Jak sobie z tym poradzić??

Problemy z partnerami.

Postprzez paulinka175 » 29 gru 2007, o 22:04

tak trzymaj cosy teraz kiedy podjelas juz decyzje moze byc juz tylko lepiej.. :) jestem z toba i sciskam :)
paulinka175
 
Posty: 66
Dołączył(a): 14 gru 2007, o 19:10
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez agik » 30 gru 2007, o 02:55

A mnie się zdaje, że tutaj brak Ci takiego zwykłego pożegnania.
Coś tam kiedyś było, dawno. MOże było po jednej stronie tylko, a może nie.
Rozmyło się w jakichś nieporozumieniach.
MOże tego Ci brak? Powiedzenia wyraźnie- to koniec, nic wiecej nie będzie?

Ale już pomijając wszystk od "rozstania" minęło 300% więcej czasu, niz w ogóle to trwało. Trochę trudno mi uwoerzyc, że pielegnujesz te wszystkie uczucia, nie akrmiąc ich niczym konkretnym...

Powiedz, masz do siebie żal,ze wtedy (po smierci jego matki) jakos bardziej nie powalczyłas? Dlatego chcesz zrobić taką rewolucję w swoim życiu?

Tylko widzisz-czas... radzimy tutaj osobom opuszczonym, zeby poddały mu się, a czas przyniesie zapomnienie...Tylko, że to ownież działą w druga stronę. Jeśli nawet było "coś"- kiedyś, to juz znikneło. I chyba tego sama swoją obecnością nie wskrzesisz.

Wiesz, myslę sobie, że jesli brakuje Ci takiego wyraźnego końca, to może napisz list pożegnalny. Taki dla siebie, a nie dla niego.
Swego czasu Nefi napisała taki list i umieściła go tutaj na forum. Poszukaj, może Ci sie do czegoś przyda.
Widzisz tkwisz tyle czasu w przeszłości, co jakiś czas odkopujesz trupa, a nikt przecież tego czasu Ci nie odda> Popatrz do przodu, może wcale nie bedizesz musiała zmieniac pracy, albo nie będziesz musiała zmieniać akurat na ta, gdzie pracuje on.

I wiesz, nie napadaj na niego esemesami, bo jak złapiesz troche dystansu sama sobie nie bedziesz się podobac w lustrze.

Trzymaj się

P.S> oczywiście, ze możesz powiedzieć przyszłemu szefowi, że jednak nie podejmiesz pracy w jego firmie. Wcale nie musisz nic tłumaczyć. W końcu to Twoje zycie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez cosy » 2 sty 2008, o 18:17

---------- 13:12 30.12.2007 ----------

Przemysle to o czym napisała Agik.

Na razie źle sie czuje..i fizycznie (chora) i psychicznie.
Czas tu jest potrzebny...ale mam tego czasu coraz mniej ...

Jak coś wymysle to Wam napisze.

Pozdrawiam.

---------- 16:05 ----------

No juz jestem. Do południa było naparwde źle, ale postanowiłam ze wyjde z tego łózka, ubiore sie..moze pójde tez na spacer??
Wracajac do tematu.
Miałam żal do siebie przez długi czas po śmierci, że za mało sie starałam, za mało okazałam że kocham i moze dlatego On nie chciał byc ze mną. Dlatego co jakiś czas nabierałam sił, i mówiłam spróbuje jeszcze raz, pokaże ze kocham, ze warto o nas walczyć.. Bo czułam że to co nas łączy to coś wyjątkowego, mimo róznic cos nas do siebie ciagnęło i ciągnęło tez po rozstaniu (kolezanka z pracy - ta jego kuzynka - tez to zauwazyła) lecz tutaj juz jego zdrowy rozsądek brał góre a uczucia były odłożone na bok (mówił: to co czujemy do siebie nie ma znaczenia, w naszej sytuacji liczy sie tylko zdrowy rozsądek). Czyli cos w stylu obecnej sytuacji , mimo ze ja chciałabym to nie zdecyduje sie na prace tam, bo tak mówi mój zdrowy rozsądek.

D. to była pierwsza moja wielka miłośc. Z nikim tak dobrze sie nie czułam, nikomu nie pozwoliłam byc tak blisko jak jemu. Z nikim tak dobrze mi sie nie rozmawiało. Wiem ze dla niego ja tez byławm ważną osobą w życiu, ale ..chyba nie na tyle ważna by nadal wiązac ze mną przyszłosc.

Nie wiem jakie to ma znaczenie..ale często jak były jakies nieporozumienia, spiecia, kłótnie to mówił 'a moze nie powinnismy byc ze sobą? ' - ja tego nie przyjmowałam do wiadomosci, było mi z nim dobrze a problemy tłumaczyłam tym ze są wszędzie i trzeba je zwyczajnie rozwiązywac.

Kiedys tez mi powiedział mnie wiecej w połowie naszego związku że powinnam byc z kims innym , że on mi nie da szcześcia, że zasługuje na kogos lepszego, a On nie zasługuje na mnie - oczywiscie tez wtedy nie przyjmowałam tego, płakałam gdy mi tak mówił i jednoczesnie byłam zła ze tak mówi - jezeli mnie kocha to da mi szczęście (myslałam).

Jak widac dawał mi duzo znaków mówiacych NIE POWINNISMY BYC RAZEM.

Co nim kierowało ze był nadal ze mną?? Moze tylko słabosc do mnie.

Aż w końcu stało sie coś czego mi i sobie nie mógł wybaczyc.
Po rozstaniu też cierpiał ale jemu (jak sam póżniej potwierdził) było łatwiej bo spotykał sie z kims, miał z kim spedzac czas. A ja byłam sama i nie chciałam miec nikogo. Nie potrafiłam byc z kims innym.

Nie umiem i nie chce zyc w niezgodzie z innymi osobami (tymbardziej tak mi bliskimi)..dlatego chciałabym sie spotkac, spedzic czas na spokojnie, porozmawiac i moze usłyszec że przeprasza, że wybacza. Tego mi chyba brakuje by spokojnie móc zacząc inne życie, zycie bez niego.

Co do listu...mam nawet kilka takich listów do niego, leżą w szufladzie. Pomagają ale jak widać na krótką mete pomogły.

Nie da sie tak jednym listem wszystkiego zapomniec, zamknąc. To jest pewnego rodzaju proces. Ja zawsze stawiałam na rozmowy i moze dlatego teraz bliższa jest mi rozmowa z nim niż napisanie kolejnego listu...choc moze to nie jest głupi pomysł..

Już nie napadam na niego smsami. Potrafie już powstrzymac sie by do niego nie pisac (wczesniej tego nie umiałam). A przez ostatnie 2 mies (po tej 3miesiecznej przerwie) pisałam do niego sporadycznie, tak...by nie pozwolic by czuł sie nimi zmęczony..

---------- 19:21 ----------

Chciałam dodać że postanowiłam nie kontaktować sie już z nim.
Jutro zamierzam powiedziec prezesowi że nie zatrudnie sie u niego.
Cykam sie troche. Ale trzeba to zrobić. Im wcześniej tym lepiej.

Pozdrawiam Was

---------- 17:17 02.01.2008 ----------

No i stało się.
Dziś poinformowałam byłego szefa ze nie przyjme jego propzycji. Przyjął to do wiadomosci..Nie pytał dlaczego..
Troche kamien z serca że juz mam to za sobą.
To jest dobra decyzja...i jeszcze raz Wam bardzo dziękuje, za to że ..'potrząśliście' mną co przyczyniło sie że pomyślałam także o realnych konsekwencjach w przypadku powrotu tam do pracy.

Ps. Odezwał sie do mnie mój...nie wiem jak go nazwać..były chłopak?? (ten po D.) Właściwie to nie było oficjalnego zerwania - On zwyczajnie przestal sie odzywać a pózniej wyjechał - o wyjeździe -ze ma być wiedziałam. Tak wiec nie miałam od niego żadnego znaku życia od mniej więcej początku listopada. Po tym jak przestał sie odzywać i po wszelkich moich próbach nawiązania z nim kontaktu wysłałam mu informację, gdzie napisałam co o tym wszystkim mysle i ze nie chce miec już z nim kontaktu (cosik takiego). Mimo tego odezwał sie nie dawno i widać że ponownie próbuje 'odzyskać' moje serce. Sceptycznie podchodze do tej znajomości ale czuje ze jesli sie bedzie starał to odzyska to moje serduszko (bo ja do niego tez wciaz cos kiedys poczułam i nadal czuje). Musze dodać że chłopak jest ode mnie 5 lat młodszy (i to mnie troche zniecheca) ale ponoć wiek w miłości nie ma znaczenia..:)

Pozdrawiam Was serdecznie i przesyłam 100 buziaków:)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Szafirowa » 2 sty 2008, o 22:42

Cosy ... uśmiejesz się :lol: ... mój mąż też jest ode mnie o 5 lat młodszy :)
I w niczym to absolutnie nie przeszkadza.
Jak się zniechęcać, to nie wiekiem.
Bo to nie jest istotna przeszkoda.


Buzi.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez cosy » 2 sty 2008, o 22:53

No to mnie pozytywnie nastawiłas :)

A powiedz, kiedy się poznaliście? (tzn. w jakim wieku wtedy byliscie?)
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Szafirowa » 3 sty 2008, o 14:21

:)
Poznaliśmy się kiedy ja miałam 30 lat, a on 25.
Tak któregoś wieczoru w najbardziej niesprzyjających warunkach w jakimś klubie ... i od tamtej chwili jesteśmy nierozłączni.

Czasem myślę, że Bóg stworzył kogoś specjalnie dla mnie i jeszcze na dodatek pozwolił mi go spotkać :)
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez cosy » 8 sty 2008, o 19:11

---------- 19:06 03.01.2008 ----------

Heh, to już na pewno wtedy wiedzieliście czego chcecie od życia.
Ja mam 25 lat On 20. On mimo swojego młodego wieku chciałby już poważniejszego zwiazku ale...obserwując go widzę że duuuzo w nim jeszcze z dziecka..Znamy sie od połowy września a już zdążył mnie 2 razy zawieść tym że zerwał ze mną kontakt...tak poprostu, przestał sie odzywać i nie szło sie do niego dodzwonić. Bardzo sie o niego wtedy martwiłam i przezywałam. Raz trwało to tydzień...a raz z 8 tygodni (w tym jego wyjazd za granicę). Szczeniackie zachowanie - tak myśle.
Teraz zowu sie odezwał i próbuje okazać mi że nadal jemu na mnie zależy. On daje sygnałki ale nie zdobył sie jeszcze na odwage by np. mi wyjaśnić wszystko - dlaczego tak się zachował - wypadałoby no nie? Ja już sama nie wiem jak na to reagować. Odpowiadam na te jego sygnały...ale z wielkim dystansem. Boje sie że będzie potrafił tak się zachowac jeszcze raz. Ja się zaangażuje a On poprostu sie odetnie. Ehh chyba za duzo myśle.
Zobaczymy jak to bedzie. Przede wszystkim musi dojsć do rozmowy i wtedy wyczuję czy jest sens sie angażować czy jednak sensu nie ma...

---------- 18:01 08.01.2008 ----------

No i sie jakos smutno zrobiło...i optymizm który był we mniecałkiem nie dawno...prysł , zanikł..
Powróciły wspomnienia..o D. Tęsknota za tymi chwilami które razem spędzilismy, za tymi rozmowami..., za nim..
A po chwili smutek, bo w głowie przyszły obrazy z dnia pogrzebu. Pomyslałam ze gdybym sie tak nie bała...i była pewna wtedy moich uczuc do niego..Mogłam zdobyc sie na odwage i podejsc do niego..gdy szlismy w orszaku pogrzebowym ..bylabym wtedy przy nim tak jak tego pragnęłam. Ale bałam sie, bałam sie co inni powiedzą jak to zobaczą, jego rodzina, koledzy z pracy, co sobie pomyslą... nie wiedziałam czy On tez tego pragnąl...
Chwila po wyjsciu z Koscioła i tamta , K. była juz koło niego...
Tak bardzo mnie to boli. Ta cała sytuacja...Nie wiem dlaczego tak sie dzieje. Minęło juz tyle czasu a do tej pory na mysl o tym pogrzebie i o naszej relacji wtedy mnie serce sciska i łzy sie w oczach pokazuja.
Czy to kiedys minie? Ile czasu jeszcze na to potrzebuje? Co moze uśniezyc ten ból?

---------- 18:11 ----------

Ona miała odwage by podejsc do niego..byc moze to Jego siostra jej w tym pomogła - nie wiem. W kazdym razie ja , jak taka wystrzaszona myszka... szłam za nimi :(
Czy to oznacza ze moja miłosc do niego nie była silna?
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 221 gości