...a może wypowiemy małą wojne?

Problemy z partnerami.

Postprzez cvbnm » 14 paź 2009, o 18:25

biscuit, na czym bys oparla wg doswiadczenia i wiedzy dzis, swoje oceny, na ile ta relacja moze przetrwac, w chwili takiego dookreslenia, ze jednak OK wejde w to. (jestem na tak)

pisalas ze zonaci maja duzy wachlarz oszustw jakimi karmia swoje zony, jakie sa oszustwa jakimi karmia swoje kochanki?

a co jednak bywa 'prawdziwe" w relacjach tego typu?

mnie najbardziej interesuje moment w ktorym sie przechodzi z fazy zalotow w faze relacji. nie wiem czemu.... ale upatruje w nim kluczowego momentu... bo od niego zaczyna sie pewna zaleznosc (uzaleznienie) emocjonalna, (rozmaite chemiczne sprawy w mozgu) w ktorej juz trudno sie rozumuje... (wg moich ee..."danych"... a to taki artykul ktorego linka nie moge odnalezc, artykul mowil ze naukowo zostalo udowodnione, ze kobieta moze sie uzaleznic w trakcie pierwszego stosunku, orgazmu, wg mnie to bardzo wazne informacje)

( w sumie to chyba jest pytanie, co zrobic jak sie zakocham w zonatym... nie ze on cie nagabuje, ... bo to co innego. to nie jest sytuacja grozna. grozna jest wtedy gdy samemu sie ma emocje do tej osoby)
czy w to wejde ( i dlaczego) czy opuszcze (dlaczego)?

a wiedzac jak dziala umysl zakochanego .....hm
cvbnm
 

Postprzez ewka » 14 paź 2009, o 20:52

---------- 20:49 14.10.2009 ----------

Sorki Cv... chyba Cię w takim razie nie zrozumiałam. Pisałaś o naszych ułomnościach wobec idei, o uczciwości wobec idei... jakby punkt docelowy (idea, zasada) wykluczały przyglądanie się sobie lub prawda o sobie była odrzucana - tak to zrozumiałam i myślałam, że piszę na temat.

---------- 20:52 ----------

Po pobieżnym czytaniu pana Osiatyńskiego (jutro się wczytam dokładnie) sądzę, że na taką szczerość stać naprawdę dojrzałego mężczyznę... męża równie dojrzałej kobiety. Mnie się podoba.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez wuweiki » 14 paź 2009, o 20:54

"wg mnie jest uczciwosc - prawda o sobie. "
ja też tak postrzegam...
"miec odwage powiedziec prawde o sobie"

Podniebna fajnie zauważyła, że ta dyskusja Zawiera pełnogamowy przekrój zagadnień :-) ...poza tym ten fakt, że można sobie po swojemu z niej skorzystać, niewiele zmienia w samej kwestii zdradzania, bycia zdradzanym, pierwszej, drugiej czy tej trzeciej i jego....
bo to jest tak, jak z kwestią wielu bogów - ilu ludzi, tyle bogów, tyle religii... tyle poglądów, idei, ideologii, uczuć, emocji...
dlatego wg mnie najuczciwszym jest - uczciwość :-) {bez żadnego "ale"} uczciwość wobec siebie samego ....łącznie z odpowiedzialnością za swoje czyny, czyli łącznie z przyjmowaniem konsekwencji swych poczynań... nie ma w tym doprawdy żadnej wielkiej, ideologicznej filozofii czy dogmatów.... jest prostota i czystość serca... tak ja to widzę.
wuweiki
 

Postprzez moniaw-w » 15 paź 2009, o 09:48

biscuit napisał(a):
moniaw-w napisał(a): nawet nie potepiam tak bardzo, jak hotelowe godziny dla przyjemnosci...
P.S.
Wywiad z profesorem Osiatynskim bardzo mi sie spodobal :).
Wiele madrosci


rozumiem, że gdyby profesor Osiatyński "dowartościowywał się" w sanatorium, zgodnie z zasadą "niewierność może być częścią wierności", byłoby w tym "wiele mądrości", a gdyby zwykły urzędnik biurowy dogadzał sobie w hotelowej pościeli, doczeka się Twojego potępienia

interesujące...


nie zrozumialas mnie :)

madrosci dotyczyly calej reszty :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez cvbnm » 15 paź 2009, o 14:04

[color=red][size=9]---------- 13:15 15.10.2009 ----------[/size][/color]

rozmyslam nad tym tematem... nad tym "nie krzywdzmy siebie kobiety"

i mam taki ciag myslowy:

wiec... wydaje mi sie... ze to jest tak,,,
facet mowi ze kocha... kobieta sie akurat zakochala (z jakichs przyczyn, magicznych, ktorych sie racjonalnie nie pojmuje), ufa w pewnym sensie w jego uczucie, w slowa "kocham cie" ktore niosa obietnice "wybiore cie".
takie uczucie moza z reszta byc prawdziwe

oczywiscie, mozna sobie wyobrazic ze oboje sie zakochuja, sa zakochani


i teraz,tak jak z reszta z facetem wolnym, - nie wiadomo co sie wydarzy...

mysle ze umysl w tej chwili ma dylemat: jesli z tego stalego zwiazku nie bedzie, to czy CHCE przezyc to uczucie? czy chce przezyc cos niezwyklego, w sytuacji niewiernosci (on 'wraca do zony")? czy chce zaryzykowac, ze on wybierze mnie, jesli unikne kontaktu, ....? (wydaje sie to absurdalne.... dla emocji)

a co jesli rzeczywiscie on zony nie kocha? (przeciez takie rzeczy sie zdarzaja), czy moje odsuniecie zeby to zakonczyl samodzielnie i czekanie na niego "wolnego" buduje moje szanse?

i w sumie... pewnie chec przezycia, doznania przewaza.
co moze przewazyc? niechec do niewiernosci, pragnienie stalego pewnego zwiazku.

wydaje mi sie ze kochanki nie tyle sa odpowiedzialne za krzywdy co raczej sa ofiarami ... w sytuacji kiedy facet "WIE" o swojej sytuacji z zona i swiadomie o tym falszuje innej kobiecie w celu wzbudzenia w niej zaufania, to raczej dla mnie sytuacja przewagi (a gdzie przewaga tam przemoc)

zonaci wiec wg mojego mniemania ponosza odpowiedzialnosc za cala sytuacje i za uwiklanie zupelnie swiadome innej kobiety w te gre.

jakies takie zarzuty 'widzialy galy co braly" wg mnie nie sa do konca adekwatne i sprawiedliwe.

wg mnie kochanki sa w duzym stopniu ofiarami, i wcale nie one decyduja tu o rozwaleniu rodziny, co raczej niedostatecznie siebie chronia.
gdybym chciala wyprowadzic jakies przestrogi i rady, szlyby one w kierunku "chron siebie"

co mozna zrobic w konfrontacji z pociagajacym "zakochanym" i deklarujacym 'dziwaczna wolnosc' facetem, aby sie chronic przed oszustwem i uwiklaniem w falsz?

jak go sprawdzic?

na czym opierac zaufanie?

mysle,ze kobiety,ktorym zdarzyl sie zonaty na wylocie, z ktorym zalozyly staly zwiazke inaczej beda postrzegaly sytuacje niz te,ktore w pewnym momencie dostrzegly ze od poczatku byly zwodzone klamstwem.

co jest tak dziwne w tej dziedzinie zupelnie dla mnie jasne? ze facet zonaty moze (sic!) autentycznie kochac kochanke, a jednoczesnie takze zone. wiec na poczuciu bycia kochana,mozna sie przejechac. albo - zalozyc, ze biore to uczucie niejako bezwarunkowo. i ktoregos dnia, jak opadna te piekne emocje zakocania - bede musiala pogodzicc sie ze strata. ze ktoregos dnia sie 'okaze". nie teraz... (poki co wiec brac ile wlezie, ... uczuc... )

[color=red][size=9]---------- 14:04 ----------[/size][/color]

i teraz...

analizujac wypowiedz mezczyzny, osiatnskiego, o "zakotwiczeniu"....

(niepomiernie mnie dziwi taka moralnosc, zakotwiczania sie z zonie, i nie odmawiania sobie romansu odswiezajacego cos tam, ciekawi mnie jakie sa rozmowy z taka niezakotwiczona kobeta, czy jej sie zwierzac z tego zakotwiczenia a jesli nie - ha ha - to jak sie wtedy mowi "kocham cie")

to wyciagam z tego wniosek, ze kochanka dobrze zrobi jesli przeanalizuje dokladnie stopien zakotwiczenia w zwiazku, nie opierajac sie na uczuciach.
jak? nie wiem, ale z pewnoscia metoda by sie znalazla
cvbnm
 

Postprzez Sanna » 15 paź 2009, o 14:52

Nieświadome kobiety ? :)
Myślę, że część zaśpiewa za Osiecką ,, Ona już wie, już zna tę historię, że żona go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią, ... " i wybuchnie śmiechem.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez cvbnm » 15 paź 2009, o 15:00

eh...
lubie humor, o ile nie jest szyderstwem


z kobiet bitych jakos nie ladnie by bylo sie smiac, ze 'glupia, nie widzi ze on ja bije, nie kocha". ale z kochanek? prosze bardzo. nie lubimy ich, uzywajmy sobie.
cvbnm
 

Postprzez Sanna » 15 paź 2009, o 15:05

Miałam na myśli że w tej konkretnej sytuacji Pani wybucha śmiechem gdy od żonatego faceta słyszy tekst jak z Osieckiej.
Gdzież by mi przyszło śmiać się z kochanki, która to bezkrytycznie łyka?
:)
Ostatnio edytowano 15 paź 2009, o 15:09 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez cvbnm » 15 paź 2009, o 15:08

ojejku a ja myslalam ze chodzi ci ze te co sie nie smieja to glupie. (swiadome to te cos ie smieja, nieswiadome te co wierza)
jaka ja niemadra.
cvbnm
 

Postprzez Sanna » 15 paź 2009, o 15:15

Nie wykluczam - myślę że niektóre kochanki mogą być i po prostu głupie, mogą być naiwne, mogą być zaklinające rzeczywistość, mogą być też egoistyczne i złe.

Dobrze, no więc we mnie pan operujący tekstem ,, żona mnie nie rozumie" wzbudziłby pusty śmiech . Wiem, że w wielu innych kobietach także.

Nie będę Ci się odgryzać złośliwością. Chcesz mowić o kochankach wyłącznie na koturnach - proszę bardzo.
Ostatnio edytowano 15 paź 2009, o 15:18 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ta Zła » 15 paź 2009, o 15:16

odwołując się ścile to tematu wątku myślę, że cała dyskuja toczy się na dwu płaszczyznach; pierwsza to kiedy żonaty mężczyzna podrywa i proponuje w dosłowny lub mniej dosłowny, aczkolwiek daży do nawiązania romansu i druga to kiedy dwoje ludzi spędzając ze sobą wspołnie czas z przyczyn częto niezależnych od nich samych zwyczajnie zakochuje się w sobie.

zatem w pierwszym przypadku my kobiety tak jak w tytule możemy powiedzieć "nie" , nie wchodzę w to, zanim jeszcze włożyla swój wkład emocjanalny, ale to jest wielkie uproszczenie problemu.

Problem zaczyna się w ów czas kiedy zanim jeszcze stworzy się relację żonatym męzczyzną już twi się w tejże relacji emocjnalnie.
wtedy powiedzieć nie... nie jest prosto . Wtedy ma miejsce wszystko to o czym pisze CVBNM, a problemu nie da sie sprowadzić do prostej ideei "panom z obrączką mówię nie"

CVBNM - ukłony w Twoją stronę za sposób w jaki zmuszasz do przeanalizowania siebie , emocji , motywów działa ludzkiego.
Ta Zła
 
Posty: 52
Dołączył(a): 20 sie 2009, o 21:05

Postprzez cvbnm » 15 paź 2009, o 16:14

głupie, mogą być naiwne, mogą być zaklinające rzeczywistość, mogą być też egoistyczne i złe.
moga.
z tym ze za glupote i naiwnosc placa swoja krzywda.
zas bedac egoistyczne i zle - wychodza na tym lepiej wiec - nie pisza na psychotekscie o swoim bolu.


a temat nie jest po to aby dokopac kochankom sanno.

ta zla, jak sie trzymasz? powodzenia i dbaj o siebie :)
cvbnm
 

Postprzez Sanna » 15 paź 2009, o 17:47

Marciu? Po co jest ten temat? Pytam bo Ty go zakładałaś.
W mojej opini jest po to żeby pogadać i przedstawić różne poglądy.

Mnie jest bardzo cięzko łączyć się w bólu i cierpieniu z kochanką, ponieważ moja uwaga kieruje się w inną stronę, przede wszystkim myślę o kimś o kim nikt do tej pory nie mówił- o dzieciach pana którego żona nie rozumie. Żona może go i nie rozumie, ale dzieci być może kochają. Kochanka musi mieć świadomość że ceną jej szczęścia może być smutek dzieci. Ten aspekt sprawy jest mi osobiście bliski.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez cvbnm » 15 paź 2009, o 17:50

dowartosciowanie


wroce jeszcze na chwile do pana osiatynskiego, i idei "dowartosciowania" za pomoca kochanki (pamietajac o zakotwiczeniu)
mnie sie zdaje paskudna

i wyjasnie dlaczego

z kobiecego punktu widzenia takie dowartosciowanie sie jakims facetem (przy zakotwiczeniu w zwiazku) jest zgola niemozliwe. wynika to z roznic psychologicznych, z faktu ze jakikolwiek romas dla kobiety zwiaznej ma bardzo duze prawdopodobienstwo "przejscia" w inne rece. romans kobiety zameznej zwykle wiaze sie z deficytem czulosci, ktory to deficyt zaspokaja kochanek, jednak relacja ta z zalozenia musi byc emocjonalna, angazowac gleboko, czyli dotyczyc poczucia bezpieczenstwa, zaufania i bliskosci.
(z reszta tak jak i w relacji z zonatym, - kobieta zaklada mozliwosc ze to bedzie relacja stala)

takie zalozenia sa niekonieczne w przypadku psychiki faceta

stad

dowartosciowac moze sie zazwyczaj facet, i bez komplikacji powrocic do zony.
kobieta jest tu poprostu wykorzystana dla tego dowartosciowania, sama bowiem nie uzyskuje dowartosciowania.

moje stanowisko popieram wynikami badan z ksiazki "ewolucja pozadania" davida bussa. (jakkolwiek zdarzaja sie kobiety fatalne.... a i cwane oraz bezwgledne tekze)

nie krzywdzmy sie, zatem, znaczylo by takze ze: ze romans nie dowartosciowuje kobiety, ze ze wzgledu na budowe mozgu czy czegos tam, ryzykujemy poczuciem wartosci - w wypadku gdy nasz partner zaspokoi potrzebe dowartosciowania, nasze gwaltownie spadnie.
cvbnm
 

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 15 paź 2009, o 18:26

cvbnm napisał(a):co mozna zrobic w konfrontacji z pociagajacym "zakochanym" i deklarujacym 'dziwaczna wolnosc' facetem, aby sie chronic przed oszustwem i uwiklaniem w falsz?

jak go sprawdzic?

Nie jesteśmy w stanie, bo nigdy nie wiadomo, co się faktycznie kryje za słowami. Nigdy nie mamy pewności, iż zamierzenia kogoś, kto nas zapewnia o ich prawdziwości są autentycznie autentyczne skoro sami siebie do końca też nigdy nie poznamy.

Dlatego na piedestale postawiłabym jednak zasady, których wątek przytaczała Ewka - te pisane, umowne w danej społeczności i te własne /apropos Dekalogu - jak dla mnie najbardziej w porządku ze wszystkich zapisanych prawideł/. One, owszem, ograniczają, trzymają w ryzach samowolę, lecz nakierowywują w sytuacjach awaryjnych ratując od totalnej "anarchii duszy" (zapożyczone z osobistego słownika).


Ta Zła napisał(a):(...) "panom z obrączką mówię nie" (...)

Będąc z znatury egoistką dochodzi we mnie do głosu veto przed pewnego rodzaju poniżeniem, jakim jest bycie tą drugą.
Nadmiernie zalecający się do mnie żonaty mężczyzna na "dzień dobry" wzbudza we mnie awersje (a przez tyle lat zaliczałam już różniaste sploty wydarzeń na kanwie "obrączki na palcu"... ;)).


Kiedyś wnikałam, analizowałam, interpretowałam, rozbierałam na -ente cząsteczki, ale w miarę posuwającego mnie zębu czasu ;) widzę, że "im prościej, tym radośniej " (z przysłów własnych).

Suma summarum - ile ludzi, tyle przykładów.
Ostatnio edytowano 15 paź 2009, o 18:44 przez PodniebnaSpacerowiczka, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 361 gości

cron