynikajacej z wnikliwej analizy procesu, ... mechanizmow ... mogloby mnie przekonac do dyskusji. zas oburzenie i opiewanie wyzszosci zasad do mnie nie przemawia.

stracilam juz energie do wnikania w temat

a bylo dosc ciekawie :0)
cvbnm
 

Postprzez wuweiki » 26 paź 2009, o 22:39

Ja widzę tę kwestię kobiecą {czyli żony i "tej trzeciej"} podobnie jak Cvbnm....
"moja idea jest taka, aby kobiety sie nie krzywdzily, a krzywda jest dla kobiety wchodzenie w relacje bycia "nie-wybrana". "
Właśnie.... najważniejszą kwestią jest świadomość tego, co robię, na co się decyduję...i to, abym się nie krzywdziła.... tyle, że myślę iż krzywdą dla mnie jest nie tyle sam fakt wejścia w relację bycia "nie wybraną" ale to, jak w rej relacji się odnajduję... czy rzeczywiście tego chcę, czy jestem gotowa i godzę się z tym, że jest jak jest.... że to nie ja jestem żoną, że nie jestem tą wybraną, że mogę dla tego mężczyzny nigdy nią nie zostać...
Czy dylematy emocjonalne lub inne wobec takiej relacji, wobec moich rozmyślań na temat uczuć żony faceta, na temat tego, czy robię coś złego - czy one mnie zjadają, czy też po prostu przyjmuję to co się wydarzyło i czy potrafię podejmować decyzje takie, które pozwolą na spokój umysłu i serca ---> tu, w takich właśnie pytaniach i kwestiach dla mnie jest sedno problemu.... w mojej odpowiedzialności w tym.... a nie w rozpatrywaniu kto jest z winą, a kto bez i unoszenie się na fali oskarżeń, bez znaczenia kogo oskarżam - czy siebie, czy tych pozostałych zainteresowanych.
wuweiki
 

Postprzez cvbnm » 26 paź 2009, o 23:53

dylematy emocjonalne lub inne wobec takiej relacji,

np, czy rzeczywiscie chce relacji w ktorej on "wraca do zony na noc".
w ktorej musze uwazac aby nas "nie zauwazono"
aby nie zostawic na jego marynarce wlosa
kiedy nie moge zaprosic go i przedstawic przyjaciolom, bliskim.

co mysle?
ze kiedys nastapi przelom....
czekam, az to 'z niego wyplynie", aby nie "wplywac" na jego decyzje... aby to bylo bez nacisku... bo niech sobie tam sam pouklada... z zona...
ja poczekam... bede tylko gdzies 'around", zeby mial we mnie wsparcie, ...

mi to przypomina uwiklanie sie w uleglosc, w pozycje ofiary, w podporzadkowanie temu "co wolno" (wolno kochac sie, nie wolno zostawic sladow, wolno zblizac sie, wolno byc intymnie, ale nie wolno o tym mowic, nie wolno sie zdradzic ze swoimi uczuciami przed innymi, ciagle kontrolowanie)
podporzadkowanie, ktore po czasie prowadzi do niewoli, tkwiacej w umysle kobiety, ktorej uwaga skierowuje sie na "chronienie" kochanka, "nie wydanie", dyskrecje, i w efekcie zycie wg wytyczanego przez kochanka rytmu. czy taka sytuacja nie narosnie do zmiany myslenia, nakierowanie sie na realizacje pragnienia faceta, z wycofaniem wlasnych? do absurdu w ktorym "od niego zalezy moje szczescie, od tego co on zdecyduje," zas ode mnie nie zalezy zgola nic, procz bycia w ciaglej gotowosci?

romans to de facto ograniczenie wolnosci
czy rzeczywiscie chce ograniczyc swoja wolnosc, aby zyskac chwile rozkoszy?
jak dlugo, i z jakimi oczekiwaniami?
jak stawiam sprawe, rozwojowo (czyli czekam, bedac around, zeby byc z nim) czy tez zadowalam sie ze mi skapnie odrobina czulosci, nie pretendujac do zadnych oczekiwan?
czy cos w tej relacji jest warte tego ograniczenia, ryzyka, poswiecenia?
czy pasuje mi brak wylacznosci? (dzielenie sie facetem) czy tez moje pragnienia wlasnie wymagaja wylacznosci...?

itp

niezbyt dzis mam nastroj do rozmyslan...
a czuje ze warto by bylo....
cvbnm
 

Postprzez caterpillar » 27 paź 2009, o 02:15

ojeja czuje sie jak obronczyni cierpiacych matek z placzacymi dziecmi na rekach :roll: zupelnie nie w tym rzecz ale o tym na koncu



"moge nawet zawezic do stwierdzenia, ze moralna odpowiedzialnosc za zdrade ponosi wylacznie maz,. kochanka nie ma nic do gadania w zdradzie,bo niczego nie obiecywala zonie tego pana."

..przeciez jej postawa,decyzje moga miec ogromny wplyw na to co sie stanie! Pewnie ,ze jak maz bedzie chcial to zdradzi ale moze sie zastanowic czy chce aby zrobil to wlasnie z nia.(zdrada to nie tylko metafizyczny romans ciagnacy sie miesiacami halo!)
:?
i to jest wlasnie (dla mnie) mentalnosc pasera(ukrasc ze sklepu nie ukradne ale po okazyjnej cenie kamerke to se od zlodzieja kupie)




cvbnm ja odnosze wrazenie ,ze rozmijamy sie dla tego bo Ty masz w glowie obraz kobiety(kochanki) takiej mega taktownej, bardzo wsluchanej w siebie,ktora potrafi jasno sprecyzowac swoje ptrzeby i dokladnie ocenic sytuacje, w dodatku ktora nadchodzi w chwili gdy facet juz wlasciwie jest zdecydowany do odejscia.

a ja uwazam,ze takie przypadki sa niezwykle rzadkie.

uwazam,ze w wiekszosc zdrad to skutek NASZYCH niedoskonalosc,lenistwa,znudzenia czy braku jakichkolwiek wartosci,zasad (swoich,wspolnych-nazwijcie to jak chcecie)

I mnie o te grupe najbardziej chodzi (ja naprawde zdaje sobie sprawe,ba znam takie przypadki! gdzie ludzie bedac w zwiazkach spotkali na drodze kogos i teraz sa z nim szczesliwe do dzis ALE to wlasnie ten malutki procencik, o ktorym mam wrazenie Ty myslisz)



"romans to de facto ograniczenie wolnosci
czy rzeczywiscie chce ograniczyc swoja wolnosc, aby zyskac chwile rozkoszy?
jak dlugo, i z jakimi oczekiwaniami?
jak stawiam sprawe, rozwojowo (czyli czekam, bedac around, zeby byc z nim) czy tez zadowalam sie ze mi skapnie odrobina czulosci, nie pretendujac do zadnych oczekiwan?
czy cos w tej relacji jest warte tego ograniczenia, ryzyka, poswiecenia?
czy pasuje mi brak wylacznosci? (dzielenie sie facetem)
czy tez moje pragnienia wlasnie wymagaja wylacznosci...?"

i chodzi mi wlasnie o to ze sa sytuacje kiedy ja propagowala bym wlasnie ograniczone zaufanie do siebie,bo nawet z wlasnego doswiadczenia wiem ,ze na wszystkie wyzej zadane pytania odpowiedzialabym tak aby najwygodniej bylo dla mnie.

wydaje mi sie ,ze jest bardzo malo ludzi,ktorzy w stanie zakochania,zauroczenia ,pozadania potrafia trzezwo ocenic sytuacje ,wyjsc poza swoj egoizm,popatrzec calosciowo na sprawe na wszelkie konsekwencje jakie sie z tym wiaza
(przeciez kobieta ,ktora chce wiazac sie z dzieciatym facetem MUSI wziasc pod uwage ,ze w ich zyciu beda pojawiac sie jego dzieci,tak czy siak gdzies tam pojawia sie ta nieszczesna zona o ktorej tez musi sobie zdawac sprawe,).

w tym wlasnie momencie pojawia sie wedlug mnie ta "anarchia emocji" i jestesmy bardziej sklonni ,zeby decyzje padly na nasza korzysc(bo ja go tak kocham,bo my sie tak swietnie rozumiemy,bo ja tak chce i juz i chce go teraz!)
i wlasnie to jest ta chwila na zapalenie sie tej lampki ostrzegawczej(wspolnych wartosci)chwila na to ,zeby byc moze ochlonac i sprawdzic raz jeszcze czy aby napewno ten czlowiek stanol na naszej drodze po to aby byl moj.. :idea:

to jest tez m.in. do tego oczym Ty Iksie piszesz,wiem ,ze sa takie osoby,ktore madrze potrafia to rozwazyc ale uwazam,ze jest ich bardzo niewiele (stad tyle polamanych serc w takich relacjach i slow 'nie zycze nikomu")

to 'kolo" o ktorym pisalam to: ograniczone zaufanie(czyli,ze w takim stanie wszystko dla mnie bedzie,czy raczej moze byc, na "tak" wiec warto popatrzec na problem calosciowo,wziasc pod uwage wszytko co sie z tym wiaze),

odwolanie sie do wspolnych wartosci do tego co jest mi bliskie w chwili zwatpienia.

zataczajac kolo dalej...

jesli cos jest mi bliskie np.(troche patetycznie ALE )jesli uznam,ze nie bede nosa swego wtryniac w cos co ktos juz sobie zbudowal,jesli uznam to za swoje,to uwazam ,ze latwiej mi bedzie choc 3 razy sie zastanowic zanim pojde o krok dalej.TYLE
A jesli to co uznaje za swoje jest tez bliskie innym ludziom to juz w ogole fajnie ,bo mamy jakis wspolny kierunek..i mimo ,ze czasem nie wychodzi,bo zycie nie jest czarno-biale,to cos juz tam mamy okreslone,jest ten punkt odniesienia.

mysle,ze to jest wazne wlasnie w takich niejednoznacznych sytuacjach jaka jest zdrada.

pozdrawiam ze swiadomoscia ,ze moze to byc tylko pusta teoria ale jest MOJA i ciesze sie ,ze ja sobie wydumalam.

dobranoc.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 10:18

eh
chcialam zwrocic uwage ze bycie kochanka wiaze sie z utrata wolnosci, ograniczeniem, wiele kobiet nie zniesie mysli o ograniczeniu.
nie mam zadnego obrazu kochanki
ja po prostu patrze z punktu widzenia jednostki a nie z punktu widzenia spolecznego

wczesniej opisalam stan zakochania jako rodzaj obledu, uzaleznienia. jest to taki sam stan w wypadku i kochanki jak i kazdej innej kobiety. jest to z reszta bardzo przyjemny stan, dajacy wiele energii i wychodacy z ciala, biologii, uczuc, niezmiernie silny. walke z nim za pomoca zasad uwazam za lekko upadlajaca jednostke, bo to mi robi z tej jednostki jakas niezdolna do samostanowienia, wymagajaca rodzaju ubezwlasnowolnienia (czyli nie ona ma kierowac, ale zasada)

uwazam ze w stanie zakochania mozna jak najbardziej racjonalnie myslec, z tym, ze jak dochodzi do dzialania, to zwykle "cos innego bierze gore'.

milosc wg mnie uwielbia wolnosc, i kochanka moze czuc, ze "co tam zasady, konwenanse, .. moje uczucie jest zywe, plone cala i nareszcie czuje ze zyje". pozornie romans 'przelamuje jakies ustalone normy", zdaje sie byc 'wolnoscia", - wg mnie wiec zwrocenie uwagi na to iz w istocie wolnoscia wcale nie jest, zmienia postac rzeczy.

cat napisala: "uwazam,ze w wiekszosc zdrad to skutek NASZYCH niedoskonalosc,lenistwa,znudzenia czy braku jakichkolwiek wartosci,zasad (swoich,wspolnych-nazwijcie to jak chcecie) "

tak, i proponujesz jako remedium dla slepca, trzymanie sie sciany. ja proponuje zaczac widziec, co jest znacznie trudniejsze, a moze nawet absurdalnie glupie.

proponujesz cat ograniczone zaufanie do siebie. ja - zrozumienie siebie.

nie twierdze, ze rozumiem co sie dzieje z kochanka. twierdze,z e w niej jest mozliwosc tego rozumienia. to wlasnie moj idealizm (a watek jest o idealach hie hie) i humanizm, jaki reprezentuje.

dodatkowo mysle ze jest duzo slusznosci w zyciu wg zasad, i nie jestem przeciwna. ja po prostu nie jestem zainteresowana dyskusja o tym, jako ze ten punkt widzenia nie wnika w "problem", tylko go wlasnie zamydla.
cvbnm
 

Postprzez ewka » 27 paź 2009, o 11:33

A co to jest wolność?

Każdą relację, która wiąże się z jakimś zobowiązaniem wobec drugiego można postrzegać jako utratę wolności... jeśli jednak jest to własny wybór - to ja w tym utraty nie widzę. I dotyczy to każdego.


cvbnm napisał(a):eh
chcialam zwrocic uwage ze bycie kochanka wiaze sie z utrata wolnosci, ograniczeniem

Dlaczego tak sądzisz?


cvbnm napisał(a):walke z nim za pomoca zasad uwazam za lekko upadlajaca jednostke, bo to mi robi z tej jednostki jakas niezdolna do samostanowienia, wymagajaca rodzaju ubezwlasnowolnienia (czyli nie ona ma kierowac, ale zasada)

A jeśli jednostka chce być wierna (lub ma je w nosie) zasadom i jest to jej świadomy wybór - w czym widzisz tutaj ubezwłasnowolnienie?


cvbnm napisał(a):uwazam ze w stanie zakochania mozna jak najbardziej racjonalnie myslec, z tym, ze jak dochodzi do dzialania, to zwykle "cos innego bierze gore'.

Czyli średnio racjonalnie;)

cvbnm napisał(a):pozornie romans 'przelamuje jakies ustalone normy", zdaje sie byc 'wolnoscia", - wg mnie wiec zwrocenie uwagi na to iz w istocie wolnoscia wcale nie jest, zmienia postac rzeczy.

Dlaczego nie jest? Co to jest wolność?

cat napisala: "uwazam,ze w wiekszosc zdrad to skutek NASZYCH niedoskonalosc,lenistwa,znudzenia czy braku jakichkolwiek wartosci,zasad (swoich,wspolnych-nazwijcie to jak chcecie) "

Zgadzam się z tym.

cvbnm napisał(a):tak, i proponujesz jako remedium dla slepca, trzymanie sie sciany. ja proponuje zaczac widziec, co jest znacznie trudniejsze, a moze nawet absurdalnie glupie.

Dlaczego trzymanie się ściany uważasz za bezmyślne? Dlaczego uważasz za ślepców tych, którzy się jej trzymają? Na czym ma polegać "widzieć"? Co można zobaczyć?

cvbnm napisał(a):dodatkowo mysle ze jest duzo slusznosci w zyciu wg zasad, i nie jestem przeciwna. ja po prostu nie jestem zainteresowana dyskusja o tym, jako ze ten punkt widzenia nie wnika w "problem", tylko go wlasnie zamydla.

Ja nie uważam, że zamydla... może nie idzie Twoim torem myślenia i dlatego Ci przeszkadza. Trudno jest mi wyczytać, jaka jest konkluzja Twoich przemyśleń, Cvbnm.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 11:41

ewka nie czytalas poprzedniego wpisu?

moja konkluzja jest proba (!) odpowiedzi na "co jest KRZYWDA" kobiety wchodzacej w zwiazek z zonatym. rozumiem bowiem ze ONA krzywdzi innych. i to przykre jest, i aby uniknac tego, niech "nie czuje" tylko racjonalnie mysli.
wg mnie kochanka krzywdzi siebie, a jesli rozstanie sie z partnerem to jej bolem nie bedzie ze zonie jego i dzieciom zrobila cos.
wg mnie krzywda jaka kobieta sobie wyrzadza jest brak wolnosci. bo wiaze sie z "nie-wolnym". zniewala sie wiec tez sama.

slepcow trzymajacych sie sciany nie nazwalam bezmyslnymi, ale nie widzacymi.
bo nie widza.

wyjasnilam moje stanowisko co do "szerszego" spektrum wyzej. ja zawezylam, bo mnie to interesuje w ten sposob. tak, zajmuje mnie waski szczegolny aspekt: jaka jest krzywda kobiety wchodzacej w taki uklad. scisle sie go trzymam.
cvbnm
 

Postprzez Ta Zła » 27 paź 2009, o 12:17

Moim zdaniem kwestia dotyczy miłości i rezygnacji z niej.
Mowa o kochance jako kobiecie zakochanej w mężczyźnie „nie wolnym”

Dotyczy zatem miłości. I tak się zastanawiam ile z NAS kobiet jest w stanie powiedzieć :NIE miłości, bądź choćby namiastce, choćby skradzionej…

???

Dyskusja tu nasuwa mi jeszcze jedną refleksję… czy można zapanować nad miłością?
Czy mogę powiedzieć nie zakocham się w tym i w tym mężczyźnie bo…
No właśnie bo co?
Bo nosi nie taką koszulę jaka mi się podoba?
Bo jego fryzura mi się nie podoba?
Bo ma obrączkę na palcu…?


Ani fryzura ani koszula ani obrączka nie stanowi jego osobowości…


Temat wątku dotyczy „nie” wypowiedzianego przez potencjalną kochankę. Zatem zakłada że mężczyzna jest na tak wobec owej potencjalnej kochanki.

Kwestia zatem tylko czy ona powie tak…

I jeśli kocha szczerze… pragnie… to nie zdecyduje się bo…?
Ma zatem przed sobą mężczyznę który deklaruje miłość… daje jej tychże słów dowody…
I w tychże chwilach ona ma myśleć o innej kobiecie, że robi jej krzywdę…

To ona robi jej krzywdę???

Jeśli ma dokonać wyboru… to tylko ze względu na siebie.

Tylko tak szczerze… która z nas bedąc zakochaną potrafi powiedzieć tak od razu „NIE MIŁOŚCI”

Ile trzeba doświadczyć by powiedzieć to ”NIE”…
Ta Zła
 
Posty: 52
Dołączył(a): 20 sie 2009, o 21:05

Postprzez caterpillar » 27 paź 2009, o 12:27

czyli znowu wychodzi na to,ze nalezy palic instrukcje do piekarnikow i lamac znaki drogowe bo to nas upadla i czyni z nas idiotow..

ja nadal uwazam ,ze jedno nie wyklucza drugiego.

Jesli wchodze pierwszy raz w gory to trzymam sie szlaku jesli gory juz dobrze znam wowczas moge sobie polazic tu i tam ale jak laze po niebezpiecznych rejonach to lepiej,zeby miec w zanadrzu cos co moze uratowac mi dupe. Tak wlasnie zapatruje sie na wspolne wartosci,ktore moim znaniem powstaly wlasnie na podstawie takiej do bolu szczerosci nie tylko wobec siebie ale wobec CALOSCI.

zgadzam sie po czesci z Twoja konkluzja cvbnm ale pierwsza sprawa

- nie wierze ,ze kazdego stac na szczerosc,na uczciwe spojzenie na sprawe,(napisalam wyzej dlaczego)
-szczerosc to nie tylko sprawdzenie "jak mi z tym" to dla mnie uznanie tego ograniczenia wolnosci i tego,ze w tym wszystkim biora udzial osoby trzecie i ze one cierpia.

a wartosci sa dla mnie po to aby sprawdzic czy uznaje taka NIEWYGODNA rzeczywistosc,czy moja postawa to tylko zwykla glupota i egoizm,bo gdy zobacze jak to wyglada w calosci to moge zwyczajnie tego niechcec.

(mowie tu o sytuacji podczas zdrady a nie po gdy kobieta zostaje juz sama)

nie wiem czy wartosc ma byc tu antidotum ja ja upatruje jako narzedzie do wykorzystania..jakas mozliwosc.

zapadlo mi w glowie Twoje zdanie cvbnm o tym ,ze kochanka nie bierze odpowiedzialnosc za zdrade i to ,ze zasady upodlaja.

W mojej rodzinie byla taka historia.

Po wojnie pewna kobieta zjechala z nowo poslubionym mezem do miasta.
Zajeli pusty dom ,mieli tobolek w nim jakis garnek i jedna lyzke.
a, ze kobieta miala liczne rodzenstwo wziela po czasie jedna z mlodszych siostr,zeby wyciagnac ja z wiejskiego grajdolka.Gdy starsza siostra pracowala,zeby miec wreszcie caly komplet lyzek,a i w ciazy byla wiec do domu tez by cos sie przydalo..mlodsza siedziala w domu,szfagier wracal wczesniej wiec ona taka samotna a on zaniedbany.
Ludzie mowili starszej zeby uwazala ale ona reke za siostre dala by sobie uciac..az wreszcie ich przylapala.To nie byl romans ich zycia to byla zwykla glupota,nuda,niedojrzalosc.

i jak dla mnie wlasnie szczerosc nie moze ograniczac sie do spojzenia na siebie na to czy chce byc w jakis tam sposob ograniczona ale tez na to jak mi z tym ,ze zachowuje sie tak wobec tej trzciej(a raczej pierwszej).

i tu nalezy rozgonic te wszelkie mechanizmy obronne rozdmuchac swoje ego,sprawdzic co mi w zyciu towarzyszylo i czy dalej chce aby to bylo dla mnie wartoscio ,czy jestem gotowa aby ja odrzucic,zlamac.

tyle pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez tenia554 » 27 paź 2009, o 12:36

---------- 11:28 27.10.2009 ----------

To czy zakochana kobieta powie NIE, zależy od tej kobiety.Bo zakochana kobieta ,nie oznacza pozbawiona skrupółów ,naiwna i myśląca ''bielizną''.Zakochane kobiety potrafią dokonywać wyboru kierując się rozsądkiem oraz wyobrażnią.Potrafią przewidywać konsekwencję i oceniać swoją sytuację bycia trzecią.No cóż z piątków też można się cieszyć,skoro nie ma się sobót.

---------- 11:36 ----------

Ja nie umiałabym,żyć ze świadomością,że czyjeś dziecko cierpi.Nie umiałabym również żyć w czyimś cieniu,chować się ,aby ktoś nie zobaczył mnie z ukochanym,chronić go przed ujawnieniem jego drugiego związku.No cóż jak kto sobie pościele ,tak się wyśpi.Możecie nie rezygnować ze swojej miłości bez względu na sytuację,ale pamiętajcie ,że bardzo często do nas zło powraca i możemy zobaczyć jak było po drugoej stronie.Powodzenia,wkońcu serce to nie sługa.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 13:01

która z nas bedąc zakochaną potrafi powiedzieć tak od razu „NIE MIŁOŚCI”

Ile trzeba doświadczyć by powiedzieć to ”NIE”…

ta zla, mozna powiedziec nie milosci, powiedzialas przeciez.
czym sie kierowalas?

jestes dokladnie bohaterka tego watku, jestes ta ktora trwa przy zasadach,...
co czujesz?
jestes wlasnie w centrum cyklonu, to u ciebie sie to na prawde dzieje, nie jestes tylko moralistka wierzaca w racjonalizm, ty wlasnie doswiadczasz i na wlasnej skorze przezywasz owo 'NIE"

moze za jais czas wyloni sie "ta zla" przemieniona w ta dobra"...

czy mowienie "nie" milosci jest mowieniem "tak" dobru?
to paradoksalna sytuacja, ze milosc jest "zla"

to samo uczucie, ktore innym jest dane przezywac ku spelnieniu i szczesciu, dla ciebie niesie bol i cierpienie.

ponoc kazdy ma prawo do milosci...
kazda religia uznaje milosc za dobro

tymczasem - alez nie...

jak to u ciebie wyglada?


czy sie juz uspokoilas?
pozdrawiam cie i zycze duzo spokoju, dbaj o siebie
cvbnm
 

Postprzez ewka » 27 paź 2009, o 13:21

cvbnm napisał(a):czy mowienie "nie" milosci jest mowieniem "tak" dobru?
to paradoksalna sytuacja, ze milosc jest "zla"

Takie ugólnienia do niczego nie prowadzą. Każdy z nas jest osadzony w jakiś uwarunkowaniach, więc nie da się (wg mnie) tak prostych wniosków wyciągać, bo są błędne.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: erioduquijm i 62 gości

cron