Tutaj zdaje się wszyscy próbują pokazac inne płaszczyzny...
Tylko reżyser za całą pewnością Kieślowskim nie jest.
to fakt
Tutaj zdaje się wszyscy próbują pokazac inne płaszczyzny...
Tylko reżyser za całą pewnością Kieślowskim nie jest.
impregnowana. ale mnie sie wydaje to objawem znanym z mojego zycia. jedyna osoba majaca dostep do nieszczesliwej jest jej kochanek. na nim byc moze spoczywa odpowiedzialnosc za szczescie i odczuwanie, jemu powierzyla cala siebie i on decyduje co z tym robic.
agik napisał(a):A ja dalej widzę bajkę. A może bardziej film.
ludolfina napisał(a):impregnowana.
ewka napisał(a):o ile ten impregnat trochę popuści. No oby!
Nieszczęśliwa do kwadratu napisał(a):Denerwują mnie sprzeczne komunikaty, które mi wysyła.
Z jednej strony nie chce przestać kochać, nie potrafi żyć beze mnie, a z drugiej pisze o miłości zbudowanej na krzywdzie, która nie może być sensem życia.
ludolfina napisał(a):budowac z zona na cierpieniu kochanki jak najbardziej jest fair.
agik napisał(a):im bardziej krytycznie patrzysz na kochanka- tym łaskawiej na męża.
agik napisał(a):Szukałaś psychologa?
Nieszczęśliwa do kwadratu napisał(a):ludolfina napisał(a):budowac z zona na cierpieniu kochanki jak najbardziej jest fair.
To ładne. Muszę go spytać co o tym sądzi
ludolfina napisał(a):ja to tylko chcialam taki maly wrzut: a mnie denerwuje, ze kochankowie zawsze uwazaja ze to ICH ZONY cierpia sprawiedliwie. budowac z zona na cierpieniu kochanki jak najbardziej jest fair.
Nieszczęśliwa do kwadratu napisał(a):Chyba puszcza. Powoli otwierają mi się oczy.
Przyzwyczajam się do myśli, że Pan kochanek nigdy nie wymiksuje się ze swojego małżeństwa.
Z jednej strony nie chce przestać kochać, nie potrafi żyć beze mnie, a z drugiej pisze o miłości zbudowanej na krzywdzie, która nie może być sensem życia.
Ale czy jeszcze większą krzywdą nie jest zostanie z kimś kogo się nie kocha, tylko po to żeby go nie krzywdzić?
Miałam nawet fajny weekend. Byłam na imprezie. Z mężem. I nawet dobrze się bawiłam. Jakbym była zupełnie nie z nim.
Dalej jestem w jakimś zawieszeniu, ale dochodzi do mnie, że nie mogę tak żyć. Muszę coś z tym zrobić.
Miliony pytań i zero odpowiedzi.
agik napisał(a):A ja dalej widzę bajkę. A może bardziej film. Ckliwe zapewnienia, do porzygania nudne słowa, obsadzonych w rolach bohaterów.
Tylko widzę pewną zmianę też...
Na początku Nieszczęśliwa wydawałaś mi się pewna siebie, arogancka wręcz, z takim poczuciem wyższości, że jesteś jednocześnie główną gwiazdą i reżyserem.
Teraz stałaś się widzem- zwyczajnie czekasz na happy end. Jak w kinie. Doczekac do końca seansu- i będą żyli długo i szcześliwie.
Cały czas to magiczne myślenie. Coś się zrobi, coś się stanie, ktoś coś zrobi, żeby happy end był. Bo w kinie zawsze jest, prawda? Wystarczy, żeby bohaterka czuła się gwiazdą...
Tylko w bardzo kiepskim kinie.
I jeszcze jedna refleksja mnie naszła... Tak naprawdę to minął niezbyt długi czas, a sytuacja, w której "wszystko się skomplikowało" ma prawo do swojego rytmu. Tylko teraz mam wrażenie ( również jako widz), ze akcja- na poczatku dośc wartka, stała się nudna dla wszystkich- głownych bohaterów, tych co mieli pomysł na fabułę, reżysera i widzów. I zaczyna przypominac "męczenie kaczora" i w kinie ziewanie stałoby się już wręcz ostentacyjne.
Teraz powinien nastąpic drugi punkt kulminacyjny. I co zrobi pierwsza gwiazda? Jaki pomysł ma reżyser?
Inni widzowie mówią " klincz", "zawieszenie", " brak kontroli"... tak naprawdę to chodzi o to samo.
Powrót do Problemy w związkach
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 202 gości