wyszlam ze zwiazku w ktorym kochalam za bardzo

Problemy z partnerami.

Postprzez inka » 1 cze 2009, o 22:58

Hej dziewczyny !

Co słychać, gdzie się podziewacie?? Kasiorku mój drogi jak sobie radzisz, opowiadaj ???
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez julkaa » 2 cze 2009, o 16:16

wyszłam ze związku...a teraz wchodze w nowy.
pisalam ze kogos poznałam.. ze sie spotykam...bylam ostrożna...
a teraz sie zakochałam...i boje sie, bo czuje ze wszystko zacznie sie od nowa..ze bede znowu postepowac wg tych samych chorych schematow, ktore doprowadza do tego co zawsze...w sumie zaczyna sie jak zawsze..lęk przed bliskością...
jestem przerazona, ze znowu wszystko zepsuje, ze za bardzo sie wkrecam, ze wpadam w obsesje :( czy to tylko te motyle w brzuchu, naturalny stan zakochania??
potrzebuje drogowskazow..potrzebuje planu...
nie wiem co robic
zakochalam sie, a to wrozy same problemy.....
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez zizi » 2 cze 2009, o 16:44

Julka :paluszek:

nie myśl tak....

zostaw stare za sobą......

nowe to nowe...
:slonko:
kochaj :serce:

ciesz się :wink: i bądź szczęsliwa
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez julkaa » 3 cze 2009, o 20:11

---------- 20:09 03.06.2009 ----------

tylko, jak sie nie bać, skoro 4 razy przeżyło sie taki sam koszmar. czemu nib y piąty raz miałoby nie być tak samo. nie umiem zaufac. czarno to widze. czyżby znow samospelniająca sie przepowiednia. jak zwykle boje sie odrzucenia. jestem zmęczona. chyba nie dalam sobie wystarczająco czasu, zanim pojawil sie on...ale on spadl niemalże jak gwiazdka z nieba :o

---------- 20:11 ----------

macie moze ksiązke godną polecenia, pt jak tego nie zepsuć?
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

To bardzo mądre co piszecie.....

Postprzez martha » 5 cze 2009, o 12:17

Dla mnie dzisiaj też jest ten przelomowy dzień...i chyba już pewne rzeczy zrozumialam....Nie wiem jeszcze do końca czego chcę, ale wiem czego nie chcę.Jestem tutaj pierwszy raz,ale czytając wasze wypowiedzi naprawdę można wiele rzeczy lepiej zrozumieć....nawet nie macie pojęcia, ale naprawdę dziękuję;*
Avatar użytkownika
martha
 
Posty: 3
Dołączył(a): 5 cze 2009, o 12:01
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Księżycowa » 10 cze 2009, o 11:28

Inko było coraz lepiej. Swoje plany i układanie wszystkiego od nowa. Wszystko się posypało, kiedy dowiedziałam się, że już się poocieszył, że ma inną. Nie wiem dlaczego... Wszystko dokładnie na ten temat jest opisane na moim wątku ,,Dojrzeć do nowych perspektyw" na DEPRESJI. Nie chcę się znów o tym rozpisywać, bo boli jeszcze. Mimo wszystko staram się jakoś pozbierać, choć dręczy mnie poczucie winy, nie wiem dlaczego, że może gdybym ja była inna, silniejsza, to może by taki nie był. Nic mi to już nie da. Nie wiem, czy on jest takim dupkiem, czy jego zachowanie jest usprawiedliwione. A podobno tak bardzo mnie kochał... tak bardzo, że w dwa mies. zadowolił się inną. Boli... nie potrafię opisać, ale tym razem staram się nie poddawać. Może sama go do tego doprowadziłam, że tak się zachowywał, że miałam go dość...

Tak czy inaczej na nowe związki nie mam ochoty. I zastanawiam się czy kiedykolwiek będę potrafiła zaufać jeszcze facetowi. Póki co się ich boję i nie chcę nawet myśleć o związku. Lepiej mi samej...

Jeżeli chodzi o moje własne plany, to zamiierzam w śierpniu wyremontować pokój, zapisać się do szkoły i na prawo jazdy. Staram się tym razem nie nawalić.

A co u Ciebie Inko? Jak się trzymasz i jak sobie radzisz?
Księżycowa
 

Postprzez inka » 28 sie 2009, o 18:33

Jestem szzczesliwa bo spotkalam swoja drugą połówkę :D, kocham tak bardzo ze nie moge tego opisac, a to co bylo przed nim bylo nieznaczacym epizodem. Teraz mieszkamy razem i emigrowałam za nim na wyspy :). Dziewczyny nie ma co sie ogladac za siebie, naprawde warto wziasc sie w garsc i zaczac od nowa bo czas ucieka a zycie czeka ----szczescie czeka :*
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez zizi » 30 sie 2009, o 13:46

:tak:

jak miło poczytać takie słowa

Inko super:))

nie warto tracić nadziei na lepsze dni.....

trzymaj się :))
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Księżycowa » 30 sie 2009, o 13:51

Inko nie masz pojęcia jak się cieszę, że nareszcie jesteś szczęśliwa. Podzielam Twoje słowa, nie ma co marnować czasu na coś, co nie jest tego warte.

Też spotkałam kogoś, właściwie już 7 lat się znamy.... obszerna historia, jak chcesz zapraszam do moich wątków na dyskusyjnych.

Mam takie same odczucia, tamto, to był tylko epizod...

Życzę Ci duuużo szczęścia i jeszcze więcej miłośći :buziaki:
Księżycowa
 

Postprzez wielkabogini » 20 wrz 2009, o 00:21

---------- 00:19 20.09.2009 ----------

Dziewczyny!
Byłam w takim związku pięć lat. I zdecydowałam się na ciążę. Piszę zdecydowałam się, bo ja doskonale wiedziałam, co robię. Okazało się jednak, że mój "biedny" były partner (nota bene doktor medycyny) nie wiedział. Dziewczyny, nie ma takiej rzeczy, która zmieni mężczyznę stosującego przemoc. Tylko kobieta może zmienić swoje życie i odejść.
Czuję sie po tym wszystkim uszkodzona, bo przeszłam prawdziwy koszmar. Koszmar bez bicia wprawdzie, ale straszliwy. Zostałam sama, bez pracy (w pracy przyznałam się do ciąży w 7. miesiącu i wtedy okazało się, że nie przedłużą mi umowy), bez mieszkania (mieszkałam w kamienicy do wyburzenia, a mojego mieszkania developer nie chciał oddać). Pamiętam, jak wtedy zapieprzałam (przepraszam za słowo, ale tego się nie da inaczej określić). Rano wstawałam o szóstej, wyprowadzałam psa, potem szłam do tej pracy. Z pracy prosto "na budowę" (czyli nielegalnie wykańczać własnymi rękami mieszkanie, którego developer nie chciał oddać, dzie kładłam gładzie i taszczyłam różne ciężary). Kończyłam o północy i wracałam do mieszkanka w zagrzybionej kamienicy, gdzie jeszcze do czwartej and ranem regadowałam ksiązki na zlecenie, bo trzeba było przecież zarobić na gładzie.
A "pan i władca" wracał i odchodził. Dorzucał mi do tego stres i awantury. Jednego dnia wracał, a drugiego mówił mi, że nie może ze mną być, bo mam - na przykład - otłuszczoną dupę (to usłyszałam w ósmym miesiącu ciąży).
Ale nastał poranek.
Mój były partner bawił się ze mną w kotka i myszkę jeszcze do chwili, gdy dziecko miało rok.
W końcu znalazłam psycholog, która mnie wyciągnęła. Wykończyłam mieszkanie, założyłam firmę, kupiłam sobie wymarzoną terenówkę pół-cabrio (kocham samochody, dziewczyny! kocham! Ubóstwiem dźwięk silnika! Może nawet grzebanie się w aucie!).
Mając świadomość, że kocham tego człowieka zaczęłam się odcinać. Długo to trwało, on ciągle próbował coś robić. Albo niby to chciał wrócić, albo wyzywał mnie od złodziejek i innych.
Pewnego słonecznego dnia odkryłam, że już go nie kocham.
I wiecie co?
(To zabrzmi nieskromnie).
Jestem z siebie dumna. Jestem piękną, kreatywną, inteligentną kobietą. Mam najwspanialsze dziecko świata i najcudowniejszego psa, jakiego Bóg stworzył. Mam swoją ukochaną terenówkę z dwuipółlitrowym dieslem. Mieszkanie w końcu wywalczyłam i jest naprawdę piękne. Teraz idę na kolejne studia (uwielabiam studiować, to u mnie też trochę jak nałóg). I jestem szczęśliwa. I już nigdy nikomu nie pozwolę udowadniać mi, że jestem chora psychicznie, bo nie jem mięsa, ani, że jestem nienormalna, bo nie jestem katoliczką, ani, ze mam autyzm, bo lubię mieć rzeczy na miejscu, ani, że mam otłuszczoną dupę w rozmiarze 36.
Nie wiem, czy jeszcze będę kochać. Ale chyba związek nie jest mi niezbędny do życia, choć - przyznam się - marzę skrycie o tym, żeby kupić skarpetki czy buty facetowi, który będzie dla mnie dobry.
Dziewczyny uciekajcie z toksycznych związków, gdzie pieprz rośnie!
Byle dalej i byle szybciej!
I walczcie o siebie.
Wybór jest zawsze taki "ja albo uczucie".
Wybierajcie siebie. Warto.
Pozdrawiam Was ciepło i trzymam kciuki za wszystkie tkwiące w czymś toksycznym.

---------- 00:21 ----------

Dziewczyny!
Byłam w takim związku pięć lat. I zdecydowałam się na ciążę. Piszę zdecydowałam się, bo ja doskonale wiedziałam, co robię. Okazało się jednak, że mój "biedny" były partner (nota bene doktor medycyny) nie wiedział. Dziewczyny, nie ma takiej rzeczy, która zmieni mężczyznę stosującego przemoc. Tylko kobieta może zmienić swoje życie i odejść.
Czuję sie po tym wszystkim uszkodzona, bo przeszłam prawdziwy koszmar. Koszmar bez bicia wprawdzie, ale straszliwy. Zostałam sama, bez pracy (w pracy przyznałam się do ciąży w 7. miesiącu i wtedy okazało się, że nie przedłużą mi umowy), bez mieszkania (mieszkałam w kamienicy do wyburzenia, a mojego mieszkania developer nie chciał oddać). Pamiętam, jak wtedy zapieprzałam (przepraszam za słowo, ale tego się nie da inaczej określić). Rano wstawałam o szóstej, wyprowadzałam psa, potem szłam do tej pracy. Z pracy prosto "na budowę" (czyli nielegalnie wykańczać własnymi rękami mieszkanie, którego developer nie chciał oddać, dzie kładłam gładzie i taszczyłam różne ciężary). Kończyłam o północy i wracałam do mieszkanka w zagrzybionej kamienicy, gdzie jeszcze do czwartej and ranem regadowałam ksiązki na zlecenie, bo trzeba było przecież zarobić na gładzie.
A "pan i władca" wracał i odchodził. Dorzucał mi do tego stres i awantury. Jednego dnia wracał, a drugiego mówił mi, że nie może ze mną być, bo mam - na przykład - otłuszczoną dupę (to usłyszałam w ósmym miesiącu ciąży).
Ale nastał poranek.
Mój były partner bawił się ze mną w kotka i myszkę jeszcze do chwili, gdy dziecko miało rok.
W końcu znalazłam psycholog, która mnie wyciągnęła. Wykończyłam mieszkanie, założyłam firmę, kupiłam sobie wymarzoną terenówkę pół-cabrio (kocham samochody, dziewczyny! kocham! Ubóstwiem dźwięk silnika! Może nawet grzebanie się w aucie!).
Mając świadomość, że kocham tego człowieka zaczęłam się odcinać. Długo to trwało, on ciągle próbował coś robić. Albo niby to chciał wrócić, albo wyzywał mnie od złodziejek i innych.
Pewnego słonecznego dnia odkryłam, że już go nie kocham.
I wiecie co?
(To zabrzmi nieskromnie).
Jestem z siebie dumna. Jestem piękną, kreatywną, inteligentną kobietą. Mam najwspanialsze dziecko świata i najcudowniejszego psa, jakiego Bóg stworzył. Mam swoją ukochaną terenówkę z dwuipółlitrowym dieslem. Mieszkanie w końcu wywalczyłam i jest naprawdę piękne. Teraz idę na kolejne studia (uwielabiam studiować, to u mnie też trochę jak nałóg). I jestem szczęśliwa. I już nigdy nikomu nie pozwolę udowadniać mi, że jestem chora psychicznie, bo nie jem mięsa, ani, że jestem nienormalna, bo nie jestem katoliczką, ani, ze mam autyzm, bo lubię mieć rzeczy na miejscu, ani, że mam otłuszczoną dupę w rozmiarze 36.
Nie wiem, czy jeszcze będę kochać. Ale chyba związek nie jest mi niezbędny do życia, choć - przyznam się - marzę skrycie o tym, żeby kupić skarpetki czy buty facetowi, który będzie dla mnie dobry.
Dziewczyny uciekajcie z toksycznych związków, gdzie pieprz rośnie!
Byle dalej i byle szybciej!
I walczcie o siebie.
Wybór jest zawsze taki "ja albo uczucie".
Wybierajcie siebie. Warto.
Pozdrawiam Was ciepło i trzymam kciuki za wszystkie tkwiące w czymś toksycznym.
wielkabogini
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 cze 2008, o 00:58
Lokalizacja: Kraków

Postprzez biscuit » 20 wrz 2009, o 10:47

wielkabogini,
miło było mi przeczytać twój post, podziwiam cię, bo wyobrażam sobie, że jesteś silną kobietą

pozdrawiam serdecznie!
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez wuweiki » 20 wrz 2009, o 11:05

Wielkabogini szacunek i ukłony!
wuweiki
 

Postprzez ewka » 20 wrz 2009, o 11:16

Prawdziwa bogini! Brawo!

Eh, człowiek ma niespożytą siłę, jak widać. Tzn - może ją mieć.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez elunia9991 » 30 wrz 2009, o 16:15

Jak ja Wam zazdroszce... Dopiero kilka dni temu trafilam na to forum i niedawno do mnie dotarlo ze ja tez jestem chora z milosci... :( a moja sytuacja jest bardzo skomplikowana....Dopiero tu otwieraja mi sie oczy na pewne mechanizmy w kazdym zwiazku z chora z milosci koieta takie same.. i ja je niestety dotad wciaz powielalam... musze teraz szukac drog wyjscia z tego zakletego kregu. Tylko pytanie czy zdarza sie czasem happy and?? Czyli facet sie zmieni?? Oczywiscie nie od razu ale w dluzszym procesie....
elunia9991
 
Posty: 7
Dołączył(a): 29 wrz 2009, o 19:41
Lokalizacja: dzierżoniów

Postprzez joanka34 » 30 wrz 2009, o 18:42

Elunia- źle zadane pytanie ,to nie facet ma się zmienić,ale Ty (My) !
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 203 gości

cron