przez Miriam » 22 cze 2010, o 15:00
o na to wszystko moj narzeczony ? on rowniez chce przelozenia slubu. Uwaza, ze mimo iz jestesmy ze soba spory kawalek czasu, to jednak pewne istotne etapy nie sa jeszcze przerobione. Mam Jego wsparcie. Jesli sie wyprowadze od rodzicow, tez bede je miala - on jest wkurzony tym, ze wlasnie w taki sposob niby dla mojego dobra zahamowano we mnie seksualnosc. Zebyscie zle nie zrozumialy, nie ma zarzutow do mnie, wrecz przeciwnie chce pracowac nad tym i ma duzo cierpliwosci. Duzo o tym wszystkim rozmawialismy, chcielibysmy przelozyc slub, ja potem chce sie wyprowadzic i pomieszkac troche sama, chce poznac lepiej siebie jako osobe oderwana od starego domu, chce sie oswoic sama ze soba- moze to dziwne, ale czuje, ze potrzebuje tego. Po jakims czasie chcielibysmy zamieszkac razem i tu jest pies pogrzebany... poniewaz
mamy mieszkanie, ktore kupili mi moi rodzice ... i nie kupili go po to, abym mieszkala w nim z kims bez slubu... Ich slowa. Gdybym wiedziala, ze nie bede mogla w nim mieszkac z narzeczonym, to bym nie wziela tego mieszkania. Ten zakup tez jest jakas forma kontroli, manipulacji, wzbudzania wyrzutow sumienia - no my ci tu mieszkanie kupujemy, a ty nie doceniasz tego, bo nie spelniasz naszych oczekiwan. Zainwestowalam sporo pieniedzy w remont i w tym momencie wycofujac sie bede bardzo stratna finansowo. Jesli wbrew ich woli zamieszkamy razem w tym mieszkaniu to bedzie to po prostu koniec. Ja to wiem. Bedzie pieklo, nigdy tego nie zaakceptuja. Moja mama ma ogromna potrzebe dominowania, wyobrazcie sobie, ze nie potrafila zaakceptowac tego, ze ja sama decyduje o wygladzie mieszkania - mimo iz ja placilam za remont, materialy, to mialam awantury o to, jakia ekipe remontowa czy też kolory na sciany wybralam ! Ojciec akurat w takie rzeczy w ogole nie ingerował.
Probowalam zaczac temat przesuwania slubu na poczatku z moim ojcem, ktory przebicia w domu nie ma, rzadzi mama i musi byc tak jak ona chce. Widzicie dla mnie problemem jest juz nawet przesuniecie terminu. Reakcja taka, jakiej sie spodziewalam. Jak to ja nie jestem pewna, jak moge miec watpliwosci, to po co brac w ogole ten slub itd. O wspolnym mieszkaniu moge zapomniec. Z matka nie mialam ochoty o tym rozmawiac, nie bylam juz w stanie znosic kolejnej awantury, kolejnego obrazu braku wsparcia. Beda hasla typu " co rodzina powie ". Ale w koncu bedzie trzeba. Juz mamy powplacane zaliczki na sale, zespol - to sie da przesunac bez straty. Ale nie wiem co z sukienka... tez mam zaliczke wplacona, tyle, ze to byla gotowa sukienka tylko do zwezenia i nie wiem czy calkowicie z niej rezygnowac czy nie... a bedzie gotowa pod koniec miesiaca i juz po prostu nie wiem
Powiem Wam, ze jestem juz chyba w stanie obyc sie bez wspolnego mieszkania bez slubu. Czy to zbyt duzy kompromis z mojej strony ? Wiem, ze na pewno chce tam sama zamieszkac, ukladac sobie to moje zycie po swojemu i znalezc odpowiedzi na pytania, od ktorych tak wiele zalezy. Bylby to i tak bardzo duzy krok w strone niezaleznosci. Pracowac nad zwiazkiem mozna i tak, a ja chce uniknac piekła, jakie sie rozpeta gdy razem tam zamieszkamy. Co o tym myslicie ?
A odnosnie puszczania blokad. Mysle, ze w jakims - nie wiem jak malym badz wielkim stopniu jakies ziarnko prawdy w tym jest. U mnie w domu ( u rodzicow) nie potrafie sie zbytnio odprezyc, u narzeczonego w domu nie czuje tej presji, tam hamulce potrafia mi puscic.