przez ambrela » 26 sie 2014, o 19:08
Nie, no powiedział, że mógłby zrezygnować z kilku dyżurów w drugiej pracy, ale nie może ze wszystkich, bo wtedy nie wystarczy mu pieniędzy na studia, które od października chce zacząć. Powiedział, że może też zrezygnować z siłowni - w zamian za to zaproponował jakieś wspólne bieganie etc.
Ale na początku oczywiście rzucił na mnie focha, że w ciągu kilku miesięcy już go drugi raz straszę tym, że chcę go zostawić i żebym się w końcu zdecydowała, bo go to męczy.
Ale cały czas mnie przekonuje, że tak własnie wygląda dorosłe życie - że trzeba do siebie dostosowywać swój czas. Że tak żyje jego siostra i jego brat (na tych przykładach się skończyło i chyba zawsze na nich się kończy).
Tylko, że akurat to ja mam stałe godziny pracy, a on ruchome i to ja muszę się dostosować do niego a nie odwrotnie, ale oczywiście on by wolał dostosowywać swój czas do mojego grafiku, gdyby to było możliwe... Powiem szczerze - wydaje mi się, że to jest akurat taka zagrywka i że łatwo się mówi takie rzeczy, kiedy samemu nie trzeba ich robić. Znam go na tyle, że wydaje mi się, że jestem w stanie przewidzieć jego reakcję na dokładną zamianę ról.
No i ogólnie jak mu powiedziałam, że ostatnio cały czas praktycznie siedzę w domu sama, sama sobie organizuję większość wolnego czasu itd. to powiedział, że przesadzam. Od jakiegoś czasu przestałam też zaglądać w jego grafik i się dopytywać "co dzisiaj będziemy robić". I wydaje mi się, że od jakiegoś czasu nie robimy razem nic szczególnego. Czyli wychodzi na to, że jeśli ja czegoś nie zaplanuję i nie będę go ciągnęła za rękaw "chodźmy gdzieś, zróbmy coś", to nie robimy nic, albo w ogóle on bez mojej wiedzy i aprobaty po prostu umawia siebie, albo nas z jego znajomymi (tzn. to są tacy niby nasi znajomi, ale bardziej jego - jego ze studiów, jego ze stowarzyszenia itd. nic do nich nie mam, ale nie powiem, żeby to byli jacyś moi ulubieni znajomi). Tutaj też wg. niego demonizuję i wyolbrzymiam. Ale ja tak to widzę własnie i on nie potrafi tego pojąć.
Rozmowa o przyszłości wyglądała tak, że on nie wie, co chce w życiu robić, czy pójdzie do wojska, do policji, czy gdziekolwiek, ale wie, że chce być ze mną. I ze w każdej chwili mógłby wrócić do naszego rodzinnego miasta i tam pójść do wojska i byłby ustawiony, ale nie zrobi tego ze względu na mnie...
Ogólnie widać, że ma do mnie żal, za to, że tak widzę naszą teraźniejszość i że kiepsko widzę naszą przyszłość, bo on twierdzi, że ją widzi i że nigdy w życiu nie mógłby mi powiedzieć, tak jak ja jemu, że zastanawia się nad tym, czy to wszystko ma sens.
A dosłownie tego samego wieczoru napisała do mnie koleżanka, czy spotkamy się na jakimś winku we wtorek, albo w środę, napisałam jej, że w środę, bo akurat P. miał mieć wtedy dobę, więc mogłabym się z Nią zobaczyć, nie rezygnując ze "wspólnego" czasu... Tylko nagle się okazało, że P. chciał w akcie łaski oddać komuś środowy dyżur, żebyśmy mogli być więcej razem i od razu jak się dowiedział o moich planach spytał, czy nie mogę się z nią spotkać kiedy indziej... I znowu ostra wymiana zdań i jego zdziwienie, że ja nie jestem w stanie całego świata do góry nogami wywrócić i całego swojego życia ustawić pod jego grafik. Bo o ile ja może i bym miała chęci, to moje koleżanki nie muszą mieć dla mnie czasu tylko i wyłącznie wtedy, kiedy akurat on ma nockę, albo dyżur, a ja nie wyobrażam sobie stracić w ten sposób znajomych.