dziecinstwo/rodzina a zwiazek

Problemy z partnerami.

Postprzez Pytajaca » 21 sty 2008, o 22:26

Dobrze jest zyc, potwierdzam! Bo bez zycia nie byloby tu nas!

Ciesze sie, ze masz swoj sposob na odczuwanie swiata. I ciesze sie, ze masz dobry humor :)

Oraz po kolezensku odwzajemniam usciski!

A co do Abssintha, na ktorego watku tak sobie swobodnie sie obsciskujemy :P to wiem, ze i Twemu bylemu, Abssinth nie bedzie latwo, bo idzie pod gorke. A Tobie - w to wierze mocno - wiatr bedzie wkrotce znow wial w plecy, pchajac Cie we wlasciwa droge.

Powiem jedno - jestem o Abssinth zupelnie, ale to zupelnie spokojna. Kobitka ma glowe na karku i wie, kiedy powiedziec - to cos mnie rani. Nie chce, zeby mnie ranilo. I zmieniam to. No bo dlaczego by nie, skoro mamy wolny wybor i nie ranimy drugiej osoby? Z tego co wiem, to nie Abss ranila, choc trudno ferowac wyroki, skoro sie samemu nie jest bohaterem akcji. Czasami jednak nawet w swoim zwiazku nie wie sie do konca, jaka sie role odgrywa. A skoro nie wytrzymalo cos, co nie moglo wytrzymac, trzeba to puscic. Cos sie rodzi i cos umiera, jak w przyrodzie. Nie bedziemy przeciez "walczyc" o zycie, gdy smierc nam rzuci asa pik. Po prostu trzeba wiedziec, kiedy "ze sceny zejsc".

Abss, na pohybel....!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez ewka » 22 sty 2008, o 09:04

Tak tu ładnie piszecie o tym czuciu życia... w ziemi, kropli deszczu czy listku brzozy, że MUSIAŁAM się dopisać, bo też czuję;) I to jedna z fajniejszych rzeczy, jaka mi się w życiu przydarzyła.

No pięknie jest! Niech jeszcze tylko zima prawdziwa przyjdzie
:D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 22 sty 2008, o 15:08

na pohybel....! Pytajku, kochana jestes, no :) i juz teraz jestem trzezwa, zeby nie bylo, ze Ci tylko tak po pijanemu mowie :D

Pytasz sie Filemon jak to ze mna bylo - otoz przyjechalam do Anglii, w sumie po raz drugi, ale po raz pierwszy sama...dol, czulam sie brzydka, niefajna, niekochana, balam sie odezwac do Anglikow, bo nie bylam pewna swojego jezyka...aaaa, i jeszcze bylam w takim on-off pseudo zwiazku z kolesiem, ktory w sumie traktowal mnie jak znajoma, a ja sobie wyobrazalam jakas wielka milosc :) chodzilam sobie do jedynego baru w moim muzyczno-ubiorowym klimacie, jaka moglam znalezc, i strasznie chcialm sobie znalezc znajomych, ale wlasnie sie balam do nich odezwac....takie male zakompleksione cos ze mnie bylo.

No i pojawil sie ON :) poczulam sie jak ksiezniczka, bo prawil komplementy, adorowal etc...ja sie zadurzylam...potem sie zaczelo robic zle, ale ja tego nie zauwazalam - jeszcze czynnikiem dodatkowym byl fakt, ze moja znajomosc jezyka byla wtedy na poziomie takim, ze rozumialam slowa, ich znaczenie, ale nie wydzwiek emocjonalny....po polsku od razu da sie wyczuc, jaki czlowiek jest na podstawie tego, jak mowi i w jaki sposob - tam tego nie mialam.No i sie wcielam.

Zwiazek zaczal sie psuc, kiedy zaczelam wracac do mojej normalnej osobowosci, do poznawania nowych ludzi ( z nim na poczatku nie poznawalam, bo sie zakochalam czyli naturalnie chcialam spedzac czas tylko w jego towarzystwie, najchetniej wpatrzona w jego oczy :P, a potem on mi opowiadal jakies sciemy, ze ja sie nie znam na ludziach tutaj, bo oni nie sa w porzadku,a faceci w Londynie mysla tylko o jednym, nie chca byc moimi kumplami...- a ja wierzylam, bo przeciez on tutajszy i sie zna :P ), do moich wlasnych zainteresowan, etc etc. On nie mogl zniesc tego, ze ja mam swoja osobowosc - byl przyzwyczajony do tego, ze biegam za nim jak piesek :). W sumie na poczatku tak,bylam zagubiona, on mnie uczyl jak sie poruszac w tym nieznanym mi wczesniej otoczeniu - czyli bardzo niesamodzielna i na nim uwieszona...

taka mam teorie, ze na kazdym etapie naszego zycia poznajemy ludzi,parnerow,przyjaciol, ktorzy sa dla nas 'odpowiedni', czyli w jakis sposob pasuja do tego , kim w danym momencie jestesmy...

i, hmmm.....
wracajac do tematu offowego - zycie jest piekne :) Boskosc jest w chmurach i w lisciach, i powietrzu, i sloncu ktore mi wpada przez okno....

ide zmieniac stopke :)

pozdrawiam Was :):):)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Filemon » 24 sty 2008, o 17:11

Abbsinth - no to już teraz chyba rozumiem, co miałaś na myśli... Faktycznie poznaliście się z tym mężczyzną w sytuacji dla Ciebie szczególnej, kiedy byłaś mniej zaradna i bardziej zagubiona, a później kiedy zaczęłaś już czuć się pewniej i stawać na własnych nogach, to okazało się, że... stajesz się "kimś innym" - w każdym razie kimś, kogo On wcześniej nie znał, tymczasem z Twojego punktu widzenia dopiero stawałaś się z powrotem sobą, taką jaka jesteś zwykle (a nie w kryzysowych sytuacjach).

Ano... rzeczywiście w takich okolicznościach może powstać między ludźmi pewien zamęt i nieporozumienie i różne rzeczy mogą się tylko wydawać...

Pozdrawiam! :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Goszka » 24 sty 2008, o 17:24

Abssinth napisał(a):taka mam teorie, ze na kazdym etapie naszego zycia poznajemy ludzi,parnerow,przyjaciol, ktorzy sa dla nas 'odpowiedni', czyli w jakis sposob pasuja do tego , kim w danym momencie jestesmy...

to było dobrze powiedziane :!: Zgadzam się,choć dopiero teraz mi to uświadomiłaś...
Dodam jeszcze,że o ile to są ludzie którzy pozwalają nam się rozwijać a nie stają się balastem,to relacje są dobre,ale jeśli drogi się rozchodzą i nie ma już "nas" tylko "ty"i"ja"to znak że czas to zakończyć.
Goszka
 

Postprzez Abssinth » 25 sty 2008, o 10:46

Goszka...czasem ten bol, powstajace problemy, tarcia na poziomie Ty vs Ja pomagaja nam cos sobie uswiadomic tez, moze nawet bardziej niz te dobre chwile - ja uswiadomilam sobie np, ze moje poczucie wartosci zalezy tylko ode mnie samej, ze moje zycie zalezy tylko ode mnie samej, ze najwazniejsze jest moje zdanie na jakis temat, a nie to, ze ktos probuje to zdanie zmienic. I to wszystko poprzez bol wlasnie, poprzez reakcje na podkopywanie tego poczucia wartosci,na ciagle manipulacje i wmawianie mi,ze moje zdanie sie nie liczy...zajeloby mi to duzo wiecej czasu, gdyby nie problemy...

i tak, w pewnym momencie ten czas 'nasz' sie konczy...juz nie mam mu nic do powiedzenia...tak naprawde wszystko, co mu chcialam powiedziec, powinnam byla powiedziec sobie, dotarlo to do mnie pozniej... zamiast 'nie rob mi tego' - powinno byc 'Abssinth, nie pozwol sobie tego robic', zamiast 'nie mow tak do mnie' - 'Abss, czy naprawde zaslugujesz na takie traktowanie'....etc, etc....

nauczylam sie, ze nalezy stawiac granice jak najwczesniej...

duzo rzeczy sie nauczylam, i pewnie jeszcze duzo rzeczy wyjdzie...
blah
blah
zasypiam za biurkiem w pracy i piernicze od rzeczy :) ale i tak pozdrawiam :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 26 sty 2008, o 20:31

Abssinth napisał(a):duzo rzeczy sie nauczylam, i pewnie jeszcze duzo rzeczy wyjdzie...

Myślę, że tak właśnie jest... w każdej stracie jest jakiś zysk. I oby! go zawsze umieć złapać :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości

cron