Tinn, tu w żadnym dziale nie ma specjalistów - są doświadczenia
No i może trochę z wiedzy z zainteresowania lub konieczności teoretycznej.
Ja polubiłam psychologię... fascynujące ogólnie jest jak nasz umysł działa, nasze emocje... poza terapią własną i własnymi problemami właśnie takie spojrzenie nardziej teoretyczne (może kiedyś naukowe - myślę o studiach) pomaga mi nabrać dystansu i nie utopić się we własnych porywach, pomaga mi kontrolować wiele reakcji.
[quote="Tinn] Czyli ci na forum, którzy odzywają się z radami w stylu weź się w garść, albo puść tego alkoholika kantem nie zniżaj się do jego poziomu mają chyba blokadę na empatię w tych relacjach i mogliby brać poprawkę na swoją "tematyczną" ślepotę i do niektórych zagadnień się nie pchali.
[/quote]
No właśnie, bo każdy sposób radzenia sobie jest dobry jeśli nam pomaga,w zdrowym kierunku. Często innej opcji nie ma...
Ale co do samookaleczeń, to Ci pwoiem, że miałam i mam nadal tyle, że każde poszło w swoją stronę kllezankę,kiedyś prawie siostrę, która samookaleczała się bardzo mocno - miała lodowatą rękę o zmienionym kolorze... bez obaw nie było zakazenia... ale było poważnie... pamiętaj jej cierpienia, jak zmieniałam jej opatrunki w kabinie w szkole, bo inaczej nie umiałam jej pomóc. Z perspektywy czasu jak sobie o tym wszystkim pomyślę i przypomnę te sytuacje, to aż ściska mnie na myśl jak ona musała cierpieć.
Wtedy nie miałam pojęcia takiego jak teraz.. widziało w tym większość osób zwracanie na siebie uwagi... teraz wiem, że może to być karanie siebie za coś za co czuje się człowiek winny, albo ucieczka w zapomnienie - bo jak przejmuje się bólem,który aktualnie odczuwam, to wszystko inne jakos na chwilę się osuwa... to wszystko co za trudne. I pewnie masa innych motywów.
Sporo osób widziało w tym fanaberię i pmietam, ze jedyną osobą, która się tym zajęła unas w szkole był nasz katecheta... niesamowicie równy gość... jedyna osoba w szkole, która umiała z dzieciakami rozmawiać "w ich języku", bardzo aktywnie włączał się w pomoc kiedy coś się działo. Pamietam jak zabrał mnie kiedyś z lekcji (jako, ze tak się trzymałyśmy ze sobą) jak cos się powanzego wydarzyło i pojechaliśmy do jej domu...wyjaśnienia, pogadanki... z jej mamą... on to robił SAM Z SIEBIE. W swoim wolnym czasie... a nic nie było widać po niej... poza niby modną, sportowa opaską... Wszyscy widzieli opaskę przecież, ale tylko jeden cos zauważył... i jedyny uderzał w rodziców... Jedyny nie maltretował jej "na dywaniku" tylko rozmawiał z matką... nie tylko oczywiście... ale z reguły skupia się na dziecku.
Teraz po czasie widze ile siebie dał, jej na pewno... mnie z resztą też.
Jakos mi przypomniałaś Tinn tą cała historię... bo wtedy tez nie rozumiałam dlaczego... ale potrafiłam jej wysłuchać i nie powiedziałam jej nigdy "gdybys nie chciała, to bys się nie cięła", bo przecież na początku w ogóle nie miała nad tym kontroli, nad tym wszystkim co ją nakłaniało do tego by to robic.