wsparcie

Problemy z partnerami.

Re: wsparcie

Postprzez ambrela » 19 sie 2014, o 20:01

Sansevieria napisał(a):No bo ta część Ciebie jest dorosła, inteligentna oraz rozsądna.


Czasem się zastanawiam, czy w ogóle jakaś część mnie jest rozsądna i dorosła. Od zawsze moim sposobem na rozwiązywanie problemów była ucieczka. Teraz też bym uciekła najchętniej.

Sansevieria napisał(a):A ta druga chyba jest raczej dzieckiem niż dorosłą kobietą?


Wiem, jestem żałosna. Im dłużej żyję, tym bardziej się o tym przekonuję. Może najlepszym wyjściem byłoby trzymać się z dala od ludzi w ogóle, żeby nie musieli mnie znosić. Zamiast się cieszyć życiem nieustannie stwarzam sobie problemy, z którymi nie potrafię sobie poradzić, podejmuję beznadziejne decyzje, boję się wszystkiego. Jak tylko uda mi się trochę odbić i złapać trochę wiatru w żagle, to za chwilę łapię kolejny dół. Jestem ciekawa, czy to tylko ja tak mam, czy reszta ludzi też, tylko się dobrze kamuflują, żeby nikt tego nie zauważył.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: wsparcie

Postprzez Księżycowa » 19 sie 2014, o 21:28

Ja myślę,ze nie wszyscy jednak tak mają.
Ja też uciekam jak mogę... i wiem, że sposób ucieczki był dla mnie jedynym możliwym wyuczonym od dziecka, bo problemów miałam sporo w szkole itp. i niestety moi rodzice czuli się chyba jeszcze bardziej bezradni przed nauczycielami niż ja... nikt mi nie mógł pomóc więc uciekałam. Uciekałam z W-Fów, czasem zdarzały się takie dni (i wydaje mi się, ze to już była depresja, bo długo to trwało), że nie miałam sił wstać i iść zmierzyć się z tym co mnie czeka tak poza ocenami - marne oceny to był skutek czegos innego m.in i prosiłam o możliwość zostania w domu. Nie jeździłam na wycieczki a kiedy trzeba było przyjść z inną klasą na ten czas załatwiałam zwolnienia.
Taki był mój sposób, ale tak jak i teraz tak i wtedy od tych ucieczek wszystko się jeszcze bardziej komplikowało.
Teraz konsekwencje uczieczek są znacznie poważniejsze. Oczywiście nie jest to takie jak kiedyś, ale ucieczki do dziś mi pozostały... i na pewnym etapie nie mogę się ich pozbyć. Teraz zabieram się za to na terapii... i to będzie chyba najcięższe co na niej [przechoziłam. Nie mogę sobie tego wyobrazić.

W każdym razie ucieczka nie prowadzi do niczego dobrego. Za to powoduje, ze jeszcze bardziej tracisz kontrolę, jeszcze gorzej wypadasz wśród ludzi i przez to jeszcze trudniej jest się wybronić. Wiem, mechanizm się uruchamia i człowiek idzie z prądem... wierzę, ze to w końcu zatrzymam i nie będę się temu poddawać.

Ja myślę, że nie Ty stwarzasz sobie problemy. One raczej dotykają każdego. Nikt nie ma zycia usłanego różami. Wrartosciowac problemy też nie ma sensu, bo każdy jest inny i każdy miał w zyciu inaczej, więc każdy po prostu inaczej radzi sobie z tym co go spotyka niż jeden ma więcej problemów a drugi mniej.

Kamufluje się chyba większość. Chyba odruch jest taki i takie "wymaganie społeczeństwa" co z resztą swietnei widać tutaj na forum. Okazesz słabość, jesteś cienias albo leń...
Każdy ma problemy, tylko jeden pozuje bardziej inny mniej. A jeszcze inny potraktuję sprawę jaką jest, bo wie, ze kazdy tak ma i będzie sobie radził jak umie. Jednym się to spodoba innym nie, ale to nei ma żadnego znaczenia. Ludziom się nigdy nic nie podoba.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: wsparcie

Postprzez Sansevieria » 19 sie 2014, o 21:32

Oczywiscie że jest część Ciebie dorosła i roasądna. Oraz - nie jest tak, że "jesteś żałosna", co za paskudne uogólnienie :evil:
Nieustanne zachwycanie sie życiem takie emocjonalne to niczym Kobyszczę z powiastki Lema - absurd.
Obecnie jesteś w niełatwej sytuacji, no czym sie tu zachwycać jak akurat wcale zachwycająco nie jest? Związek wieloletni Ci się rozlazi nieuchronnie, czym się tu zachwycać? Są też dobre części Twojego życia - z tego co piszesz masz naprawdę fajną pracę.
Zauważ że tej pracy Ci krasnoludki nie sprezentowały. Sama na nią zapracowalaś i inteligencją, i zdolnościami. Osobistymi. To jest jakaś część Ciebie i najwyraźniej bardzo sprawna :)
Problemów w związku sama nie stworzyłaś, bez przesady, to pachnie pychą :wink: pan współdziałał czynnie w ich powstaniu ewentualnie po prostu sie nie dobraliście i to wyszło. Jak on jest z takiego jak opisałaś domu to łatwo z nim nie jest.
Nie wydaje mi się, żebyś się bała wszystkiego - nie ma sensu uogólniać to raz, a dwa - nie boi się tylko człek upośledzony, strach w pewnej dawce jest absolutnie zdrowy i potrzebny, byle nie przekształcony w lęki koszmarne.
Rozstać sie po kilku latach? Pewna dawka niepokoju czy nawet strachu to mnie sie wydaje normą. Bo "będzie inaczej". Każde nowe jest niepokojące, nawet takie przyjemne, toż ludzie nawet własnego ślubu wymarzonego i wyczekiwanego też potrafią sie całkiem serio ...bać. A co dopiero bycia singlem po latach bycia w związku.

Kochana, nie ma takiego co nie ma okresów w życiu lepszych i gorszych. Nikt nie ma "zawsze z górki". I owszem, mamy zwyczaj raczej kamuflować swoje dołki niz je eksponowac.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: wsparcie

Postprzez ambrela » 20 sie 2014, o 14:24

Ja wiem, że nikt nie ma w życiu łatwo i każdy ma jakieś problemy, ale czasem mam wrażenie, że większość ludzi radzi sobie z nimi lepiej ode mnie. Jak mam taki dołek, to każda pierdoła staje się dla mnie czymś nie do przeskoczenia...

W obecnej chwili mam nawet problem, żeby zadzwonić i umówić się na jazdy, bo jestem w trakcie kursu na prawo jazdy, a co dopiero jak mam się zabrać za poważną rozmowę o rozstaniu. Wiem, że to niedorzeczne, bo czuję to już gdzieś głęboko, że to i tak nastąpi i tak, ale na samą myśl o tym paraliżuje mnie niemoc... Najgorsze jest to, że ja wiem doskonale o tym, że tylko pogarszam sytuację przeciągając to (i jedno i drugie, bo z prawkiem też mi nie będzie łatwiej jak będę to odwlekać w nieskończoność) ale nie potrafię się wziąć w garść i podjąć tego trudu.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: wsparcie

Postprzez Księżycowa » 21 sie 2014, o 00:05

Każdy radzi sobie inaczej. Ale to, ze jeśli radzi sobie gorzej, to nie musi tak zostać. Można to zmieniać.

Teraz najtrudniejsze przed Tobą. Spróbuj zebrać myśli budujące, umacniające zamiast siedzieć w tych obecnych.
Chociaż trochę codziennie takiego umacniania siebie i w końcu się odważysz :kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: wsparcie

Postprzez ambrela » 26 sie 2014, o 15:52

Staram się zrobić coś w tym kierunku... Mam problem nadal z podjęciem ostatecznego kroku, bo po prostu nie jestem pewna, czy dobrze robię, ale chyba nie będę już nigdy pewna. Powiem Wam szczerze, nie wiem z jakiego powodu, ale w mojej głowie, każdy ze scenariuszy, który jestem sobie w stanie wytworzyć w głowie, ma równe szanse. Ja nie potrafię podjąć decyzji, bo zupełnie nie czuję tego, że któraś z nich jest lepsza od innej.

Próbuję to ugryźć z każdej strony - z tej strony bardziej 'egoistycznej', że już czas zakończyć ten związek, bo nie ma przyszłości i w ogóle źle się dzieje... ale kurczę... no najgorsze jest to, że jak tak usiądę i pomyślę, to jednak cały czas wydaje mi się, że to można by jakoś naprawić wspólnymi siłami...

Jak próbuję to ugryźć z tej strony, że to jest bardziej uczciwa decyzja i że tak będzie przede wszystkim lepiej dla Niego, to znowu przechodzi mi przez myśl, że przecież tyle innych par przeżywało takie kłopoty w związku, ale że da się z tego wyjść i żyją dalej długo i szczęśliwie... Pytanie tylko, na ile to jest prawda, a na ile złudzenie i otoczka wytwarzana dla oczu innych ludzi. To, że ja nie widzę ich nieszczęścia nie oznacza jeszcze, że wszystko u nich jest tak pięknie.

Wczoraj po raz drugi powiedziałam mu, że rozważam rozstanie z takich to a takich powodów... Ale powiem szczerze, że ciężko mi wybronić moje argumenty, bo P. jak się nagle okazało - twierdzi, że jest w stanie zrezygnować z pewnych rzeczy, żeby więcej czasu spędzać ze mną... Czyli nie jest takim egoistycznym dupkiem, jakim ostatnio chciałam go widzieć (a chyba chciałam, bo tak byłoby mi łatwiej odejść). Nie wiem, jak mam to zrobić i czego się uczepić, żeby to rozwiązać. Nie potrafię tak po prostu po 5 latach powiedzieć mu, że ma spadać "bo tak". Może to dlatego, że sama kiedyś usłyszałam coś takiego i emocjonalnie na 2 lata się zablokowałam na jakikolwiek związek... Boję się, że zrobię mu to samo. Chciałabym chyba usłyszeć od kogoś, że tak nie będzie, że szybko się z tego otrząśnie, że sobie poradzi i że nie będzie mnie nienawidził, że nie stanie w miejscu na całe życie rozmyślając o tym, co zrobił nie tak... Nie wiem, może źle to oceniam, ale patrzę na to moimi własnymi oczami i wiem, że tak by to wyglądało własnie, gdyby to mi się przytrafiło, gdyby to mnie tak ktoś zostawił.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: wsparcie

Postprzez ambrela » 26 sie 2014, o 17:30

Zawsze jak już sobie układam w mojej głowie to rozstanie, to czuję, że zrobiłam krok do przodu. Kroczek. A w kolejnej sekundzie wszystko wali się jak domek z kart. Chcę już przestać się tego tak kurczowo trzymać, ale nie wiem jak :( W poniedziałek zaczynamY urlop... Jedziemy w góry, wszystko już zaplanowane, opłacone. Jeszcze jakiś czas temu uważałam, że to dobry pomysł, żeby tam jechać, przemyśleć wszystko jeszcze raz, może jakoś się pożegnać w myślach... Ale im bliżej do wyjazdu, tym gorszym pomysłem mi się to wydaje. Czuję się potwornie i Sans - masz racje, ja sobie nie wybaczę chyba nigdy tego co zrobiłam i poczucie winy mnie przyciska do ziemi. Moje i tak już obniżone poczucie własnej wartości leci na łeb na szyję... Myślę o sobie jak o najgorszej, bo tylko tacy ludzie są zdolni zrobić coś takiego, co ja zrobiłam. Tak teraz myślę. Nie jestem jego warta. Nie wiem, czy w ogóle jestem warta czegokolwiek.

Chciałam mieć kiedyś dzieci, ale jaką ja będę matką z taką zoraną psychiką. Co ja im mogę dać.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: wsparcie

Postprzez Księżycowa » 26 sie 2014, o 18:04

Można wspólnymi siłami, tylko te wspólne siły muszą być a ja widzę Twoją a jego łaskę "mogę z czegoś zrezygnować" :shock: . To nie brzmi jak głos faceta, któremu zależy. Powinno być "chcę, znajdźmy kompromis" . Wyczułaś tam chęć czy łaskawie rzucony Ci ochłap czasu dla Ciebie?

Za bardzo się nad nim rozczulasz. "Jak on sobie poradzi, jak to jak tamto"
Żadne rozstanie nie jest przyjemne. Nawet wtedy kiedy się rozstają ludzie, bo uznają, ze nie jest im po drodze. Tak jest, to element życia każdego człowieka i on jest potrzebny, bo coś nam daje jeśli jesteśmy na takie zdarzenia otwarci.

ambrela napisał(a):Chciałam mieć kiedyś dzieci, ale jaką ja będę matką z taką zoraną psychiką. Co ja im mogę dać.


Też się tłukę z takimi myślami, ale chodze na terapię... teraz zaczęłam brac leki... i on ma swoją terapię a teraz jeszcze zaczniemy wspólną.
Właśnie dlatego, że nie chcemy być kopiami swoich rodziców.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: wsparcie

Postprzez biscuit » 26 sie 2014, o 18:48

Ksiezycowa
Po co Wam tyle terapii naraz
Kazdy ma swoja i to wystarczy
Wg mnie to wcale nie bedzie efektywniej
Zaczynac do tego wspolna
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: wsparcie

Postprzez biscuit » 26 sie 2014, o 18:50

To wg mnie moze byc nawet dezorganizujace a nie pomocne
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: wsparcie

Postprzez Księżycowa » 26 sie 2014, o 19:06

Opowiedziałam terapeutce o sytuacji, o której Ci pisałam.
Ona zaproponowała nam kilka spotkań dla poprawy komunikacji i, bo ta nawala czasem za mocno, ale nie tylko. Dopiero kiedy jest jakiś wstrząs (taki jak ten ostatni i kilka innych) bardziej on wraca z poworotem otwiera się. Poza tym wchodzimy w pewne role i ja to zauważyłam. Więc chcmey poznać sposoby jak można to ominąć, jak można nauczyć się żyć razem w obecnych warunkach.
MOże rzeczy wypowiedziane tam nabiorą innego znaczenia niż wypowiedziane we dwoje. Może z ich pomocą rozpracujemy jakieś swoje żale wobec siebie lub naszych rodziców nawzajem, bo są takie... nie jesteśmy w stanie chyba sami dźwignąć sytuacji, które się wydarzyły w ostatnim czasie (Ty wiesz).

Poza tym chodzi też o współdziałanie, ale z tymi problemami, które tworzą nasi rodzice, bo to tez szwankuje... a koniec końców chcemy być razem. Po takiej sytuacji wstrząsowej jakby wraca trzeźwość, wraca to jak jest między nami kiedy nikt się nie wtrąca, jakoś to zacieśnienie się znów pojawia.

Nie twierdzimy, ze to będzie jakaś długotermonowa terapia. Chcemy iść na pierwszą sesję i poddać się ocenie. Jeśli wystarczy kilka spotkan to ok. jeśli nie, to będziemy chodzić...

W perspeltywie przyszłości nie chcę być kopią swoich rodzoców, on też nie. I wiemy, że wpadamy w pewnych sytuacjach w jakieś role.

Jeśli mamy tą możliwość to skorzystamy z niej. W końcu tkwimy w tym bagnie razem i ma wpływ na nas jedna jak i druga strona. Więc i razem jak i osobno musimy nauczyć się w tym funkcjonować.
Ostatnio edytowano 26 sie 2014, o 19:08 przez Księżycowa, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: wsparcie

Postprzez ambrela » 26 sie 2014, o 19:08

Nie, no powiedział, że mógłby zrezygnować z kilku dyżurów w drugiej pracy, ale nie może ze wszystkich, bo wtedy nie wystarczy mu pieniędzy na studia, które od października chce zacząć. Powiedział, że może też zrezygnować z siłowni - w zamian za to zaproponował jakieś wspólne bieganie etc.

Ale na początku oczywiście rzucił na mnie focha, że w ciągu kilku miesięcy już go drugi raz straszę tym, że chcę go zostawić i żebym się w końcu zdecydowała, bo go to męczy.

Ale cały czas mnie przekonuje, że tak własnie wygląda dorosłe życie - że trzeba do siebie dostosowywać swój czas. Że tak żyje jego siostra i jego brat (na tych przykładach się skończyło i chyba zawsze na nich się kończy).
Tylko, że akurat to ja mam stałe godziny pracy, a on ruchome i to ja muszę się dostosować do niego a nie odwrotnie, ale oczywiście on by wolał dostosowywać swój czas do mojego grafiku, gdyby to było możliwe... Powiem szczerze - wydaje mi się, że to jest akurat taka zagrywka i że łatwo się mówi takie rzeczy, kiedy samemu nie trzeba ich robić. Znam go na tyle, że wydaje mi się, że jestem w stanie przewidzieć jego reakcję na dokładną zamianę ról.

No i ogólnie jak mu powiedziałam, że ostatnio cały czas praktycznie siedzę w domu sama, sama sobie organizuję większość wolnego czasu itd. to powiedział, że przesadzam. Od jakiegoś czasu przestałam też zaglądać w jego grafik i się dopytywać "co dzisiaj będziemy robić". I wydaje mi się, że od jakiegoś czasu nie robimy razem nic szczególnego. Czyli wychodzi na to, że jeśli ja czegoś nie zaplanuję i nie będę go ciągnęła za rękaw "chodźmy gdzieś, zróbmy coś", to nie robimy nic, albo w ogóle on bez mojej wiedzy i aprobaty po prostu umawia siebie, albo nas z jego znajomymi (tzn. to są tacy niby nasi znajomi, ale bardziej jego - jego ze studiów, jego ze stowarzyszenia itd. nic do nich nie mam, ale nie powiem, żeby to byli jacyś moi ulubieni znajomi). Tutaj też wg. niego demonizuję i wyolbrzymiam. Ale ja tak to widzę własnie i on nie potrafi tego pojąć.

Rozmowa o przyszłości wyglądała tak, że on nie wie, co chce w życiu robić, czy pójdzie do wojska, do policji, czy gdziekolwiek, ale wie, że chce być ze mną. I ze w każdej chwili mógłby wrócić do naszego rodzinnego miasta i tam pójść do wojska i byłby ustawiony, ale nie zrobi tego ze względu na mnie...

Ogólnie widać, że ma do mnie żal, za to, że tak widzę naszą teraźniejszość i że kiepsko widzę naszą przyszłość, bo on twierdzi, że ją widzi i że nigdy w życiu nie mógłby mi powiedzieć, tak jak ja jemu, że zastanawia się nad tym, czy to wszystko ma sens.

A dosłownie tego samego wieczoru napisała do mnie koleżanka, czy spotkamy się na jakimś winku we wtorek, albo w środę, napisałam jej, że w środę, bo akurat P. miał mieć wtedy dobę, więc mogłabym się z Nią zobaczyć, nie rezygnując ze "wspólnego" czasu... Tylko nagle się okazało, że P. chciał w akcie łaski oddać komuś środowy dyżur, żebyśmy mogli być więcej razem i od razu jak się dowiedział o moich planach spytał, czy nie mogę się z nią spotkać kiedy indziej... I znowu ostra wymiana zdań i jego zdziwienie, że ja nie jestem w stanie całego świata do góry nogami wywrócić i całego swojego życia ustawić pod jego grafik. Bo o ile ja może i bym miała chęci, to moje koleżanki nie muszą mieć dla mnie czasu tylko i wyłącznie wtedy, kiedy akurat on ma nockę, albo dyżur, a ja nie wyobrażam sobie stracić w ten sposób znajomych.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: wsparcie

Postprzez Księżycowa » 26 sie 2014, o 19:20

Ależ pn jest okropnym egoistą!!
Przecież on wszytsko układa pod siebie. Nawet rezygnacja z czegoś oznacza, ze Ty masz z nim biegać,bo w tym czasie on akurat sobie ćwiczy.

ambrela napisał(a):Ale na początku oczywiście rzucił na mnie focha, że w ciągu kilku miesięcy już go drugi raz straszę tym, że chcę go zostawić i żebym się w końcu zdecydowała, bo go to męczy.


Zapytam tylko; uważasz, ze tak traktuje sprawę o rozstaniu facet, któremu zależy na związku?

ambrela napisał(a):Ale cały czas mnie przekonuje, że tak własnie wygląda dorosłe życie - że trzeba do siebie dostosowywać swój czas. Że tak żyje jego siostra i jego brat (na tych przykładach się skończyło i chyba zawsze na nich się kończy).


Brednie. To jest chore. Związek to jeden wielki kompromis. Oczywiście, że czasem są sytuajce, w których jedno musi dostosować się do drugiego, ale to są sytuacje poważne, wyjątkowe.
W układzie, o kórym on pisze zawsze jedna osoba nie będzie szczęśliwa. No, chyba, ze lubi nie mieć własnego zycia.
A Ty chcesz mieć własne zycie. Czy jemu Twoim zdaniem lezy na sercu to abyś była z nim szczęśliwa/
Tu z jednej strony jest takie wielkoduszny, ze przeprowadzi się do miasta rodzinnego, ale dlatego, ze jest tam ustawiony...On cięgle mówi tylko o sobie z tego co piszesz.
Wpędza Cię w poczucie winy, że się tak niby poświeca a gdyby nie miał opcji poracy to w życiu by się nie przeniósł. Okropna manipulacja. On Tobą manipuluje dla swoich korzyści.
:(

Poszłaś z tą koleżanką?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: wsparcie

Postprzez ambrela » 26 sie 2014, o 19:42

Idę jutro, idę, nie mam zamiaru tego przekładać, a on idzie normalnie na nockę, tak jak miał to zaplanowane w grafiku. Ale był jeszcze czas, kiedy starałam się przekładać takie spotkania, albo odmawiać... Chyba faktycznie sama na siebie ukręciłam bata, bo usłyszałam też wczoraj, że nagle przeszkadzają mi rzeczy, które mi kiedyś nie przeszkadzały.

Wiesz, moja najbliższa przyjaciółka mówi dokładnie to samo, co Ty - że P. to wielki egoista. Powiem szczerze, że chyba jego inteligencja i to, że jednak gdzieś tam "ciągnął" mnie do góry, żebym robiła z nim jakieś fajne rzeczy typu np. góry (które teraz też, dzięki niemu, są jakąś moją pasją) rekompensowały mi to i jakoś tego nie zauważałam... zawsze uważałam, że on po prostu ma ciężki charakter. Ale coś w tym jest, on się wychowywał prawie jak jedynak, mimo, że ma rodzeństwo. W dodatku, pewnie w dobrej intencji, ale siostra go rozpieściła, przyzwyczaiła go do tego, że zawsze ma to co chce. Z tego co pamiętam, kiedyś mówił, że jego poprzednia dziewczyna też mu zawsze "wyrzucała", że zostawiał ją samą na całe wakacje, bo jeździł do siostry do UK pracować. U nas też tak było, jak jeszcze nie studiowaliśmy, że ja zostawałam sama w wakacje.


Księżycowa napisał(a):Przecież on wszytsko układa pod siebie. Nawet rezygnacja z czegoś oznacza, że Ty masz z nim biegać,bo w tym czasie on akurat sobie ćwiczy.


Z tym nawet nie chciało mi się polemizować, ale wiem, że tak jest.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: wsparcie

Postprzez Księżycowa » 26 sie 2014, o 19:57

Wiem, że wiesz... tylko do to powoli dociera do Ciebie.
Wiesz sama, że nie da się żyćz kimś takim, albo zakładać rodzinę, bo nie będziesz mogła na nim polegać. On chęci do zmian nie wyraża. Jego zdaniem Ty powinnaś iść za nim... i kazda inna kobieta jaką miał bądź będzie miał.

Sama masz w sobie odpowiedź na swoje dylematy... Nie jest przyjemna, wiem... ale warto tu dać działać rozsądkowi. Emocje będą i wykasną, trochę poboli, ale przestanie.

Nie myślałaś, żeby zająć się sobą, żeby nie ładować się w takie związki ?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 180 gości

cron