Przestał kochac, ja przestałam żyć..

Problemy z partnerami.

Postprzez ilaa » 6 paź 2010, o 13:18

---------- 12:00 06.10.2010 ----------

mysle i mysle o wszystkim caly czas.. nie wiem co dalej bedzie. boje sie przyszlosci bez niego.. boje sie tej tesknoty za nim, ktora teraz czuje, ze jestem nikim, bo on wypalnial mnie, a teraz nie ma nic.. w domu ciezko bedzie mi odpoczac, bo juz zamartwiam sie co zastane po prowrocie.. czy bedziemy choc potrafili normalnie rozmawiac czy wszystko bedzie opieralo sie juz na strachu przed kolejna rozmowa-awantura, i bolem ze takie uczucie ktore nas laczylo przemienilo sie w cos tak okropnego.. moja przyjaciolka mowi mi od samego poczatku ze nie wazne czy nadal sie kochamy czy nie, ze my po prostu nie potrafimy ze soba zyc...

---------- 13:15 ----------

wlasnie przeczytalam watek KATKI.. odnalazlam w niej siebie. podobne emocje, podobne problemy.. tyle ze roznica polega prawdopodobnie w moim mezczyznie. on jest kochanym, wrazliwym facetem ale marzyl zawsze o szczesliwej rodzinie bez klotni, awantur czyli bez tego co mial jako dziecko az do momentu, kiedy jego rodzice sie rozwiedli. ma kompleks z powodu ojca, z ktorym nie ma kontaktu i weim, jak bardzo go to boli. chce udowodnic sobie i calemu swiatu ze stworzy "idealna: rodzine.. dlatego wszelkie takie awantury go zabijaja, dlugo dochodzi do siebie, nie chce rozmawiac bo jest przekonany o braku sensu takiej rozmowy.. a ja? ja chyba tez jestem niedoglaskana.. mialam dobre dziecinstwo, ale nie zawsze wszystko bylo kolorowe :( tez szukam szczescia, spokoju, milosci, chyba jak kazdy... skad we mnie tyle emocji?

---------- 13:18 ----------

nie mialam na mysli ze mezczyzna Katki jest niekochajacy. roznica polega na tym ze jej partner chce rozmawiac a moj nie bardzo, zamyka sie w porazce i twierdzi ze o milosc nie mozna walczyc, ze labo idzie dobrze albo zle. ze walczy sie tylko na wojnie :(
ilaa
 
Posty: 52
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 23:12

Postprzez caterpillar » 6 paź 2010, o 14:27

ilaa ja widze ,ze wylaniaja sie dwa problemy

pierwszy to Twoja wrecz symbioza z partnerem,brak wlasnego zycia.

druga to podejscie partnera do zwiazku i do rozwiazywania problemow w zwiazku..a raczej nie rozwiazywania (z takim podejsciem to moze jedynie miec zabe za partnerke nie kobiete :? )

gdziesz lezy przyczyna tej niezdrowej (wydaje mi sie)relacji..moze jak piszesz w dziecinstiwe..nie wiem czy od razu trzeba leciec na terapie..moze zyczajnie potrzeba Ci czasu.

nic nie dzieje sie przypadkowo ilaa

moze warto przeanalizowac swoj zwiazek swoje emocje...

pamietam jak bylam z pierwszym facetem (dosc skomplikowane) i penie na swoj kochalam go i on mnie jednak pierwsza mysl

gdy probowal ze mna zerwac to bylo "kto mi teraz rower naprawi??" "tyle rzeczy w tym pokoju mi go przypomina"

glupie nie? potem powoli dotarlo do mnie ,ze mimo tylu lat nasz zwiazek nie mial by przyszlosci ..gdy ublagalam powrot to po roku ja zerwalam.

zachecam cie do przygladania sie temu co sie dzieje w Tobie.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Ladybird » 6 paź 2010, o 22:46

Witaj, przypominasz mi mnie z poprzedniego związku.
Wtedy wyczyniałam takie sceny , jak i Ty.
Teraz moj następny partner odszedł, argumentując jak Twoj - ma być dobrze i nie wrto naprawiąc i rozmawiac. Pozwoliłam mu odejśc. Mimo że wiązało nas już dużo.
Byłam z siebie dumna, że nie poniżyłam się ,że na spokojnie czekałam aż się spakuje.
Coz, chodze na terapię, co i Tobie radzę. Sporo się dowiedziałam o sobie , a i o parnerze też.
Ciężko jest stworzyć szczęśliwy związek z osobą, ktora nie chce rozmaiwac, naprawiac, dążyc do porozumienia .
Terapeutka mi powiedziała, że nawet kłotnia buduje związek. Moj partner tego nie rozumiał, bo mial problerm z przeszłości .Twoj tez nie pojmuje ,więc szalejesz, ale nic tym sposobem nie zyskasz. Pomyśl , robisz coś przeciwko sobie awanturując się i pnizając. Gwarantuję Ci , że pozwalajac komuś odejść zachowasz szacunek do samej siebie, a jak on zechce ,to i tak odejdzie. Nie zatrzymasz go na siłę. ja staralam sie w tym zwiazku tylko romawiac, nigdy nie podnioslam glosu ,ale dla niego to i tak bylol za wiele. ma byc dobrze, albo trzeba się rozstac.
Pewnie ,że mnie boli , przykro mi cholernie, bo nic takiego nie zrobilam, bardzo chcialam porozumienia.
Coz jednak poradzic.
Trzeba żyć dalej . Przynajmniej nie ma wrogości między nami , romawiamy czasem i taj jest lepiej
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez ilaa » 7 paź 2010, o 00:49

Myślę,że to całkiem naturalne, że analizuję i zastanawiam sie gdzie leży przyczyna tego, że dwoje ludzi, bardzo podobnych i tak różnych, ktorzy byli dla siebie wszystkim spierdzielili sprawę. Zdaję sobie sprawę, że w dużej mierze to moja wina. Żaden facet na dłuższą metę nie będzie tolerował ograniczania jego swobody, poprawiania po nim, łażenia krok w krok, zazdrośniczych awantur, odseparowywania od znajomych, wiecznego siedzenia w czterch ścianach, zwłaszcza, że on był wychowany między luźmi.. Skąd we mnie tak ogromne pokłady miłości? Skąd ta potrzeba kochania.. ? Czuję się czasami jakbym zwariowała, jak wariatka... Że on był powietrzem, pokarmem, wszystkim.. Czy można uduic czlowieka zbytnią milościa??? czy można kochać za bardzo, za dwoje??? On często mówił, że odebralam mu inicjatywę, chęć działania...Że przez to wyobcowanie od świata do którego doprowadziłam ma problemy w kontaktach z ludźmi.. Trudno w to uwierzyć, bo przez rok lub dwa nie zagubi sie raczej tej umiejętności. Chociaż on mówił, że to przez nasze awantury kiedyś zaczął wstydzić się ludzi, bp ludzie się na nas patrzą i nas nie lubią za to? Czy to normalne jego podejście, czy faktycznie jest przewrażliwiony na punkcie awantur i dlatego tak źle znosi nasze???
ilaa
 
Posty: 52
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 23:12

Postprzez julkaa » 7 paź 2010, o 10:32

Swoją terapie zacznij od lektury tych książek:

http://chomikuj.pl/niuniu83/KSI*c4*84*c ... bardzo.pdf

http://chomikuj.pl/malina05?fid=9221746

Toksyczne namiętności Susan Forward w: http://chomikuj.pl/Vivienne_/3.+Uzale*c ... 2o*c5*9bci

?Jak przeczytasz, to naprawde zrobisz milowy krok

ps linki sie slabo wkleiły, wiec musisz skopiowac cale i wkleic w pasku adresu przeglądarki
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez ilaa » 8 paź 2010, o 01:25

---------- 01:08 08.10.2010 ----------

Dlaczego jest tak, że niby kocham za bardzo??? Przeciez jeśli kocham, to całą sobą i nie żałuję ogromu uczucia , jakim go obdarzyłam. On wielokrotnie czuł się z tym dobrze.
Teraz nie tylko problemy między nami go przygniatają.. Stare, niezałatwione sprawy atakują to , co zyskaliśmy przez ostatni rok. On nie potrafi wyrzucić z głowy "złych wspomnień".. Każda poważna kłótnia jest dla niego złym wspomnieniem, każde ochydne wykrZyczane w kłótni słowo ma ogromną wartość... Myślę, że przeszłość z dzieciństwa wywarła na nim większe znamię, aniżeli on sam zdaje sobie z tego sprawę.. Natomist on wie tylko, że chce spokojnego życia, wspaniałej rodziny, by dzieci widziały kochających się rodziców, czyli przeciwieństwo swojego domu...

Kocham go całym sercem, widzę w jego oczach dobro, wrażliwośc ale i zagubienie, samotność.. On mówi, że to ja pozbawiłam go poczucia męskości, że to ja pozbawiłam go chęci działania? Jak ja mogłam to zrobic ??? Kochając go tak bardzo? Pomagając? będąc blisko? On mówi ze to ja wciągnęlam go w problemy finansowe bo zmusiłam go do zakupu wspólnej działki. Ale przecież jest dorosły. U notariusza nikt go do tego nie zmuszał.. Zrobił to dobrowolnie.. Nie ja składałam w banku podpis o kredyt. Dlaczego więć moja ogromna chęć posiadani atej działki obciąża mnie teraz winą za jego problemy.. Ja też brałam kredyt. Mniejszy bo miałam więcej gotowki. On chwille wcześniej kupował inna działkę za gotówke wiec nie miał na tą dziakę (wspólną ze mną) całej gotówki. Wziął kredyt. Dlaczego wszystko jest moja wina? Ja juz swój kredyt spłaciłam. Teraz pomagałam mu spłacać jego. Chciałąm pomóc, udzielając pożyczki. A on teraz stwierdził, że to mój obowiązek spłacać jego długi, bo go na nie naraziłam. Jest ZDESPEROWANY BY SPŁACIC TEN DŁUG..

Jestem w Polsce i jest mi bardzo źle.. Jest późno w nocy a ja spać nie moge i popijam małe drineczki, by lepiej zasnąć.. Nie radzę sobie z tęsknotą za nim. Wszędzie w głowie go widzę.. Tak bardzo mi go brakuje. Nie potrafię spotkać sie z rodziną (poza mamą, u której jestem) bo nie poradziłabym sobie ze smutkiem, z napływającym co jakiś czas łzami do oczu... BOŻe drogi, nie wiem jak sobie z tym radzić??? Tak bardzo boję się powrotu do domu, bo boję się znowu zobaczyc jego zimne spojrzenie, bez uczucia... A z drugiej strony tak bardzo chcę już tam być, żeby go tylko zobaczyć..

---------- 01:25 ----------

Julkaa,
..tak, poniekąd wiem, że mam problem z uzależnieniem się od niego. Ale czy to od razu musi nadawać się na leczenie?? Byliśmy razem z moim facetem 3 lata pod jednym dachem, na obczyźnie, zdani na siebie, każdego dnia, bo to nie to samo co w Polsce, kiedy ma się możliwość wyskoczenia do mamy na obiadek, jednej czy drugiej, spotaknia ze starymi znajomymi lub tymi z pracy. Tu znajomymi z pracy są Irlandczycy i oni nie szukaja po pracy kontaktów z Polakami. Więc ja i on cały czas razem, kiedy był problem nie było dokąd pójść.. Odreagować.. Tylko nadal tkwiliśmy w naszych 4 ścianach, pozostając sami ze sobą... Tu życie jest trudniejsze a do tego ten problem z kredytem.. Z jego kredytem. Bardzo to na nim ciążyło. Nadal ciąży. Nie ma wsparcia ze strony matki, ktora ciągle nie rozumie jego postępowania, jeśli chodzi o inwestycje na przyszłość. I wtłacza w niego ten błąd, jak mógł to zrobić, wdać się w kredyt? (przez telefon, bo tak wyglądają kontakty z mamami)// A więc czy to takie dziwne, że nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego? Bo był wszystkim, każdym dniem? Pocieszeniem, smutkiem, zyciem? Ludzie przyzwyczajają się do siebie... Ja widze swoje błędy z życia na codziennego, wiem co powinnam zmienić, ale zastanawiam się czy potrzebuję terapii? Czy naprawdę kocham za bardzo????? Nie jest łatwe nagle przestać żyć bez niego.. Ciągle kocham gop całym sercem. Jest moją pierwszą wielką miłością, zawsze będzie!!! I po 3 latach ciągle świata poza nim nie widzę...
Bardo mi trudno...........
ilaa
 
Posty: 52
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 23:12

Postprzez julkaa » 8 paź 2010, o 10:47

Jesli chorujesz, to musisz sie leczyc.
Mozesz sposobami domowymi, jakie podeslalam ci w poprzednim poscie.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez gaja7 » 8 paź 2010, o 12:11

Budowałem na piasku

I zwaliło się.

Budowałem na skale

I zwaliło się.

Teraz budując zacznę

Od dymu z komina. (L. Staff)

Zainwestowałaś w ten związek kawał życia. Ale teraz masz wybór, czy następne kawałki będą budowaniem, czy tworzeniem ruin.

Masz jakieś własne coś? Poezja, malarstwo, podróże? Masz działkę. Zacznij coś. Choćby po to, żeby mu pokazać, że dasz radę. Zainwestuj całą swoją rozpacz w twórcze działanie. Ponoć prawdziwa sztuka w bólu się rodzi. Ból pewnie gdzieś tam zostanie na całe życie, ale można wokół niego osnuć dym z komina.
gaja7
 
Posty: 33
Dołączył(a): 23 wrz 2010, o 20:31
Lokalizacja: PL

Postprzez Bianka » 8 paź 2010, o 12:50

Byłam taka jak Ty:( a może ze mną było gorzej bo miałam jak mnie zostawił 20 lat, po 3 latach i wspólnym mieszkaniu i nie widziałam tyle co Ty nawet na tym etapie tylko koniec życia dosłownie...pamiętam to uczucie, to samo co Ty teraz czujesz, ja wylądowałam w psychiatryku:( ważyłam 48 jk przy 175 cm wzrostu, piłam i nie jadłam...taką władzę miał nade mną dalej przez jakieś jkeszcze 5 lat...
Teraz żałuję!!! bardzo, że nie pokazałam wtedy grama dumy, że nie pokazałam że potrafię bez niego, bo to by mu zaimponowało i może by się zastanowił, a tak byłam nikim!on nie mówił mi co mu przeszkadzalo, Twój facet Tobie mówi ale nie korzystasz z tego...osaczyłaś go i zagłaskałaś kota, zadusiłaś miłością, może Ci się wydaje że to niemożliwe, a jednak możliwe, kobieta bluszcz:( on jest jak narkotyk bardzo dobrze Cię rozumiem ale jedyny ratunek to pokazać mu że potrafisz sama żyć, że masz coś poza nim i nie pokazywanie takiej desperacji!!!
"Facet nie goni autobusu w którym już siedzi" to sobie zapamiętałam, dla tamtego związku za pozno, ale w obecnym zawsze udawałam że się nie boję go stracić jak będzie zle a bałam się tak samo:(
Twój facet wyraznie daje sygnaly ze o to mu chodzi, pozbawilas go inicjatywy bo nie musiał ani nie miał okazji się o Ciebie chociaż trochę postarać...
Pytasz czy można kochać za bardzo, można, wtedy kiedy się osobę ukochaną osacza i dusi...
Myślę że napewno dla Ciebie terapia, on też ma duże ze sobą problemy, takie związki są zawsze burzliwe, przynajmniej widzę to w swoich doświadczeniach...
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez ilaa » 8 paź 2010, o 16:11

---------- 15:42 08.10.2010 ----------

I znowu nerwy, stres, łzy. Dostałam od niego sms z jego danymi , bym w Polsce wystawiła mu notarialne upoważnienie do sprzedaży naszej wspolnej działki. Dlaczego on oczekuje, że ja dla niego zrobie wszystko, kiedy on niewiele robi dla mnie? Właściwie nic. Jedyne o czym sobie przypominam to zabranie mnie na wspólne wakacje dwa razy.. Najpiękniejsze w naszym życiu zresztą.. na wakacjach zawsze bylo dobrze, bez stresu, problemów... On uważa, że ja chce go oszukać, że namówiłam go na kupno wspólnej działki (rozpisanej 50 proc. na 50 własności) i że teraz z zemsty nigdy nie pozwole mu sprzedać tej działki.. Wiec wymaga ode mnie upoważnienia na jej ewentualna sprzedaż...
Zagłaskałam go. Oddałam wszystko i jestem tą złą.. Łzy lecą na klawiaturę, wszystko jest nie tak, nadal go kocham jak ta idiotka pomimo ze widzę, co się dzieje.. Mama patrzy na to moje cierpienie i nie potrasfi mi pomóc. Ma dorosłe dziecko, której gorzej radzi sobie w życiu niz 10-latek... Mama sama po przejściach w życiu na środkach uspokajających, nerwica, psycholog... I do tego jeszcze ja, żeby chyba ja dobić. Najchętniej skończyłabym ze sobą, bo nie radzę sobie, kompletnie nie wiem jak dalej żyć.. Co robić??? I tylko to, że mama tak mnie kocha i nie zniosłaby tego trzyma mnie przy życiu...

---------- 16:11 ----------

Gdyby nie było mamy, to i by mnie juz nie bylo. Zawsze bylam wrażliwa, za bardzo wrażliwa na świat, na cierpienie ludzi.. Skończyłam polonistykę i te ksiązki zrobiły ze mnie kogoś "romantycznego, nierealnego"... Obudziły we mnie pragnienie kochania kogos bardziej, niż to jest normalne... Długo byłam w życiu sama, cała masa kompleksów i strach przed wyjściem na zaewnątrz, przed krytyką, z którą pewnie nie poradziłabym sobie... Nie jestem piękna. Nie akceptowałam siebie. Nigdy nie miałam powodzenia wśród płci przeciwnej, a tak marzyłam o miłości.. Żyłam w tych swoich marzeniach, wyobrażeniach... Potem, by przełamać samą siebie, by skończyć z tą monotonią postanowiłam zaraz po studiach wyjechać do Stanow jako niania w amerykańskiej rodzinie... No cóz, niewiele sie zmieniło tam, poza tym ze nauczyłam się języka i zyskałam przyjaciela, który jest ze mną do dziś, w Irlandii i z którym mam kontakt tylko wtedy, kiedy mi źle.. Ona zawsze do mnie dzwoni i rozmawia. Wystarczy jeden sms. Ale wyjazd nioczego nie zmienił. Poza przyjaciółką nikomu nie dałam szansy na bliższe pozananie. Siedziałam w domu sama ze sobą, z ksiązkami, pamiętnikiem, internetem... Tak bałam sie ludzi, krytyki, nieakcepatacji, odrzucenia, że zabarykadowałam się w 4 scianach... Żadnych wspólnych imprez ze znajomymi, na które zawsze namawiała mnie moja przyjaciółka... Po Ameryce pojechałam do Irlandii. Zaczęlam budować swoje prawdziwe samodzielne życie, aż nagle pojawił się on. Zostawiłam wszystko. Zakochałam sie jak idiotka choc nie dałam mu tego poznać. To on się starał, a ja czułam że świat się przwrócił do góry nogami. Wcześniej nikt nigdy nie zwrócił na mnie uwagi... Wyprowadziłam się nagle z dzielonego z koleżankami mieszkania. Zero kontaktu. tylko on.. Ze szczęscia schudłam, zaczęlam powoli powolutku podać się sobie.. Bo podobałam się jemu... Wszystko bym mu oddała. On po nieudanym związku, dziewczyna po 5 latach go zostawiła dla innego, znalazł mnie.. Myślę, że chcial dobrze, a wszystko skończyło się źle... Wszusyko niewypał. Nie było kolorowo, ale czuliśmy się jak 2 pokrewne dusze. Rozumieliśmy sie w pół zdania.. Ogromne uczucie, bliskość.. Daleczego słowa wykrzyczane w kłótniach zmieniły jego podejście do mnie? Dlaczego wierzył bardziej w nie a nie w to co mówiłam do niego w chwilach życia codziennego, bliskośći, wycieszenia.. Myśle, że ktoś musiał go bardzo zranić przede mną, że ma taki w sobie strach, tyle obaw.. To przecież tylko slowa co krzyczałam, a czyny były inne. Pomagałam całą sobią. Przeszłam z nim przez te problemy finansowe wspierając jak mogłam, oddając wszystko, każdy cent.. Dalczego wszystko się tak zmieniło.. Czy naprawdę kochałam za bardzo??????
ilaa
 
Posty: 52
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 23:12

Postprzez Abssinth » 8 paź 2010, o 16:46

zajrzyj do tych ksiazek.... pomoz sobie.

znajdziesz tam odpowiedz, sama ja odkryjesz.

sciskam....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ilaa » 8 paź 2010, o 17:38

---------- 17:28 08.10.2010 ----------

Zajrzałam. Widzę siebie, w dużej mierze, ale co z tego?? Teraz jest mi tak cholernie źle, ciężko.. Książkami bólu i tęsknoty nie zabiję. Po prostu nie wiem jak przetrwać ten najgorszy czas..

Jak dać sobie radę??? Jak normalnie funkcjonować??? Jak przestać myśleć o nim?

NO jak??????

---------- 17:38 ----------

Facet jest moja pierwszą wielką miłością. Jedyną. Nie wyobrażam sobie życia z nikim innym. Już po roku poprosił mnie o rękę.. Byliśmy w sobie śmiertelnie zakochani.. Czy problemy potrafią naprawdę wszystko zniszczyć?? A jeśli on ma depresję i dlatego tak negatywnie, bez wiary do wszystkoego podchodzi?? Nie wiem.. Jak mu pomóc??? Wiem, jak pomóc sobioe ale nie chcę go zostawiać. Wierzę ciągle, że nie przestał kochac, że gdzieś na dnie jego serca ciągle czuje to , co kiedyś.. Głupia jestem prawada? Bez nadziei nie poradziłabym sobie.

Kiedys też już mieliśmy podobne przejścia. Ułożyło się.. A co będzie teraz????? Dlaczego wszystko z góry jest przekreślone??? Przecież czasem przychodzi zwątpienie.. W każdym związku!!! Może po prostu ten ogrom problemów przytłoczył go, zwątpił??? Dlaczego nie mam wierzyć, że może jeszcze coś dobrego się nam przydarzy???
Dlaczegomam wyrzucać z siebie kogoś,kogo tak bardzo kocham. I wiem, że i on mnie kocha.. O Boże! Motam się sama ze sobą, ze swoimi myślami, nadziejami, bólem.. Bardzo się boję !!!
ilaa
 
Posty: 52
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 23:12

Postprzez julkaa » 8 paź 2010, o 17:41

W każdej z nich (a na pewno w Toksycznych Namiętnościach) znajdziesz rady jak radzić sobie z tą żałobą po rozstaniu.
To co czujesz jest normalne, ale eskalacja tych uczuć i nieumiejętność radzenia sobie z nimi już nie.
Po pierwsze nie łudź się, że on cie kocha. Tak nie postępuje osoba która kocha. A twój bunt i zaprzeczanie są typowymi etapami przeżywania żałoby po rozstaniu/odrzuceniu.
http://www.psycho-help.pl/index.php?id=O_mi%B3o%B6ci
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez ilaa » 8 paź 2010, o 18:24

---------- 18:00 08.10.2010 ----------

Widzę, że jestem sama ze swoim problemem.
Wiem, że jak się kocha, to się inaczej postępuje..

Ale i tu na forum jest kilka historii, ktore po niezłych przejściach zwyciężyły!!!

Dlaczego i ja nie mam walczyc o miłośc?

Jeśli on faktycznie jest pogrążony w swoich problemach? Jeśli to depresja? Nie wiem co dzieje się z czlowiekiem w takim stanie? Żyć mu się nie chce i szansy na nic lepszego się nie widzi.. Może to właśnie on teraz? Dlaczego na pewno tak nie jest??

Nie wiem czy już o tym wspomniałam tu na forum w moim wątku czy też nie? Ale skoro by mnie nie kochał to w czerwcu tego roku czyli niecałe 4 miesiące temu nie rozmawiałby z moją mamą o naszych planach ślubnych prawda? I ze mną również! Więc co się stalo????????

W lipcu byliśmy na przepięknej wycieszce w Paryżu, zakochani, objęci spacerowaliśmy po mieście.. A potem powrót do problemów, do życia, i do przeszłości w jego głowie... Do wszystkiego co niefajne, do kłótni, maksymalizowanie problemów.. Czy ktoś widzi jego problem czy tylko jedno, że jak się skończyło to koniec i nie ma sensu już nic z tym robić??????????????

---------- 18:24 ----------

... i jeszcze jedno..
Nie uwierzę, że tak nagle przestał kochac!!! Nie!!! Bo zaledwie 3 tygodnie temu po jednej z jego decyzji o chwilowym odpoczynku ode mnie i przeniesieniu sie do innego pokoju w domu napisał do mnie wiele sms (kiedy bylam w pracy, a on w domu), że nie możemy zniszczyc tych 3 lat, że damy radę, że kocha mnie cały ten nasz szalony świat??? Więc co??
Jego niezrównoważona chwiejność emocjonalna nie jest problemem? Dlaczego mam tak nagle przestać wierzyć w tą miłość?
ilaa
 
Posty: 52
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 23:12

Postprzez bunia » 8 paź 2010, o 18:24

Daj sobie i Jemu czas....mysle, ze obojgu Wam jest potrzebny.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 405 gości