ojeja czuje sie jak obronczyni cierpiacych matek z placzacymi dziecmi na rekach
zupelnie nie w tym rzecz ale o tym na koncu
"
moge nawet zawezic do stwierdzenia, ze moralna odpowiedzialnosc za zdrade ponosi wylacznie maz,. kochanka nie ma nic do gadania w zdradzie,bo niczego nie obiecywala zonie tego pana."
..przeciez jej postawa,decyzje moga miec ogromny wplyw na to co sie stanie! Pewnie ,ze jak maz bedzie chcial to zdradzi ale moze sie zastanowic czy chce aby zrobil to wlasnie z nia.(zdrada to nie tylko metafizyczny romans ciagnacy sie miesiacami halo!)
i to jest wlasnie (dla mnie) mentalnosc pasera(ukrasc ze sklepu nie ukradne ale po okazyjnej cenie kamerke to se od zlodzieja kupie)
cvbnm ja odnosze wrazenie ,ze rozmijamy sie dla tego bo Ty masz w glowie obraz kobiety(kochanki) takiej mega taktownej, bardzo wsluchanej w siebie,ktora potrafi jasno sprecyzowac swoje ptrzeby i dokladnie ocenic sytuacje, w dodatku ktora nadchodzi w chwili gdy facet juz wlasciwie jest zdecydowany do odejscia.
a ja uwazam,ze takie przypadki sa niezwykle rzadkie.
uwazam,ze w
wiekszosc zdrad to skutek NASZYCH niedoskonalosc,lenistwa,znudzenia czy braku jakichkolwiek wartosci,zasad (swoich,wspolnych-nazwijcie to jak chcecie)
I mnie o te grupe najbardziej chodzi (ja naprawde zdaje sobie sprawe,ba znam takie przypadki! gdzie ludzie bedac w zwiazkach spotkali na drodze kogos i teraz sa z nim szczesliwe do dzis ALE to wlasnie ten malutki procencik, o ktorym mam wrazenie Ty myslisz)
"
romans to de facto ograniczenie wolnosci
czy rzeczywiscie chce ograniczyc swoja wolnosc, aby zyskac chwile rozkoszy?
jak dlugo, i z jakimi oczekiwaniami?
jak stawiam sprawe, rozwojowo (czyli czekam, bedac around, zeby byc z nim) czy tez zadowalam sie ze mi skapnie odrobina czulosci, nie pretendujac do zadnych oczekiwan?
czy cos w tej relacji jest warte tego ograniczenia, ryzyka, poswiecenia?
czy pasuje mi brak wylacznosci? (dzielenie sie facetem) czy tez moje pragnienia wlasnie wymagaja wylacznosci...?"
i chodzi mi wlasnie o to ze sa sytuacje kiedy ja propagowala bym wlasnie ograniczone zaufanie do siebie,bo nawet z wlasnego doswiadczenia wiem ,ze na wszystkie wyzej zadane pytania odpowiedzialabym tak
aby najwygodniej bylo dla mnie.
wydaje mi sie ,ze jest bardzo malo ludzi,ktorzy w stanie zakochania,zauroczenia ,pozadania potrafia trzezwo ocenic sytuacje ,wyjsc poza swoj egoizm,popatrzec calosciowo na sprawe na wszelkie konsekwencje jakie sie z tym wiaza
(przeciez kobieta ,ktora chce wiazac sie z dzieciatym facetem MUSI wziasc pod uwage ,ze w ich zyciu beda pojawiac sie jego dzieci,tak czy siak gdzies tam pojawia sie ta nieszczesna zona o ktorej tez musi sobie zdawac sprawe,).
w tym wlasnie momencie pojawia sie wedlug mnie ta "anarchia emocji" i jestesmy bardziej sklonni ,zeby decyzje padly na nasza korzysc(bo ja go tak kocham,bo my sie tak swietnie rozumiemy,bo ja tak chce i juz i chce go teraz!)
i wlasnie to jest ta chwila na zapalenie sie tej lampki ostrzegawczej(wspolnych wartosci)chwila na to ,zeby byc moze ochlonac i sprawdzic raz jeszcze czy aby napewno ten czlowiek stanol na naszej drodze po to aby byl moj..
to jest tez m.in. do tego oczym Ty Iksie piszesz,wiem ,ze sa takie osoby,ktore madrze potrafia to rozwazyc ale uwazam,ze jest ich bardzo niewiele (stad tyle polamanych serc w takich relacjach i slow 'nie zycze nikomu")
to 'kolo" o ktorym pisalam to:
ograniczone zaufanie(czyli,ze w takim stanie wszystko dla mnie bedzie,czy raczej moze byc, na "tak" wiec warto popatrzec na problem calosciowo,wziasc pod uwage
wszytko co sie z tym wiaze),
odwolanie sie do wspolnych wartosci do tego co jest mi bliskie w chwili zwatpienia.
zataczajac kolo dalej...
jesli cos jest mi bliskie np.(troche patetycznie ALE )jesli uznam,ze nie bede nosa swego wtryniac w cos co ktos juz sobie zbudowal,jesli uznam to za swoje,to uwazam ,ze latwiej mi bedzie choc 3 razy sie zastanowic zanim pojde o krok dalej.TYLE
A jesli to co uznaje za swoje jest tez bliskie innym ludziom to juz w ogole fajnie ,bo mamy jakis wspolny kierunek..i mimo ,ze czasem nie wychodzi,bo zycie nie jest czarno-biale,to cos juz tam mamy okreslone,jest ten punkt odniesienia.
mysle,ze to jest wazne wlasnie w takich niejednoznacznych sytuacjach jaka jest zdrada.
pozdrawiam ze swiadomoscia ,ze moze to byc tylko pusta teoria ale jest MOJA i ciesze sie ,ze ja sobie wydumalam.
dobranoc.