Nie wiem od czego zacząć...
Może od przeprosin.
Przepraszam wszystkich,którzy poświęcili chwilę aby mi pomóc
Wiem,że to niezbyt fajne zachowanie tak sobie zniknąć bez słowa a wcześniej zawracać innym dupę.Potrzebowałam trochę odpocząć od psychotekstu.Już jakiś czas nie czuję z tym portalem tak silnej więzi jak kiedyś.Po drugie chciałam trochę sobie poukładać w głowie,zastanowić się jakie są moje priorytety.Doszłam wtedy do wniosku,że chyba nikt mi nie może pomóc,że sama spróbuję.Teraz nie wiem...Przeczytałam wszystko z uwagą.
Postaram się opowiedzieć jak to wtedy było i jak jest teraz.
Będzie (chyba) trochę długie
To najpierw do tego co napisała
Abbsinth:
trudno już teraz przypomnieć mi sobie,jak długo nas coś dzieli bardziej,niż łączy.Wiem na pewno że praktycznie od początku związku czułam,że bardzo się różnimy (ogień-woda) i że będzie ciężko.Począwszy od preferencji sposobów spędzania wolnego czasu aż po cele życiowe.Nasze są dość rozbieżne choć mimo wszystko nadal w pewnych punktach się stykają.
czy tak naprawde ta zdrada nie byla symptomem tego, ze gdzies w Tobie juz cos umarlo i tak naprawde tego zwiazku nie ma?
nie wiem,ciągle szukam odpowiedzi.Raz myślę,że umarło,za chwilę znów gdzieś tam tli się nadzieja.Największe poczucie,że związku już nie ma i że zabiłam wszystko,miałam świeżo po zdradzie.Teraz im więcej czasu mija,tym bardziej przestawiam się na tor o nazwie "to nie może się tak po prostu skończyć.Spróbujmy".
czy warto naprawiac, walczyc o zwiazek...jak dla mnie w momencie kiedy musisz 'walczyc' o milosc, to znaczy, ze tej milosci juz nie ma...
a czy prawdziwa miłość ma być zawsze lekka,łatwa i przyjemna?Czy nie wystarczy uświadomienie sobie priorytetów?O to co cenne chyba zawsze trzeba walczyć?Nie wiem czy to dotyczy miłości...
kim byliscie, kiedy sie poznaliscie? kim jestescie teraz?
byliśmy zupełnie innymi osobami niż jesteśmy teraz,ale czy nie jest tak,że każdy ewoluuje?Nikt nie jest taki sam,niezmienny przez całe życie,nie?
Problem tkwi w tym czy kocha się kogoś z przeszłości(ideał) czy kogoś z teraźniejszości.
Ja nie jestem,nie byłam nigdy sto procent stała w swych uczuciach.Bywały lepsze i gorsze okresy.W tych najgorszych chwilach moje uczucia bywały tłumione,a w lepszych rozpalały się na nowo.Jednak z czasem z coraz mniejszą siłą.Oboje jesteśmy pokiereszowani tym związkiem,jednak nadal chcemy spróbować.
Byliśmy wygodni.Nadal jesteśmy.Trzeba to zmienić
Jeszcze trochę i nie będzie czego ratować.Teraz przynajmniej wydaje nam się że jest.
Teraz do
ewki:
Tak ewa,masz rację - to wiązało się z moimi majowymi dylematami.Wtedy błędnie zadecydowałam rzucić się w ogień.Nie myślałam racjonalnie.Zaangażowałam się emocjonalnie i tym trudniejsze było to wszystko.Na szczęście (o ile w tym wszystkim można mówić o szczęściu) nie doszło do seksu.No ale do zdrady niewątpliwie doszło
ewka napisał(a):Goszka do Kajuni napisał(a):--- Kajunia,to był impuls (nie planowałam tego) który potem przerodził się w coś krótkotrwałego
Po Twoich majowych dylematach jakoś mi ten impuls tutaj nie pasuje ; możliwe, że rzecz dotyczyła czegoś innego, ale jakoś mi się to łączy.
no wiem...może tu być jakiś rozdźwięk,ale tak właśnie było.Cała ta sprawa ciągnęła się od maja.Zaistniał 'impuls', po którym założyłam temat o dylematach,bo nie wiedziałam co dalej zrobić.Tamten facet zaproponował mi romans i wtedy już wpadłam w to jak śliwka w kompot.Opętało mnie całkowicie,a przez głowę przeszło tornado wymiatając resztki zdrowego rozsądku.
Wierzcie mi lub nie,ale są takie impulsy (nie wiem czy tak mogę to określić), które trudno opanować.Tym trudniej gdy w związku dzieje się źle.
Kontynuowałam tą relację przez jakiś czas,może premedytacją bym tego nie nazwała choć wiem jak to wygląda.To była raczej głupota i desperacja.
Czułam obietnicę otrzymania czegoś,czego dawno już nie otrzymywałam od mojego R.
do
Sikorki:
zapytałaś jak nam idzie.Idzie nam raz lepiej,raz gorzej.Nie mogę powiedzieć że jest super.Nie jest łatwo.On chce o tym zapomnieć,więc nie rozmawiamy na ten temat.Zrobiliśmy taki wspólny plan w jaki sposób możemy coś naprawić.Jest kilka ( a może więcej?) punktów do realizacji,tylko sama realizacja szwankuje
Mówimy:"zrobimy to,tamto,siamto".Ta perspektywa trochę nas podbudowuje,ale dalej za tym nie idzie zbyt wiele.Obecnie czuję,jak znów robimy się tacy zasiedziali.I wraca ten schemat:że dopóki nie powiem "zróbmy coś" to nic nie zrobimy.
Muszę coś ruszyć,może R. też to zmotywuje,gdy zobaczy że działam...
Pewne rzeczy zmieniliśmy ale to kropla w morzu potrzeb.
Nie mogę pozwolić sobie na sceptycyzm,bo wtedy nic nie miałoby sensu.
Kajunia:
Nie rozumiem osób zdradzających. Rozumiem to, że w związku kończy się miłość, zaczyna się szara rzeczywistość, można się zwyczajnie znudzić, zmęczyć. Ale czemu w takim razie nie postawić sprawy jasno? Nie mieści mi się w głowie to, że mogłabym kogoś kiedykolwiek zdradzić, nawet się na tym ie zastanawiam bo wiem że zabiłyby mnie wyrzuty sumienia.
Jeśli ktoś czuje się na siłach to proszę, niech napisze jak to właściwie działa- czy to przypadek, chłodna kalkulacja, strach przed samotnością, egoizm, chwila uniesienia?
Mnie też nie mieściło się w głowie że mogłabym.Nawet po zdradzie,po fakcie dokonanym nie mogłam w to uwierzyć.Do tego stopnia,że na samą myśl brały mnie mdłości (dosłownie!).
To nie była z mojej strony kwestia nudy czy zmęczenia a efekt problemów,których nie potrafiłam rozwiązać.Efekt mojej głupoty,a także egoizmu.
Nie wierzę w altruistyczne związki.Każdy zawsze chce czegoś dla siebie.
Nie uzasadniam bo pora późna i nie chcę namieszać,ale jak coś to chętnie o tym porozmawiam.
blanka77,napisałaś:
Ja też nie rozumiem, jak popęd seksualny może być silniejszy od uczucia[...]jak można kochać drugą osobę i zdradzać i jeszcze do tego ją okłamywać. Pozwalac jej żyć w nieświadomości, nie pozwolić jej dokonać wyboru i do tego przyjść do domu i przytulać jakby się nic nie stało.
też było to dla mnie nie do pomyślenia do czasu,aż sama tego nie przeżyłam.Nie będę się teraz tłumaczyła,bo nie ma to większego sensu,ale mogę powiedzieć - teraz wiem,że takie rzeczy są możliwe.
I nie-nie umiałam się do Niego przytulić.Nie umiałam spojrzeć w oczy.To wszystko legło w gruzach i czułam,że to jest złe a mimo to brnęłam dalej.
Dlatego powiedziałam prawdę.Z góry zaznaczam że nie chcę wchodzić w dyskusje na ten temat,ale - uważam,że właśnie przez powiedzenie prawdy pozwala się zdradzonemu partnerowi dokonać wyboru.Byłam przygotowana na konsekwencje i bałam się,ale czułam,że trzymanie tego w tajemnicy zniszczy nas prędzej,niż wyznanie prawdy.Wybrałam w tej sytuacji wg mnie mniejsze zło.
Najłatwiej powiedzieć, że to przez partnera bo on to, bo on tamto. A mnie się wydaje, że nie w tej kolejności te sprawy są rozwiązywane. Najpierw rozwiązywanie problemów w związku, a potem ewentualnie rozstanie. I wtedy nie ma miejsca na zdradę. A niektórzy - najlepiej olać wszystko i iść sie pobzykać (sorry za wyrażenie).
nie twierdzę że to wszystko przez R.,ale uważam że takie sytuacje często są efektem zaniedbań z obu stron.Wiedzieliśmy w przeszłości jakie mamy problemy i mówiliśmy że to naprawimy,po czym kończyło się na mówieniu lub jakichś chwilowych pomniejszych działaniach bez bycia konsekwentnym.W końcu doszło do zdrady.Nie bzykałam się.Zdrada to nie tylko bzykanie w czysto fizycznym sensie.
Ok,napisałaś ostro i miałaś prawo.
Też byłam kiedyś zdradzona(w poprzednim związku) i wiem jak to boli.Nie przypuszczałam,że sama mogę to zrobić.Ironia życia można rzec...
Maks:
dziękuję...i masz rację.Koniec roku to zbyt krótki czas.Ostatecznie nie wyznaczyliśmy żadnego terminu.Będziemy obserwować rozwój sytuacji i mam nadzieję w końcu ruszymy tyłki i zadziałamy.
Nie biczuję już siebie...jestem jakby to powiedzieć...znieczulona i nastawiona na niepopełnienie tego błędu ponownie.
------------------------------------
Tak...ewka miała rację,uciekłam na trochę,ale teraz już jestem i jeśli tylko ktoś zdecyduje się przebrnąć przez tego tasiemca i napisać coś,obiecuję że więcej takiej olewki nie będzie.
Dobrej nocy,mam nadzieję,że nie popisałam głupot,bo późna pora i w ogóle.Nawet samej nie chce mi się czytać tego po raz drugi