Potrzeba Niszczenia

Problemy z partnerami.

Postprzez Ai » 27 lip 2009, o 20:40

julkaa...nie odpowiedziałaś na pytanie: dlaczego tym razem z nim zerwałaś? Co się wydarzyło?
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez julkaa » 27 lip 2009, o 20:53

nie odzywał się cały dzień
zadzwoniłam, chcoąc się upewnić ze po prostu nie ma czasu
a on z tekstem,ze pojechal na wieś do rodziców i odpoczywa, bo ostatnio kiepsko sie czuł - jakies problemy żołądkowe
rozłączyłam się
napisałam sms czy mozemy się spotkać na 5 min
odpowiedział ze to chyba nie wróży dobrze, ale się zgodził, pytając czy moze na 21
odpowiedizłam ze nie, pytając czy moge w takim razie załatwić to przez telefon
zadzwonił
powiedziąłam ze nie chce sie znim spotykac
pytała czemu, powiedziałam, bo tak, nie jego wina
spytał czy moze sie jeszcze odezwać za pare dni
opowiedziałam ze niue


(mms o tym co u niego, który wysłał po południu nie doszedł, bo jest na wsi i ma problemy z zasięgiem)
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Ai » 27 lip 2009, o 21:05

No dobrze a teraz bez snucia domysłów co on robił, gdzie był i co myslał spróbuj odpowiedzieć na 2 pytania:
powiedziąłam ze nie chce sie znim spotykac
pytała czemu, powiedziałam, bo tak, nie jego wina


po co(w jakim celu) mu to powiedziałaś?

spytał czy moze sie jeszcze odezwać za pare dni
opowiedziałam ze niue

dlaczego "nie"?

Ale tak szczerze...

ps. i jeszcze jedno pyt mi się nasunęło(z tej samej "kategorii")
odpowiedział ze to chyba nie wróży dobrze, ale się zgodził, pytając czy moze na 21
odpowiedizłam ze nie,

dlaczego "nie"?
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez julkaa » 27 lip 2009, o 21:21

Ai napisał(a):No dobrze a teraz bez snucia domysłów co on robił, gdzie był i co myslał spróbuj odpowiedzieć na 2 pytania:
powiedziąłam ze nie chce sie znim spotykac
pytała czemu, powiedziałam, bo tak, nie jego wina


nie chciałam, żeby siebie obwiniał. nie chciałam go krzywdzić. przynajmniej jak najwięcej oszczedzić mu probleów, rozterek etc

po co(w jakim celu) mu to powiedziałaś?

spytał czy moze sie jeszcze odezwać za pare dni
opowiedziałam ze niue

dlaczego "nie"?

bo w tamtej chwili kategorycznie chciałam to zakończyć. nie chciałam powtarzac scehmatu z przeszłości -ciągłych rozstań i powrotów. poza tym bolałoby mnie gdyby się odezwał, rozdrapywanie ran coś na tej zasadzie. bo czekałabym na to az sie odezwie, a to by mnie męczyło potwornie, to czekanie: odezwie sie czy nie? zalezy mu czy nie? strasznie męczące

Ale tak szczerze...

ps. i jeszcze jedno pyt mi się nasunęło(z tej samej "kategorii")
odpowiedział ze to chyba nie wróży dobrze, ale się zgodził, pytając czy moze na 21
odpowiedizłam ze nie,

dlaczego "nie"?


bo jestem niecierpliwa i chce tu i teraz. nie umiałąm dłużej wytrzymac z momim chorymi myślami. nie umiałąm dac sobie na wstrzymanie. chciałam jak najszybciej pozbyć sie tego, bo mnie męczyło
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Ai » 27 lip 2009, o 21:28

Hmm...kazde z zadanych pytań wymaga raczej odrębnej odpowiedzi...uciekasz od trudnych pytań, a przy odrobinie wysiłku byłoby ci łatwiej siebie zrozumieć.

Wiesz julkaa, ja bym tak mogła drązyć i zadawać kolejne pytania. Jednak to Ty powinnaś je sobie zadawać, rozkładając każde swoje zachowanie na czynniki pierwsze i pytając siebie "co TU i TERAZ czuję...i dlaczego tak czuję? "

Pewnie będziesz się miotać jeszcze wiele razy, zrywając i wracając do niego...prosząc go o ostatnią szanse...Ale nikt nie wytrzymuje takiej emocjonalnej huśtawki i wcześniej czy później spada z niej. On też tego nie wytrzyma-i nie dziwie mu sie, bo stawiasz go w trudnej i niezrozumiałej sytuacji. Mógłby uznać , ze bawisz się nim...I tak niestety jest.
Jeśli nie potrafisz pomóc sobie sama ("nie bo nie", "bo jestem niecierpliwa" to odpowiedzi dziecka-a Ty jesteś dorosła) raz jeszcze proponuję Ci poszukac pomocy specjalisty. Jak widzisz nie jest Ci dobrze z samą sobą.
Warto sobie pomóc, prawda?
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez julkaa » 30 lip 2009, o 15:56

---------- 08:30 28.07.2009 ----------

masz racje.
źle sie czuje z tym co myśle, robie. rzutuje to za bardzo na moje życie, wiec ide coś z tym zrobić.
jutro wizyta prywatnie u psychologa - w sumie pierwszy lepszy z netu - pierwszy raz Pan psycholog
za tydzień zaś - w NFZ

Dziękuję za Wasze posty.

---------- 15:55 30.07.2009 ----------

Witam ponownie
Byłam wczoraj u psychologa-tego pierwszego, lepszego, tym razem rodzaju męskiego.
no i oczywiście czuję pewein niedosyt oO ale chce mu dać szanes;) bo cóż mozna spodziewac sie po jednym spotkaniu, mimo ze naleze w tej sytuacji do osób otwartych i wylewnych.
nie wiem czy sie zdecyduje, poki co tak-bo nie mam siły juz szukać, chce w koncu zacząć terapie-choć mam wrażenie, ze koles nie bardzo jest do niej przekonany, w sensie pewnie uważa, ze jej nie potrzebuje.
co mi nie odpowiadało (ale oczywiscie biore poprawke ze to pierwsza wizyta, wiec nie musi być tak jak myśle)
1. nie lubie jak psycholog stara sie udowodnić swoją wiedze teoretyczną, rzucając jakies 'naukowe' definicje, formułki, probując podkleić mnie do którejś wyuczonej
np. koles jest specjalistą w tazkresie interwencji kryzysowej, wiec moje 'schizy" podciągnął pod sytuacje transakryzysu-czyli czegoś, co sie powtarza, jest długookresowe, wywołane jakąs traumą z dzieciństwa
ja natomiast mam już swoją teorię na temat przyczyn mojej niestabilności- bardziej podkleiłabym to pod teorie np wewnętrznego, niedokochanego dziecka-ddd
ale jeśli dysfunkcję w rodzinie można podporządkować traumom, kryzysom - to ok
niemniej nie dokonca mnie to przekonuje
2. odniosłam wrażenie, ze facet nie rozumie po jaką cholere do niego przychodze z takimi pierdołami
ale to tylko moje wrażenie, bo ogólnie był miły, słuchał i umiał skomentować
3. na wstępie zaznaczyłam ze nie interesuje mnie jednorazowa konsultacja, nie przyszłam tu w ramach interwencji kryzysowej i nie zamierzam tylko gadac, bo od tego mam 'znajomych', ale oczekuje feedbacków- odniosłam wrazęnie ze sie speszył oO i był bardzie zestresowany niż ja
4. jest młody
5. mam wątpiwości czy terapia z nim bedzie miała sens
Co mi sie spodobało?
1. czułam się swobodnie, czułam jego zainteresowanie mimo wszyskto- nie ziewał!!oO jak to mi sie pare razy zdarzyło u psuycholożek :F
2. wyrażił dwie cenne dla mnie uwagi: że jak bede jednak szukać pomocy gdzie indziej- to mam szukać Pana psychologa, bo to pozwoli mi stworzyć lepsze relacje i bardziej pomoc sobie, gdyż ze względu na złe stosunki z matką mam negatywne nastawienie do kobiet - notabene z matką staram sie nie miec żadnych relacji
3. że pacjent najlepiej wie co mu dolega i czego oczekuje, a psycholog ma być lustrem i pomóc w odnalezieniu sie- niby banał ale mi sie spodobało takie podejście

podsumowując-wiecej minusów niż plusów- szukać dalej?? tylko mam wrazenienie ze za kazdym razem bedzie to samo, ze nie bedzie mi pasować
dang!

---------- 15:56 ----------

Mam pytania..mam wątpiwości.. psycholog dopiero za tydzień...
Otóż
czy zerwanie związku z powodu tego, iż nie czułam się rozmawaiąjąc z tym moim ideałem swobodnie, czułam się gorsza, kontrolowałam się, żeby nie palnąć gupstwa i każde przeżywałąm, bo im bardziej się starałam tym gorzej wychodziło.. przez to zamykałam się w sobie, miałam wrażenie, że brakuje nam tematów do rozmowy, pojawiała się krępująca dla mnie cisza..
dziwne to, bo naogół z osobami na których mi nie zależy, których nie są "nade mną" nie mam takich problemów i nawijam i czuje się ok.
z drugiej strony, czy to kwestia realnego braku porozumienia między nami, wspolnych tematów, czy to to krępujące milczenie spowodowane było moimi zahamowaniami, blokadami dziwnymi
bo przeciez jest tym, kogo sobie wymarzyłam. pod każdym względem..a jednak nie umiałam się przed nim otworzyć. wiele ukrywałam o sobie, jakby 'wstydząc sie'
tylko ta jego " wiedza" o wszystkim mnie chyba zaczeła przytłaczać oO sick!

tak to nazwałam zrywając z nim: nie mamy wspólnych tematów do rozmów. nie nadajemy na tych samych falach.
to realne czy kwestia mojej blokady? a jeśli blokady, to dlatego że nie pasowaliśmy do sibei? byliśmy z innych swiatów?
najlepsze jest to że chemia i namiętność była niesamowita!
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Filemon » 30 lip 2009, o 17:19

jakoś tak na mojego czuja, to mi się wydaje, że chyba właściwie oceniłaś tego chłopaka i że był on fajny, ALE.... czy był on fajny według TWOICH autentycznych kryteriów, czy też może raczej według kryteriów Twojej szanownej mamusi...? :? Czy TOBIE on faktycznie odpowiadał?

Jeśli faktycznie Ci odpowiadał, natomiast czułaś irracjonalną chęć niszczenia i rywalizacji, to znaczy że jesteś narwana emocjonalnie ;) (sorry za ocenę!) i powinnaś faktycznie wziąć się za siebie, bo żaden normalny człowiek z Tobą na dłuższą metę nie wytrzyma! :P ALE... na Twoim miejscu przyjrzałbym się też temu Twojemu dążeniu do destrukcji - wiemy obydwoje, że to jest fatalne i psuje prawie wszystko, jednak ważne jest skąd to się bierze, czemu służy, co Ci to daje na głębszym poziomie psychiki (czujesz się wtedy lepsza? górą? uwolniona od czegoś? itp.) a następnie będąc w Twojej skórze starałbym sam siebie konfrontować z tym, co na tym tracę i na ile jestem w stanie znaleźć drogę do zmieniania stopniowo siebie po to, żeby uniknąć tych strat, których nie chcę...

W ogóle zastanowiłbym się CZEGO NAPRAWDĘ JA CHCĘ (nie według kryteriów matki, katechizmu, czy czegoś tam jeszcze)... Bo jeśli autentycznie chcesz takiego właśnie wartościowego (załóżmy) chłopaka jak on, no to czeka Cię od cholery pracy nad sobą, żeby faktycznie dla takiego człowieka się nadawać na partnerkę.

Jedna pocieszająca wiadomość: jeśli faktycznie Cię kocha a już jesteście jakiś czas ze sobą, to może jeżeli wreszcie ZDOBĘDZIESZ SIĘ WOBEC NIEGO NA SZCZEROŚĆ - czyli powiesz mu o wszystkim co w Tobie siedzi i przeprosisz go za numer, który mu wycięłaś, to możliwe, że zgodzi się na to byście do siebie wrócili i będzie Cię wspierał w Twoim dążeniu do zmian...
- czego chyba w gruncie rzeczy Ci życzę, chociaż obraz samej siebie jaki tu namalowałaś wcale mi się nie podoba i wydajesz mi się mało sympatyczna - ja bym Cię tam nie chciał, ale... na szczęście jestem... gejem! :lol: więc nie musisz się tym przejmować.

Podoba mi się, że jednak szukasz i próbujesz coś ze sobą zrobić - tylko nie bądź taka ambitna cholernie i staraj się jednak opanować trochę swoją destrukcję a poza tym jeśli już jesteś przy czyimś boku, to bądź z nim szczera i dziel się prawdą o sobie i swoimi problemami, bo wartościowy i kochający Cię człowiek to przyjmie i uszanuje oraz poda przyjazną rękę...

pozdrawiam :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sanna » 30 lip 2009, o 17:57

Filemon, trochę wtrące w wątek Julki, ale myślę że możemy mieć trochę podobne odczucia. Będąc z narzeczonym, robiąc jakąś kolejną akcję typu: koniec, uświadomiłam sobie ze zdumieniem że odczuwam: ulgę , pewną błogość, takie poczucie jakbym włożyła stare, znoszone, wygodne buty, odkryłam że przy takiej akcji wpadam w stan odrętwienia, w którym czuję się bezpiecznie. Doprowadzając nerwy do najwyższego stopnia natężenia czuję się włożona we właściwe, znane koleiny. To pewnie ten sam stan odrętwienia, w który musiałam wpadać jako dziecko słuchając w domu kolejnej awantury czy widząc kolejną szarpaninę. Jakoś tak nas z bratem skutecznie zamrożono, że nasza reakcja polegała na braku reakcji, zero okazywania emocji, udawanie że nic się nie dzieje. Tak sobie myslę, że normalnie dziecko powinno coś robić- płakać, krzyczeć, odezwać się będąc świadkiem takich scen, a my nic - bawimy się jak gdyby nigdy nic.... `Chyba naprawdę jest tak, że odtwarzamy jakieś dobrze znane nam stany, które wydają się bezpieczne - bo już znane. A otwarcie się na emocje, na czułość, na miłość, zaufanie, spokój- to ,, terra incognita" - budzi lęk, przeraża nieznanym, to jak stąpanie po niepewnym gruncie.
Przepraszam Julko za wtręt. Co do terapeuty - pochodź trochę, czas pokaże czy coś wynosisz, ale z tego co wiem to faktycznie jest tak, że to terapeuta podąża pół kroku za pacjentem.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez julkaa » 30 lip 2009, o 18:46

---------- 18:41 30.07.2009 ----------

Filemon napisał(a):jakoś tak na mojego czuja, to mi się wydaje, że chyba właściwie oceniłaś tego chłopaka i że był on fajny, ALE.... czy był on fajny według TWOICH autentycznych kryteriów, czy też może raczej według kryteriów Twojej szanownej mamusi...? :? Czy TOBIE on faktycznie odpowiadał?

Jeśli faktycznie Ci odpowiadał, natomiast czułaś irracjonalną chęć niszczenia i rywalizacji, to znaczy że jesteś narwana emocjonalnie ;) (sorry za ocenę!) i powinnaś faktycznie wziąć się za siebie, bo żaden normalny człowiek z Tobą na dłuższą metę nie wytrzyma! :P ALE... na Twoim miejscu przyjrzałbym się też temu Twojemu dążeniu do destrukcji - wiemy obydwoje, że to jest fatalne i psuje prawie wszystko, jednak ważne jest skąd to się bierze, czemu służy, co Ci to daje na głębszym poziomie psychiki (czujesz się wtedy lepsza? górą? uwolniona od czegoś? itp.) a następnie będąc w Twojej skórze starałbym sam siebie konfrontować z tym, co na tym tracę i na ile jestem w stanie znaleźć drogę do zmieniania stopniowo siebie po to, żeby uniknąć tych strat, których nie chcę...

W ogóle zastanowiłbym się CZEGO NAPRAWDĘ JA CHCĘ (nie według kryteriów matki, katechizmu, czy czegoś tam jeszcze)... Bo jeśli autentycznie chcesz takiego właśnie wartościowego (załóżmy) chłopaka jak on, no to czeka Cię od cholery pracy nad sobą, żeby faktycznie dla takiego człowieka się nadawać na partnerkę.

Jedna pocieszająca wiadomość: jeśli faktycznie Cię kocha a już jesteście jakiś czas ze sobą, to może jeżeli wreszcie ZDOBĘDZIESZ SIĘ WOBEC NIEGO NA SZCZEROŚĆ - czyli powiesz mu o wszystkim co w Tobie siedzi i przeprosisz go za numer, który mu wycięłaś, to możliwe, że zgodzi się na to byście do siebie wrócili i będzie Cię wspierał w Twoim dążeniu do zmian...
- czego chyba w gruncie rzeczy Ci życzę, chociaż obraz samej siebie jaki tu namalowałaś wcale mi się nie podoba i wydajesz mi się mało sympatyczna - ja bym Cię tam nie chciał, ale... na szczęście jestem... gejem! :lol: więc nie musisz się tym przejmować.

Podoba mi się, że jednak szukasz i próbujesz coś ze sobą zrobić - tylko nie bądź taka ambitna cholernie i staraj się jednak opanować trochę swoją destrukcję a poza tym jeśli już jesteś przy czyimś boku, to bądź z nim szczera i dziel się prawdą o sobie i swoimi problemami, bo wartościowy i kochający Cię człowiek to przyjmie i uszanuje oraz poda przyjazną rękę...

pozdrawiam :)


wow Filemon! jestem pod wrażeniem tak mądrej wypowiedzi. szczerze. właśnie chodzi mi by osiągnąć właśnie to, o czym piszesz. i zgadzam się z Tobą w 100% prócz jednego:P że niby matka, katechizm ( z matką nie mam kontaktu od roku, w sumie nie miałam i nie chce mieć!, a do kościoła przestałam chodzić, jak dorosłam ;))
tak. zdaje sobie sprawę ze słabości. tak. podjęłam kroki by się zmienić. nie. nie jestem na tyle silna, by się przed nim otworzyć. nie umiem tworzyć bliskości i pomino że był to namiętny związek, czuje jakby on był dla mnie obcy. współczuję muże na mnie trafił, bo to naprawdę dobry, zdrowy człowiek i życzę mu idealnej partnerki. i tak starałam się go jak najmniej ranić, podkreślając za każdym razem, że to ja mam problem, ostrzegając co może się wydarzyć. rozstałam się bo nie mogłam udzwignąć tego wszystkiego, co oferował, do czego sama dąże. za mądry, za dobry był dla takiej jak ja- niepoukładanej. bo żeby związek był partnerski, trzeba też dawać, a co ja miałam mu do zaoferowania?
napradę starałam się go nie skrzywdzić i myśle,że na pewno zrozumie.
Dzięki Filemon. Ciesze się, że napisałeś, bo teraz widze, ze mój przekaz jest zrozumiały ;)

---------- 18:46 ----------

Sanna napisał(a):Będąc z narzeczonym, robiąc jakąś kolejną akcję typu: koniec, uświadomiłam sobie ze zdumieniem że odczuwam: ulgę , pewną błogość, takie poczucie jakbym włożyła stare, znoszone, wygodne buty, odkryłam że przy takiej akcji wpadam w stan odrętwienia, w którym czuję się bezpiecznie.

nie potrafiłabym tego lepiej wyrazić! tak. czuję ulgę.
teraz po zakończeniu związku jestem spokojniejsza. a jak byłam w nim ciągle szarpałam się z myślami. moja głowa pekała od emocji. czułam nieustanny lęk. ciągle analizowałam.
Doprowadzając nerwy do najwyższego stopnia natężenia czuję się włożona we właściwe, znane koleiny. To pewnie ten sam stan odrętwienia, w który musiałam wpadać jako dziecko słuchając w domu kolejnej awantury czy widząc kolejną szarpaninę. Jakoś tak nas z bratem skutecznie zamrożono, że nasza reakcja polegała na braku reakcji, zero okazywania emocji, udawanie że nic się nie dzieje. Tak sobie myslę, że normalnie dziecko powinno coś robić- płakać, krzyczeć, odezwać się będąc świadkiem takich scen, a my nic - bawimy się jak gdyby nigdy nic.... `Chyba naprawdę jest tak, że odtwarzamy jakieś dobrze znane nam stany, które wydają się bezpieczne - bo już znane. A otwarcie się na emocje, na czułość, na miłość, zaufanie, spokój- to ,, terra incognita" - budzi lęk, przeraża nieznanym, to jak stąpanie po niepewnym gruncie.
Przepraszam Julko za wtręt. Co do terapeuty - pochodź trochę, czas pokaże czy coś wynosisz, ale z tego co wiem to faktycznie jest tak, że to terapeuta podąża pół kroku za pacjentem.

Dzięki Sanno. Myśle, że mamy podobne doświadczenia z dzieciństwa, a tym samym podobne odczucia. Jednym zdaniem:Też tak mam!
Pozdrawiam!! :)
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 241 gości

cron