kochać biseksualnie...?

Problemy z partnerami.

Postprzez Sanna » 18 lut 2011, o 22:53

No właśnie. Naprawdę mnóstwo ludzi z rozmaitych powodów niszczy swoje życie. I nie da się im pomóc bez ich własnej chęci zmiany.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Abssinth » 19 lut 2011, o 12:04

Cat - daltego ja sie nie irytuje :)

bylam w podobnej sytuacji.
i tez mi powtarzano, nawet jego wlasna matka przyszla kiedys ze mna porozmawiac i ostrzec.

nie sluchalam.

ale w pewnym momencie mi sie otworzyly oczy

i byc moze dzieki temu, ze rozne osoby jakby krok po kroczku rozbily ten mur, ktory oddzielal mnie od rzeczywistosci

dlatego mam cierpliwosc teraz i tak kawalek po kawaleczku nadgryzam , nie spodziewam sie ze new*life nagle teraz i juz z nim zerwie i bedzie cala szczesliwa jak za dotknieciem rozdzki

:)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ludolfina » 19 lut 2011, o 13:56

ja nie pamietam etpu zeby ktos mi cos mowil, ja bylam sama z tym wszystkim, dlatego mam wrazenie ze "jakby mi ktos powiedzial wczesniej" to bym tak dlugo sie nie meczyla

i wyprowadzilo mnie z obledu logiczne myslenie
logika jest moja miloscia, chcialabym calkowicie przestawic mozg na logike, szkoda ze nie mam takich predyspozycji, bo jestem fantastka i lubie wyobraznie

zwroce jeszcze ci newlife uwage na cos: ja na miejscu twojego faceta zachowuwalabym sie identycznie jak on. otoz tak go nauczylas, ze jego "realizacja siebie" (eufemicznie to nazywajac) jest priorytetowa. absolutnie nie mialabym cienia wrazenia ze ty cierpisz ze wzgledu na to co robie bo "przeciez zawsze taki bylem, a na dodatek, ona mowi cos, ale ROBI cos przeciwnego, niby mowi ze sie nie zgadza ale NIC Z TYM NIE ROBI, wiec tak bardzo jej nie zalezy"

nie rozumialabym ciebie, ale WIDZIALBYM ze i tak w koncu wszystko akceptujesz.

mysle wiec ze w efekcie zupelnie nie mialabym motywacjio do zmiany zachowania, ewentualnie pomyslalabym sobie "ona swiruje, ale przejdzie jej, JAK ZAWSZE"

byc moze to kontrowersyjne, ale uwazam ze przyzwyczailabym sie do ciebie, ze ty wszystko zniesiesz, a nawet przeciez nie widziaalbym ze cie cos rani, uraza, bo nie mam jasnych sygnalow o takowych uczuciach. nie przeklada sie to na realne dzialanie. myslalabym ze "lubisz sobie pomarudzic " lub jestes histeryczka, ze ci odbija, ale nie laczylabym tego z MOIM dzialaniem, i stylem zycia, ktory zawsze taki byl.

w efekcie, nie czulabym ani sie winna, ani skruszona ani nic.
jesli juz, to lekko poirytowana, rozzloszczona, twoimi wiecznymi pretensjami.

wydaje mi sie ze nie ma zadnej mozlwosci logicznej, zeby twoj facet poczul iz jego zachowanie cie rani, jak tylko twoje dzialania, bez slow. dzialania konkretne stanowcze i jednoznaczne.

jestescie w konflikcie interesow ktory jest niejawny i ukryty

konflikt jest podstawa zmiany, ale musi wyjsc na jaw.
aby tak sie stalo musza byc jawne i dookreslone TWOJE interesy oraz jego
utrzymywanie takiego balaganu i dezinformacji, niejasnosci, chmury, zaslony, na wasz konflikt, chyba spelnial swoje zadanie wczesniej - dzieki tej chmurze, oboje scie udawali ze sie dogadujecie.
a teraz, jak juz wyszly na jaw fakty o nim, oraz dochodza do glosu twoje emocje, niesuswiadomiona na razie zlosc, ta zaslona nie moze juz dluzej funkcjonowac jak wczesniej.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Postprzez new*life » 20 lut 2011, o 18:22

Tak, pomyślałam ostatnio, że może robię mu krzywdę tym, że go tak trzymam przy sobie. Może gdyby mnie nie było przykleiłby się do jakiegoś chłopaka i mieszkał jak człowiek.

To nie tak, że nie interesuje mnie żadna prawda. Interesuje. A to, że odkrywam jego kłamstwa to tylko moja zasługa, wszystko wyniuchałam sama. Tylko... tu sama siebie nie rozumiem. Widzę to wszystko, a ciągle mi mało... Co mnie tak nakręca? Może samo odkrywanie jego kłamstw i zdrad? Czasem mi się wydaje, że gdybym go nakryła z jakimś kolesiem wreszcie uwierzyłabym, że naprawdę spotyka się na seks, że prawda objawiona stanęłaby przede mną w najczystszej postaci i wyleczyła mnie z tego... Może to to by było to dno? Nie wiem... Może, gdybym uciekła od niego jak najdalej. Bo jeśli nie to i to potrafiłby jakoś wytłumaczyć.
Ale potem myślę bardziej zdroworozsądkowo, że przecież samo to, że mnie okłamywał tyle razy i zdradzał, do czego sam się przyznał, że mówi kocham komu popadnie, że traktuje jak traktuje... już jest powodem de zerwania. No tak?
Pamiętam, że na początku naszej znajomości, kiedy czułam, że to się rozwija tak dość szybko mówiłam mu, że mnie nie jest tak łatwo urobić i jeśli mnie oszuka to będzie go bardzo bolało...
Ha ha ha...
A potem dałam się oszukać setki razy...


Co do mnie, co do mojej sfery osobistej...
Mnie tak naprawdę w tym wszystkim nie ma. Ja nie wiem, czego chcę JA, tak sama dla siebie. I to nie tylko teraz, tak jest od wielu lat. Może w okresie liceum byłam ja, sama dla siebie, choć też pokręcona, zakompleksiona i niewiedząca czego chcę od życia. Teraz, od wielu lat jestem tylko dla kogoś. Wiele lat opiekowałam się starsza osobą. Kiedy tego zabrakło, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, czym zapełnić sobie życie. No i wtedy poznałam jego i zapełniłam je sobie nim.

Proszę po raz kolejny, nie mówcie, że Was nie słucham!!! Słucham i wszystko biorę do siebie, tylko to nie jest tak, że ktoś na pstryknięcie palcami przejmie sposób myślenia innych. Ale bardzo dużo mi daje nawet samo pisanie tutaj. Czasem jest tak, że jest jakaś sytuacja, co do której sama nie wiem jakie powinnam mieć odczucia... w głowie mętlik. A kiedy to opiszę, mam czarno na białym, wszystko robi się klarowniejsze, nie wiem na jakiej zasadzie tak jest.

Do specjalisty też chodzę! Nie wiem co prawda, czy do odpowiedniego...Co do terapii to w sumie sama nie wiem na jaką miałabym iść. Chodziłam na grupę DDA kiedyś, ale przerwałam... Teraz chodzę do psycholki tak indywidualnie. Nie wiem co więcej... Chciałam zapisać się na grupę dla współuzależnionych ale znalazłam tylko dla rodzin alkoholowych i tam mnie nie chcieli. Nie wiem, czy jest grupa dla podobnych przypadków jak mój.

Fakt, jestem niekonsekwentna maksymalnie w swoich działaniach, masz ludolfino rację... Ciągle oczekuję, że zrobi to lub tamto, opieprzam za niestosowne zachowania, wymuszam dosłownie przeprosiny, żenada... On i tak ma w nosie moją gadkę, wytłumaczy się zawsze jakoś, a następnym razem zrobi tak samo. Bo też ja pogadam, pogadam i przestanę...

I właśnie wczoraj pomyślałam, że może warto byłoby przestać za nim gonić i odganiać jego kolejnych adoratorów, odpuścić...
Ktoś tu gdzieś kiedyś napisał na psychotekście: "Jeśli coś kochasz, puść to. Jeśli było Twoje - wróci, jeśli nie, nigdy Twoje nie było..."
Zauważyłam, że on bardzo lubi mieć adoratorów wokół siebie. Może nawet nie adoratorów, ale publikę, lubi być w centrum uwagi, lubi być chwalony (no, jak każdy ale do pewnych granic) i sam lubi się chwalić. Mówi, że jest mu miło, jak mówią, że się zakochali... Ok, pytanie tylko co on z tymi wyznaniami robi. I fakt, tak naprawdę to też tych kolesiów nie traktuje najlepiej, bo jak się znudzi jednym to przeskakuje na innego, który jeszcze nie zna go tak dobrze i jest zachwycony jego powierzchownością, tym co pisze na fejsie... A ja mam się temu przyglądać i czekać, czy to przerodzi się w coś więcej, czy nie. Tak jak miało to miejsce z tym ostatnim "boskim" kolegą...

Teraz jest następny, poznany na fejsie, też z odległego miasta, ale już mu napisał, że może przyjechać. I że się chyba zakochał.
Dla mnie to jak deja vu.
Mój mówi, że bardzo go lubi i chciałby go poznać. I że to czysto koleżeńska relacja.
Ha ha... "Kolega" przesłał mu ostatnio zdjęcie w samych gaciach na gg... A wczoraj dodał głupie komentarze na fb pod profilem mojego chłopaka - taka aplikacja, pod która losuje się odpowiedzi, czy może żyć bez seksu. Wyszło, że tak, mój chłopak napisał, że jak mus to wytrzyma, a on, "kolega", napisał, że bardzo go to cieszy...
Głupoty takie, ale podniosły mi ciśnienie. Co go jako kolegę obchodzi czy on wytrzyma bez seksu czy nie??
Nie wytrzymałam, zrobiłam głupotę i dopisałam swój komentarz, że jak na razie to nie ma potrzeby, żeby on musiał wytrzymywać bez seksu.
"Kolega" usunął mój komentarz... he he...
W międzyczasie pokłóciłam się o to z moim chłopakiem, zarzucał mi, że ja się muszę wszędzie wpieprzać, ja jemu, że nie potrafi od razu ustalić granicy w kontaktach z nimi, że jeszcze ich nakręca.
To samo próbowałam mu wytłumaczyć poprzedniego dnia, miał to przemyśleć... No bo jak się nie wkurzyć taką sytuacją: przyjechał z pracy, zadzwonił po mnie, żebyśmy razem poszli z psami na spacer. Cały dzień się nie widzieliśmy więc lecę. Jak tylko się spotkaliśmy to on za telefon i napieprza z nim, z "kolegą"... 5 minut, 10... W pewnym momencie stanęłam i mówię "dobra, to rozmawiaj sobie, ja idę..." Dopiero wtedy w wielkich bólach zakończył gadkę. Chciałam go podkręcić, żeby powiedział, że idzie z dziewczyną i dlatego nie może rozmawiać. Niee, gdzie tam, w życiu by tak nie powiedział, ściemnił coś i powiedział, że potem się odezwie.

Nic nie przemyślał. Mało co się do mnie odzywał cały dzień, chociaż pisałam i dzwoniłam... I jeszcze ta głupia sytuacja z tymi komentarzami na fejsie. Co pieprzonego niby kolegę obchodzą jego sprawy łóżkowe??? Ale to jego wina, mojego chłopaka, on im na to pozwala.

Postanowiłam więcej nie truć mu dupy, nie napieprzać morałów dyrdymałów.

Bo ja nie chcę być jak ten "piesek co podąża w ślad za panem z podkulonym ogonem. Pan bije, dręczy, upokarza, ale czasem rzuci ochłap jakiś, który piesek zje ze smakiem merdając płochliwe ogonem." Tak, czasem rzuci jakiś ochłap. Przytuli, pocałuje... A potem nawija z chłopaczkiem w mojej obecności, jakby mnie wcale nie było. Wcale mi nie pasuje taka pozycja. Może on lubi jak się mu nadskakuje i robi mu publikę, ale ja też chcę czuć się ważna. Skoro jemu nie wystarcza tej miłości, którą ja mu chcę dać no to niech zbiera sobie te skrawki uwielbienia, które mu przesyłają panowie z fejsa i innych portali. Postanowiłam, że nie będę dodawać żadnych komentarzy, bo ośmieszam się tylko. Zastanawiam się nawet czy nie usunąć konta, po co mam się denerwować...
Skoro on nie traktuje mnie dobrze to muszę sama o siebie zadbać i sprawić, żebym czuła się dobrze sama ze sobą.
Przyznam, że na dzień dzisiejszy nie mam bladego pojęcia jak to zrobić. Ale może wyjdzie z czasem...

Na razie napisałam mu smsa, że nie będę więcej truć mu dupy i jak chce to niech sobie flirtuje i daje się wyrywać, ale mnie to rani, więc nie zamierzam się temu przyglądać. I że próbowałam zawalczyć o niego ale do tanga trzeba dwojga, nie trojga. I że go kocham.

Teraz czas zawalczyć o siebie. Ma ktoś jakiś pomysł...?


:bezradny:
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez mahika » 20 lut 2011, o 18:45

No to fajnie że nadszedł. Ja bym zaczęła od przestudiowania tego wątku od nowa. Dużo cennych uwag i pomysłów na rozpoczęcie życia na nowo tam padło ;)
Trzymaj sie :)
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez blanka77 » 20 lut 2011, o 19:21

New, zmian musisz chcieć na przyszłość, a nie tylko dzisiaj, bo akurat Cię czymś tam zdenerwował.

Ja bym zerwała kontakt całkowicie, oznajmiła mu, że nie chcę żeby do mnie dzwonił,przychodził, nie szukałabym go w necie. Moim zdaniem potrzebne jest drastyczne i ostateczne cięcie tej znajomości. Bo jeśli tego nie zrobisz to nigdy się to nie skończy., bo zawsze Cię czymś urabia, a to tym, ze Cię kocha, a to tym, że nie ma gdzie mieszkać, co jeść, tysiąc powodów. A Ty łykasz wszystko jak młody pelikan.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez new*life » 20 lut 2011, o 23:19

Hej Blanko, znalazłam ciekawy fragment Twojej własnej wypowiedzi:

"Napisałam, że nie wszyscy w ekspresowym tempie rozwiązują swoje problemy, tak. Bo to, że ktoś komuś powie, że źle postępuje w życiu nie oznacza, że ta osoba na pstryknięcie palca zrobi obrót o 180 stopni. do pewnych decyzji trzeba albo dojrzeć, albo mieć możliwość dokonania zmian. Nie zawsze to idzie w parze ze sobą. Dlatego ludzie korzystają z różnego rodzaju pomocy, żeby upewnić się czy dobrze robią, czy źle."

Wspominam go, bo właśnie Ty bardzo często zarzucałaś mi, że wcale Was nie słucham... A sama widzisz, że to nie tak prosto...

A tak przy okazji - jak potoczyła się Twoja historia? Przeczytałam właśnie Twój wątek od początku do końca, jest odrobinę podobny do mojego choć przyznam, że w nikłym procencie. Ciekawa jestem zakończenia... :)

Co do mnie.

Nie wiem czy to dobrze, ale pomyślałam, że bardziej niż na odcięciu się od niego skupię się na odnalezieniu siebie. Nie wiem, kim jestem, czego chcę... Kiedyś, na początku tego wątku ktoś napisał, żebym przerwała to zanim wyniszczy mnie tak, że nie będę już potrafiła zbudować normalnego, zdrowego związku. Zignorowałam to, czułam się wtedy jeszcze silna i chciałam walczyć o niego. Teraz wiem, już co ten ktoś miał na myśli... Jestem psychicznym strzępkiem, tak jak ktoś tu napisał wiszącym u jego dupy i czekającym na jakiś pozytywny gest z jego strony. Ciągle skamlę o jego miłość. Próbuję rozmawiać, tłumaczyć co czuję, ale on ciągle mówi, że przesadzam a tak w ogóle to nie lubi o nas wiele rozmawiać, rozmawiamy o dupie Marynie... Nie o nas. A przecież rozstaliśmy się z ważnych, konkretnych, powodów. I jeśli mamy się zejść to trzeba je rozwiązać.

Może powiecie, że to żałosne, ale ja gdybym widziała jego chęć zmiany, gdybym widziała, że to na mnie mu zależy, że nad nami pracuje, stara się to chyba bym mu wybaczyła nawet teraz... Ale nie widzę tego u niego. No, tylko to, że skasował fellow. Ale on ma niezłe fellow na fejsie... A że nie dowiaduję się nowych rewelacji to tylko dlatego, że nie mam możliwości szpiegowania go bo nie mieszkamy razem. Zresztą, co tu gadać... Nie mieszkamy a i tak przyłapałam go dwa razy na czacie, z czego raz wyparł się, a drugim razem zmyśliłam login i umówiłam się z nim na seks... Zgodził się. Oczywiście gdy sie ujawniłam wyparł się, powiedział, że wiedział, że to ja...

Ale nie, nie ma tematu. Odpowiada mu taka powierzchowna relacja ze mną. Mówi, że jak z kimś nie mieszka to nie umie tak dużo rozmawiać, że dlatego mniej pisze... Czyli co, jak zamieszkamy razem to będzie mnie kochał a tak to nie?
Jakoś ze swoim nowym kolegą nie mieszka a napieprza z nim ciągle przez tel i znajduje temat.

Dlatego nie będę się narzucać, zajmę się sobą, wycofam się po prostu a sadzę, że on tego nawet nie zauważy...
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez ludolfina » 20 lut 2011, o 23:26

czas zawalczyć o siebie

moje pomysly moga wcale ci nie pasowac -bo co: sprawic sobie przyjemnosc , byc dla siebie dobra, opiekowac sie soba, to co dawalas innym (starszej osobie, jemu) - dawac sobie
rozpoznawac swoje ulubione zachcianki, to co najmocniej lubisz, zatroszczyc sie o swoje potrzeby- byc moze jest cos co zawsze chcialas zrobic i nie mialas czasu, moze pasja, moze kurs jogi, asertywnosci czy cos... - cos takiego co bedziesz sobie mogla sama zapewnic, co da ci zadowolenie, odprezenie....

moze tak?

wsluchaj sie w siebie, poznaj siebie, okresl obszar swojej osobowosci.... to bylo dla mnie wazne - by miec siebie.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Postprzez blanka77 » 20 lut 2011, o 23:48

---------- 22:37 20.02.2011 ----------

New, ja rozumiem, że każdy ma swoje problemy i dla danej osoby one są duże, dla innej sa małe. Trzymam się nadal oczywiście tego co napisałam. Ale moje "dowody" dotyczyły momentu, w którym podejmując decyzję o wspólnym życiu nie miałam o nich pojęcia. Gdybym wtedy wiedziała, przypuszczam, że zrobiłabym inaczej, a ja dowiedziałam się wszystkiego po fakcie.

Ty natomiast o wszystkim wiesz i na wszystko się zgadzasz świadomie i potem możesz mieć jedynie pretensje do siebie.

Dobrze, ze postanowiłaś się od tego oderwać i masz rację, że on tego nie zauważy.

Chyba nie tylko ja stwierdziłam, że nas nie słuchasz. Owszem czytasz, ale odnosiłam wrażenie takie, że widzisz tekst, czytasz, ale nie przyjmujesz. To jak lizanie lizaka przez papierek.

Oczywiście cieszy mnie to, że jest inaczej, jeśli jest inaczej. Poprostu szkoda mi Ciebie dziewczyno, bardzo szkoda. Bo jesteś bardzo miła, mądra, wykorzystaj ten potencjał na coś pożytecznego, a nie na kogoś takiego jak on.

Ja w swoim "przypadku" nadal jakoś tam walczę. jest dużo lepiej, chociaż zdarzają się chwile zwątpienia. Nie chodzi tu o problem poruszony w tamtym wątku, ale takie bieżące problemy, które z jakichś powodów się pojawiają, nieraz nawarstwiają.

Ja mojego męża nie szpieguję. Staram się mu ufać, choć jest mi trudno, więcej rozmawiamy. Także teraz nie mam powodów do zwątpienia w ten związek. Ale życie jest tylko życiem i czasami nas zaskakuje.

Proszę Cię, zastanów się dobrze nad tym co robisz. Nie warto tak poświęcać siebie ja Ty to robisz.

Buźka :)

---------- 22:48 ----------

Jeszcze dodam, że Ty świadomie się zgadzasz na ten "cyrk", który on Ci funduje, u mnie natomiast nic takiego się nie dzieje.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez new*life » 21 lut 2011, o 01:15

Ludolfino, Twoje pomysły właśnie bardzo mi pasują, zresztą są podobne z moimi, bo też co innego można tu wymyślić? Tylko, że sama nie wiem, co sprawi mi przyjemność... Poważnie. Ale nie będę też starać się szukać tego usilnie... Samo przyjdzie.
Bardzo ważne jest, że nie czuję już tego ograniczenia, że muszę wrócić do domu, bo nie jestem pewna, czy on tam nie pisze z pedałami albo nie daj Boże nie zaprosi któregoś do domu...
Przyznam, że teraz jest wręcz przeciwnie, nie chce mi się wracać do domu z pracy. Najchętniej łaziłabym jak głupia po mieście, po galeriach... Spowodowane jest to tym, że odkąd nie ma jego, mieszka ze mną moja matka. To kawalerka, nie mam tu odrobiny prywatności. Czuję, że jestem za stara na mieszkanie z matką i zwyczajnie nie chcę.

Blanko, to nie tak, że ja się na wszystko zgadzam. Cały czas mówię, że coś mi się nie podoba, że na to się nie zgadzam, tylko... fakt, jestem niekonsekwentna i łykam wszystko. Ciągle wierzę w jego przemianę. Ale po co on się ma zmieniać. Jemu jest dobrze ze sobą a widać nie zależy mu na mnie na tyle, żeby zdecydować się na pracę nad sobą dla mnie. Chociaż on tu powiedziałby, że on się zmienia i robi bardzo dużo, tylko ja tego nie zauważam...

Cholera, ja znów o nim...
Pewnie jeszcze długo tak będę...

W sumie jedyne co mi pozostaje w tym przypadku, kiedy on mnie nie słucha to usunięcie się. A że stracę obiekt wokół którego kręciłam się do tej pory to siłą rzeczy będę musiała znaleźć inny. Może właśnie siebie. Obym tylko nie uwiesiła się na kim innym...
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez kajunia » 21 lut 2011, o 10:49

---------- 09:46 21.02.2011 ----------

new*life napisał(a):Tylko, że sama nie wiem, co sprawi mi przyjemność... Poważnie. Ale nie będę też starać się szukać tego usilnie... Samo przyjdzie.


A ja bym chyba mimo wszystko poszukała przyjemności. Odczuwania przyjemności mam wrażenie, że też trzeba się nauczyć. Delektowania się dobrym jedzeniem, słońcem, porankiem, kawą. Korzystaj ze swoich zmysłów i obserwuj co Ci sprawi przyjemność. Po co marnować ten piękny czas na myślenie o nim skoro możesz w tym czasie robić dokładnie to co chcesz, cokolwiek! W zasadzie świat stoi przed Tobą otworem i tylko czeka, aż z niego skorzystasz.

Dla Ciebie polecam obejrzeć lub przeczytać Jedz, módl się, kochaj (książkę lub film, obojętnie) a szczególnie wątek w Rzymie o uczeniu się przyjemności. Zapominamy o tym a to przecież takie proste :wink:

Ja też kiedyś nie wiedziałam kim jestem, nawet nie umiałam powiedzieć co lubię. Warto jest szukać siebie.

---------- 09:49 ----------

ludolfina napisał(a):wsluchaj sie w siebie, poznaj siebie, okresl obszar swojej osobowosci.... to bylo dla mnie wazne - by miec siebie.


pięknie powiedziane :) :ok:
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez ludolfina » 21 lut 2011, o 10:55

ja bym chyba mimo wszystko poszukała przyjemności.


ja tez
tego nikt nie powie, co ty lubisz, jesli sama nie wiesz. to ogromne nieszczescie, nie wiedziec co sie lubi, ignorowac siebie, nie pamietac o sobie, nie miec czasu na poznanie siebie, na wsluchanie sie w siebie

wyobraz sobie swiat w ktorym ludzie nie wiedza co lubia

chaos

wiedza o tym co lubisz oraz postepowanie w zgodzie z soba porzadkuje informacje i tworzy naturalne struktury korzystne dla ciebie.

new*life napisala:
"Cały czas mówię, że coś mi się nie podoba, że na to się nie zgadzam, tylko... fakt, jestem niekonsekwentna i łykam wszystko. Ciągle wierzę w jego przemianę."

ja robilam tak samo i ciagle ucze sie mowic nie i bronic siebie, psychicznie.
zaznaczac granice itd.
wiara w jego przemiane jest w tobie zakorzeniona gdzies w podswiadomosci, i dzieki niej wciaz stoisz otworem dla niego, w kazdym przejawie. nie masz instynktu obronnego. nie dajesz sobie prawa do "nie", jest tu dla ciebie ogrom pracy nad soba, zeby zrozumiec, ze pewnego obszaru siebie nie mozesz otwierac na osciez i dawac. wydaje mi sie ze daleko jestes aby to poczuc i zrozumiec.

to ze mama z toba mieszka jest dobra zapora, zeby on do ciebie nie wrocil. ale tez czujesz brak wlasnego miejsca.

ale ty tak na prawde nie mielas wczesniej wlasnego miejsca. ono bylo jego.

to ze czujesz brak wlasnego miejsca jest pozytywne. mozesz teraz zaczac go szukac :)

z ksiazek, polecam
http://czytelnia.onet.pl/0,3566,0,0,0,g ... wosci.html
Ostatnio edytowano 21 lut 2011, o 11:06 przez ludolfina, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Postprzez kajunia » 21 lut 2011, o 11:00

Nie wiem czy to do końca odpowiada Twojemu problemowi, ale mnie to osobiście zainspirowało do zrealizowania kilku ciekawych pomysłów. Potraktuj to jak zadanie, szukaj, próbuj, obserwuj siebie.

http://zdrowie.onet.pl/zycie-i-zdrowie/ ... tykul.html
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez ludolfina » 21 lut 2011, o 15:45

jeszcze jedna rzecz przyszla mi do glowy
wydaje mi sie ze dosc wyraznie u ciebie zaznacza sie szukanie kontroli na zewnatrz: "zajmowanie sie starsza osoba" jako zorganizowanie sobie zajec.

czyli potrzeby tej osoby organizowaly Tobie zycie

potem, on

masz centrum dowodzenia usztawione na zewnatrz siebie, a nie w sobie.
co wiecej: masz w SOBIE obcego kontrolera, jakis nawyk zgadywania "co on mysli o tym", i zawczasu pozbawianie sie wlasnego osadu.


jesli nie poddasz sie SAMOkontroli (ale nie wewnetrznego obcego kontrolera), bedziesz postepowac wg nawykow, do jakich jestes przyzwyczajona.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: kochać biseksualnie...?

Postprzez blanka77 » 21 lut 2011, o 16:07

---------- 14:53 21.02.2011 ----------

Mnie też się tak wydaje.

Podporządkowujesz swoje życie innym ludziom, bądź zdarzeniom. Dopasowujesz się lub wpasowujesz do różnych życiowych sytuacji, a jak dla mnie, brakuje Ciebie w tym wszystkim... Ciebie prawdziwej, otwartej, uczuciowej, radosnej

Kiedy ostatni raz się tak szczerze uśmiechałaś, obojętnie z jakiego powodu?

---------- 15:07 ----------

new*life napisał(a):Poznaliśmy się przez wspólną pasję a zostaliśmy parą przez moją dobroduszność. Nie miał gdzie się podziać, wiec zaproponowałam nocleg. Tak został. Dość łatwo rozgościł się w moim domu i w moim sercu.

Naiwnie szukam punktu zaczepienia by z nim zostać.. tylko jako kto? Społeczna przykrywka? Jak się w tym odnaleźć?


W pierwszym poście sobie chyba odpowiedziałaś na wiele późniejszych Twoich pytań.

Litość (czyt.dobroduszność) a miłość to zupełnie coś innego i tu był pierwszy błąd, który popełniłaś. Potem on Cię urzekł innymi rzeczami, a Ty uwierzyłaś, że tak ma być i się dopasowałaś do sytuacji. Ciąg dalszy jest wiadomy.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 284 gości

cron