przez Dzwoniec » 28 paź 2012, o 14:15
Witam,
w piątek wieczorem przyjechałam do niego. Cieszył sie na mój widok. Nie poruszałam tematu. Załatwiałam wszystkie sprawy wynikające z tego że raczej już tam nie wróce. Czas na rozmowę mieliśmy dopiero wczoraj popołudniu. Po około godzinnej rozmowie wydusiłam z niego co się dzieje i co rzeczywiście się stało. Wynika z tego że cały czas mówił prawdę o tym co sie dzieje. Pominął tylko tę jedną rzecz. Nie będe pisać tutaj co to za myśli. Nie ma to już znaczenia. Ale rzeczywiście wynikają z rozłąki, nie są związane ze mną, sa bardzo złe i natarczywe, mogą wpływać na związek i postrzeganie siebie. I rozumiem czemu bał się mi powiedzieć. Ale wiem i to mnie uspokoiło. Poryczałam się mu tam wiele razy, o nic nie prosiłam i nie błagałam. Chodziło tylko o sytuację w jakkiej się znalazłam. Pieniądze na wyjazd mi pożyczy. Wie ze oddam. Powiedział także, że to że ja wiem sprawiło, że mu ulżyło, bo oprócz tych myśli dreczyło go to że ja o tym nie wiem (bał mi sie powiedziec) i to jak bym zareagowała. Jemu jest teraz lżej. Odciążyło go to. Stwierdził, że teraz to on nie jest pewny co do rozstania i lepiej tego nie robic...
Tyle że ja teraz tego chce. Teraz ja musze walczyć o siebie. Teraz to ja nic nie wiem. Jestem spokojna, bo wiem co się stalo. Teraz pytanie czy chce tak z nim życ. Kocham go, to pewne. Ale nie wiem czy dalibyśmy rade. Czy ja teraz to wszystko sobie poukładam. Powiedziałam mu na odchodne, żeby teraz do mnie nie dzwonił i nie pisał. Że chce troszke spokoju.