wyszlam ze zwiazku w ktorym kochalam za bardzo

Problemy z partnerami.

Postprzez matylda » 30 wrz 2009, o 18:52

---------- 18:46 30.09.2009 ----------

elunia9991 napisał(a):Czyli facet sie zmieni?? Oczywiscie nie od razu ale w dluzszym procesie....


Jest to możliwe, ale mało prawdopodobne. Ludzie zmieniają się, kiedy chcą się zmienić, a nie wtedy kiedy partner tego chce (choć oczywiście wyjątki się zdarzają).
Zacznij od siebie. Zmienić możesz tylko siebie!

Pozdrawiam,
Mat.

---------- 18:52 ----------

Bogini!
:ok:
Szacun!
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez elunia9991 » 1 paź 2009, o 12:03

---------- 10:31 01.10.2009 ----------

joanka, matylda tylko jak????? moze postaram sie strescic moja historie... zeby nie zajela trzech stron forum... jak tylko znajde czas usiade i postaram se opowiedziec "moja historie"

---------- 12:03 ----------

Na pocztaku powiem ze jestem ponad trzy lata po rozwodzie.. Mam z pierwszego malzenstwa 8 letnia coreczke. Po 2 latach od roztsania odnalazla mnie moja pierwsza licealna milosc, ktora nota bene ja wtedy rzucilam gdyz nie bylam wtedy gotowa na zwiazek i tak nasze drogi na 11 lat sie rozeszly. Ja wyszłam za maz, on wpadł z moja kolezanka wiec tez wzieli szybki slub i nie mielismy ze soba zadnego kontaktu. W koncu jednak dopial swego szukalmnie te 11 lat az w koncu znalzl i zaczelismy sie spotykac.... uczucie wybuchlo z nowa sila mimo ze wiedzialam ze nie jest wolny dalam sie poniesc, zwłaszcza ze on mi nie odpuszczal mowil mi ze bardzo mnie kocha a tamten zwiazek to od poczatku byla pomylka. Faktycznie po 2 miesiacach ukrywania powiedzial zonie ze chce odejsc, ze wraca do mnie itd... Musze dodac ze oni maja dom na wsi w ktorym mieszkaja z jego rodzicami. jeszcze przez 3 miesiace mieszkal z nimi gdyz nie bylo z kim zostawiac dziecka 6 letniej dziewczynki. Chcialam wtedy skonczyc ten zwiazek wiedzialam ze bede cierpiec, ale stwierdzilam ze on nie umie sie zdecydowac. Przekonal mnie tuz przed moimi urodzinami przeprowadzil sie do mnie, przez miesiac bylo cudownie Planowalismy wspolna przyszlosc i dziecko... I tak po ponad 2 mies bylam w ciazy szalelismy ze szczescia i wtedy sie skonczylo... Tego dnia zamisat spedzic go ze mna... pojechalpilnowac dziecka, i tak zaczelo byc czesciej... zaczalczasem zostawac tam na noc... a miarka przebrala sie w swieta kiedy wiedzial ze chcemy rodznie przekazac wiadomosc o dziecku wlasnie w Wigilie.. on dzien wczesniej napisal mi sms!!! nawet nie powiedzial ze swieta spezda tam....wystawilam mu walizki za prog... i niestety na drugi dzien dalam sie ublagac i wybaczylam i to bylmoj najwiekszy blad. Od tamtej pory bylo tylko gorzej codziennie pracowal dlugo wracal kolo 22 albo pilnowal dziecka wiec wracal okolo 24 bo jego zona pracuje do 22 wraca kolo 23 (a prace ma 5 min od domu) . Ciagle awantury o uregulowanie tej syt nic nie daly w koncu zdecydowalam sie na radyklany krok w marcu spakowalam go i kazalam sie wyprowadzic. Ach wspomne jeszcze ze niedziele w 90 proc spedzal tam. \myslalam ze go to otrzezwi i zmusi do dzialania jakze sie pomylilam.Praktyczne do konca ciazy mieszkal tam tlumaczacze mnie bardzo kocha i nie umie zyc bez nas ale nie umie tej syt rozwiazac, nic nie daly prosby npo zalatwienie opiekunki, o przywozenie dziecka w niedziele do nas lub wspolne we czworke spedzanie czasu. Zona sie nie zgodzila i juz. My nie bylysmy wazne. poza tym cala ciaze bylam sama, nawet wyprawke dla dziecka musialam sfinansowac sama. Byc moze to kara za t ze porwalam sie z uczuciem na zajetego faceta. Wprowadzil sie z powrtotem przed porodem, zalatwili opiekunke, bylze mna podczas porodu ale kiedy wrocilam do domu ledwo chodzaca... on mnie sama w nocy zostawila jadac codzienniie o 3 tam bo zona rano na 5 idzie do pracy a opiekunka przychodzi o 8. Zagryzalam zeby wszystko we mnie wylo z rozpaczy, malo tego jeszcze ja ze swoich skromnych pieniedzy pomagalam mu finansowo. Az ktoregos dnia miarka sie przebraa powiedzialmi jak chcialam spedzic wspolny weekend ze teraz nie moze bo jedzie kupic samochod do Niemiec na 2 dni z kolega.... od poczatku nie dowierzalam postanowilam sprawdzic, i co.... pojechal ale z rodzina na wesele do swojego kuzyna 500 km stad... calanoc przeplakalam jak wrocilnie umial spojrzec mi w oczy tlumaczylsie tylko tym ze nie wiedzial co ma zrobic...
I wtedy cos we mnie peklo... skonczylo sie dalam mu ostatnia szanse tym razem na twardych moich warunkach....tylko boje sie zebym znow nie ulegla jak mi wywinie jakis numer... To tak pokrotce....I co tu dalej?????
elunia9991
 
Posty: 7
Dołączył(a): 29 wrz 2009, o 19:41
Lokalizacja: dzierżoniów

Postprzez Sanna » 2 paź 2009, o 13:32

---------- 13:25 02.10.2009 ----------

Moje 1-sze wrażenie jest takie- facet jest bardzo dobrym ojcem i wyjątkowo odpowiedzialnym za swoje pierwsze dziecko. Przyznam że to trudna sytuacja. Ja nie byłabym w stanie wykrzesać z siebie żądania- masz spędzać mniej czasu ze swoim dzieckiem, twoje dziecko ma siedzieć z opiekunką a nie z tatą bo ja tak chcę, jeśli matka twojego dziecka nie wyrazi zgody na to żeby przebywało u nas to masz się z dzieckiem nie widywać. Teraz, gdy urodziłaś, pojawia się problem do rozwiązania : jak sprawić żeby każde z dzieci czuło się zaopiekowane i kochane?

---------- 13:32 ----------

Kłamstwo dot. wyajzdu do Niemiec było oczywiście dziecinne. Pewnie jest związany z rodziną, chciał jechać na to wesele, ale bał się twojej reakcji?

Trudna sprawa, ale ja widzę jedno- to na pewno nie jest zły człowiek. Wolałabyś być z kimś kto ma dziecko z poprzedniego związku gdzieś?
Może jednak uda Wam się porozumieć i ustalić wspólnie zasady?
Czy na razie nie jest tak, że ty żądzasz, wystawiasz walizki, a on ucieka?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez cvbnm » 2 paź 2009, o 14:14

mysle podobnie jak sanna. wybor pomiedzy miloscia do dziecka i odpowiedzialnoscia za nie a Toba.... bardzo ciezki.... a jego byla zona nie jest w porzadku... mysle ze ona tu krzywdzi i jego i dziecko...

:/

trudna sytuacja.... :(
cvbnm
 

Postprzez elunia9991 » 2 paź 2009, o 15:09

Sanna tylko ze to wygladalo mniej wiecej tak.. codziennie od 7 rano do 24 go nie bylo i w niedziele rowniez do polnocy?? A gdzie czas dla nas?? Ja cenie jego odpowiedzialnosc tylko wiem jedno, ona to robi po to ze ma nadzieje go odzyskac a jesli nawet nie to nie dopuscic zebysmy my byli razem. Zreszta wcale jej sie nie dziwie... miala z nim wygodne zycie.. Ja tez jestem po rozwodzie i moje dziecko ma cudowny kontakt z tata, mimo ze ma on druga zone Mala spedza z nimi jeden weekend w miesiacu dwa tyg w wakacje i nie widze w tym nic zlego. Ajego zona uczynila z dziecka karte przetargowa. Nie zaszlM W CIAZE z wpadki, oboje to planowalismy i tego chcielismy, mimo ze ja mu mowilam jak wyobrazam sobie model naszej rodziny.spedzilismy setki godzin na rozmowach na ten temat. Dodam jeszcze tylko ze poki tam mieszkalspedzalismy czas z jego coreczka, kino, teATR. BASEN GORY ITD, dopiero jak sie wyprowadzi ona zaczela go szantazowac.


bezsporna jest tu moja wina, nie powinnam... ani zajsc w ciaze ani z nim byc dopoki definitywnie nie rozwiaze sprawy. Mam tego pełna swiadomosc i nawet nie probuje sie usprawiedliwiac. Tylko ciagle nie wiem co dalej robic??


Sanna ja od niego nigdy nic nie zadalam, nawet przed zajsciem w ciaze chcialam odejsc, zostawic ich moze by sobie to jakos naprawili... to on mial nieudana probe samobojcza, bo nie umie zyc beze mnie..... Czasem wydaje mi sie ze kazde wyjscie z tej sytuacji bedzie zle.
elunia9991
 
Posty: 7
Dołączył(a): 29 wrz 2009, o 19:41
Lokalizacja: dzierżoniów

Postprzez Sanna » 2 paź 2009, o 17:30

---------- 17:28 02.10.2009 ----------

Rozumiem , że sytuacja jest bardzo trudna. Wiem o czym mówisz, bo mój narzeczony też ma dziecko z porzedniego małżeństwa i może się z nim widywać co 2-gi weekend. On uważa, że to za mało i ja to rozumiem. Wspólnie zastanawiamy się co i jak zrobić żeby w takich warunkach dziecko miało poczucie że ma ojca. Trochę sie dziwię, że twojemu byłemu mężowi wystarcza tak sporadyczny kontakt z własnym dzieckiem....

Może napisz do partnera spokojny list, napisz co Cię boli, co Ci sprawia przykrość, poproś żeby określił jakie on widzi rozwiązania?
Czy udało Wam się spokojnie, bez nerwów i złości porozmawiać o tym co się dzieje? Jedno jest pewne- facet coś zmieni tylko wtedy jeśli sam zechce. I krzyki, awantury, nakazy itp. raczej go do tego nie skłonią.

---------- 17:30 ----------

Ale wystawienie walizek na drzwi na pewno może go otrzeźwić.... Tak sobie myślę.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez elunia9991 » 2 paź 2009, o 18:32

Sanna tak jak Ci napisalam za nami setki godzin rozmow na ten temat i to nie awantur,, ja nie toleruje krzykow w domu , ale jego odpowiedz brzmi co ja mam zrobic?? nic nie moge.. i taka jest za kazdym razem konkluzja..:( Ja probowalam wiele rzeczy chcialam isc razem do psychologa, prawnika i mnostwo innych rozwiazan. Na psychologa powiedzial ze nie pojdzie bo nikt mu ni ebedzie mowil co on ma robic... Wierz mi wykorzystalam juz wszystkie znane mi metody i sposoby wystawienie walizek za prog tez nic nie dalo.. Ja chce normalnej rodziny z jego coreczka ktora kocham i traktuje jak swoje trzecie dziecko i szkoda mi jej strasznie bo jej matka nie potrafi sie nawet przy niej opanowac wszczyna awantury, w domu sa wtedy wrzaski a przeklenstwa i wyzwiska sa na porzadku dziennym.


A co do mojej starszej coreczki to widywanie sie w weekend to nie godzina czy dwie tylko tato zabiera ja w piatek po szkole do siebie i odwozi w poniedzialek rano... i dodatkowo czesto w ciagu tyg zabiera ja gdzies na lody czy do kuzynostwa. Ja mysle ze mozna sie dogadac nawet po rozwodzie jak opadna negatywne emocje, trzeba tylko wlasne ja schowac do kieszeni a miec na wzgledzie dobro dziecka.

Stracilam juz jakiekolwiek pomysly na rozwiazanie tej patowej sytuacji..
elunia9991
 
Posty: 7
Dołączył(a): 29 wrz 2009, o 19:41
Lokalizacja: dzierżoniów

Re: wyszlam ze zwiazku w ktorym kochalam za bardzo

Postprzez chlorix » 4 paź 2009, o 11:30

inka napisał(a):Zalozylam ten watek bo chce zachecic was do opowiadania o sobie o tym jak zapomniec, jak zaczac normalnie zyc. Taka grupa wsparcia. Tak jak teraz potrzebuje waszego wsparcia jak nigdy wczesniej


Witam Cię inko i pozdrawiam, ja jestem tu zupełnie nowy ale gdy przeczytałem Twoje słowa to jakbym przeczytał o swoim problemie, ciągłe wracanie do siebie i zrywanie, w końcu problem jak zapomnieć. Ktoś mi kiedyś powiedział iż aby zapomnieć wystarczy się jeszcze raz zakochać, ale ja uważam że tylko czas leczy rany, niektórzy pochłoną się pracą, obowiązkami, żyją aby nie myśleć. Zapomnieć.....hmmm...
chlorix
 
Posty: 5
Dołączył(a): 4 paź 2009, o 11:20

Postprzez elunia9991 » 9 paź 2009, o 14:30

Moze któraś z Was mialalub ma podobna sytuacje i wie jak sie w takim zwiazku zachowac... :(
elunia9991
 
Posty: 7
Dołączył(a): 29 wrz 2009, o 19:41
Lokalizacja: dzierżoniów

Postprzez Marcia » 9 paź 2009, o 16:07

no Elunia... to skutki, cofnąć przyczyn teraz sie nie da. Wprawdzie nie mialam takiej sytuacji, ale tak sobie mysle ze w tej chwili najwazniejsze to: 1)zając sie dzidziusiem jak najcudowniejszym Skarbem jaki sobie moglas wymarzyc, 2) zrobic przetwory na zime bo to tuz tuz 3) poswiecic wiecej czasu sobie samej, czy On jest tu czy tam czy siam: stworzyc i dbac o przytulnosc wlasnego domu bo sytuacja jest tak zawila i markotna ze im wiecej prozy i takiej normalnosci, tym zdrowiej. Pozdrawiam Ciebie i malenstwo :pocieszacz:
Marcia
 
Posty: 101
Dołączył(a): 13 wrz 2008, o 14:07

Postprzez elunia9991 » 11 paź 2009, o 08:31

DZieki Marcia tak własnie robie dzieci sa sensem mojego zycia. Mamproblem z naszymi relacjami o jak juz jest to ma postawe roszczeniowa a przytulanie o normalne odzywanie a ja wsciekla na niego zwyczajnie nie mam na to ochoty i wtedy sie zaczyna sie fala pretensji.
elunia9991
 
Posty: 7
Dołączył(a): 29 wrz 2009, o 19:41
Lokalizacja: dzierżoniów

Postprzez Marcia » 11 paź 2009, o 19:40

Trudna sprawa, bo to takie bledne kolo sie robi...Ty wsciekla, on cos chce, Ty nie masz ochoty... Napisalas ze dalas mu ostatnia szanse. mi dawanie szansy po nabrojeniu kojarzy sie z wybaczeniem. Wybaczenie wyklucza ciagle karanie za cos, wypominanie, ale zeby prayszlo latwiej to fajnie tak na spokojnie, jak dawniej porozmawiac i wyjasnic co dlaczego lub jak bolalo. No tak mysle, ale moze nie zawsze sie tak da :roll: pozdrawiam!
Marcia
 
Posty: 101
Dołączył(a): 13 wrz 2008, o 14:07

Postprzez Samara » 16 lis 2009, o 00:16

Witam moje drogie panie.... Nie było mnie tutaj już parę ładnych miesięcy, mimo iż na samym początku gdy temat powstał żywo się w nim udzielałam... potrzebowałam trochę czasu na poukładanie sobie wszystkiego od nowa, dlatego też postanowiłam nieco odpocząć od forum... Ale do rzeczy.

Ja tez wyszłam z związku w którym kochałam za bardzo. A w zasadzie raczej ze "znajomości", a nie "związku" bo to nigdy związkiem nie było. Kochałam za bardzo, o wiele za bardzo... Minął już prawie rok od kiedy postanowiłam to zakończyć, pisałam o tym wtedy dużo... i cóż - udało się :) ostatni raz tego człowieka widziałam w grudniu zeszłego roku, ostatni kontakt był w te wakacje. Napisał do mnie jakby nigdy nic czy może nie poszlibyśmy na piwo, bo już dawno się nie widzieliśmy. Odpisałam "owszem, dawno się nie widzieliśmy i niech tak pozostanie". I na tym w zasadzie zakończyła się ta cała historia, która kosztowała mnie tyle bólu, tyle łez i aż 4 lata życia. I teraz gdy patrze na to wszystko z perspektywy czasu, gdy czytam to, co pisałam tu prawie rok temu to już wiem, że udało mi się, ze wygrałam ta walkę ze sobą. Udało mi się wyjść ze związku, w którym kochałam za bardzo. To był pierwszy, ale za to milowy krok w zmianach w całym moim życiu. Udało mi się poukładać swoje życie od nowa. Już ponad pół roku chodzę na terapię z której jestem bardzo zadowolona. Zaczęłam nowe studia (już trzecie...ale tym razem trafione) z których tez jestem naprawdę zadowolona. Poznałam kilka nowych osób, które wniosły do mojego życia jakiś taki "nowy powiew". I co najważniejsze - odzyskałam radość życia. Naprawdę. Potrafię się cieszyć drobiazgami, potrafie sie uśmiechać do siebie gdy otwieram rano oczy. Kiedyś tak nie było... Może nie wszystko jest idealnie, jasne, że nie, ale teraz mogę z cała pewnością powiedzieć, że narodziłam się na nowo. A to wszystko zaczęlo się od tego, że postanowiłam zostawić człowieka, który odbierał mi wszelkie siły do życia. On już zniknął, zostawiłam go za sobą i nie ma już odwrotu. Czasem trzeba wszystko zburzyć do zera, by na tym dopiero budować na nowo.
Dlatego też apeluje do wszystkich osób, które miotają się czy wyjść z toksycznego związku, czy zostawić kogoś kto sprawia nam ból, czy dalej w tym tkwic bo przecież "kochacie". Otóż wcale nie, bo to nie jest miłość. To jest jak choroba, uzależnienie. Ja byłam chora, bardzo chora. Ale wyszłam z tego, dałam radę. I wiele innych osób też. To naprawdę jest do zrobienia! Więc jeśli jeszcze się zastanawiacie czy to zrobić to zróbcie to, ale już. Nie za tydzień czy za miesiąc - zróbcie to juz jutro. Bo szkoda każdego kolejnego zmarnowanego dnia...
I mimo to, że jestem cały czas sama, nie poznałam żadnego nowego faceta i prawdę mówiąc już nawet na to nie liczę, bo wiem, że jest to mało realne, to mimo to mogę z całą pewnością powiedzieć: nauczyłam się człowiekiem szczęśliwym. I mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.

pozdrawiam :*
Samara
 

Postprzez Abssinth » 16 lis 2009, o 01:24

Samara - dobrze piszesz...oby glosow rozsadku bylo wiecej na tym forum... :) i coraz wiecej madrych Kobiet, nie uwieszajacych sie na byle spodniach... :)

pozdrawiam cieplo! :)

.................................

Elunia....jakos mi to nie wyglada na odpowiedzialnosc za corke...czlowiek odpowiedzialny stara sie byc odpowiedzialny za wszystkie strony sytuacji, i zrobic wszystko co sie da, a nie ze psycholog nie bo mu nikt nie bedzie mowil, to nie, tamto nie, a na koncu to on jest taki biedny i nie wie co ma zrobic, i najlepiej to sie wezmie i zabije....czy to czlowiek dorosly czy dzieciuch?

tandeta mi to cuchnie, tania rozrywka po prostu i zalosnymi podchodami... jak mozna kogos szantazowac swoim 'samobojstwem'??? jak mozna od kogos wymagac tylko i wyllacznie, zeby byl mily i kochany i przytulal, jesli samemu sie nie chce mu nic dac?

Elunia, czy myslalas o psychologu dla siebie? o tym, zeby postarac sie siebie z tego wyciagnac?

sciski,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ona86 » 16 lis 2009, o 18:41

Samara jakże to [pokrzepiające co piszesz, daje nadzieję, że jednak może się udać... przejrzałam pobieżnie wątek, ale widziałam, że wtedy zwaliło Ci się też parę rzeczy na głowę dodatkowo jakby - ja właśnie mam podobnie:? ale mi jakoś to całe zapominanie przychodzi z wieeeelkim trudem :( ale żadnego kontaktu nie utrzymuję, więc myślę, że może w końcu jakimś cudem się "uwolnię"...

Elunia ja też podobnie myślę do Abssinth... a jak tak ważne jest dobro dziecka, to powinien też pomyśleć o Waszym wspólnym, w końcu ono też jest ważne... :roll: może nie pomogę Ci, ale tulę z całych sił :pocieszacz:
ona86
 
Posty: 24
Dołączył(a): 6 paź 2009, o 15:56

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 251 gości

cron