Jednak nie kocha...

Problemy z partnerami.

Postprzez pszyklejony » 14 lip 2010, o 16:42

Co to znaczy kochałam, najczęściej kocha się obraz stworzony w naszym umyśle, jakieś oczekiwania.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Ladybird » 14 lip 2010, o 16:50

---------- 16:46 14.07.2010 ----------

Znam definicje milosci i mysle,ze go naprawde kochalam . Nawet z jego wadami ,ale tu byl ogromny problem w jego niechceco do komunikacji i niecheci do naprawiania zwiazku ,co powoduje w konsekwencji konic tego zwiazku , czego staralam sie uniknąc ,bo Go kochalam ,bo czulam sie odpowiedzialana za swoje decyzje bycia z nim , za to ze zwolnil sie z pracy ,jeszcze wtedy ,kiedy bylo dobrze miedzy nami.

---------- 16:50 ----------

Buniu ,poza tym takie fochy typu nawet sie nie dotykam do Ciebie w nocy , nie mam ochoty na rozmowe, nie widze sensu w rozmowie , pakowanie sie afekcie ( pierwszy raz ) , to jest poziom przedszkola a nie 50- laka z duzym stazem malzenskim.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 14 lip 2010, o 18:10

---------- 18:01 14.07.2010 ----------

Ladybird napisał(a):ale tu byl ogromny problem w jego niechceco do komunikacji


---------- 18:04 ----------

Lady, a myślałaś kiedyś żeby usznować inność drugiego człowieka i jeśli on, w przeciwieństwie do Ciebie, nie jest typem który problem musi natychmiast wyjasnić i przegadać, to dać mu chwilę, dzień, dwa, trzy aby pobył z sobą w ciszy i dopiero zaproponować rozmowę?

---------- 18:10 ----------

Ladybird napisał(a):
Buniu ,poza tym takie fochy typu nawet sie nie dotykam do Ciebie w nocy , nie mam ochoty na rozmowe, nie widze sensu w rozmowie , pakowanie sie afekcie ( pierwszy raz ) , to jest poziom przedszkola


A uważasz, że jest w porządku mówienie komuś w afekcie, że nie chcesz z nim być?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 14 lip 2010, o 18:14

Sanno , ale wczesniej zawsze chcial rozmaiwac i mowil, ze to wazne ,aby z wewnetrzna uraza nigdy nie isc spac aby wczesniej sprawe zalatwic ( tak nauczaja Swiadkowie Jehowy ).
Podobalo mi sie to bardzo ,bo wtedy nie idziesz spac skloconym , mozna sie przytulic a nawet trzeba, za czym on sam byl.
To sie zaczalo zmieniac z biegiem czasu ,a poza tym nie widziealas z jaka on zloscia i niechecia to ostatnio robil i mowil, tak jakby mnie w tym momencie wrecz nienawidzil. Co innego walkowac sprawe, a co innego powiedziec przynajmniej o co chodzi ,aby ta druga strona sie nie zadreczala.
A tak w ogole ja mam go zawsze zrozumiec, starac sie , isc na ugode, a on?
Chyba powinna byc rownowaga w zwiazku?
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 14 lip 2010, o 18:24

---------- 18:15 14.07.2010 ----------

I jeszcze jedna sprawa zwróciła moją uwagę. Wciąż wracasz do sprawy z koniem, a przecież npisałaś że Twój partner po jakimś czasie ( bo może on jest takim człowiekiem, że potrzebuje czasu) przeprosił i kupił Ci różę.

Czemu więc do tego wracasz? czy nie jest tak że jeśli ktoś przeprasza, jest mu przykro, a ja przeprosiny przyjmuję, to oznacza że sprawa jest zamknięta?

Napisałaś , że oczekujesz wsparcia. Wsparcie więc: pomyśl o porządnej terapii.

---------- 18:24 ----------

Lady, ale ja właśnie tak rozumiem ugodę - on jest milczkiem, ja gadułą. Więc albo akceptujemy te cechy WZAJEMNIE bez zastrzeżeń albo ja trochę mniej mówię, a on trochę więcej gada.

Oczywiście, że nie widziałam z jaką złością to mówił, ale ja mogę odnieść sie tylko do tego co tu piszesz i do tego jak piszesz.

Ja zgadzam się z Ewką , od Twoich pierwszych wpisów nie zmieniło się nic, dalej powielasz taki sam scenariusz. Jeśli, tak jak napisał Filemon, nie zmienisz, nie zrozumiesz, nie poznasz siebie - to kolejny scenariusz będzie również taki sam.
Uważam, że znajomi mogą Cię pocieszać mówiąc , że kolejny nieudany związek to kwestia tego że nie trafiłaś na ,, drugą połówkę" jabłuszka. Wydaje mi się jednak, że opinie jakie otzrymujesz z forum, są może mniej wygodne dla Ciebie i mniej milsze dla ucha, ale zdecydowanie badziej przydatne dla Ciebie.
Pozdawiam,
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 14 lip 2010, o 18:30

On mi DAL roze ale nie przeprosil .Dalej mowil jeszcze niedawno, ze ma racje i nie czuje sie winny.
Terapie skonczylam ,zmienilam sie bardzo ,wszyscy bliscy to widzą.
Psychterapeuta ( dwoch ) tez.
A ze boje sie czyjegos wyjezdzania ,to raczej normalne, bo normalny zwizek nie moze sie opirac na takiej hustawce.
Po prostu jak komus nie zalezy ,to tak postepuje i trzeba to zrozumiec.
Czytaj "Nie zalezy mu na Tobie "
Mam sąsiadow, cudowne szczęsliwe malzenstwo, ona zreszta starsza 7 lat, niezbyt ladna, charakter podobny do mojego. Jej mąż opowiadal mi ich historie, nie umial jej zrozumiec, klocili sie ,nie mogli dotrzec. Rozstali sie, ale on jA naprawde kochal ,wiec poszedl na warsztaty dla mężczzyn ,aby zrozumiec roznice miedzy nimi .Od tej pory sa ze soba, pracuja razem, widac duze porozumienie.
Mozna ? Owszem ,jak sie tylko chce i zalezy.
Jak mojemu powiedzialam o tej historii , odparl ,ze on by czegos takiego nie zrobil , bo po co ? Nie na tym etapie, lepiej sie rozstac ,jak sie nie pasuje, niz robic cos takiego.
Myslicie, ze jak sie cos takiego slyszy ,to mozna sie czuc bezpiecznie w zwiazku ?
To kim ja jestem?
To mnie terapia potrzebna ?
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 14 lip 2010, o 18:45

Podumowując - masz strasznego pecha, bo któryś kolejny raz ( sama wiesz już który) trafiasz na wrednego typa, który nie chce być taki jak Ty chcesz. Najpierw Tobą manipuluje, co powoduje że się zakochujesz, a potem odsłania swoje prawdziwie niedoskonałe oblicze. A mogłoby być tak cudownie gdyby on zmienił się, naprawił, poprawił, stał się trochę inny, bardziej się starał, mocniej zabiegał, gdybyś stale było tak jak na początku itd.

Uważam, że wpis Filemona jest bardzo mądry i wart analizy. Jeśli kolejny raz powtarzasz ( Ty powtarzasz) jakiś schemat ( w tym wypadku wybór nieodpowiedniego dla siebie partnera), to warto przyjrzeć się temu bardzo uważnie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 14 lip 2010, o 19:55

Jemu tez sie nie udaly zwiazki , zreszta jak wiekszosci osob w naszym wieku ,ktore sa wolne i do wziecia,
To naczy ,ze my po czterdziestcre jestesmy wszyscy z odrzutu i ciezko nam stworzyc nowy zwiazek ,wejsc w niego z pelnym zaufaniem i nie miec traumatycznych przezyc z przeszlosci .
Co wiec mamy zrobic, my wszyscy skrzywdzeni, poranieni ,z preszloscia. ktora sie kladzie cieniem na terazniejszosc.?
Wg mnie wazne jest aby obie strony chcialy ,zalezalo im na porozumiu ,umialy rozmawiac.
A moj poprzedni zwiazek jaki byl ,kazdy wie.
Ten byl inny ,ale facwt nie chcial ,widocznie oczekiwal czwgos innego. Moze przyzwyczail sie do czegos innego w malzenstwie. Nic nie poradze i tez nie mam zamiaru zmieniac osobowosci ,choc nie wykluczam kompromisow,
Jemu tez nie karze sie zmieniac, ale wlasnie kompromosem i nwet konicznoscia jest szczera rozmowa.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez KATKA » 14 lip 2010, o 20:01

Lady to moze pozostanmy przy tym , że on nie chcial....i o to się chyba rozchodzi...po prostu nei chcial sie postarac....i to tak naprawde koneic tematu...bo nikt do konca nie wie dlaczego...
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Ladybird » 14 lip 2010, o 20:14

Wlasnie Katka masz calkowita racje, bo gdyby chcial ,to bylby ze mna. Inna sprawa ,ze to jest moj wątek ,oczekujemy tu wsparcia w trudnych chcilach i tak truche nie bardzo konczyc moj wątek ,kiedy ciezko mi na duszy ,jak kazdemu po rozstaniu , tym bardziej niezrozumialym i ktorego powodu nie zna nikt ,a ja jestem najbardziej zainteresowana osoba ,ktora powinna to wiedziec.
Po tu pisze, bo pisanie ,jak i rozmowa mi pomaga.
Radziliscie psychoterapie ,kedy robilam takie jazdy ,jak kiedys ,poszlam . Duzo mi to dalo. Mialam jeszcze tylko chodzic na warsztaty, ale roboty mam tyle, ze nie wyrabiam ,a gabinet daleko .
Jakby mu zalezalo toby poszedl nawet ze mna do psychologa, zrozumiec inny sposob myslenia. Ale nie chcial ....
Smutno mi bardzo , czuje sie taka samotna...
Bylo mi jednak z nim dobrze.... gdyby nie uprzedzal sie do mnie ciagle i byl otwarty na porozumienie.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez pszyklejony » 14 lip 2010, o 21:23

Jednak widzę problemy - "czuje sie taka samotna... "
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez KATKA » 14 lip 2010, o 21:31

tak to jest wątek wsparcia...i szczerze ja osobiscie uważam, ze wsparciem jest otwieranie oczu...nikt tu nie atakuje...każdy za to próbuje przekonać,z ę nie am co płakać nad rozlanym mlekiem...mozna się jedynie czegoś nauczyc...to Twój wybór w jaki sposób i czy w ogóle z tego skorzystasz....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Filemon » 14 lip 2010, o 21:50

ja jestem właśnie na świeżo po rozstaniu czy raczej po ostatecznym jego przypieczętowaniu...

1) dwie psycholożki, którym sporo opowiadałem o moim byłym partnerze bez złośliwości acz konkretnie i stanowczo stwierdziły, że to "świr" - w sensie, że świruje = ma ewidentne zaburzenia

2) moja przyjaciółka, która była ostatnio świadkiem na żywo ostatniej sceny "dramatu" też orzekła, że on świruje i mu odbija i że wobec tego ja jestem w obliczu czegoś takiego "niewinny" i bezradny...

3) wreszcie on sam napisał do mojej przyjaciółki i do mnie tekst, w którym jednoznacznie przyznaje się do własnego świra i okazuje się, że ma nawet świadomość tego, że mu odbija i to ostro...

wszystko to nie zmienia faktu, że ja czuję się teraz źle, podobnie jak Ty, ladybird, ALE... ja zauważyłem (i to już wcześniej), że TO JA MAM SWÓJ PROBLEM - niezależnie od tego, że mój były partner miał "świra"...

dziś na przykład poczułem, że NIENAWIDZĘ SAM SIEBIE... (może troszeczkę za mocno powiedziane, ale z niewielką przesadą...) za to, że on mnie nie chciał... i to pomimo, że sam stwierdził, że jego własne poważne zaburzenia są przeszkodą (a nie jakieś moje wady, itp.) - nie chcę na razie dokładnie ujawniać szczegółów...

pojawia się we mnie pytanie: dlaczego to ja czuję się źle a nie on...?! dlaczego ja atakuję siebie z powodu tego, że ktoś jak się okazało zaburzony psychicznie mnie odrzucił...? dlaczego tak strasznie potrzebuję KOGOŚ koło siebie, że aż załapałem się na... destruktywnego świra, niestety :( (bez żadnej złośliwej przesady!) - to już nie ma nic wspólnego z nim - to jest mój problem...

piszę to dla samego siebie, ale też i dla Ciebie, lady - bo może Cię to zainspiruje do postawienia sobie jakichś podobnych PYTAŃ NA SWÓJ TEMAT A NIE NA JEGO...

co Ty na to?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez pszyklejony » 14 lip 2010, o 22:03

Ja akurat wiem dlaczego tak się czujesz.W dzieciństwie zdarzyło się coś, co odebrałeś jako odrzucenie i to siedzi do dzisiaj w tej niedostępnej części osobowości.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez cvbnm » 14 lip 2010, o 22:31

apropo, to jak wlasciwie gdy sie juz odkryje "mamusia mnie odrzucila" zmienia postac rzeczy inne odrzucenie?
cvbnm
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: irgiwidebu i 177 gości